Bramkarz od wszystkiego. Jak Szczęsny odnajdzie się w Barcelonie

Barcelona miała szczęście w nieszczęściu, bo trafiła w taki moment sportowej emerytury, gdy Wojciech Szczęsny mógł jeszcze zarzucić sportową emeryturę. Już po podpisaniu kontaktu mówił, że jedyna wątpliwość dotyczy tego, jak szybko dojdzie do formy fizycznej. Stylowo wpasować się musi, w końcu w futbolu zasmakował wszystkiego.

Wojciech Szczęsny
Obserwuj nas w
rosdemora/Alamy Na zdjęciu: Wojciech Szczęsny

Gdyby stworzyć linię piłkarskich stylów, których doświadczył Wojciech Szczęsny, to jej punkt startu miałby miejsce w trzeciej lidze angielskiej, a końca – właśnie w Barcelonie. Środowisko jego wejścia w dojrzały futbol (listopad 2009, gdy debiutował w trzecioligowym Brentford) było pełne fizycznej walki bramkarza o pozycję przy dośrodkowaniach, a także wykopywania piłki jak najdalej i najwyżej. Powrót do Arsenalu pod wodzą Arsene’a Wengera wiązał się z diametralną odmianą do której sam Szczęsny nawiązywał po podpisaniu kontraktu z Barceloną.

Podobnie było w reprezentacji Polski, co najlepiej obrazują dwa ostatnie turnieje. Przed mistrzostwami świata w Katarze jedynka w bramce kadry stała w jednym rzędzie z trenerem, Kamilem Glikiem i Grzegorzem Krychowiakiem w tłumaczeniu kibiców, że żadnej pięknej gry nie będzie. W otwierającym mundial meczu z Meksykiem aż 34 z 40 jego podań było długich, na Roberta Lewandowskiego, by następnie koledzy walczyli o piłkę. W kończących jego karierę w reprezentacji spotkaniach Euro 2024 spotkaniach wykopywał ją znacznie rzadziej, a przynajmniej nie od razu, bo przecież Michał Probierz narzucił hasło odwagi w grze, zaczynając właśnie od niego.

Gdy w pierwszej rozmowie z kanałem FootTruck był pytany przez Łukasza Wiśniowskiego o styl grania bramkarzy Barcelony, to sam wracał do czasy współpracy z Wengerem w Londynie, ale i Andreą Pirlo w Juventusie. – To będzie dla mnie dużą zmiana w porównaniu z drużyną Allegriego. Ale po to mam doświadczenie, by dostosować się do gry drużyny – mówił.

Tylko u nas

Lekcje z Monaco

Gra nogami to najlepszy punkt wyjścia w porównaniu Szczęsnego z Ter Stegenem. – To część naszego stylu, on to potrafi, od niego to wszystko się zaczyna – mówił Hansi Flick o niemieckim bramkarzu, gdy jego błąd w rozegraniu kosztował Barcelonę czerwoną kartkę w meczu z Monaco w pierwszej kolejce fazy ligowej LM. Przed sezonem także z tym rywalem jego drużyna pokazała, że jest gotowa podejmować ogromne ryzyko, tracąc gola po kolejnym nieporozumieniu przy krótkim rozegraniu piłki. – Błędy są ludzkie, na nich musimy się uczyć i je analizujemy. Mam nadzieję, że przekazałem mu jasne wskazówki i to się już więcej nie zdarzy – mówił Flick przy okazji drugiej z tych pomyłek. Jednak zanim na dobrą sprawę udało się efekty tej rozmowy sprawdzić, Ter Stegen wypadł z kontuzją na cały sezon. To wcale nie oznacza, że Szczęsny nie może z tych błędów skorzystać.

Profil polskiego bramkarza znów musi ewoluować. Skoro Flick twierdzi, że od tej pozycji zaczyna się gra całej drużyny, to rola Szczęsnego będzie spora. Zwłaszcza w porównaniu do ostatniego sezonu, gdy niemal połowę autów bramkowych i podań z gry musiał wydłużać. Ter Stegen u nowego trenera Barcelony robił to zdecydowanie rzadziej, choć… wcale nie rezygnował z długiego podania.

– Wszystko zależy od chęci obrońców do grania z tobą – zauważał Szczęsny pytany o styl Barcelony. Tego akurat nie zabraknie, więc rzadko będzie sprowadzony do tego, co sam określił mianem “lagi na Roberta”. Zresztą nie jest tak, że Ter Stegen nie używał długiego podania. Rywale Barcelony w tym sezonie rzadko atakowali Niemca w agresywnym pressingu, raczej blokowali mu te najkrótsze ścieżki rozegrania. Stąd, mając piłkę przy stopie, musiał szukać możliwości nieco dalej. Był w tym bardzo dobry, jego dokładność długich zagrań w tym sezonie (75%) jest bardzo wysoka. Szczęsny tylko dwukrotnie w ostatnich siedmiu latach zbliżał się do tego poziomu. Dodatkowo, Niemiec potrafił “schować” intencję swojego podania, jak choćby w spotkaniu z Valencią (obrazek poniżej), gdy jego pozycja ciała sugerowała zupełnie inny kierunek, niż ostatecznie wybrany. We współczesnym futbolu – przy wysokiej dokładności tak trudnych technicznie zagrań – to rzecz bezcenna, gdy można przenieść grę wyżej, wprowadzić kolegów do gry i zmusić przeciwnika do biegania.

Aktywność na przedpolu

To, co Flick określa mianem początku ma swój efekt nie tylko na dalszym rozegraniu akcji przez drużynę, ale też w tym, jak musi reagować bramkarz, gdy gra jest teoretycznie daleko od niego. W ostatnich czterech sezonach średni dystans interwencji Szczęsnego na przedpolu stopniowo malał, głównie za sprawą tego, jak obniżała się defensywa drużyny prowadzonej przez Massimilliano Allegriego. Odkąd jednak prowadzone są statystyki takich działań bramkarzy, Polak jeszcze ani razu nie zbliżył się do częstotliwości z jaką wychodzić przed bramkę musiał Ter Stegen u Flicka (śr. 2,3 interwencji poza polem karnym).

Co ciekawe, inaczej ma się wpasowywanie Szczęsnego przy dośrodkowaniach. Polak w Juventusie wychodził do piłki bardzo rzadko (4,7% przypadków!), choć rywale notowali średnio po kilkanaście prób w meczu. Jednak Ter Stegen – choć w ten sposób niejako doszło do przykrego dla Niemca urazu – także nie był nad wyraz aktywny na przedpolu. U Flicka (choć nie zmienił się trener bramkarzy, a Toni Tapalović tę sekcję poszerzył) jest to niemal 9% wrzutek, co stawia go w dolnej połowie klasyfikacji golkiperów z najlepszych lig europejskich (38 percentyl).

Jednak Ter Stegena wyróżnia to, jak sprawnie czyta zamiary przeciwnika w tych momentach, gdy dośrodkowania wykonywane są z głębi pola. Jego akcje są zdecydowane, z dobrym timingiem i we właściwym miejscu. To nie wskazuje na wysoką aktywność, ale… aktywność we właściwych momentach. Stąd nie jest raczej kojarzony z błędów na przedpolu. Jedna akcja z Paryżem z poprzedniego sezonu doskonale to wyczucie do interwencji pokazuje (obrazek poniżej). Jednocześnie istotne jest zrozumienie, że rolą bramkarza jest redukowanie ryzyka. Przy jakimkolwiek zawahaniu lub przesadnej brawurze każde wyjście poza pole bramkowe wiąże się z potencjalnym problemem dla drużyny. To musi być w stu procentach pewna decyzja.

Skuteczność w bramce

Ter Stegen to niezwykle skuteczny bramkarz. Gdy spojrzy się na siedem poprzednich sezonów ligowych, to w sumie – według statystyk goli oczekiwanych – uratował drużynie niemal osiemnaście goli. W ostatnich rozgrywkach zakończonych mistrzostwem było to prawie dziewięć trafień, którym zapobiegł – to różnica między zdobyciem tytułu, a miejscem na podium.

Jednak Szczęsny w trzech sezonach mistrzowskich Juventusu również notował „dodatni” bilans bramek uratowanych. Ostatnie cztery lata były już bardziej na zero, ale wynikało to także z wielu zmian w samym klubie, jej linii obrony (odejście legend) i nastawieniu drużyny. Skuteczność obron Polaka nigdy nie spadła poniżej 70%, podobnie jak w przypadku Niemca.

Innym aspektem istotnym dla Barcelony mogą być… rzuty karne. W nich Szczęsny jest po prostu lepszy: wybronił niemal 23% wszystkich jedenastek rywali, gdy Ter Stegen już 16%. W tym sezonie w samej lidze rywale już mieli dwa rzuty karne, czyli tyle, ile w całych poprzednich rozgrywkach. Może być to efektem bardziej ryzykownej gry, wyższego ustawienia linii obrony lub niedoświadczenia zawodników, którzy są wprowadzani przez Flicka. Czasem to po prostu brak szczęścia na który… warto być jednak przygotowanym. Lub w odpowiedzi mieć go tyle, ile Barcelona, gdy okazało się, że Ter Stegen wypadł, a Szczęsnego można przekonać jeszcze do rocznego grania.

Komentarze