- Ola Gustavsson, dziennikarz serwisu FotbollDirekt.se, opowiada nam o mocnych i słabych stronach najbliższego rywala Legii Warszawa
- Szwed wspomina także o złej reputacji kibiców, przez co można oczekiwać szczególnej mobilizacji służb
- Ciekawym wątkiem są zarobki piłkarzy w Szwecji. Gustavsson zdradza, dlaczego zespoły z Ekstraklasy pod tym względem bez problemu dominują szwedzkie kluby
Djurgardens IF, czyli od kryzysu do serii zwycięstw w Lidze Konferencji
Przemysław Langier (Goal.pl): W Polsce pamiętamy mecz Djurgardens przeciwko Lechowi Poznań. 3:0 w Sztokholmie, 5:0 w dwumeczu. Tamto Djurgardens było mocniejsze czy słabsze od obecnego?
Ola Gustavsson (FotbollDirekt.se): To zależy, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Gdybyś zadał to pytanie dwa miesiące temu, nie miałbym problemu, by powiedzieć, że Djurgardens z 2023 było mocniejsze. Wynik dwumeczu z Lechem był w Szwecji przyjęty z wielkim zaskoczeniem. Djurgardens wtedy wyglądało kapitalnie, wygrywało mecz za meczem, a grupy Ligi Konferencji wyszło z pierwszego miejsca. Teraz to zupełnie inny zespół, w dodatku mocno osłabiony w lecie. Odeszli przede wszystkim Lucas Bergvall, który za 10 mln euro przeszedł do Tottenhamu, Samuel Dahl trafił do Romy, a bramkarz Jacob Widell Zetterström do Derby. Do tego Piotr Johansson doznał strasznej kontuzji, która wykluczyła go na jakiś rok. To wszystko sprawiło, że drużyna na początku sierpnia wpadła w potężny kryzys. W międzyczasie doszło do zmiany trenera. Obecnie zespół prowadzi Roberth Björknesjö, ale to tymczasowy szkoleniowiec. Po meczu z Legią drużynę przejmie trener z Finlandii.
Sytuacja w klubie zmieniła się na lepsze po nieoczekiwanym zwycięstwie z Panathinaikosem. To nie jest tylko kwestia wyniku, ale cała drużyna jakby zaczęła wyglądać lepiej. Dlatego trudno mi jednoznacznie porównać ten zespół z tym z marca 2023.
Będzie dla Djurgardens jakąś przeszkodą fakt, że szwedzka liga skończyła grać w pierwszej połowie listopada?
Nie sądzę. W utrzymaniu formy pomaga granie w Lidze Konferencji, bo przecież tutaj większych przerw nie ma. Gdyby nie to, pewnie Legia miałaby jakąś przewagę, bo gdy wspominam mecz przeciwko TNS z Walii, rozegrany właśnie po niemal trzech tygodniach od końca ligi, to można było mieć obawy. Zdecydowanie nie był to udany występ, nawet jeśli zwycięski.
“Legia? Panuje przekonanie, że to największy klub w Polsce”
Co dla Legii może być największym niebezpieczeństwem?
Myślę, że niezwykle poważne potraktowanie tego spotkania przez Djurgardens. W klubie panuje opinia, że to będzie starcie z największym klubem z Polski. Wszyscy mają w pamięci, co się stało z Lechem i każdy zdaje sobie sprawę, że teraz nie będzie łatwiej. A jednocześnie mecz z Panathinaikosem wlewa wiarę, że teraz będzie lepiej.
Mówisz o kwestiach zaangażowania. Natomiast kogo personalnie Legia powinna obawiać się najmocniej?
Powinna zwrócić uwagę na nazwisko Tokmac Chol Nguen. To 31-letni reprezentant Norwegii, który przyszedł w tym roku z Ferencvarosu. Miał dość trudny początek, na który wpłynęła dłuższa kontuzja, ale w tym momencie to znacząca postać dla zespołu. Drugi piłkarz, na którego Legia musi uważać, to Tobias Gulliksen. Bardzo utalentowany zawodnik, za którego zeszłej zimy zapłacono 2 mln euro. Obaj byli najlepszymi zawodnikami w meczu z Panathinaikosem. Wspomniałbym jeszcze o napastniku Denizie Hummecie, trzecim najlepszym strzelcu w Allsvenskan. Był objawieniem sezonu, robił rzeczy, których niewielu się po nim spodziewało. Nie jest już taki młody, bo ma 28 lat, ale jego styl gry idealnie się wpasował pod Djurgardens. To potężnie zbudowany piłkarz, który haruje dla zespołu. Być może najlepszy napastnik ligi pod względem gry bez piłki.
Oglądaj także: “Nasz nius” – nowy program w ramówce Goal.pl
A jakie są najsłabsze strony Djurgardens?
Boki obrony. Gdybym miał doradzić coś Legii, powiedziałbym, by atakowała skrzydłami, bo tam najłatwiej znajdzie błędy rywala. Po prawej stronie ustawiony jest 30-letni Adam Stahl, po lewej nastolatek z Japonii, Keita Kosugi. Obaj nie dają żadnej pewności.
Jakiego w ogóle meczu się spodziewasz?
Znów muszę odwołać się do meczu z Panathinaikosem. Drużyna nabrała w nim pewności siebie i zrozumiała, że najlepszą metodą na pokonanie silnego rywala jest próba wywierania na nim presji od 1. minuty. Myślę, że podobnie będzie wyglądać to z Legią. Nie sądzę, że Djurgardens będzie czekać, co zrobi rywal, tylko od samego początku będzie naciskać. Spodziewam się bardzo ofensywnego nastawienia.
A jakiego wyniku?
Wcześniej rozmawialiśmy i zdradziłeś mi, że Legia przyjedzie do Sztokholmu bez kilku podstawowych zawodników, więc myślę, że realne jest zwycięstwo Djurgardens. Obstawiam, że będzie 2:0, może 2:1.
Co w Szwecji mówi się o kibicach Legii?
Mają złą reputację. Zawsze, gdy do Szwecji ma przyjechać duży polski klub z szeroką grupą fanów, można spodziewać się mobilizacji służb, zwłaszcza że szwedzcy kibice też nie są święci.
Dlaczego w Szwecji zarabia się mniej niż w Polsce?
Wasze drużyny mają bardzo dobry sezon w Europie. To przypadek, czy liga rośnie?
Występy w Europie sugerują, że to drugie. W przeszłości co prawda Malmoe kilka razy zakwalifikowało się do Ligi Mistrzów, co tym razem się nie udało, ale trzy kluby w fazie głównej pucharów to naprawdę dobry rezultat. Zwłaszcza, że te kluby robią naprawdę niezłe wyniki. Weźmy taki Elfsborg – wszedł do Ligi Europy, gdzie pokonał Romę i przed ostatnimi meczami wciąż ma realną szansę na awans. Malmoe ma gorszą serię, ale właśnie zremisowało z Galatasaray. Djurgardens może zakończyć fazę ligową Ligi Konferencji w czołowej ósemce. Nie przekłada się to póki co na ranking UEFA, bo jesteśmy w trzeciej dziesiątce, ale to efekt fatalnych występów w przeszłości. Sama liga ewidentnie staje się lepsza.
Jednocześnie nie jest w stanie płacić piłkarzom tyle, co polskie kluby. Dlaczego?
Myślę, że to efekt przepisów. W Szwecji obowiązuje zasada, że przynajmniej 51 proc. akcji każdego klubu musi należeć do stowarzyszeń będących jego kibicami. Siłą rzeczy tylko 49 proc. może trafić w ręce komercyjne – firm, biznesmenów, bogatych inwestorów. Kluczowe decyzje podejmowane są często w sposób demokratyczny, gdzie kibice mają większość. To zniechęca środowiska biznesowe do większego zainwestowania w klub, bo trudno oczekiwać wydawania dużych prywatnych pieniędzy, jeśli nie możesz nawet liczyć na własną decyzyjność. To oczywiście przekłada się na niższe przychody, a te z kolei na wypłaty dla zawodników. Wyróżniający się zawodnicy mogą w Szwecji zarobić 10 tys. euro miesięcznie, najlepsi – maksymalnie 25-30 tys. Piłkarzy, którzy wyraźnie wybijają się ponad średnie zarobki w lidze mamy może trzech, czterech czy pięciu.
Najlepsi w Polsce zarabiają kilkukrotność tego.
Zdaję sobie sprawę, bo jestem całkiem blisko z Mikaelem Ishakiem. Wiem, że w Polsce są możliwe zarobki sięgające nawet 100 tys. euro miesięcznie.
Komentarze