Marcel Klos: Praca w Legii? Tata mnie pyta, kiedy zaczynamy

Marcel Klos, Niemiec polskiego pochodzenia, od lat pracuje w dużej piłce. Kilka lat spędził w RB Lipsk, pracując tam jako skaut. Obecnie jest związany z grupą 777 Partners i zajmuje stanowisko dyrektora w kilku klubach. A czy podjąłby pracę w Polsce? O tym opowiedział w rozmowie z Goal.pl

Marcel Klos
Obserwuj nas w
Sipa US/Alamy Na zdjęciu: Marcel Klos
  • Klos urodził się w Niemczech, ale jest też mocno związany z Polską. Często bywa w Warszawie, gdzie odwiedza najbliższych
  • Mimo młodego wieku (35 lat) ma duże doświadczenie w różnych klubach, na różnych stanowiskach. Obecnie jest dyrektorem z ramienia grupy Partners 777
  • Goal.pl zapytał Klosa, czy byłby zainteresowany pracą w Polsce. Zresztą, taki scenariusz był już bliski realizacji, bo zabiegał o niego Raków Częstochowa

Polska zawodowo i Polska prywatnie

Marcel Klos ma teraz “pod sobą” kilka dużych klubów. Jest dyrektorem tam, gdzie zainwestowała grupa 777 Partners, czyli w Hercie Berlin, Standardzie Liege, Melbourne Victory, Vasco da Gama, Red Star FC i Genoi. Od pewnego czasu w różny sposób przymierzany jest też do pracy w Polsce. A czy faktycznie byłby zainteresowany takim rozwiązaniem? O tym opowiedział w rozmowie z Goal.pl.

WIDEO: Program NASZ NEWS, a w nim cała rozmowa z Marcelem Klosem

Piotr Koźmiński, Goal.pl: Na pewno nie wszyscy znają twoją rodzinną historię. Masz dwa obywatelstwa, pochodzisz z Polski, ale urodziłeś się w Bonn… Po polsku mówisz znakomicie…

Marcel Klos, dyrektor grupy Partners 777: Tak, urodziłem się w Bonn. Polskiego nauczyłem się dzięki rodzicom i dziadkom. Tata jest z Warszawy, a mama z Gliwic. I bardzo rodzicom dziękuję, że nauczyli mnie języka polskiego. To dla mnie benefit, bardzo się cieszę, że go znam. To też na różne sposoby połączyło mnie z Polską. Również w pewnym sensie zawodowo.

No własnie. A ta pasja do piłki skąd się wzięła? Bo pracujesz w futbolu, w różnych rolach, od wielu lat…

Najpierw sam grałem w piłkę, jak to praktycznie każdy, od małego. A pierwszym poważnym krokiem było pójście na studia sportowe w Kolonii. Robiłem też kolejne licencje, C, B, A. To okazało się moją ścieżką do Fortuny Dusseldorf, gdzie zostałem asystentem trenera U17. To było pierwsze wejście do świata piłki. Potem dostałem możliwość pracy w RB Lipsk. To był wtedy nowy klub, 2014 rok. Wtedy była to trzecia liga. A że Lipsk jest blisko Polski, to do skautingu szukali kogoś, kto mógłby się opiekować tym rynkiem. Nie tylko profesjonalnym futbolem w tym kraju, ale też na poziomie akademii. W RB byłem asystentem trenera drużyny U19 i miałem pod sobą skauting na Polskę i Czechy.

Czyli, tak naprawdę Polska w twoim zawodowym życiu pojawiła się dość szybko…

Bardzo szybko. Owocem tamtego skautingu było sprowadzenie do Lipska Kamila Wojtkowskiego i Przemka Płachetę. Polski rynek był bardzo interesujący dla Lipska. Przez pierwsze dwa lata oglądałem mnóstwo meczów Ekstraklasy, ale też juniorskich drużyn. Znałem wszystkich wyróżniających się polskich piłkarzy z rocznika 2001.

A był jakiś polski talent, który chciałeś sprowadzić i żałujesz, że ci się nie udało?

Tak, tak, nawet dwa. Bardzo zabiegałem o Sebastiana Szymańskiego, rocznik 99. Lewa noga, super technika, inteligentny. W pewnym momencie Lipsk był bardzo bliski ściągnięcia go. A drugi to Michał Karbownik. Chcieliśmy go, gdy jeszcze grał w U15. Niestety nie udało.

Rozeszło się o pieniądze, czy o inne kwestie?

Nie tylko finanse. 10 lat temu to były jednak jeszcze troszkę inne czasy. Poza tym Legia jest bardzo dobrym klubem, oni mieli wytyczoną ściężkę do pierwszej drużyny. Tak więc dla nich opcja pozostania w Polsce też była dobrym wyjściem.

Łatwo było ci odejść z Red Bulla? Bo poszedłeś do HSV Hamburg, potem do Vitesse, a następnie do Genoi.

W RB Lipsk poznałem Johannesa Sporesa, mojego szefa już od 10 lat. On odszedł do Hamburga na dyrektora technicznego i wziął mnie jako swoją prawą rękę, szefa skautingu. Hamburg był wtedy jeszcze w 1. Bundeslidze. To było późno, w maju, ostatecznie spadliśmy szczebel niżej. Ale to był ważny etap dla mnie, bo HSV to duży klub. Tam się dużo nauczyłem. Przy HSV Lipsk był małym klubem. Później pojawiła się opcja Vitesse. Tam już byłem dyrektorem technicznym/sportowym. Pojawił się tam dobry inwestor. Już pierwszy rok mieliśmy dobry, zajęliśmy czwarte miejsce i graliśmy w Lidze Konferencji UEFA. Do tego doszliśmy do finału Pucharu Holandii. To były bardzo dobre czasy.

A skąd się wzięła Genoa?

Tak jest w piłce, że jak robisz dobrą robotę, to zostaje to zauważone. Pojawił się inwestor, który zapytał nas, czy pójdziemy do Serie A, pomóc ratować ten klub, zbudować nową strukturę, skauting, stworzyć po prostu nową filozofię. No i wiesz… To Serie A, zatem okazja pracy w bardzo silnej lidze. Stwierdziliśmy, że choć dobrze nam tam, gdzie jesteśmy, to jednak propozycji z Włoch się nie odrzuca.

Najlepiej przy jednej drużynie

To uporządkujmy fakty: dla kogo teraz pracujesz? Bo z tego co słyszałem, działasz de facto w kilku klubach…

Tak. Przez 2,5 roku byłem dyrektorem technicznym/sportowym w Genui, tam mieszkałem. Raz spadliśmy do Serie B, ale szybko wróciliśmy i zostaliśmy na kolejny sezon na tym szczeblu. Zresztą, teraz też dobrze idzie. Natomiast w tym czasie, gdy byłem w Genui, nasz inwestor kupił więcej klubów. Standard Liege, Hertha Berlin, Vasco da Gama, Melbourne Victory, Red Star Paris. I dostałem rolę, aby być dyrektorem w tych wszystkich klubach, mieć też cały skauting pod sobą.

To oznacza, że masz dużo więcej pracy, bo działasz w pięciu klubach, a nie w jednym?

To jest inna praca. Wcześniej byłem day by day w Genoi, blisko trenera, blisko drużyny, codziennie na treningach, na każdym meczu. Teraz mam bardziej pracę strategiczną. To ja decyduję, gdzie w danym momencie jadę. Czy to do Paryża, czy do Berlina, czy do Australii, czy do Brazylii. Tam rozmawiam z dyrektorami sportowymi tych poszczególnych klubów o kadrach, o skautingu. Teraz duża część mojej pracy odbywa się też z samolotu, z samochodu.

Tylko u nas

Czyli, dużo podróżujesz…

Tak, w tym roku było tego bardzo dużo. Co weekend przy klubach, w tygodniu też. Bardzo mało czasu spędziłem w domu.

To chyba żona nie do końca zadowolona? No chyba, że z każdej podróży przywozisz piękny prezent…

Jesteśmy już prawie siedem lat razem, doskonale wie, że taka jest praca. Teraz mamy też małego synka, 6,5 miesiąca.

A w jakiej roli czujesz się najlepiej? Bo jak już wiemy, pełniłeś różne…

Najlepiej przy jednym klubie, jako dyrektor sportowy. Wiem już jak wygląda praca w management, w skautingu, jako dyrektor. A nie powiedziałem jeszcze, że w 2014 roku pracowałem dla niemieckiej drużyny, przy okazji mistrzostw świata.

No właśnie. Gdzieś czytałem, że robiłeś coś dla Joachima Loewa.

Robiłem analizę wszystkich meczów i wszystkich potencjalnych rywali Niemiec. Tak więc to jest takie całe moje portfolio. Doświadczenie z różnych miejsc i z różnych stanowisk. Mogę więc wybierać co w danym momencie chcę robić. Ale tak jak myślę, to jednak najlepiej się czuję jako dyrektor, przy jednej drużynie, codziennie. Lubię rozmowy z ludźmi, planowanie struktury, kadry.

Iloma językami powinna władać osoba będąca na stanowisku dyrektora sportowego?

Ostatnie lata spędziłem we Włoszech. I było dla mnie bardzo ważne, aby nauczyć się włoskiego. Bo tam po prostu nikt po angielsku nie rozmawia. Brałem lekcje włoskiego i w końcu się go nauczyłem. Teraz piłka jest bardzo międzynarodowa, w bardzo wielu aspektach. Zawsze więc dobrze znać te kilka języków. Bo na końcu jak się rozmawia z zawodnikiem, to najlepiej w jego języku. Jak inni widzą, że rozmawiasz w kilku, to cię doceniają. Myślę, że nowoczesny, międzynarodowy dyrektor sportowy właśnie taki powinien być pod tym względem.

No to konkretnie: w ilu językach rozmawiasz?

Po niemiecku, angielsku, włosku i polsku. No i trochę jeszcze po francusku.

A jest jakiś język, którego chciałbyś się jeszcze nauczyć?

Właśnie francuskiego. Bo to duży kraj, ten rynek jest bardzo ważny, jest tam wielu bardzo dobrych piłkarzy.

Ojciec za Legią, mama za Piastem

No dobrze, to przejdźmy do najważniejszego: czyli Polska. Niektórzy kibice od czasu do czasu zauwają cię w Warszawie i od razu mówią: oho, rozmawia z Legią. Jaki jest powód twoich częstych wizyt w Warszawie?

Mam w Warszawie dużo kolegów, mój tata mieszka w Warszawie, babcia i dziadek też. I staram się co 2-3 miesiące być w Polsce. Bo ja bardzo lubię Polskę. Kraj się bardzo rozwija, piłka też. Zawsze mi zależało, żeby mieć dobre kontakty z Polską. Chcę być na bieżąco z Ekstraklasą, wiedzieć co się tu dzieje. A o tym najlepiej się przekonywać na własne oczy.

Tata jest kibicem piłkarskim, czy nie bardzo?

Tata jest legionistą. I to jakim! Ma bilety, chodzi na stadion, czasem zresztą chodziliśmy razem. Śledzi to co się dzieje w klubie, codziennie dzwonimy do siebie, tata opowiada mi różne newsy. Jacy zawodnicy przychodzą, odchodzą… Każda nasza rozmowa prędzej czy później schodzi na Legię. Mama też interesuje się piłką, choć przyznaję, że często jest wojna domowa. Bo, jak mówiłem, mama jest z Gliwic. I w tym roku, gdy Piast zdobył mistrzostwo, w naszym domu było bardzo gorąco.

Słyszę zatem, że dobrze znasz Legię. To powiedz mi jak ty widzisz, oceniasz ten klub? Bo ja mam wrażenie, że nie powinniśmy mieć kompleksów. Oki, nigdy nie będziemy w top 5, ale progres chyba jest? Weźmy właśnie Legię. Super miasto, super stadion, wielka baza kibiców…

Tata mi pokazywał Legię od dawna. Byłem jeszcze na starym stadionie, zawsze wiedziałem co to jest Żyleta. Tradycja, historia, jak to powstawało. Zawsze mnie to interesowało. Wiem, że w Warszawie są Legia i Polonia. Jak widzę teraz stadion, bazę, bo tam też już byłem… Jak Legia jest postrzegana za granicą, w Niemczech, w innych krajach. Legia jest bardzo dużym klubem. Z wielkimi tradycjami. Z super kibicami, tam zawsze są bardzo duże emocje. Dla mnie Legia jest topowym klubem w Polsce, po prostu numerem jeden.

Zatem nieuchronnie musi paść pytanie to pytanie, choć wiem, że masz dobrego pracodawcę obecnie. Ale czy któregoś dnia wyobrażasz sobie pracę w Legii?

Pewnie, że tak. Bo jak powiedziałem, jest bardzo dużo plusów. Mam tam rodzinę, mówię po polsku, znam też dużo ludzi z Legii, jeszcze z czasów Lipska. Znam stadion, znam bazę. Na sto procent… Jakby kiedyś była Legia zainteresowana… To bardzo interesujący klub. Te pomysły, których nauczyłem się za granicą plus moje korzenie. Ten miks mógłby być korzystny, aby zrobić dobrą robotę w Legii.

POLECAMY TAKŻE

A prezesa Mioduskiego miałeś okazję poznać?

Tak, znamy się. 2-3 razy się spotkaliśmy. Nie jest to jakaś intensywna znajomość, ale znamy się.

Bo wiesz, prawda jest taka, że w momencie, w którym rozmawiamy (poniedziałek 10:30) w Legii dużo się dzieje, niedługo pojawią się pewne komunikaty, które sprawią, że ta historia, to stanowisko… To się staje jeszcze bardziej interesujące. Pytam więc wprost: u ciebie takie zmiany mogłyby nastąpić już teraz, czy jednak tylko w przyszłości, bo obecnie zbyt mocno jesteś związany z obecnym pracodawcą?

Jestem związany już trzy lata z obecnym pracodawcą. Ale jestem młody, mam 35 lat. To normalne, że gdyby były zapytania, zainteresowanie. To naturalnie można by zorganizować rozmowę, żeby zobaczyć jakie są możliwości, żeby poruszyć parę spraw. Ale na 100 procent jestem otwarty, bo zawsze trzeba być otwartym.

Rok temu podobno Raków zabiegał o ciebie. To prawda?

Tak. Był kontakt z Rakowem. Muszę powiedzieć, że Raków w ostatnich latach jako klub wykonał świetną pracę. Awanse, puchar, mistrzostwo kraju. Był kontakt, w sumie było bardzo blisko, ale wtedy nie miałem stuprocentowego przekonania do tego. Byłem dopiero rok w Genui, nasz projekt był w trakcie i nie miałem poczucia, że wtedy to jest dobry czas na zmianę.

Raków Rakowem, ale gdy tak patrzę na twoją historię to mi się wydaje, że wszystkie twoje drogi prowadzą do Warszawy. Korzenie, tata legionista…

Tata bardzo często mnie pyta, kiedy zaczynamy pracę w Legii (śmiech). Odpowiadam: tato, spokojnie. Może kiedyś. A jak nie, to też nie, takie życie.

“Piłarskie dzieci”? Choćby Timo Werner

To na koniec powiedz mi jeszcze: czy masz takie swoje “piłkarskie dziecko”? Piłkarz, którego wyskautowałeś, a który teraz jest bardzo znany…

Tak, tak mam. Choćby Timo Werner w Lipsku, który teraz jest w Anglii. Upamecano… Tak samo Lois Openda. Wypożyczyliśmy go do Vitesse, wtedy gdy nikt go jeszcze nie znał. W Genui też mieliśmy dużo takich zawodników. Albert Gudmundsson, Retegui, Dragusin…

No widzisz, Legia też potrzebuje człowieka, który potrafi znaleźć dobrych piłkarzy. Tyle że tu miałbyś mniejsze środki niż na przykład w Lipsku…

Tak, ale budując kadrę, nie zawsze musisz mieć duży budżet. Oczywiście, jakieś środki zawsze się przydadzą, ale w Vitesse na przykład, w pierwszym sezonie, nie wydaliśmy ani centa, a zajęliśmy czwarte miejsce i awansowaliśmy do Ligi Konferencji UEFA. Wszystkich piłkarzy pozyskaliśmy za darmo lub wzięliśmy na wypożyczenia. Tak więc nie zawsze musisz dużo wydać, żeby odnieść sukces.

Komentarze