Trener Arki Gdynia dla Goal.pl: Miałem kilka gongów w życiu [WYWIAD]

- Oswoiłem się już, z tym że tych gongów w życiu miałem kilka. Tutaj informacja o swojej przyszłości w Arce, wcześniej dostałem się na kurs UEFA Pro dopiero za trzecim podejściem, bo zawsze coś stawało na przeszkodzie. Była też możliwość pracy w klubie z 3. Bundesligi jako dyrektor, co finalnie się nie stało. Miałem też propozycje pracy jako asystent w klubach z Ekstraklasy, ale do takiej współpracy nie dochodziło. Za każdym razem czułem na pewno zawód, ale też nie jestem człowiekiem, który spuści głowę i pomyśli, że jest pozamiatane. Nie, walczę dalej - mówił w rozmowie z Goal.pl trener Arki Gdynia – Tomasz Grzegorczyk.

Tomasz Grzegorczyk
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Tomasz Grzegorczyk
  • Arka Gdynia pod wodzą trenera Tomasza Grzegorczyka w tym sezonie imponuje formą, mając w 12 spotkaniach dziewięć zwycięstw, remis i dwie porażki, licząc wszystkie rozgrywki
  • Dobry bilans Arkowców nie wystarczył jednak do tego, aby swoją pracę w klubie utrzymał aktualny szkoleniowiec, którego w grudniu zastąpi Dawid Szwarga
  • W rozmowie z Goal.pl pochodzący ze Szczecina trener opowiedział o swoich początkach pracy trenerskiej, a także odniósł się do zmiany swojego nastawienia i zabrał głos na temat decyzji o zmianach personalnych w sztabie szkoleniowym w klubie z Gdyni
  • 43-latek przekonywał też, że sztuka w dzisiejszych czasach, jest odnaleźć się na życiowej karuzeli

Tomasz Grzegorczyk i jego początki w zawodzie trenera

Łukasz Pawlik (Goal.pl): Jak spojrzy się na kluby, gdzie zaczynał pan pracę trenerską, to widnieją tam nazwy niemieckich ekip. Można mówić, że jest pan wychowankiem niemieckiej myśli szkoleniowej?

Tomasz Grzegorczyk (trener Arki Gdynia): – Raczej, że jestem mixem niemieckiej i polskiej szkoły trenerskiej. Jeśli chodzi o pracę za granicą, to dzięki temu, że zacząłem swoje funkcjonowanie w zawodzie w niemieckich klubach, mogłem mieć inne spojrzenie na piłkę nożną. Ukształtował się jednocześnie mój model pracy. Z kolei Polska zapewniła mi wykształcenie trenerskie i rozwój na licznych kursokonferencjach i stażach trenerskich.

Kiedy podjął pan tak naprawdę decyzję o tym, że chce zostać trenerem piłkarskim?

Wszystko rodziło się powoli. Gdy natomiast zdałem kurs na licencję UEFA A, to wiedziałem, że to jest droga, którą chcę podążać. Wówczas wiedziałem już, że chce zostać przy piłce nożnej i mieć styczność z szatnią i boiskiem. Zacząłem podpatrywać trenerów i ich warsztat szkoleniowy, jeździłem na różnego rodzaju konferencje trenerskie czy staże. Starałem się cały czas rozwijać. Kwestią czasu było dla mnie, kiedy będę mógł podnieść swoje kwalifikacje.

Tylko u nas

Czuje pan, że jest pracoholikiem?

Byłem nim bez wątpienia i niestety cierpiała na tym moja rodzina. Dzisiaj nie ukrywam, że wciąż intensywnie pracuję, ale chcę zachować w tym wszystkim balans. Potrafię sobie tak wszystko poukładać i uporządkować, że nie potrzebuję po godzinach zostawać w klubie, aby przygotować się do analiz, odpraw, a także przygotować zawodników odpowiednio do meczu.

Kurs na licencję UEFA Pro wpłynął na zmianę nastawienia

Coś konkretnie wpłynęło na taką decyzję, aby zachować przysłowiowy work-life balance?

Utkwiły mi w pamięci słowa Dariusza Pasieki z kursu trenerskiego, który mówił, że gdyby był prezesem klubu, to nie chciałby mieć trenera, pracującego 24 godziny na dobę. Wiadomo, że praca trenera nie polega na tym, aby przesiadywać w klubie 8-10 godzin, bo trzeba też wypełnić inne obszary. Trzeba mieć jednak w tym wszystkim czas na rodzinę czy odpoczynek, sport, aby najnormalniej w świecie ze świeżym umysłem przystępować do swoich obowiązków. Tak staram się dzisiaj podchodzić do życia.

Czy to prawda, że pana inspiracją byli tacy trenerzy jak: Adam Nawałka czy Henryk Kasperczak?

Mam bardzo duży szacunek do doświadczonych trenerów, od każdego z nich można coś dla siebie wyciągnąć. Cenię sobie to, że mogłem spędzić czas na licznych stażach w polskich i zagranicznych klubach. Wiadomo, że to nie jest czas, gdy wszystko się przeżyje i zobaczy. W każdym razie to było dla mnie cenne doświadczenie. Sam dzisiaj w pewnym stopniu jestem po drugiej stronie barykady, bo młodzi trenerzy zaczynają przyjeżdżać do mnie na staże. Zatem wiem, jak to wygląda, gdy ktoś chce oglądać pracę trenera. Ogólnie każda konferencja i kontakt z trenerem może wpłynąć na warsztat trzeba być otwartym i dzielić się wiedzą i doświadczeniem.

Prawda to jednak z wymienionymi trenerami?

Po części tak. Trzeba jednak wiedzieć, że to trenerzy, którzy w sumie funkcjonowali w innych realiach nie tylko organizacyjnych. Piłka nożna wyglądała nieco inaczej, cały czas niezmiennie ewoluuje. Szatnie też w przeszłości funkcjonowały inaczej. Nie było między innymi konieczności porozumienia się w języku angielskim, bo jednak nie było aż tylu obcokrajowców w polskiej piłce, jak to ma miejsce dzisiaj. Piłka nożna się rozwinęła. Niemniej doświadczeni trenerzy dużo zyskiwali na płaszczyźnie kompetencji miękkich, do czego ja przywiązuję dużą uwagę. Może to nie jest kluczowy aspekt pracy trenera, ale też trzeba poświęcać temu czas. Zawsze byłem i jestem wymagającym trenerem, ale zależy mi również na tym, aby mieć dobry kontakt z zawodnikami.

“Trener w pewnym sensie jest złodziejem pomysłów innych szkoleniowców”

Dzisiaj trenerzy inspirują się innymi szkoleniowcami czy raczej chcą tworzyć piłkę nożną na nowo po swojemu?

Trener w pewnym sensie jest złodziejem pomysłów . Każdy trener stara się podpatrywać na przykład nowinki taktyczne i to nie jest żadną tajemnicą. Nikt tak naprawdę nie wymyśli piłki nożnej na nowo. Dobrym przykładem może być Carlo Ancelotti, mający bardzo dobry kontakt z zawodnikami. Wie, kiedy może poluzować w relacjach z graczami, a kiedy trzeba przykręcić śrubę. Ponadto ma świadomość tego, kiedy jest potrzeba porozmawiać z danym zawodnikiem indywidualnie. Zbiera wieści o swoich graczach, mając na myśli ich status prywatny, robiąc to jednak subtelnie, nie wchodząc butami w życie zawodników.

  • Skróty meczów Arki Gdynia

A jak podchodzi pan do nowomowy piłkarskiej?

Pod tym względem nie mogę powiedzieć, że u mnie jest coś białe albo czarne. Tak naprawdę jestem wciąż nową postacią w środowisku trenerskim, mając na myśli czas po ukończeniu kursu trenerskiego na licencję UEFA Pro, więc różne nowe sformułowania siłą rzeczy mam świeżo w głowie. W każdym razie konkretne sformułowania w piłce nożnej były zawsze. Ostatnio faktem jest, że większą uwagę zwraca się na nazewnictwo pewnych rzeczy piłkarskich. Ja natomiast wychodzę z założenia, że dobrze być pod tym względem elokwentnym, jeśli mówi się o piłce nożnej przed kamerą telewizyjną czy na konferencjach prasowych. Najważniejsze jednak w pracy trenera jest to, aby mówić o piłce nożnej tak, aby zawodnicy rozumieli wszystko. Graczom trzeba konkretne wiadomości przekazywać w sposób prosty i przystępny. Taka jest moja filozofia pracy.

Arka Gdynia walczy o awans

W trenerskim CV ma pan takie kluby jak: Błękitni Stargard, Olimpia Elbląg, Resovia czy Górnik Polkowice. Niemniej właśnie w Arce Gdynia notuje pan najlepsze efekty pod względem wyników. Właśnie ta zmiana, o której pan mówił, zdecydowała o pozytywnym czasie w pana pracy trenerskiej?

Wydaje mi się, że tak. Tak naprawdę długo nie było mi dane być asystentem trenera. Zawsze byłem zatem samoukiem, mając na myśli różne rzeczy. Jak już wcześniej mówiłem, moja zawodowa ścieżka zaczęła się w Niemcach, a dla obcokrajowca praca nigdy nie jest łatwa. Musiałem uczyć się relacji z zawodnikami w szeroko rozumianej piłkarskiej wieży Babel, mając na uwadze to, że zawodnicy porozumiewali się w różnych językach. Z perspektywy czasu wiem, że to dużo mi dało. Dzisiaj natomiast zgadzam się ze słowami trenera Marka Papszuna, że jest się tak dobrym szkoleniowcem, jak ma się dobry sztab szkoleniowy. Dzisiaj praca trenera to efekt działań zespołowych. Co wpłynęło na udane wyniki Arki pod moją wodzą? Bez wątpienia jakość zawodników, których mam w zespole, a także to, że mogłem współpracować z trenerem Wojciechem Łobodzińskim. Jako asystent mogłem przyglądać się na spokojnie pracy całego sztabu, nie mając na swoich barkach odpowiedzialności, którą miał pierwszy trener. To mi dużo pomogło.

Trudno było się panu odnaleźć w roli asystenta?

Tak naprawdę, to gdy trafiłem do klubu, to Wojciech Łobodziński nie bardzo chciał uwierzyć , że ja chcę zostać jego asystentem. Wprost mówił, że mam większe doświadczenie od niego. Tak było, ale sam chciałem sprawdzić się w roli asystenta i zobaczyć, jak taka praca wygląda. Może to zabrzmi nieskromnie, ale uważam, że sprawdziłem się jako asystent.

Praca jako asystent pomogła dojrzeć trenersko

Po czasie może pan powiedzieć, co panu nauczyła tego typu rola?

Na pewno wiem, że ważny jest w pracy trenera spokój. Pewne jest też, że pewne elementy pracy są mniej ważne. Dzisiaj wiem, że nie da się skupić na wszystkich detalach, bo po prostu brakuje na to czasu. Wcześniej starałem się podołać wyzwaniu na każdej płaszczyźnie. To jednak nie jest możliwe. Trzeba zawsze koncentrować się na najważniejszych aspektach na dany czas.

Ogólnie według pana poziom polskiej piłki się poprawił?

Mogę zgodzić się z tym, że poziom w polskiej piłce konsekwentnie się poprawia. Organizacyjnie też wszystko wygląda coraz lepiej. Powstają nowe stadiony. Cieszy też to, że Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok pokazują się z dobrej strony na europejskiej scenie. Pokonanie takich marek jak Broendby czy Molde robi wrażenie. Europa jednak nie stoi w miejscu i piłka w ligach zagranicznych też się rozwija. Polska goni, a europejska piłka wciąż nam ucieka.

Kapitalny bilans punktowy z Arkowcami

Na dzisiaj pana bilans punktowy w Betclic 1. Lidze jest na poziomie 2.44 punktu na mecz. Dla porównania bilans trenerów: Marcina Brosza to 2.25, Ireneusza Mamrota to 2.20, Mariusza Misiury 1.81, a Dawida Szulczka 2.33. Aktualnie jest pan najlepszy…

Trzeba być pewnym siebie, ale spokojnie, nie bujam w obłokach (śmiech). Nie można jednak ukrywać, że pewność siebie u trenera przychodzi z czasem i się rozwija. Ja jednak zawsze z pokorą podchodzę do swojej pracy. Takie efekty, jakie notuje właśnie w Arce, pokazują mi też, w jaki sposób móc się realizować w ewentualnie innym miejscu.

Już wiadomo, że będzie pan prowadził zespół tylko do końca pierwszej części sezonu i zastąpi pana później trener Dawid Szwarga. Czuł pan rozczarowanie po tej wiadomości?

Mówiąc o tym, muszę powiedzieć, że to, jakie wsparcie otrzymałem od zawodników na starcie mojej przygody w roli pierwszego trenera w klubie, wiedziałem, że to musi zmierzać w dobrą stronę. Stworzyliśmy naprawdę zgraną bandę. Wyniki mogły generować w głowie myśli, że mogę na dłużej zostać pierwszym trenerem w Arce. Zatem na pewno czułem zawód po decyzji władz klubu, bo jestem ambitnym trenerem. Z drugiej strony zdawałem sobie też sprawę z tego, że byłem tymczasowym szkoleniowcem i trzeba było konkretny komunikat przyjąć, zaakceptować i pogodzić się z nim. Właściciel ma prawo do tego, aby obrać swoją drogę. Ja natomiast skupiam się na tym, aby dać się z siebie wszystko do końca mojej pracy w klubie, chcąc jednocześnie pokazać wszystkim, że to nie jest przypadek, że jesteśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy.

Kolejny gong od życia

Taka wiadomość została podana po wygranym przez pana zespół meczu z Odrą Opole i to aż 6:0. Trzeba przyznać, że niezłego gonga pan dostał…

Oswoiłem się już, z tym że tych gongów w życiu miałem kilka. Tutaj informacja o swojej przyszłości w Arce, wcześniej dostałem się na kurs UEFA Pro dopiero za trzecim podejściem, bo zawsze coś stawało na przeszkodzie. Była też możliwość pracy w klubie z 3. Bundesligi jako dyrektor, co finalnie się nie stało. Miałem też propozycje pracy jako asystent w klubach z Ekstraklasy, ale do tego również nie doszło. Za każdym razem czułem na pewno zawód, ale też nie jestem człowiekiem, który spuści głowę i pomyśli, że jest pozamiatane. Nie, walczę dalej. Trzeba konsekwentnie realizować swój pan, podobnie jak to ma miejsce na boisku, gdy przeciwnik pierwszy zdobędzie bramkę. Nigdy nie ma sytuacji bez wyjścia. Trzeba być kowalem swojego losu.

Wykonuje pan pracę, która przynosi efekty. Trudno, aby osiągnąć jeszcze lepsze rezultaty, a mimo wszystko to nie jest gwarancją utrzymania posady. Jakie emocje panu towarzyszą w tej niecodziennej sytuacji?

Są oczywiście myśli takie, że trudno było zrobić coś więcej, aby móc przekonać władze klubu do swojej pracy. W każdym razie ja staram się podchodzić do pracy w Arce w sposób taki, że mogłem spełnić swoje marzenie. Zawsze chciałem pracować w tym klubie i to mi się udało. Cieszę się z tego bardzo. Trener jak każdy człowiek stawia sobie w każdym razie kolejne cele. Jedne zamknięte drzwi, mogą otworzyć drugie i tak staram się podchodzić do swojego życia. Nie mogę przejmować się rzeczami, na które nie mam wpływu. Ja wiem, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, aby zespół prezentował się solidnie.

Trener otwarty na kolejne wyzwania

Jaka w ogóle będzie przed panem przyszłość, zostanie pan w klubie w roli asystenta trenera Dawida Szwargi czy to jeszcze temat do rozmów z władzami klubu?

Kontrakt z klubem mam ważny do końca czerwca 2026 roku. Jak jednak będzie wyglądać moja przyszłość, to jeszcze jest temat do przegadania. Po ostatnim moim meczu w roli pierwszego trenera Arki pewnie wszystko się wyjaśni.

Z jednej strony pracuje pan jeszcze w klubie z Gdyni, ale z drugiej strony słychać głosy, że Śląsk Wrocław czy Radomiak są w trakcie poszukiwania nowego trenera. Czy jakiś kontakt z tych a może innych klubów był?

Mogę powiedzieć tylko, że jakieś zapytania do mnie trafiły, ale dopóki definitywnie nie zamknie się temat mojej pracy w Arce, to nie podejmuje rozmów, chcąc być lojalnym względem swojego aktualnego pracodawcy. Obiecałem to właścicielowi i w sposób profesjonalny chce podchodzić do swoich obowiązków.

Ogólnie docenia pan to, że władze Arki poinformowały o swojej decyzji w sprawie nowego trenera już w październiku?

Staram się zrozumieć to, że właścicielom klubu taką informację można było trudno utrzymać w swoim gronie. Niemniej myślę, że dla drużyny taki komunikat byłby lepszy, gdyby pojawił się po ostatnim meczu Arki w tym roku. Wówczas można było przekazać wiadomość, że nieco inny plan na klub ma właściciel, strony podałaby sobie dłonie i by się pożegnano. Sam uniknąłbym wielu pytań na ten temat nie tylko od dziennikarzy, ale też samych graczy, których taka wiadomość zaskoczyła. Niezręcznie zabierać głos w takich sprawach.

Grzegorczyk w Rakowie? W grudniu może się dużo wyjaśnić

Jest możliwy taki scenariusz, że Dawid Szwarga przychodzi jako pierwszy trener do Arki Gdynia, a pan zastępuje tego szkoleniowca w Rakowie Częstochowa, stając się asystentem trenera Marka Papszuna?

Nie zamykam się na żadną ofertę. Na tę chwilę robię swoje, a co będzie w grudniu, to czas pokaże.

Mam wrażenie, że jest pan trenerem bardzo pewnym siebie. To taka postawa dla odbioru dla wszystkich, a wewnątrz pana wiąże się to z ciągłą analizą?

Z bardzo dużym spokojem podchodzę do wszystkiego, co mnie otacza. Sam też wyczekuję kolejnego kroku, który przede mną.

Sztuką odnaleźć się na życiowej karuzeli

Życie w sporcie to w sumie ciągły wyścig. Można w nim trochę zwolnić i odpocząć, czy cały czas trzeba mieć nogę na gazie?

Życie jest szybkie samo w sobie, a wpływ na to mają też media społecznościowe, z których się wycofałem. Pęd jest za wieloma aspektami codziennego życia. Sam też swego czasu w ten wir wrzuciłem się wcześniej jako trener. Często jesteśmy weryfikowani przez swoje działania i przez to wciąż pędzimy. Chcąc być najlepszym, w czymś każdy próbuje się pokazywać i coś udowadniać. Ja już natomiast chcę zachować nad tym wszystkim kontrolę. Próbuję znaleźć czas na różne życiowe czynności. Żona zauważa, że się zmieniłem pod tym względem na lepsze, więc cieszy mnie to. Bardziej analitycznie staram się podchodzić do tego, co muszę zrobić. Wiem też, że w tej życiowej karuzeli trzeba umieć się odnaleźć i być sobą w tym wszystkim, chcąc być wiarygodnym i prawdziwym.

Trener Tomasz Grzegorczyk powinien otrzymać szansę pracy w klubie z PKO BP Ekstraklasy?

  • Tak
  • Nie
  • Trudno powiedzieć
  • Tak 93%
  • Nie 7%
  • Trudno powiedzieć 0%

14+ Votes

Komentarze