Olkiewicz w środę #135. Jarosław Królewski i data-driven club targany emocjami

Optymista powie: dzięki unikalnemu połączeniu kibicowskiego zaangażowania i emocji wraz z chłodną analizą rodem ze świata liczb, jesteśmy w stanie prowadzić klub zgodnie z oczekiwaniami kibiców, ale i w sposób innowacyjny w skali polskiej piłki. Realista odpowie: dziewięciu trenerów w cztery lata. Wisła Kraków Jarosława Królewskiego miała połączyć wszystkie zalety klubu prowadzonego przez zagorzałego kibica z atutami "data-driven club", opartego na modelach matematycznych. Miała.

Obserwuj nas w
Grzegorz Wajda/SOPA Images via ZUMA Press Wire Na zdjęciu:
  • Zwolnienie Kazimierza Moskala po zaledwie trzech miesiącach pracy, przy jednoczesnym łączeniu ligi z europejskimi pucharami, brzmi kuriozalnie – nawet jeśli to jedynie przyznanie się do błędu przy jego zatrudnieniu.
  • Wisła Kraków w założeniu miała być klubem odpornym na chwilowe wstrząsy, tarcza z matematyki i statystyki miała chronić organizację przed decyzjami podyktowanymi emocjami – ta historia kończy się zwolnieniem trenera dzień po przełożonym meczu.
  • Wszystkie modele zarządzania mają swoje oczywiste zalety i wady – ale obecny kibicowsko-matematyczny schemat zarządzania Wisłą zdaje się łączyć wszystkie najgorsze cechy dwóch przeciwstawnych systemów.

Kazimierz Moskal – wcale nie taki analogowy

O zwolnieniu Kazimierza Moskala napisano i powiedziano już właściwie wszystko – sam bardzo długo wyliczałem we wczorajszym poranku “okoliczności łagodzące” dla byłego już trenera Wisły Kraków. Jego ławka w pierwszych meczach obecnego sezonu wyglądała jakby właśnie szykowała się do balu maturalnego, albo boju o utrzymanie w rozgrywkach CLJ U-19. Od początku sezonu Biała Gwiazda grała na dwóch frontach, na obu ze zmiennym szczęściem. I to dosłownie szczęściem – bo gdzie VAR w europejskich pucharach cofnął karnego wykonywanego przez bramkarza, tam w Polsce przytrafiała się głupia czerwona kartka decydująca o obrazie ligowego meczu. Można usprawiedliwiać Kazimierza Moskala nieprawdopodobną wręcz liczbą zmarnowanych sytuacji strzeleckich, można usprawiedliwiać słabością kadry, można usprawiedliwiać bardzo niewielką ilością czasu na poskładanie drużyny niemal od nowa, bo przecież po ubiegłym sezonie zespół dość drastycznie zmienił się personalnie.

Można wyjąć jako argument świat liczb, gdzie Wisła wcale nie wygląda tragicznie, można przypomnieć o tym, w jakich warunkach rywalizuje. Przecież Wisła Płock czy Miedź Legnica to ekipy, które zrobiły więcej jakościowych transferów jeszcze przed rozpoczęciem przygotowań, niż Wisła Kraków przez całe okno. Krakowski klub nie miał żadnej przewagi – ani finansowej, ani ciągłości pracy sztabu, ani zgrania drużyny, ani jakości piłkarskiej. Co więcej – mógł spoglądać przecież na to, jak idzie łączenie pucharów z ligą konkurentom z Ekstraklasy – obecnie Śląskowi Wrocław czy Jagiellonii Białystok, ale przed kilkunastoma miesiącami również Legii Warszawa czy Lechowi Poznań, które w swoim czasie betonowały dno ligi, próbując walczyć w Europie. A przecież – trzeba to podkreślać – Wisła zaliczyła obok Legii najładniejszy pucharowy lot, Jaga i Śląsk zrealizowały po prostu plan-minimum.
To wszystko są argumenty przeciwko zwalnianiu Kazimierza Moskala, a przynajmniej przeciwko tworzeniu atmosfery, że za wszelkie zło, obecne w klubie Wisła Kraków odpowiada właśnie Kazimierz Moskal. Natomiast to nie jest w całej sprawie najciekawsze – najciekawsze jest bowiem to, co Wisła sygnalizowała trzy miesiące temu.

Moskal nie był wbrew pozorom i niektórym aktualnym analizom zatrudniany jako lek na zbolałe serca kibiców, jako legenda, która ma po prostu na jakiś czas wyciszyć krytykę ze strony fanatyków, zazwyczaj bardziej wyrozumiałych wobec ludzi zasłużonych dla klubu. Tak, dziś taka narracja brzmi wiarygodnie – trzeba było udobruchać ultrasów, więc zamiast kolejnego “komputerowca” z matematycznego wzorca wzięto gościa z Wisłą w sercu, z piękną wiślacką kartą w piłkarskim CV. Ale wtedy? Wtedy sporo się mówiło i pisało – również ustami i klawiaturą Jarosława Królewskiego, że to wybór mocno poparty modelami matematycznymi. Że przeanalizowano dokładnie drużyny Moskala, że ten ŁKS z mocnymi hiszpańskimi punktami trochę przypomina Wisłę, w której Rodado czy Baena mogliby wejść w buty Pirulo, prowadzącego ŁKS do niespodziewanego awansu w sezonie 2022/23. Że to trener, który preferuje styl gry obecny w wiślackim DNA, że wygrywanie meczów za sprawą ofensywnej gry opartej na posiadaniu piłki to coś, co łączy pomysł na zespół Kazimierza Moskala i pomysł na zespół wyliczony przez narzędzia w matematycznych laboratoriach Wisły Kraków.

Pamiętamy te tabelki z Performance Impact i Playing Style opartym na Possesion. Jarosław Królewski zapowiadał, że wraz z zatrudnieniem nowego trenera do ogromnych rozmiarów rozszerzy się dział data science. Skończyło się tak, że model matematyczny rzekomo “wypluł” Moskala, potem “wypluł” wzmocnienie w postaci Biedrzyckiego, a na końcu “wypluł” wyrzucenie Moskala, zanim jeszcze ten na dobre wprowadził swojego ulubionego Biedrzyckiego do składu. Zatrudnienie Moskala to nie była analogowa wolta w cyfrowym świecie Królewskiego, to miało być połączenie tradycji z nowoczesnością. I wyszło jak większość nieoczywistych połączeń Wisły w ostatnim okresie.

Łączenie zalet czy łączenie wad?

Teoria była piękna. Modele matematyczne będą narzędziami w rękach ludzi, którzy swoją determinacją i czysto kibicowskim zaangażowaniem w życie klubu pozwolą na połączenie ognia z wodą. Statystyki, nauka, big data, sztuczna inteligencja – to wszystko będą młotki i kombinerki w rękach profesjonalnych fachowców z Białą Gwiazdą na piersi, z wiślackim DNA, z sercem, które bije w rytmie klubowego hymnu. Miłość do Wisły Kraków pozwoli uniknąć tego bezdusznego chłodu, jaki czasem towarzyszy piłkarskim nerdom, zagrzebanym w porównaniu liczby podań w trzecią tercję u jakiegoś anonimowego wahadłowego z drugiej ligi norweskiej oraz jego rywala z Kosowa. Ale z drugiej strony ten gorąc serca, który momentami potrafi podpalić zdolność logicznego myślenia, będzie ściśle kontrolowany przez lodowate liczby, których równe rządki pozwolą patrzeć na futbol w sposób pozbawiony emocji. Przegraliśmy mecz, który powinniśmy wygrać? Liczy się progres drużyny, długofalowo przecież takie pojęcia jak “pech” są eliminowane przez rzeczywistość.

To miał być związek idealny, związek mózgu z sercem, związek rozumu z emocjami. Zalety i atuty każdego z tych skrajnych podejść, wszystko co najlepsze z InStata, wszystko co najlepsze ze świadomości, ile Wisła znaczy dla Krakowa i całej polskiej piłki.

No i co? Jeśli chodzi o liczby, to mamy już dziewiątego trenera w cztery lata. Jeśli chodzi o umiejętność trzymania nerwów na wodzy, mamy rozstanie z dyrektorem akademii, kierownikiem, trenerem i asystentem po konferencji w Sewilli, na której właściciel usłyszał pytanie o klub. Tak, mniej więcej tak Jarosław Królewski tłumaczył swoją decyzję podczas wczorajszego występu w Hejt Parku Kanału Sportowego. Rozumiem ten szerszy kontekst, ale to przebija się najmocniej – dostałem pytanie na konferencji w Sewilli, w którą stronę zmierza mój klub i stwierdziłem, że jednak w inną, niż bym chciał. Oczywiście, Jarosław Królewski ma prawo dojść do dowolnych wniosków w kwestii zarządzania swoim klubem nawet podczas porannej przebieżki. Ale poza tym, że jest wizjonerem, jest też prezesem klubu piłkarskiego i niestety musimy go oceniać nie tylko jako wizjonera, ale też jako prezesa.
I ten prezes właśnie zwolnił trenera dzień po meczu, którego nie było. W niedzielę miał zamiar powierzyć Moskalowi swój ukochany klub do prowadzenia w starciu z Chrobrym, w poniedziałek, mimo że meczu z Chrobrym nie było, zadecydował, że czas na rewolucję.

Niewesołe położenie, niewesołe perspektywy

Stan gry na dzisiaj, na środowe południe, 25 września 2024 roku. Wisła Kraków ma ogromną stratę do dwóch pierwszych miejsc, premiowanych w lidze awansem do Ekstraklasy. Wisła Kraków nie posiada w składzie jakości takiej, jak przynajmniej 3-4 zespoły zgrane i zbudowane przed trzema miesiącami w celu wywalczenia Ekstraklasy. Wisła w roli dyrektora sportowego ma Vullneta Bashę, który dopiero się do tej roli przyucza. Trenera nie posiada, podobnie jak dyrektora akademii, fizjoterapeuty i kierownika, bo jak to w Polsce bywa – następców się dopiero “zorganizuje”. Wisła nie posiada przewagi finansowej, a nawet jeśli nad kimś posiada – to nigdy nie wiemy, ile jeszcze Płock jest w stanie dosypać tej bogatszej z pierwszoligowych Wisełek. Wisła pewnie jest o wiele dalej na ścieżce do rewolucji matematyczno-analitycznej niż Bruk-Bet czy Miedź, ale jednocześnie bycie na prowadzeniu w tym wyścigu zbrojeń na razie nie daje żadnej logicznej przewagi nad rywalami.

Ponadto Wisła ma na czele prezesa, który właśnie strzelił sobie w kolano. Tutaj nie ma bowiem żadnej drogi wizerunkowego wyjścia z sytuacji bez dużych strat. Jeśli założymy, że Jarosław Królewski na chwilę zboczył z drogi “data-driven club” i zatrudnił Kazimierza Moskala trochę wbrew własnym przekonaniom – no to totalna klapa, szczególnie, że przecież ten wybór miał się akurat wpisywać w “data-driven club”. A jeśli założymy, że trener Moskal został zatrudniany w zaplanowany przez Królewskiego sposób, że skład był budowany zgodnie z wymarzonymi standardami właściciela – no to tym gorzej, bo weryfikacja pracy w dość ekstremalnych warunkach po kwartale to coś, co sam Królewski wielokrotnie krytykował.

Jeśli wierzyć słowom Jarosława Królewskiego – teraz dopiero zobaczymy Wisłę jego autorstwa. Że do tej pory szedł na różne kompromisy, do tej pory wprowadzał swoje pomysły z poszanowaniem dla pewnych przyjętych w futbolu norm, że nie chciał terapii szokowej. Teraz żagle mają zostać pocięte, maszty porąbane, a wszystko razem wrzucone w silnik parowy, co wprowadzi wiślacki okręt w absolutnie nową erę.

Tylko czy nie skończy się na tym, że steampunkowy futurystyczny wodolot z Krakowa po prostu skompromituje się w pierwszoligowych zawodach wioślarskich? Matematyka – wartość piłkarzy, liczba punktów, szanse szacowane przez bukmacherów – nie wyklucza takiego scenariusza.

Komentarze