Luka generacyjna napastników. Czy mamy się czego bać?

Nie ma w Polsce napastnika młodszego od Karola Świderskiego, który grałby regularnie i strzelał gole w silnej lidze europejskiej. Próżno też szukać Polaka, który mógłby się włączyć o koronę króla strzelców w Ekstraklasie. Czy w przyszłości czeka nas problem z poszukiwaniem napastników do kadry? Jak wygląda zestawienie napastników z rocznika 1998 i młodszych? Na kogo możemy liczyć za kilka lat?

Robert Lewandowski i Karol Świderski
Obserwuj nas w
sportpix / Alamy Stock Photo Na zdjęciu: Robert Lewandowski i Karol Świderski
  • Nieubłaganie zbliża się koniec ery Roberta Lewandowskiego w reprezentacji Polski. Czy mamy go kim zastąpić?
  • O skład w ekipie biało-czerwonych walczyć będą Piątek, Świderski, Milik czy Buksa, natomiast co z zawodnikami młodszymi?
  • Analiza napastników z roczników 1998 i młodszych wskazuje, że możemy mieć problem. Czy czeka nas luka generacyjna? A może wkrótce nastąpi eksplozja nieoczywistego talentu?

Komfort w kadrze przez długie lata

Od grubo ponad dekady problem z obsadą ataku nie dotyczy reprezentacji Polski. Robert Lewandowski utrzymuje się w ścisłym topie strzelców Europy, a na dodatek niemal nie notuje problemów zdrowotnych – choć na to zgrupowanie nie przyjechał przez uraz pleców. Przez lata selekcjonerzy mieli na tej pozycji absolutny komfort. Lewandowski trzymał bardzo wysoki poziom, a okresowo doskakiwali do niego partnerzy. Do 2016 roku w roli przybocznego kapitana kadry występował Arkadiusz Milik. Kontuzje osłabiły pozycje Milika, ale niedługo później nastąpiła wręcz absurdalna w swojej skali eksplozja strzelecka Krzysztofa Piątka. Doszło nawet do tego, że dziennikarze sportowi prowadzili całkiem zrozumiałą debatę na temat tego, czy da się wystawić jednocześnie trio Lewandowski-Milik-Piątek w drużynie biało-czerwonych.

Tylko u nas

Swój czas miał też Karol Świderski, który wcielał się w rolę żołnierza u boku Lewandowskiego. Nie był liderem tej kadry, ale w ataku wypełniał swoje zadania. Epizody strzeleckie mieli też na przestrzeni tych kilkunastu lat Łukasz Teodorczyk, Dawid Kownacki czy ostatnio Adam Buksa.

Ale czas Lewandowskiego będzie powoli mijał. Hansi Flick sprawił, że ten znów fantastycznie spisuje się w Barcelonie, jednak nawet cudowny dotyk Niemca nie sprawi, że kapitan kadry będzie grał do czterdziestki. Wkrótce przyjdzie czas, że i “Lewy” powie pas. A wówczas obudzimy się w nowej rzeczywistości: w rzeczywistości rozważań na temat podstawowej “dziewiątki” w reprezentacji Polski.

Czy jesteśmy na to gotowi? Na szczęście nie obudzimy się z ręką w nocniku. Selekcjoner – ktokolwiek nim będzie – nie znajdzie się w sytuacji, w której wybiera spośród nieopierzonych nastolatków. W niedalekiej przyszłości wciąż będziemy mieli do dyspozycji napastników, którzy utrzymują się na przyzwoitym poziomie europejskim. Oczywiście tęsknota za snajperem elitarnej klasy nastąpi, spadek jakości będzie zauważalny, ale sytuacja nie będzie opłakana.

Ale trzeba patrzeć jeszcze dalej. I tu już sytuacja robi się nieciekawa.

Rocznik 1998 i młodsi – jak wygląda stan napastników?

Najmłodszym z obecnie regularnie powoływanych napastników jest Karol Świderski. Rawiczanin urodził się w roku 1997. Z jego rocznika jest jeszcze Dawid Kownacki, natomiast ten od dłuższego czasu nie jest nawet poważnie rozpatrywany w kontekście kadry. Szukamy zatem napastników młodszych od Świderskiego. Oto zestawienie wszystkich polskich napastników z rocznika 1998 i młodszych, których portal Transfermarkt wycenia na więcej niż 50 tysięcy euro.

1998: Patryk Klimala (Sydney FC), Patryk Szysz (Basaksehir), Szymon Kobusiński (Polonia Warszawa), Paweł Tomczyk (Podbeskidzie Bielsko-Biała)

1999: Patryk Makuch (Raków Częstochowa), Dawid Kurminowski (Zagłębie Lubin), Kacper Kostorz (NAC Breda), Sebastian Bergier (GKS Katowice), Dominik Steczyk (SC Verl)

2000: Adrian Benedyczak (Parma), Karol Czubak (Arka Gdynia), Daniel Stanclik (Znicz Pruszków), Kacper Śpiewak (Motor Lublin), Hugo Bartkowiak (Mons Calpe)

2001: Bartosz Białek (WfL Wolfsburg), Maciej Rosołek (Piast Gliwice), Marcel Mansfeld (Miedź Legnica), Tomasz Bala (Stal Rzeszów), Łukasz Zjawiński (Polonia Warszawa), Rafał Adamski (Warta Poznań)

2002: Filip Szymczak (Lech Poznań), Bartosz Gudek (Wisła Puławy)

2003: Szymon Włodarczyk (Salernitana), Aleksander Buksa (Górnik Zabrze), Kacper Sezonienko (Lechia Gdańsk), Jakub Branecki (Chojniczanka Chojnice), Gabriel Kirejczyk (Sankt Polten), Hubert Turski (Górnik Łęczna),

2004: Wiktor Bogacz (Miedź Legnica), Jordan Majchrzak (Legia Warszawa), Jakub Lutostański (Pogoń Siedlce), Kacper Pietrzyk (Hutnik Kraków), Norbert Pacławski (Lech Poznań), Jan Żuberek (Lecce)

2005 i młodsi: Patryk Paryzek (Pogoń Szczecin), Daniel Mikołajewski (Zagłębie Lubin), Mateusz Kowalski (Parma), Alan Rybak (Jagiellonia Białystok), Krystian Okoniewski (Puszcza Niepołomice), Kacper Plichta (Stal Rzeszów), Tomasz Walczak (Raków Częstochowa)

Wyjechali, wrócili lub tkwią w miejscu

Gołym okiem widać po tym zestawieniu, że jesteśmy bardzo dalecy od problemu bogactwa. Bardziej trafna teza jest taka, że jesteśmy w położeniu, w którym trudno o optymizm. A przecież właśnie z tym optymizmem podchodziliśmy do kilku zawodników, którzy znajdują się na tej długiej liście. Patryk Klimala wyjeżdżał po świetnym czasie w Jagiellonii, ale po wojażach szkocko-amerykańskich wrócił do kraju, spalił się w Śląsku Wrocław i wyjechał na wypożyczenie do Australii. Bartosz Białek przecierał sobie szlaki w Bundeslidze, ale dochodzi właśnie do siebie po drugim zerwaniu więzadeł krzyżowych w kolanie. Wiele mówiło się o talencie Aleksandra Buksy, ale ten po wczesnym wyjeździe stara się zbudować swoją pozycję w Górniku Zabrze.

POLECAMY TAKŻE

Kurminowski? Strzelał na Słowacji, transfer do Danii nie wystrzelił go w górę, miał niezłą wiosnę w Zagłębiu, ale ostatnią jesień stracił przez uraz. Patryk Szysz? W Turcji zrobiono z niego skrzydłowego, ostatnio w ogóle nie gra w Basaksehirze. Szymon Włodarczyk zaliczył obiecujące wejście do Sturmu Graz, ale później wylądował na ławce, dziś nie jest pierwszy wyborem na wypożyczeniu w Salernitanie (jedna ze słabszych ekip Serie B). Bliski kadry był Adrian Benedyczak, ale on też jest już profilowany bardziej pod skrzydłowego niż centralnego napastnika, a poza tym wraca dopiero po groźnym urazie.

Ekstraklasowi średniacy i obietnice przyszłości

Zatem sprawa jest jasna – nie mamy dziś do dyspozycji żadnego zawodnika z rocznika 1998 (lub młodszych), który gra regularnie w lidze silniejszej od polskiej. Może zatem jest ktoś w Ekstraklasie, kto błyszczy skutecznością i jest już o krok od zagranicznego wyjazdu? Niestety znów odpowiedź jest negatywna. Maciej Rosołek jest jednym z najbardziej doświadczonych i ogranych zawodników w tym zestawieniu, ale nigdy nie zdradził w Legii Warszawa potencjału na poważniejsze granie. Wylądował w Piaście, ostatnio Aleksandar Vuković wystawia go na boku pomocy czy nawet na pozycji wahadłowego. Patryk Makuch to silny i lubiący pojedynki napastnik, ale daleko mu do miana skutecznego strzelca – w karierze tylko raz przekroczył granicę dziesięciu goli w sezonie i było to w pierwszoligowej Miedzi Legnica.

Kacper Sezonienko to trochę napastnik, trochę skrzydłowy, ale trudno podejrzewać go o eksplozję formy na miarę ocierania się choćby o kadrę. Filip Szymczak zaliczył kiepski ostatni sezon, teraz trudno mu o minuty przy Mikaelu Ishaku, a na dodatek został zepchnięty na bocznicę przy dużej rywalizacji na skrzydłach. Zmienił agencję menadżerską, marzy mu się zagraniczna kariera, ale póki co nie idzie za tym dorobek na boisku. Sebastian Bergier po udanym sezonie w 1. lidze ma problem z regularną grą po awansie do Ekstraklasy jego GKS-u Katowice.

Ciekawe wejście do Pogoni Szczecin zaliczył Paryzek, swoje minuty dostaje Mikołajewski w Zagłębiu, po urazie wraca Kowalski w Parmie. Pewnie najmocniej trzeba przyglądać się rozwojowi Wiktora Bogacza z Miedzi Legnica, którego obserwował chociażby Juventus, a o którego bardzo mocno zabiega New York RB. Mówimy jednak o piłkarzach, którzy póki co zdradzają potencjał, ale jeszcze nie zdążyli go tak naprawdę potwierdzić na poziomie seniorskim. Są obietnicą przyszłości, której spełnienia nie możemy jeszcze przesądzać.

Duże akademie zawodzą w produkcji napastników?

Dość zaskakujący jest fakt, że żadna z dużych polskich akademii nie wyprodukowała w ostatnich latach napastnika na solidny poziom europejski. Lech Poznań taśmowo wypuszcza zawodników ze swojej akademii do silniejszych lig – ma pomocników i obrońców, którzy rozegrali już kilkaset spotkań na poziomie niemieckiej, włoskiej czy nawet angielskiej ekstraklasy. Legia nie jest aż tak regularna, natomiast też może pochwalić się bramkarzami czy obrońcami wypuszczonymi w świat. Te dwa kluby jednak nie mogą dochować się wychowanka-napastnika, który podbiłby Ekstraklasę, a następnie usadowił w niezłej lidze europejskiej.

Jedynie Dawid Kownacki jest bliski wyczerpania tej definicji, ale jemu dość mocno w robieniu kariery przeszkodziło zdrowie. Zobaczymy, jak będzie przebiegał rozwój Szymona Włodarczyka (wyjeżdżał z Górnika, ale jest wychowankiem Legii) czy Filipa Szymczaka. Kurminowski wyfrunął w wronieckiej akademii, ale wrócił do Ekstraklasy. Paweł Tomczyk wylądował w Podbeskidziu. Rosołek w Piaście.

To o tyle zaskakujące, że przecież mówimy o akademiach, które dominują w swoich kategoriach wiekowych. Trampkarze czy juniorzy Lecha oraz Legii górują nad rywalami, napastnicy mają mnóstwo okazji do wykazania się, strzelają tuziny bramek. Później przychodzi jednak do rywalizacji na poziomie seniorskim i słuch o superstrzelach juniorów ginie. Być może jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest fakt, że takich klubów “nie stać” na wystawianie osiemnastolatka na tak kluczowej pozycji w pierwszej drużynie, bo grać tam musi piłkarz gotowy na dziś. Ishak czy Gytkjaer, Nikolić czy Pekhart. Ale przecież jeśli mówilibyśmy o wielkich talentach, to ci – nawet po odejściu z Legii lub Lecha – powinni odnaleźć się w innych klubach Ekstraklasy i tam udowodnić swoim wychowawcom, że ci się mylili.

“Nie za wcześnie na wyroki” – czy na pewno?

Ktoś powie, że nie można patrzeć negatywnie na przyszłość, wszak nie każdy jest Lewandowskim, który w wieku 22 lat miał na koncie mistrzostwo Polski i tytuł króla strzelców Ekstraklasy. Może i tak. Natomiast 26-latkowie (a tyle lat mają już zawodnicy z rocznika 1998) powinni mieć już przynajmniej dwa lub więcej sezonów na koncie, w których byli przynajmniej gwiazdami polskiej ligi. Weźmy Adama Buksę – ten przed 26. urodzinami był po sezonie z dwucyfrową liczba bramek w Pogoni, jesienią przed wyjazdem do MLS strzelił siedem goli w rundzie, a później przez dwa sezony uzbierał ponad 20 trafień w MLS.

Krzysztof Piątek przed 26. rokiem życia zdążył zaliczyć sezon w Ekstraklasie z jedenastoma golami, przebić to 21 trafieniami w kolejnym sezonie, wyjechać do Serie A i zaliczyć olśniewający sezon 2018/19 w Genoi i Milanie. Karol Świderski do zeszłego roku miał dwa dwucyfrowe sezony w MLS i dwa dwucyfrowe sezony w greckiej Super League. O Arkadiuszu Miliku nawet nie ma co wspominać, bo on przecież wypłynął bardzo szybko na europejskie wody.

Nie możemy zatem machnąć ręką na lukę pokoleniową wśród napastników i westchnąć “no dobrze, ale przecież zaraz ktoś wystrzeli”. Problem bez wątpienia istnieje. Pytanie – kiedy uderzy on w kadrę najmocniej? A może jednak nastąpi eksplozja potencjału któregoś z zawodników, którego w tej analizie potraktowaliśmy po macoszemu?

Komentarze