Śląsk Wrocław
Podczas ostatnich dwóch tygodni w Śląsku Wrocław wydarzyło się wszystko. Mamy nowy duet szkoleniowców, mamy nowego dyrektora sportowego, mamy nowe afery i nowe żądania pieniędzy od miasta. Od początku. Trenera Jacka Magierę zastąpiła tymczasowo-stała hybryda trenerska Hetel -Dymkowski. Postawiono na nich w sumie nie wiadomo dlaczego, ale z drugiej strony Adrian Siemieniec, też jakoś musiał zacząć. Apropos Adriana Siemieńca, pod nowymi sterami Śląsk rozegra swoje pierwsze spotkanie, właśnie z Jagiellonią. Nie widziałem bardziej nierównego pojedynku od momentu starcia kitowców z Power Rangers. Parafrozując słowa klasyka „Tu nie ma co trenować, tu trzeba modlić”. Nie jest to koniec zmian w dolnośląskiej drużynie. Bo mamy też nowego dyrektora sportowego Pana Rafała Grodzickiego. Tutaj wiadomo, dlaczego wybór padł na niego. Otóż Pan Rafał ma w sobie śląskie DNA. Już na pierwszej konferencji prasowej nowy dyrektor sportowy Śląska skradł moje serce. Zrobię wam teraz mały quiz. Czyje to wypowiedzi? Wujka na weselu przy wiejskim stole czy dyrektora Grodzickiego?
- „Mocno skupiamy się na piłkarzach charakternych i posiadających dużą wydolność. Graczy bez tych dwóch cech w ogóle nie będziemy brali pod uwagę”.
- „To jest strategia, którą chcemy wprowadzić, granie Polakami”.
- „Ja jestem trochę ze starej szkoły, widzę, że mają na Oporowskiej dużo lepiej niż za moich czasów w klubie, jak byłem zawodnikiem”.
- „Musimy popracować nad pokorą i charakterem zawodników. Piłkarze z charakterem powinni być z Polski”
Jeżeli chociaż raz odpowiedziałeś dyrektor Grodzicki to brawo, wygrywasz! Czekam na zimowe okienko transferowe Śląska bardziej niż na nowy sezon Stranger Things. Jeżeli myślicie, że to już wszystko, co zaserwował nam klub z ostatniego miejsca w tabeli w ciągu ostatnich 14 dni, to jesteście w grubym błędzie. Na sam koniec wyszedł prezes Załęczny i powiedział, że oczekuje od miasta dwudziestu, no maks dwudziestu pięciu milionów złotych, ręki księżniczki, Arki Przymierza, Złotego Pociągu, eksterytorialnej autostrady do Szczecina i prywatnego koncertu Rolling Stonesów, a wtedy jemu, zresztą ekipy, może uda się utrzymać Śląsk w Ekstraklasie. Powyższa historia jest sztandarowym przykładem, na to jakim rakiem polskich lig są kluby miejskie. Z całego serca życzę kibicom Śląska rychłej prywatyzacji, bo obecnie to wasz klub jest dostarczycielem materiałów komediowych, a nie sportowych. Zasługujecie na więcej.
Legia Warszawa
Przychodzi Jacek Zieliński do Dariusza Mioduskiego i mówi:
- Panie prezesie mam dwie informacje, dobrą i złą.
- Zaczni od dobrej – z zaciekawieniem w oczach odpowiada Mioduski.
- Kupiliśmy napastnika.
- A, ta zła?
- To Nsame.
Tak mogła wyglądać jedna z ostatnich rozmów dwójki sterników warszawskiego klubu. W czasie przerwy na reprezentację, za sprawą Tomka Włodarczyka z meczyków, jak grom z jasnego nieba spadła informacja o tym, że Nsame spełnił wymagania kontraktowe i Legia będzie musiała go wykupić. Jakie to były wymagania? Nsame cały czas oddycha, Legia nie jest na ostatnim miejscu w lidze, w Warszawie nie zlikwidowano metra? Na to pytanie odpowiedź znają tylko nieliczni, którzy ten kontrakt widzieli. Chwilę po tej mało optymistycznej informacji, trener Goncalo Feio spuścił kameruńskiego napastnika do rezerw, aby tam nabierał ogłady bo podobno zasad kindersztuby nie zna w ogóle. Co oczywiste, po przedłużeniu Nsame, Legia w zimowym okienku transferowym na gwałt poszukuje napastnika. Pytanie, czy tylko napastnika, czy może również dyrektora sportowego? Jackowi Zielińskiemu za moment kończy się kontrakt, a największe wzmocnienie, jakie może zapewnić to powrót Elitima po kontuzji.
Widzew Łódź
Widzew podczas przerwy na reprezentacje zorganizował konferencję o wdzięcznej nazwie „Moneyball”. W założeniu ten cykl spotkań miał łączyć ludzi sportu i biznesu, a dyskutować miano na jakieś ultra nudne tematy typu „Efektywny czas gry – megatrendy w piłce nożnej”. Na szczęście kontuzjowany piłkarz Widzewa Bartłomiej Pawłowski, który był jednym z prelegentów, czasu podczas rekonwalescencji nie marnuje. Widać, że od deski do deski przestudiował wszystkie programy Rafała Paczesia i Mateusza Sochy, poprawił najważniejszymi fragmentami z Lotka i na koniec sprawdził, co nowego wrzucił Cezary Pontefski, gdyż niczym wytrawny mistrz mikrofonu stwierdził, że zrostuje Raków Częstochowa. Nie będę nawet tego streszczał po prostu daje wam cytat: „
Cieszę się, że mamy przedstawiciela Rakowa, bo Raków jest mistrzem, jeżeli chodzi o zabijanie i psucie meczów. Mieliśmy też efekty tego podczas spotkania Rakowa w Białymstoku. I to co się działo przy rzucie karnym dla Jagiellonii, taki teatrzyk odegrany. Jeden zawodnik podchodzi, rozkopuje punkt jedenasty pola karnego. Ktoś z ławki Rakowa specjalnie wybiega, żeby tylko dostać żółtą kartkę i pokrzyczeć sobie na sędziego. Ktoś kogoś wyzywa, ktoś kogoś szczypie, a zawodnik, który dostał dwie żółte kartki w jednej akcji, zrobił pięćdziesiąt, jak nie z osiemdziesiąt metrów, żeby ten karny w ogóle się nie odbył. Może liczył, że sędzia nie wytrzyma i to spotkanie skończy„. Smaczku całej sytuacji dodał fakt, że fotel obok siedział prezes Rakowa Wojciech Cygan. Ta konferencja była tak dobra, że jak równy z równym rywalizowała z wypowiedziami naszych kadrowiczów po przegranych spotkaniach ze Szkocją i Portugalią.
Komentarze