Jagiellonia chciała się ubrudzić. I to było kluczowe [KOMENTARZ]

Jagiellonia Białystok wreszcie chciała się ubrudzić. W żadnym meczu pucharowym nie zablokowała tylu strzałów i nie faulowała tak często swoich rywali. Zwycięstwo nad FC Kopenhagą rodziło się w bólach - i to dosłownie.

FC Kopenhaga - Jagiellonia Białystok
Obserwuj nas w
(Liselotte Sabroe/Ritzau Scanpix via AP) Na zdjęciu: FC Kopenhaga - Jagiellonia Białystok
  • Jagiellonia Białystok pokonała w czwartek FC Kopenhagę w swoim pierwszym grupowym występie w pucharach
  • O niespodziewanym triumfie przesądził gol w ostatniej minucie, ale – w przeciwieństwie do starć z Ajaksem czy Bodo/Glimt – białostoczanie nie oddawali tak łatwo pola pod własną bramką
  • W sposób namacalny widzimy wyciąganie wniosków: Jaga wreszcie chciała się ubrudzić w trakcie meczu pucharowego

Puchary wymagają poświęcenia

Obrona rozpaczliwa i desperacka bardzo często kończy się stratą bramki. W futbolu trochę jak na ringu – gdy zbyt długo balansujesz na linach i dajesz się obijać rywalowi, licząc tylko na gong oznaczający koniec rundy, to prawdopodobnie jeszcze przed tym gongiem dostaniesz cios nokautujący. Jagiellonia w czwartek na Parken rozpaczliwie broniła się tylko w niektórych fragmentach pierwszej połowy. Po przerwie FC Kopenhaga grała po obwodzie, szukała luk między obrońcami, ale nie mogła sobie wykreować realnej szansy bramkowej.

Dość powiedzieć, że najlepszą szansę stworzyła sobie tuż przed golem Czurlinowa na 2:1. WyScout wycenia strzał głową Onugkhi na 0,22 xG. Według algorytmów to właśnie wtedy Duńczycy byli najbliżej gola w drugiej części gry. Przed przerwą mieli groźniejsze okazje – chociażby Diksa czy Elyounoussiego.

Tylko u nas

Dlaczego tym razem białostoczanie nie rozsypali się po pierwszym golu? Dlaczego akurat w tym starciu nie oparli się na linach, a pracowali na nogach i szukali okazji do ciosu kontrującego? Wydaje się, że możemy na żywym organizmie obserwować zbieranie tego często niedoszacowanego przez ekspertów i kibiców doświadczenia. Piłkarze i sztab Jagi wiedzą już, że puchary wymagają czegoś innego niż ekstraklasowa rzeczywistość. Wymagają w pierwszej kolejności poświęcenia w obronie.

Czasem musisz się ubrudzić

– Czasem zapominamy o tym, że w obronie nie są ważne tylko te przesuwania, asekuracje, aspekty taktyczne. Czasem musisz się po prostu poświęcić, ruszyć do zablokowania strzału – mówił po spotkaniu Adrian Siemieniec. Był dumny, ale widać było też, że jest zmęczony. Jego to starcie też dużo kosztowało. Ale najwięcej kosztowało defensorów gości.

Oni w Kopenhadze musieli się po prostu ubrudzić. W dobie stoperów eleganckich i tych “grających piłką” zapomina się, że nawet w nazwie pozycji obrońcy zawiera się wskazówka, że ci ludzie mają przede wszystkim bronić. Dieguez i Stojinović bronili dosłownie. W żadnym innym meczu pucharowym Jaga nie zablokowała tylu strzałów, co w tym spotkaniu – aż siedem z dwudziestu oddanych przez Duńczyków.

Dla porównania: w drugim meczu z Ajaksem zablokować udało się ledwie trzy z 22 strzałów. W drugim meczu z Bodo/Glimt to tylko trzy z osiemnastu uderzeń. – To było widać, jak ruszaliśmy do tych blokowań, każdy szedł na maksa, nie było odpuszczania – zaznaczał po tym starciu Taras Romanczuk.

Bronić szczelnie, strzelać celnie

Tak blisko związany z Białymstokiem Michał Probierz zwykł powtarzać swoją dewizę “bronić szczelnie, strzelać celnie”. Futbol to prosta gra, choć lubimy ją komplikować. Czasem deprecjonujemy zespoły, które biegają dużo i intensywnie. Mówimy, że “przyjechała banda fizioli i zabijają piłkę”. Ale od zaangażowania mentalno-fizycznego zaczyna się gra w futbol. To nie stół z piłkarzykami ze sprężynami przykręconymi do drewnianej nawierzchni.

Jagiellonia ograła Kopenhagę zabójczymi kontratakami. Widzimy świetne wykończenie Czurlinowa na 2:1, widzimy efektowną piętkę Pululu przy trafieniu wyrównującym. Ale warto spojrzeć nieco głębiej:

  • piłkarze Jagi popełnili najwięcej fauli ze wszystkim swoich meczów w tej edycji pucharów – 12
  • zanotowali zdecydowanie najwięcej przechwytów – 51
  • tylko z Bodo/Glimt u siebie mieli lepszą skuteczność pojedynków główkowych
  • stoczyli najwięcej pojedynków w tym sezonie pucharowym przy najniższej skuteczności

Jaga co rusz wkładała kij w szprychy Kopenhagi. Faulem, bodiczkiem, wygraną główką, zablokowanym strzałem. To frustrowało Duńczyków. – Wiemy, jak to jest, gdy ty musisz wygrać, a rywal zdobywa gola. Kluczowym momentem był gol na 1:1. Ty jesteś zdeprymowany, ich nakręca z kolei każda udana akcja. Dlatego wiem, co czuli rywale. Czułem to z boku – mówił Siemieniec po meczu. Fanów na Parken niesamowicie irytowała też gra na czas białostoczan. Przeraźliwie gwizdali. Nawet mocniej niż na swoich zawodników po ostatnim gwizdku.

Pochwała rozwoju, nie barbarzyństwa

Jagiellonia w dwumeczach z Ajaksem i Bodo/Glimt przekonała się o tym, że nawet jeśli w Ekstraklasie jej efektowny futbol wystarczał na rywali, tak w Europie poziom ich gry nie robi żadnej furory. Była naiwna. Brakowało jej czystej piłkarskiej jakości. Była jak elegancki karateka, który próbuje swoich sił w MMA – bada dystans, szuka okazji do eleganckiego kopnięcia, skupia się na technice uderzeń. Tymczasem rywal dopada go w zapaśniczym chwycie, obala, a później męczy ciosami w parterze, z którego karateka nie potrafi wyjść.

W europejskim futbolu nie da się być jednowymiarowym. Polegać tylko na rozgrywaniu piłki od tyłu, bazować na ataku pozycyjnym czy kombinacji podań w bocznych strefach. Jagiellonia doświadczyła tego na własnej skórze w eliminacjach, a w Kopenhadze pokazała wnioski wyciągnięte z tej nauki. Przyszła do roboty w koszuli, ale gdy trzeba było podwinąć mankiety i się upaćkać tą brudną robotą, to była na to gotowa.

Komentarze