- Kolejny mecz na Narodowym przyniósł absolutny brak dopingu
- Piotr Zieliński powiedział nam, że polscy kibice są fantastyczni, ale nie obraziłby się, gdyby zorganizowano doping
- Wygląda na to, że w PZPN nie chcą zmieniać swojego podejścia do dopingu i przekonują, że mają swoje powody
Cezary Kulesza o “gorącym dopingu”
W specjalnie wydanym programie meczowym na październikowe mecze kadry, z wstępniaka przemawia Cezary Kulesza. Nie ma tam nawet połowy odkrywczego zdania – że Portugalia i Chorwacja to czołówka światowa, że Szczęsny i Krychowiak, których pożegnanie przygotowano, byli przez lata filarami kadry, nic godnego szerszego zacytowania. Ale pojawia się też jedno zdanie, które przykuwa uwagę: “jestem przekonany, że przy gorącym wsparciu naszych kibiców będziemy w stanie powalczyć o zwycięstwa”.
W sumie Kulesza ma rację – może przy gorącym dopingu udałoby się powalczyć. Tego nigdy się już nie dowiemy, bo doping był jak zawsze – czyli na antypodach tego, jaki nazwalibyśmy gorącym. Trudno powiedzieć, czy Kulesza wpisał to zdanie, bo brakowało mu znaków, by tekst dobrze połamał się na stronie, czy użył frazesa bez podparcia w rzeczywistości, bo i tak nikt nie zwróci uwagi. Kwestia dopingu to sprawa kibiców, którzy wykupują bilety, ale kwestia dopingu zorganizowanego to już sprawa PZPN. Od lat tego brak akceptuje prezes związku – tu bez nazwisk, bo bez względu, kto zajmuje to stanowisko, dzieje się to samo. Za Zbigniewa Bońka inaczej nie było.
Wygląda to tak, jak na filmie:
Piotr Zieliński: mogliby coś zorganizować
Rozmawiamy o tej kwestii z Piotrem Zielińskim.
– Ja lubię grać na tym stadionie i zawsze świetnie się tu czuję. Uważam, że nasi kibice są świetni, choć faktycznie nie ma dopingu nie wiem, jakiego. Nie ma jakiejś grupki, która by się w to bawiła… Trybuny się podnoszą przede wszystkim, gdy my gramy dobrze i stwarzamy sytuacje. Kibic jest po to, by zobaczyć fajne spotkanie i nasza odpowiedzialność polega na tym, by ponieść ich swoją grą. Ale tak – mogliby coś zorganizować, jakąś grupkę, która śpiewa. Choć ja się tu świetnie czuję.
Przez słowa, które paść muszą, bo Zieliński to doświadczony zawodnik w kwestii uważania na swoje wypowiedzi – a jakieś nieostrożne sformułowanie mogłoby zostać odebrane jak zrzucanie odpowiedzialności za wyniki na kibiców – przebija się więc nieśmiała prośba o zorganizowanie dopingu. Trudno się dziwić, kiedy atmosfera stypy staje się przytłaczająca. Stadion Narodowy może być domem dla pikników, rodzin z dziećmi, czy ludzi po prostu niezainteresowanych kreowaniem dopingu i nic w tym złego. Ale przecież nikt nie mówi o odbieraniu stadionów takim osobom. Piknik nie jest gorszy od ultrasa, jest po prostu inny. Chodzi bardziej o dopuszczenie grupy, która doping potrafi wykreować i zarazić nim resztę. Bez czegoś takiego trudno mówić o jakiejkolwiek przewadze, jaką miałby dawać Narodowy.
PZPN próbował to rozwiązać DJ-em nakręcającym trybuny, albo hasłami na telebimach apelującymi: machajcie szalikami. Z tych pomysłów już się wycofano. Wyszło groteskowo.
Nieoficjalnie słyszymy, że w PZPN są zadowoleni ze sprzedaży biletów, a skoro tak, nic więcej związku nie interesuje. Faktycznie – na wszystkie mecze premium przychodzi komplet. Podczas spotkania z Portugalią spiker w trakcie drugiej połowy ogłosił, że gościmy ponad 56 tys. “fantastycznych kibiców”.
Podejście PZPN-u, o którym mówi się dziś, idealnie wpisuje się w to, co usłyszeliśmy kiedyś, gdy sprawdzaliśmy, czy jest jakakolwiek szansa na zmianę w tym temacie. Wtedy były to słowa: wolimy mieć dziesięć milionów złotych w meczu, w którym atmosfera na trybunach jest jaka jest, niż spalać te pieniądze na kary, nawet jeśli jest super doping. I że rachunek dla związku jest dość prosty, tym bardziej, że przecież ewentualna recydywa zwiększa następne kary. Że PZPN płaci je po dosłownie każdym meczu wyjazdowym, gdzie jedzie tysiąc czy dwa tysiące osób i od dawna już nie płacił za mecze domowe. Pokusa niepłacenia kar jest dla związku znacznie większa niż próba zrobienia prawdziwego dopingu. Że jest strach o ewentualne zamknięcie stadionu, gdyby zdarzyło się coś naprawdę grubego.
Gdy pytałem, czy PZPN nie jest w stanie zaufać kibicom, zostałem niemal wyśmiany (w sumie się nie dziwię, wystawiłem do pustaka…). Od razu przytaczano wtedy finały Pucharu Polski i – jak to określano – regularny syf, jaki był tam wyrządzany (sprawę badałem jeszcze przed ostatnim, bardzo “grzecznym” finałem pomiędzy Pogonią a Wisłą Kraków). W związku byli wściekli, gdy media pisały, że PZPN jako organizator nie miał nad tym żadnej kontroli, a kiedy mają kontrolę podczas meczów reprezentacji na tym samym stadionie, to się znów pisze, że nie ma dopingu.
PZPN był zbyt mocno przekonany, że doping i kontrola nad trybunami są nie do pogodzenia, że to nigdy nie pójdzie w parze, by sytuacja miała się zmienić. Mój rozmówca powiedział wtedy wprost: jeśli ktoś liczy, że w związku zaczną pracować nad rozwiązaniami, by znów stadion płonął podczas meczów reprezentacji, to się po prostu przeliczy. Nie ma takich planów i nic nie wskazuje, by się pojawiły.
Czy sytuacja ma szansę się zmienić? Goal.pl sprawdzi to w najbliższym czasie.
Na stadionach często słychać padające słowa o “kulturalnym dopingu” . Może jest to zlepek słów wzajemnie się wykluczających? I może taki kibic nie wie o co chodzi więc siedzi spokojnie, pije kolke, je giętą i do domu. W domu mama zapyta: jak było? Z kulturką, pada odpowiedź. “Brawo synku” odpowiada mama. Problem że i braw nie było bo…..w jednej ręce piciu w drugiej żarcie. Taki to teraz “kulturalny doping”