Łukasz Milik dla Goal.pl: w tych transferach Lukas Podolski najmocniej maczał palce

- Czekamy na nowego inwestora. To okres niepewności, bo przecież sprawa czy i ile ktoś zainwestuje w Górnika, jest kluczowa. My oczywiście działamy dwutorowo, bo czekając na inwestora, staramy sobie radzić na tyle dobrze w obecnych warunkach, na ile to możliwe. Natomiast załatwienie tej sprawy pozytywnie na pewno byłoby bodźcem do powiedzenia, że teraz gramy o coś więcej - mówi w rozmowie z Goal.pl Łukasz Milik, dyrektor sportowy Górnika Zabrze.

Łukasz Milik (z lewej)
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Łukasz Milik (z lewej)
  • Z Łukaszem Milikiem rozmawiamy bardzo szeroko – o ostatnim okienku transferowym Górnika, przeszkodach blokujących walkę o wyższe cele, nerwowości po słabym starcie sezonu, prywatyzacji, roli Lukasa Podolskiego, brakujących minutach młodzieżowców, itd
  • Dyrektor sportowy Górnika nie ucieka też od pytania o przyszłość Damiana Rasaka i jego aktualną sytuację
  • Wywiad został przeprowadzony 30 października (przed meczem Górnik – Jagiellonia)

Najpierw stabilizacja, później wyższe cele

Przemysław Langier (Goal.pl): Przed sezonem typowałem Górnika Zabrze na czarnego konia rozgrywek, który będzie się bił o podium. Przestrzeliłem?

Łukasz Milik (dyrektor sportowy Górnika Zabrze): Trudno powiedzieć, bo nie mamy nawet półmetka sezonu. Nie jest powiedziane, że nie złapiemy właściwego rytmu, zwłaszcza, że są takie przesłanki – jak do meczu z Jagiellonią dwa kolejne mecze wygrane. Jest już widoczna pewna powtarzalność. My na pewno chcemy więcej i wiem, że chłopaków stać, by być wyżej w tabeli i lepiej grać, zwłaszcza, że kadra jest tak skonstruowana, by bić się o wyższe cele. Ocenianie potencjału przed sezonem to trochę wróżenie z fusów. Patrzymy na papier i widzimy, że drużyna dobrze wygląda, ale trzeba brać pod uwagę inne kwestie – że jest wielu nowych zawodników, że różnie może przebiegać ich adaptacja, że czasem potrwać musi znalezienie dla nich odpowiedniego miejsca na boisku. Na ten moment powoli się rozkręcamy i mam nadzieję, że faktycznie zaczniemy gonić czołówkę.

Co Górnika w tym wszystkim najbardziej ogranicza?

To samo, co zawsze. Pewnego progu finansowego nie przekroczymy. Mamy budżet, na którym musimy się opierać. Żeby coś zrobić, musimy kogoś sprzedać i się podratować. Staramy się to wszystko układać, by zaczęło normalnie funkcjonować. Wiadomo, że w pierwszym sezonie to się nie uda, po drodze na pewno też popełni się jakieś błędy. Przed tym sezonem wydawało się, że na papierze jest OK, a później patrząc na wyniki okazało się, że nie do końca jest OK, choć szkoda tu zwłaszcza dwóch meczów – z Lechią Gdańsk i Zagłębiem Lubin. Gdyby były wygrane, a przecież równie dobrze tak mogły się zakończyć, rozmawialibyśmy dziś mając zupełnie inną perspektywę. To pokazuje, że ta drużyna naprawdę ma potencjał, by być w tabeli wyżej.

Niech pan powie szczerze – zanim niedawno wygraliście dwa kolejne mecze i wylądowaliście w środku tabeli, zaczęło się w środku robić “ciepło”?

Zawsze jest nerwowość po przegranych meczach i człowiek zastanawia się, co i dlaczego nie funkcjonuje. Nie ma szans, by patrzeć w tabelę, widzieć zespół gdzieś nisko, i nie myśleć, o co tu chodzi. Momenty nerwowe w piłce są czymś normalnym, ale kluczową kwestią jest wytrzymanie ciśnienia i spokojne wybranie najlepszej opcji.

Trener Jan Urban mówił mi na początku roku, że uwielbia u Lukasa Podolskiego wolę ciągłego wygrywania, nawet gierek na treningu. Tak się zastanawiam – czy w związku z tym Lukasa nie irytuje, że nie walczycie o mistrzostwo, czy twardo stąpa po ziemi?

Zawsze powtarza, że aby grać o najwyższe cele, klub najpierw musi być ułożony. Że bez stabilizacji będzie trudno. Z naszym budżetem też nie jest tak, że człowiek na niego spojrzy i pomyśli o biciu się o mistrza. W Polsce są kluby znacznie bogatsze od nas, natomiast też nie chciałbym sprowadzać wszystkiego do zdania, że bogatszy zawsze znaczy lepszy. Swoją drogą my już parę razy udowodniliśmy, że potrafimy tanio ściągnąć i drogo sprzedać, i zarobić lepiej od klubów, które za swoich piłkarzy płacą więcej. Potrzebujemy przede wszystkim spokoju, a wraz ze spokojem przyjdzie rozwój. My tak samo jak kibice liczyliśmy, że będzie lepszy sezon niż ostatnio i będziemy walczyć do końca, by się to udało.

Trochę uciekł pan od pytania, czy Lukasowi, który już nie tak krótko jest w Górniku, jednak trochę nie przeszkadza brak walki o trofea.

Podchodzi do tego spokojnie. Wie jak to wygląda i w pierwszej kolejności chciałby, by klub był normalny, stabilny, wypłacalny, uczciwy i rozwijał się krop po kroku. By zaczęli do nas trafiać coraz lepsi piłkarze, by akademia lepiej funkcjonowała… To jest kilka klocków do ułożenia, a jak się to uda, to z Lukasem na boisku lub nie, chcielibyśmy wreszcie spełniać te najwyższe ambicje. Najpierw chcemy móc już się nie martwić, co jest, co trzeba zrobić, co trzeba sprzedać, skąd wziąć pieniądze, itd. Ta normalność powoli zaczyna nastawać, ale do pełni spełnienia w tej kwestii wciąż jeszcze brakuje.

Tylko u nas

Jak dziś wygląda współpraca z miastem?

Kiedy zatem nastąpi pełnia spełnienia?

Czekamy na nowego inwestora. To okres niepewności, bo przecież sprawa czy i ile ktoś zainwestuje w Górnika, jest kluczowa. My oczywiście działamy dwutorowo, bo czekając na inwestora, staramy sobie radzić na tyle dobrze w obecnych warunkach, na ile to możliwe. Natomiast załatwienie tej sprawy pozytywnie na pewno byłoby bodźcem do powiedzenia, że teraz gramy o coś więcej. Przykładowo takie zabezpieczenie przełoży się na to, że nie będziemy musieli sprzedać w wakacje najlepszego zawodnika, do czego w obecnym kształcie możemy być zmuszeni, by załatać dziurę budżetową.

To jak wygląda kwestia pozyskania inwestora?

To sprawa, która toczy się w mieście. Jest konkurs, trzeba złożyć ofertę. Ale nie bardzo umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo mamy tu swoją robotę i trudno byłoby nam jeszcze w tym wszystkim uczestniczyć.

Jak w ogóle układa się współpraca z miastem?

Bardzo OK. Miasto powierzyło zarządzanie klubem ludziom w klubie, a my staramy się wykonywać dobrze swoje zadania. Nie ma sytuacji, by miasto się wtrącało i mówiło, że to mamy zrobić tak, a tamto inaczej. Wszystkie decyzje zapadają w Górniku Zabrze, a nie w ratuszu. To najbardziej zdrowy układ. Ze strony miasta czujemy pełne wsparcie.

Gdy jakieś dwa lata temu byłem u was na wywiadzie z ówczesnym prezesem, wychodząc z gabinetu natknąłem się na Małgorzatę Mańkę-Szulik. Dziś nie spotkam obecnej pani prezydent, prawda?

Pani prezydent jest kibicem Górnika, chodzi na wszystkie mecze, ale na pewno nie jest tak, by próbowała pokazać, że to ona jest najważniejsza. Kwestie klubu oddała powołanej do tego grupie ludzi, do tego w roli ambasadora ważną rolę przy zarządzaniu odgrywa Lukas Podolski. Na dziś klub żyje wyłącznie sprawami sportowymi, nie politycznymi.

Które transfery “przeprowadził” Lukas Podolski

Wcześniej mówił pan o Lukasie, jako osobie, która zaraz może znaleźć się po drugiej stronie muru. Do jakiej konkretnie roli się szykuje?

To człowiek-orkiestra. Kosmita, który cały czas jest w biegu i nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Wieczorem jest na Stadionie Narodowym na meczu Polski, a o 6 rano następnego dnia pokazuje się na kopalni i zjeżdża na dół. Bardzo mało śpi, jego organizm ma taki rytm działania. Robi masę rzeczy dla klubu. Nie kalkuluje, że mógłby teraz odpocząć, tylko jak jest szansa coś załatwić, to staje w pierwszym rzędzie. “Działamy, umawiamy się, jedziemy”. Mówię to po to, by pokazać, że trudno na dziś z jakimś przekonaniem powiedzieć o jednej konkretnej roli, w której Lukas może w przyszłości wystąpić.

Gdzieś został przegapiony moment, w którym po jego przyjściu do Górnika wykorzystać jego obecność. Jego działania zintensyfikowały się w ostatnim roku.

Sam Lukas o tym mówił, że to nie funkcjonowało tak, jak powinno. Irytowało go to, bo przecież w takich sprawach ktoś powinien mu pomóc. Jego sposobem działania jest być w klubie powiedzmy na 8 rano, do 9:30 załatwić całą masę spraw, i móc o tym wszystkim z kimś porozmawiać. Nie zawsze była taka możliwość, a póki Lukas nie ma partnera do rozmowy, to będzie tylko piłkarzem. Marketing nie działał tak, jak powinien. Zmienili się ludzie na niektórych stanowiskach. Zależy im na tym, by to wszystko rozkręcić. Te zmiany są już na szczęście widoczne.

Jak w praktyce wygląda wasza współpraca? Tak jak ludzie sobie wyobrażają, że Lukas Podolski nadaje sprawie bieg i kieruje ją do pana?

Bardziej bym powiedział, że się w tym uzupełniamy i wymieniamy. Pytam go na przykład, czy ma kontakt do kogoś i on mi pomaga, innym razem ja mu daję kontakt do agencji, którą znam bardzo dobrze. Czasem jedziemy razem na rozmowę, bo Lukas daje swoją twarz. Zdarza się, że w negocjacjach on przejmuje pierwszeństwo, a ja siedzę z tyłu i mniej się odzywam, bo uznajemy, że w tym konkretnym przypadku tak będzie lepiej dla sprawy. Ale wszystko opiera się na zasadach współpracy. O, podam fajny przykład. W wakacje rozmawiałem z agentem Taofeeka Ismaheela i kiedy czekałem na dalszy rozwój, Lukas napisał do niego na Instagramie “dawaj do Górnika”. Działa szybko, nieszablonowo, zawsze mogę liczyć na jego wsparcie, ale on też na moje. Dużo rozmawiamy, szukamy, ustalamy, kto “atakuje”.

W sprowadzeniu których piłkarzy w tym okienku Lukas najmocniej maczał palce?

Numerem jeden był pod tym względem Lukas Ambros. Toczyliśmy o niego ciężkie boje, w polu gry był inny klub i po drodze trzy agencje. Ja uderzałem do jednej, on do drugiej, masa rozmów, ale na pewno to był jego transfer. I jeszcze Furukawa. To on ich znalazł, rozmawiał, na koniec sprowadził.

I spodziewam się, że nie musiał za nich płacić z własnych pieniędzy, jak kiedyś za Yokotę czy Ennaliego.

Nie musiał. Choć pewnie, gdyby trzeba było, to by pomógł.

Oglądaj także: Uniwersum Ekstraklasy

“Dziś może podjąłbym inne decyzje”

Jak wewnątrz klubu oceniacie ostatnie okienko transferowe?

Trudno powiedzieć po 13 kolejkach. Łatwiej będzie zimą, ale najpełniejszy obraz dostaniemy dopiero po sezonie. Dziś możemy przykładowo ocenić kogoś negatywnie, bo się jeszcze nie zaaklimatyzował, a później okaże się, że przedwcześnie go skreślaliśmy. Dlatego nie oceniam, choć powiem, że w naszym uznaniu wykonaliśmy pozytywne ruchy.

Czujecie potencjał, że w obecnym składzie drużyna może być mocniejsza niż w poprzednim sezonie?

Tak, na pewno. Choć wiadomo, że ciężko jest zastąpić jeden do jednego niektórych zawodników, a straciliśmy Ennaliego i Kapralika, którzy na skrzydłach robili wiatr. Na niektóre ruchy też zabrakło czasu i dziś może zrobiłbym je inaczej.

Mówimy o transferach do klubu?

Tak. Dziś jestem trochę mądrzejszy, ale czasem trzeba podjąć decyzję natychmiast. Masz piłkarza i musisz decydować tu i teraz, co robimy. Chciałbym mieć co okienko 100 proc. trafnych transferów, ale takie statystyki są trudne do wykręcenia. Jesteśmy w fazie budowania. Wraz ze sztabem sportowym i moim działem budujemy profile zawodników, DNA klubu, jak chcemy grać, kogo szukać, na jakich rynkach i na jakich pozycjach. Obecnie mamy już taką bazę danych, że gdy kogoś potrzebujemy, otwieramy ją i widzimy trzech wytypowanych zawodników, z którymi chcielibyśmy rozmawiać. To coś, co sprawia, że kolejne okienka powinny być jeszcze lepsze, a my popełnimy mniej błędów.

Na błędy wpływ mają też inne cechy zawodników, niekoniecznie piłkarskie.

Zgadzam się, dlatego wychodzimy z założenia, że trzeba robić takie rzeczy, jak spotykanie się z piłkarzem, by poznać jego mentalność. Chcielibyśmy przed transferem wiedzieć wszystko: jaki ma charakter, czy jest obrażalski, czy wszystko mu pasuje, czy wręcz przeciwnie, czy chce ciężko trenować, czy jedynie przyjechać i zarobić. Na pewno chcemy przyłożyć większą wagę do tego, by poznawać od środka kandydatów na naszych piłkarzy.

Mieliście transfer, który nie doszedł do skutku, bo facet mentalnie wam nie pasował?

Tak. Odpuściliśmy jakiś czas temu dwóch zawodników tylko z tego powodu, i jak patrzymy na nich dziś, to się nie pomyliliśmy.

Łukasz Milik

Wspomniał pan, że straciliście Kapralika, choć – jak sądzę – tutaj nie mieliście żadnego pola manewru, bo w umowie wypożyczenia brakowało klauzuli wykupu.

Dokładnie tak. A nawet, gdyby ta klauzula była, nie byłoby nas stać.

O jakiej kwocie mówimy?

Myślę, że byłoby to 1,5-2 mln euro. Ale mamy procent od jego dalszej sprzedaży. To w ogóle był dla nas fajny transfer, bo przyszedł do nas zawodnik z Żyliny, mając ofertę ze Sparty Praga i innych całkiem niezłych klubów. Dla nas to jest świetna promocja marki, że wybrał akurat nas. Mamy dużą satysfakcję, że udało się zrobić tak nieoczywisty ruch, który kosztował mnie sporo pracy. Trzeba było sporo się najeździć do Żyliny, raz nawet zabrał się ze mną Lukas Podolski. Nikt o tym nie wiedział, że przed transferem wzięliśmy Kapralika, by obejrzał stadion i klub od środka. Chłopak miał oferty na stole, ale my przekonywaliśmy, że jeśli szuka trampoliny, najlepszą znajdzie u nas.

Przed sezonem mówił pan, że pieniądze, które otrzymacie za Ennaliego, będą reinwestowane w inne transfery.

I to zrobiliśmy. Zapłaciliśmy za Ambrosa. Wypożyczenie Furukawy też nie było darmowe, wręcz przeciwnie – pieniądze nie były małe. Kupiliśmy Ismaheela, który kosztował najwięcej z nich wszystkich…

… Czyli Transfermarkt kłamie. Przy każdym z tych transferów jest adnotacja “bez odstępnego”.

Nie wszystkie informacje wypływają na światło dzienne. Staramy się być szczelni, bo to pomaga w negocjacjach. W tym okienku dokonaliśmy trzech transferów gotówkowych – bez względu, co jest napisane w Internecie.

Trener akceptuje transfery. Młodzieżowcy muszą wypełniać limit

Jest dla dyrektora sportowego w Polsce wyzwaniem, by przekonać dobrego obcokrajowca do przyjścia akurat do Ekstraklasy?

Obcokrajowcy patrzą na Polskę z kilku pozytywnych perspektyw. Finansowej, bo w Ekstraklasie jest pod tym względem OK. Stadionowej, bo to, co się u nas dzieje może robić wrażenie. Sportowej, bo kolejny rok dwa kluby z Ekstraklasy grają w fazie głównej europejskich pucharów. Jeśli ktoś sobie to wszystko zanalizuje, dostrzeże rozwój. My, jako Górnik, mamy też argument w postaci bycia dobrym oknem wystawowym. Mamy coraz mocniejszą historię sprzedażową – widać, że można do nas przyjść i trafić później do Europy.

Trener akceptuje wszystkie wasze transfery przed ich dokonaniem?

Musimy działać w porozumieniu. Czasem trener nalega i mówi: Łukasz, ja tak to widzę. Czasem ja przekonuję, że ten zawodnik może nam pomóc w jakiś określony sposób. Ale idziemy w jednym kierunku i finalnie podejmujemy zgodne decyzje co do transferów.

A jaki macie wypracowany z trenerem model, jeśli chodzi o minuty młodzieżowców? Górnikowi ich brakuje. Jesteście gotowi zapłacić karę w zamian za zwiększenie szans na walkę o wyższe miejsca w tabeli?

Nie myślimy dziś o karze, nie w naszej sytuacji finansowej. To nie jest oczywiście usprawiedliwienie, ale ostatnio nie rozpieszczała nas sytuacja z kontuzjami. Wypadł Olek Buksa, Dominik Szala dopiero wraca. Byliśmy też w trudnej sytuacji w lidze, w której rozmyślaliśmy, czy granie młodzieżowcem jest teraz optymalne. Chcieliśmy złapać trochę oddechu, by na spokojnie później się zastanowić, jak to ma wyglądać. Pracujemy nad tym. Może zimą wzmocnimy zespół kolejnym młodzieżowcem, by mieć większą rywalizację, ale na pewno nie chcemy płacić kary na koniec sezonu.

Macie już takiego młodzieżowca wytypowanego?

Prowadzimy dużo rozmów, na temat wielu pozycji. Pamiętajmy, że zimą możemy też kogoś stracić. Ruch w interesie jest cały czas rozkręcony.

Górnik ma jeszcze jeden problem, jeśli chodzi o boisko. Tracicie dużo goli po stałych fragmentach gry. Całkiem możliwe, że w odniesieniu do wszystkich straconych, procentowo najwięcej w Ekstraklasie. Z czego to się bierze?

Tak, jest to problem i powiem więcej – podobny występuje w drugim zespole. Mamy na pewno niski zespół, jeden z niższych w lidze, co ma swoje walory, ale też przekłada się na to, o czym pan mówi. Nasz profil to granie piłką. Nie myślimy, by zimą sprowadzić zawodnika stricte od linijki, skrojonego od linijki pod stałe fragmenty, ale takiego, który w stałych fragmentach może pomóc, a jednocześnie będzie pasował stylem do naszej gry.

Gdzie są priorytety Górnika, jeśli chodzi o zimowe transfery?

Chcemy mieć po prostu jeszcze bardziej konkurencyjną kadrę, mieć lepszą drużynę. W takim klubie, jak Górnik, ryzyko odejścia piłkarza jest na każdej pozycji. I wtedy trzeba będzie reagować.

Co z przyszłością Damiana Rasaka i Sinana Bakisa?

To ja powiem o jednym nazwisku pod kątem ryzyka odejścia. Damian Rasak.

Jesteśmy z Damianem w dobrych relacjach. Od początku sezonu spotkaliśmy się parę razy w sprawie kontraktu, przedstawiliśmy swoją ofertę. Daliśmy sobie czas, negocjujemy, rozmawiamy. To nie chodzi o to, że Damian naciska na odejście, bo tak nie jest, natomiast znamy jego marzenia. Jest nim wyjechanie za granicę, pogranie w Europie. I trzeba chłopaka zrozumieć. Pomógł nam, nigdy nie było do niego uwag. A może jednak zostanie? To też się może wydarzyć, ale musimy się liczyć, że przy jego grze trafi się zimą oferta, z której będziemy musieli skorzystać.

Da się w ogóle zarobić na piłkarzu, który ma jeszcze pół roku kontraktu? Proszę o odpowiedź z dyrektorskiego doświadczenia.

Może być tak, że zanim przyjdą zimą oferty, przedłużymy kontrakt, co da inną pozycję negocjacyjną. Szykujemy się na każdy scenariusz. Także taki, w którym Damian odchodzi. Mamy świadomość, że w środku pola jest mało zawodników i wtedy będziemy musieli się wzmocnić.

Wie pan, jakie pytanie pojawiało się najczęściej wśród kibiców Górnika, gdy napisałem na Twitterze, że będziemy rozmawiać?

Jestem ciekawy…

Czy da się skrócić wypożyczenie Sinana Bakisa?

Dziś kibic patrzy z perspektywy 13 kolejek. A przecież są przykłady, w których widać, jak zmienia się ocena po jakimś dłuższym czasie. Jesus Jimenez po transferze do Górnika też nie strzelał goli (pierwszy raz trafił w 11. kolejce, po 29 kolejkach miał na koncie dwie bramki – przyp. red.). Czasem trzeba więcej cierpliwości. Na razie zawodnik miał swoje problemy. Rozmawialiśmy też o sytuacji z meczu z Widzewem (Bakis po tym, jak nie otrzymał podania w polu karnym, zignorował wciąż toczącą się akcję, przez co nie wykończył strzałem akcji, gdy chwilę później piłka faktycznie do niego by trafiła – przyp. red.), bo chcieliśmy wiedzieć, co miało wpływ na jego zachowanie. Po prostu nie widział, że po drugiej stronie ktoś jeszcze włączył się do akcji, choć wiadomo – było to wyjątkowo specyficzne zachowanie. To na pewno nasiliło pytania kibiców o jego wypożyczenie. Zaraz to wszystko zostanie zapomniane, jeśli strzeli dwie-trzy bramki. Dlatego ja wolę dać czas. Na pewno mogę powiedzieć, że po jego karierze i bramkach, jakie strzelał w innych klubach, liczyliśmy na coś więcej. Może na koniec okaże się, że faktycznie popełniliśmy błąd, natomiast na ten transfer pracował cały dział sportowy i wszyscy się pod nim podpisali. On wie, że ma coś do udowodnienia, więc liczymy, że niedługo się odblokuje.

Czyli tamta sytuacja skończyła się na rozmowie?

Tak. Sinan największą krzywdę zrobił sobie sam, bo przecież, gdyby uczestniczył w tamtej akcji do końca, strzeliłby bramkę. Wiadomo, że inaczej byśmy rozmawiali, gdybyśmy tamtego meczu nie wygrali.

Pytania od kibiców

Padło już jedno pytanie z Twittera, więc zakończmy ten wywiad kilkoma innymi.

Zaczynajmy.

Jaka jest szansa, że do Górnika Zabrze będą trafiali zawodnicy z “nazwiskiem” z rekomendacji i znajomości Lukasa Podolskiego. Mówiło się od dłuższego czasu, że tacy zawodnicy będą się pojawiać, a do tej pory nie pojawił się ani jeden. Powodem są finanse, czy inne aspekty?

Ale kto powiedział, że będą do nas trafiać zawodnicy z nazwiskami? Lukas nigdy niczego takiego nie deklarował. Próbowaliśmy ściągnąć do Górnika Naniego. Każdy ma jednak inne priorytety, w które my się niekoniecznie wpisujemy. Skoro mówimy o zawodniku z nazwiskiem, mogą mu nie pasować finanse, albo liga. Jeśli będziemy mieć większe finanse, będą pewnie większe możliwości, by Lukas pomógł sprowadzić kogoś, z kim ma dobre relacje.

Dlaczego nie ma żadnej alternatywy dla Rasaka i Hellebranda (kontuzja, kartki)? Czy pozbycie się Pacheco i Nascimento bez pozyskania zastępstwa to zwykły nierozsądek czy już wariactwo?

A czemu wariactwo? Może grać tam Wojtuszek, który w meczu z Jagiellonią pokazał, że dobrze radzi sobie na tej pozycji nawet w starciu z mistrzem Polski. W środku pola może grać też Ambros. Ambrosa ściągaliśmy na pozycję 8/10, więc może grać trochę niżej. Poza tym jest młody chłopak Dominik Sarapata, który też czeka na swoją szansę. Oczywiście kibice mogą mieć swoją rację, ale możemy też powiedzieć tak: odszedł Pacheco, przyszedł Hellebrand. Nie oceniam na ten moment jakościowo, ale sztukowo to jest piłkarz za piłkarza. Odszedł Nascimento, w jego miejsce wszedł Sarapata, który puka do drzwi. Z Felipe było tak, że dostał ofertę nie do odrzucenia, przyszedł porozmawiać, a my też staramy się pokazywać, że jesteśmy z nimi fair i podejmujemy dyskusje. Dbając rzecz jasna też o dobro klubu.

To ostatnie – czy realna jest opcja, żeby Arek kończył karierę w Górniku, czy to Sci-Fi?

Nie jest to sci-fi. Nawet parę dni temu rozmawialiśmy z Arkiem na temat Górnika. Jest na bieżąco, śledzi, ostatnio mówił, że podobają mu się nasze koszulki meczowe i chce mieć taką w domu. Czy kiedyś wróci do Zabrza? Nie wiem, ja bym chciał. Z mojej strony mogę zapewnić, że na tyle, na ile wciąż tu będę i będę mógł, będę próbował zrealizować taki transfer.

Komentarze