Michał Kołodziejczyk: dostałem życzenia raka, guza mózgu. Facet pluł i mówił, bym zlizywał

Start Ligi Mistrzów i jej powrót do Canal Plus to dobry pretekst, by porozmawiać z szefem tej redakcji. Szerzej niż o tych rozgrywkach. Michał Kołodziejczyk opowiada Goal.pl o życzeniach raka, jakie dostawał po stracie Premier League, mimo że z tą stratą nie ma nic wspólnego, o aferze z rozmową z Michaelem Ameyawem w Lidze+Extra, o tym, że był przeciwko zaproszeniu Parisa Platynova na El Clasico, o zmieniającym się dziennikarstwie oraz także oczywiście o planach Canal Plus na pokazanie Ligi Mistrzów.

Michał Kołodziejczyk
Obserwuj nas w
https://www.facebook.com/michal.kolodziejczyk.CanalPlus Na zdjęciu: Michał Kołodziejczyk
  • Canal Plus po latach znów pokaże Ligę Mistrzów. Z tego wywiadu dowiecie się o kilku nowościach, które planuje stacja
  • Ale nie tylko. – Dostałem życzenia guza mózgu, raka. Dostałem również wiadomość od człowieka, z którym się obserwowaliśmy, wideo, w którym mając ustawioną kamerę na selfie, pluł na swój telefon, i mówił: Kołodziejczyk, zlizuj to ku*wo – szef Canal Plus Sport opowiada o konsekwencjach utraty praw do pokazywania Premier League
  • To jest wywiad o blaskach, cieniach i planach

“Nie wyobrażałem sobie robić to do sześćdziesiątki”

Przemysław Langier (Goal.pl): Z rozpoznawalnego dziennikarza stałeś się człowiekiem z cienia.

Michał Kołodziejczyk (szef redakcji Canal Plus Sport): Mam odpowiedzialność większą niż kiedykolwiek wcześniej. Dziś moja praca ma ułatwiać pracę innych. Rozmawiamy na trzecim piętrze. Muszę je godzić z piątym, gdzie siedzi Edyta Sadowska (prezes Canal Plus Polska). Moim sukcesem jest to, że dwa tak różne organizmy rozumieją się nawzajem, że “góra” rozumie, dlaczego w poniedziałek o godz. 12 redakcja stoi pusta. Coraz mniej zajmuję się dziennikarstwem – musiałem się z tym pogodzić, choć nie przychodzi to łatwo, bo to najlepszy zawód na świecie. Ale jaki jest cel, żebym przy swoich obecnych obowiązkach jeździł teraz na mundiale lub Euro?

Pewnie żaden.

No właśnie. Nawet jeśli cholernie mi tego brakuje. Kiedyś policzyłem, że miałem serię 14 lat bez przegapionego choćby jednego meczu kadry na żywo. Ale powiem też przewrotnie – nie wyobrażam sobie siebie jako 60-latka stojącego w mixed zonie. Oczywiście podziwiam Andrzeja Janisza, że on to robił, i strasznie się cieszę, że był w tej mixed zonie przepuszczany przez młodszych kolegów wcale nie dlatego, że jest zniedołężniałym starcem, a z racji szacunku, ale ja sobie tego w moim przypadku nie wyobrażam. Tym bardziej, że piłkarze są już dużo młodsi ode mnie.

Tylko u nas

Nie umiałbyś rozmawiać z młodzieżą?

Nie o to chodzi, choć faktycznie z ludźmi z tego samego pokolenia łatwiej łapie się kontakt. Ale kiedyś wchodząc do strefy wywiadów wiedziałem, że 90 proc. piłkarzy zatrzyma się przy mnie. Teraz – mając szacunek do tych ludzi, bo oni nie mają pojęcia, kim ja jestem – pewnie bym się już przedstawiał i czuł jak ktoś, kto dopiero zaczyna pracę w zawodzie.

To, że dziś nie musisz biegać z dyktafonem po meczu, było twoim wieloletnim planem na siebie, który teraz realizujesz?

Nigdy nie myślałem, że pójdę w dyrektory. W Wirtualnej Polsce sam sobie ustalałem, co robię, czyli miałem cykl długich wywiadów, do tego imprezy mistrzowskie, kadra. Wygraliśmy wtedy wojnę z Onetem – podjazdową, czasami brudną, z jakimiś galeriozami – ale zdobyliśmy fotel lidera w polskim internecie sportowym. I dopiero wtedy, po jakimś czasie, pojawiła się potrzeba szukania nowych wyzwań. Telewizję znałem ze strony dziennikarskiej – jako gość, ekspert – bardzo dobrze. Chciałem poznać z tej drugiej strony, choć mówiłem pani prezes od początku, że bez pracy dziennikarskiej uschnę. Ale wszystko inaczej wygląda na etapie rozmów o pracę. Edyta mówiła: pojedziesz sobie na Euro, na mundial. Pewnie dostałbym jej zgodę, ale przecież zdaję sobie sprawę, że to bez sensu. Na Euro pojechałem, ale z synem za swoje pieniądze.

Za dziennikarstwem tęsknię, ale też nie jest tak, że czegoś żałuję. To kompletnie eksploatujący zawód. W 2006 roku nie było mnie przez 260 dni w domu. Obecne stanowisko, gdzie czasem pojadę na Clasico, a w najbliższym czasie pewnie na Ligę Mistrzów, bo często przy takich okolicznościach prowadzi się jakieś biznesowe rozmowy lub nawet small talki, które budują relację, ma też swoje zalety. Dziś nie odnalazłbym się w wyścigu, gdzie muszę mieć niusa lub robić reportaże na potęgę.

Zawsze jest jakaś rywalizacja. Ty się po prostu przesiadłeś na inne tory, ścigasz się o coś innego.

Jeśli mówisz o moim udziale w kupowaniu praw, to jest żaden. Ścigam się na jakość produktu, na opakowanie tego co mamy, na rozwijanie młodych, zdolnych i pilnowanie tego, by starym mistrzom nadal się chciało.

Reklama

Liga Mistrzów wraca do Canal Plus. Obroni się?

Bardziej o tym, że pewnie twoim obowiązkiem jest monetyzowanie tego. Czy w ogóle Liga Mistrzów w czasach, gdy piłka wylewa się spod każdego kamienia i często mówi się o przesycie nią, może się obronić i zwrócić?

Kiedy myślisz o ligach zagranicznych, masz w głowie pewnego rodzaju ograniczenia. Nie każdy się interesuje ligą hiszpańską, jeśli nie gra Barcelona z Realem. Lub niemiecką, jeśli nie grają tam Polacy. A Liga Mistrzów to produkt masowy, teraz z nową formułą, która jeszcze bardziej ją uatrakcyjni. W pierwszej kolejce mamy Milan z Liverpoolem, Inter z City, Barcelonę z Monaco z udziałem Polaka. To trzy hity na start, a ludzie znajdą sobie i czwarty fajny wybór. Liga Mistrzów się obroni. Jestem pewien, że mając ligę angielską, hiszpańską, niemiecką i włoską, nie zdobylibyśmy tylu widzów, ile nią zdobędziemy za pomocą Ligi Mistrzów. To rozgrywki, które wdarły się do całych domów, a nie do wąskiego grona twitterowych maniaków.

Przejęcie Ligi Mistrzów to był bardziej powód do otwarcia szampana, czy bólu głowy, ile przy tym trzeba zrobić i jak wielkie są wymagania?

Zdecydowanie do otwarcia szampana – także dla wyposzczonej nieco ostatnio redakcji. Jeśli stres, to spowodowany pytaniem, czy mamy wystarczające siły, by skomentować to wszystko. Bo o jakość byłem spokojny. Musiałem to wszystko policzyć.

Co ci wyszło? To 18 dodatkowych meczów w tygodniu, do tego multiligi.

Że jest nas wystarczająco dużo. Zwróć uwagę, jak wielu wypłynęło w ostatnich latach młodych chłopaków, którzy uczą się od tych starszych. Każdy kiedyś musi zacząć komentowanie. Oni muszą czuć, że dostaną swoją szansę i tak po prostu będzie. Więc jak mi zabraknie jednej osoby do “dziupli”, to zapewniam cię, że znajdę w zespole kogoś, kto o tym marzy, a ja mu dam taką możliwość.

Więc jak zadzwoni znany komentator z innej stacji, oferując swoją pomoc, to powiesz: sorry, stary, mam komplet?

Po informacji, że Canal Plus przejął Ligę Mistrzów, okazało się, że mam nadspodziewanie wielu przyjaciół w gronie dziennikarzy. A ilu ma mój numer w telefonie zapisany (uśmiech). Natomiast byłoby nie fair, gdybym nie dał tego swoim dziennikarzom. Jak zobaczyłem, jak super zrealizowany jest Superpuchar w Warszawie, to dlaczego miałbym wątpić? Mam na pokładzie najbardziej kompetentnych telewizyjnych dziennikarzy sportowych w Polsce. Inne redakcje też takich mają, natomiast ja posiadam cały zespół. I żeby zespół działał poprawnie, muszą panować pewne zasady. Kiedyś na wszystkie El Clasico jeździł Rafał Wolski. Zwróć uwagę, że od czterech lat te mecze komentują cztery osoby na zmianę: Bartek Gleń, “Marchewa” (Adam Marchliński) i Michał Mitrut. To, że “Ćwiąki” (Tomasz Ćwiąkała) jest przy nich, wynika z tego, że jest najlepszym ekspertem od ligi hiszpańskiej. Może w przekonaniu moich poprzedników Rafał był najlepszym komentatorem, ale ja uważam, że mam całą grupę takich. A historia uczy, że stawianie na jedną osobę niekoniecznie musi kończyć się dobrze.

Co masz na myśli?

To, że Liga Plus Extra była kojarzona wyłącznie ze Smokiem i Twarem (duetem Smokowski/Twarowski) i kiedy oni odeszli, to nawet u Quebo pojawił się tekst, że Liga Plus bez Smoka to nie to samo. A ta stacja ma tyle eksperckich twarzy, że nie można niektórych z nich chować do szuflady.

A co z tym Rafałem Wolskim? Skoro rozstałeś się z komentatorem, który ma wyłącznie elektorat pozytywny, musiałeś mieć powody.

(bardzo, bardzo długie milczenie) Po prostu nie nadawaliśmy na tych samych falach i mieliśmy inne spojrzenie na to, jak powinna wyglądać praca. Natomiast Rafał dostał nową propozycję. Miał prawo jej nie przyjąć i rozwijać się gdzieś indziej.

[Reklama] Wszystkie mecze Ligi Mistrzów i Ekstraklasy są dostępne w pakiecie Canal+ Super Sport, który można wykupić teraz w cenie od 65 zł miesięcznie. Sprawdź warunki promocji >>>

“Życzono mi raka”

Dostałeś za to łomot w social mediach. Podobnie jak przy utracie Premier League. Zresztą widać wyraźnie, że jak Canal Plus coś straci, to winny Kołodziejczyk. A jak zakupi Ligę Mistrzów, to komentarze są raczej: brawo, Canal Plus. Nie wierzę, że się nie irytujesz.

Pogodziłem się z tym. Swoją drogą te komentarze o pozyskaniu Ligi Mistrzów są bardzo celne, ponieważ ja w jej zakupie miałem dokładnie taki sam udział, jak przy straceniu Premier League.

Kompletnie żaden?

Żaden. Ja mogę analizować, sugerować, mówić, że czegoś się nie opłaca brać, co czasem robię. Ale tak sobie myślę: na kogo ci kibice mieliby wylewać frustrację? Na Edytę Sadowską? Nie ma jej na Twitterze czy Instagramie. Wiadomo, że wszystko, co złe, wylewa się na mnie, zwłaszcza, że mam jakąś rozpoznawalność w social mediach. Stałem się falochronem.

Ładnie nazwane coś, co realnie było wybiciem szamba.

Były rzeczy, których nawet sobie nie wyobrażasz. Na przykład na Instagramie od osoby, która normalnie występuje tam pod imieniem i nazwiskiem, dostałem życzenia guza mózgu, raka. Dostałem również wiadomość od człowieka, z którym się obserwowaliśmy, wideo, w którym mając ustawioną kamerę na selfie, pluł na swój telefon, i mówił: Kołodziejczyk, zlizuj to, ku*wo. To wszystko było po stracie Premier League i z jednej strony możesz sobie powiedzieć, że to farma trolli czy debili, a z drugiej nie ma człowieka, po którym spłynie to zupełnie.

Odchorowałeś to mocno?

Nawet jeśli jestem doświadczony w pluciu na mnie, to… powiedz mi, jak można drugiemu człowiekowi życzyć guza mózgu, nie bojąc się, że karma wróci? Ja bym się nie odważył. Już abstrahując od tego, że przecież to nie ja zdecydowałem o tym, że nie kupujemy ligi angielskiej. Choć… ja rozumiem tę decyzję.

Czyli to dobrze, że Canal Plus stracił Premier League?

Nie chodzi o to, że to dobrze, bo ja bym strasznie chciał, byśmy ją mieli u siebie. Sam jestem kibicem tej ligi, uwielbiam oglądać mecze z Anglii. Ale tutaj to była decyzja, którą ja w stu procentach popierałem.

Koszty większe od zysków?

Tak. Musisz pomyśleć o tym, co będzie za trzy lata. To nie jest tak, że my pozyskamy prawa, a wszyscy nagle się rzucą, by oglądać u nas Premier League i tak sobie przez całą długość umowy będzie trwać sielanka. Mieliśmy kiedyś taki weekend, w którym United grało z Liverpoolem, w Hiszpanii było El Clasico, we Francji PSG z Marsylią, w Polsce Legia – Piast. I kolejność pod względem oglądalności była taka: na trzecim miejscu Legia – Piast, na drugim Barcelona – Real, a na pierwszym derby ziemi lubuskiej na żużlu. Twitter jest bardzo piłkarski, więc wszyscy myślą, że mecz Brentford – Southampton ogląda 100 tys. ludzi. No nie.

Dziesięć tysięcy?

Jakby doszło do dziesięciu tysięcy, to dobrze. Te pieniądze nie mogłyby się zwrócić. Podkreślę: hit z udziałem dwóch wielkich angielskich klubów oglądał się gorzej niż Legia – Piast.

Domyślam się, że po pozyskaniu Ligi Mistrzów, nie dostałeś prywatnej wiadomości, w której ktoś życzył ci zdrowia do końca życia.

Kilka pozytywnych, choć niezasłużonych, dostałem. Ktoś tam spytał, czy wolałem Ligę Mistrzów niż trzy ligi europejskie, i zapominając na moment, że to czysto abstrakcyjne pytanie, to mogę odpowiedzieć, że tak. Podkreślę jeszcze raz: jako kibic Premier League chciałbym, by ona była u nas, ale mając wiedzę, ilu nas jest, biznesowo byłoby to nieracjonalne.

Biznesowo nieracjonalne – w skali budżetu domowego – jest też płacenie za każdy sportowy pakiet.

Dlatego chciałbym, by wszystko było u nas! Natomiast tak poważnie: myślę, że kiedyś się to skonsoliduje. Podmiotów oferujących sport jest za dużo. A ze wszystkich nasza oferta naprawdę jest najlepsza. Nawet jak teraz potraktujesz to jak tekst rodem z ust PR-owca, mamy u siebie: Ligę Mistrzów i koszulę najbliższą ciału, czyli Ekstraklasę. Jest żużel? Jest, to religia w tym kraju. I do tego zastanówmy się, kto jeszcze jest religią? Hmm… może Iga Świątek? Mamy ją. I do tego mamy jeszcze NBA jako najlepszą ligę koszykarską na świecie. Jeśli miałbym powiedzieć, co jeszcze chcę mieć, to przede wszystkim to, czego nie mogę mieć.

Reprezentację Polski. Bo ustawa.

Do tego igrzyska olimpijskie, mundiale i Euro. Dlatego nigdy to nie nastąpi. I ta Premier League, ale też chciałbym, by wreszcie grało tam więcej Polaków, żeby interesowali się nią nie tylko zapaleńcy, a także zwykli kibice, którzy lubią popatrzeć, jak idzie naszym. Przecież to, że Robert Lewandowski trafił do Barcelony podniosło oglądalność całej ligi hiszpańskiej.

Michał Kołodziejczyk i Michał Żewłakow (fot. https://www.facebook.com/michal.kolodziejczyk.CanalPlus)

Michael Ameyaw w Lidze+Extra. Co się działo za kulisami?

Opinie z Twittera miały kiedykolwiek wpływ na twoje działania jako szef? Na przykład na decyzje personalne?

Nigdy.

Nigdy nie miały i nigdy nie będą mieć?

Chyba, że pozytywne. Bo skoro komuś chciało się napisać na tym Twitterze coś dobrego, to znaczy, że musiało być naprawdę dobrze.

Negatywne też mogą mieć podstawy. Jak w przypadku poprowadzenia rozmowy z Michaelem Ameyawem. Działo się coś później u ciebie w gabinecie?

Przede wszystkim byłem bardzo zaskoczony, że coś takiego zaistniało na antenie. Wiem o tym, że rozmowa z Michaelem sprzed studia przeniosła się do studia. Michael w niej uczestniczył opowiadając o przeróżnych zdarzeniach, ale widzowie mieli prawo nie wiedzieć, że tak było. Zapewniam ciebie i wszystkich, że żaden z tych panów z rasizmem nie minął się nawet na korytarzu i…

… Tu nawet nie chodzi o rasizm. Bardziej o traktowanie gościa trochę jak małpki w zoo. “O, popatrz, jakie jaja. Ma ciemną skórę i mówi po polsku”.

Właśnie to miałem powiedzieć – że to nie był rasizm, tylko zwyczajna głupota. Są takie sytuacje, gdy coś palniesz i już w momencie wypowiedzenia słów wiesz, że to może być źle odebrane.

Było tak, że trochę od reakcji Michaela zależało, co się stanie z dziennikarzami? Po żarcie, że wygląda jak górnik kończący pracę, kurtuazyjnie się uśmiechnął, ale gdyby zareagował mocno i powiedział, że go to obraża, pożegnałbyś się z Marcinem Baszczyńskim?

To był bardzo niestosowny i głupi, ale żart. Obracam się w gronie sportowców przez 25 lat i trudno mi sobie przypomnieć choć jeden przypadek sportowca-rasisty. Oni mają coś takiego, że jeśli dzielą ludzi na szuflady, to na dobrych i złych sportowców. Sport bardzo otwiera na różnorodność, każdy piłkarz grał kiedyś z kimś czarnoskórym w jednej drużynie. Zachowanie Baszcza, Wieszcza oraz Glenia było po prostu głupie. Rozmawialiśmy na ten temat.

W tonie dyscyplinującym?

Przypominającym, że pewnych rzeczy po prostu nie wypada. Oni sami się nie bronili i nie mówili, że nic się nie stało. Oni wiedzieli, że zachowali się głupio.

Co nowego w pokazywaniu Ligi Mistrzów

Będziecie gotować w studiu Ligi Mistrzów?

Nie.

Można tak?

Można na przykład tak działać, jak przy meczach play off. Mieliśmy po nich odzew, który sprowadzał się do zadowolenia społeczności piłkarskiej i wyrażenia zdania, że kierunek, w który chcemy pójść, jest właściwy. A chcemy iść w eksperckość. Jak zaczynaliśmy studio play off, to z meczami trwało sześć godzin. Mieliśmy masę materiałów, a dzięki temu, jak technologia poszła do przodu, jesteśmy w stanie zrobić rozmowę z każdym, kto się na to zgodzi. Będziemy zajmować się tym, na czym znamy się najlepiej. A znamy się na sporcie.

Uważasz, że żyjemy w czasach, w których sama fachowość się obroni?

Jestem pewien, że tak. I kropka.

Wy takie wielogodzinne studia robicie od lat przy okazji Clasico. Macie wywiady z wielkimi piłkarzami, super ekspertów, wszystko 10 na 10 w skali trudności i jakości pewnie też. A na końcu przychodzą wyniki i – jak sam kiedyś mówiłeś – rozmowę z Salahem ogląda 6 tys. osób. To nie jest trochę jak w tym żarcie – kawał świetnej, nikomu niepotrzebnej roboty?

Myślę, że całe sześciogodzinne studio obejrzy tylko kilka procent ludzi z tych, którzy obejrzą mecz, natomiast pewne wydarzenia są tak duże, że zwyczajnie trzeba je opakować. Właśnie dla tych kilku procent kibiców, którzy są dla nas cenni jak cała reszta. Poza tym praca przy takim produkcie jak Liga Mistrzów to przyjemność. Nie ma nic bardziej nakręcającego do roboty, sama świadomość w tym, w czym uczestniczysz. Ja nie należałbym do tych paru procent, które obejrzą całe studio, ale każdy kibic, który zakupi u nas prawo do oglądania Ligi Mistrzów, ma prawo mieć pewność, że niezależnie, o której godzinie włączy telewizor, dostanie od nas Ligę Mistrzów. Włączy trzy godziny przed meczem – musimy mu podać studio. Godzinę – to samo. Włączy sam mecz – proszę bardzo. Bo my jesteśmy dla kibiców, nie odwrotnie. OK, wywiad z Salahem obejrzało sześć tysięcy ludzi, ale warto go było zrobić właśnie dla tych ludzi. Nie oceniam działań konkurencji, ale wolimy przyzwyczaić ich do czegoś takiego, a nie do gotowania na antenie.

Michał Kołodziejczyk (fot. facebook.com/michal.kolodziejczyk.CanalPlus)

Da się przy tym wymyślić coś przełomowego?

Co październik jestem na targach telewizyjnych w Monako. Wyobraź sobie, że są produkowane nakładki, że jeśli piłkarz przekracza w sprincie 20 km/h, to za nim pojawia się taki ogień jak w kreskówkach. Bo ponoć to będzie przyszłość.

Jako dziad wolałbym nie.

Naraziłbym się na śmieszność. Mamy świadomość, że kibic potrzebuje więcej statystyk, ale przychodząc do Canal Plus, ma mieć opakowanie kompletne. Ma mieć mistrza świata w studiu, do niedawna rekordzistę meczów w reprezentacji Polski, ma mieć legendy i przygotowanych dziennikarzy.

Ten mistrz świata to Lukas Podolski, a polski – do niedawna rekordzista – Michał Żewłakow. Kogo jeszcze będziecie mieć na Ligę Mistrzów?

Mogę zdradzić, że w miarę możliwości klubowych będzie Kamil Glik, półfinalista Ligi Mistrzów i kumpel Kyliana Mbappe. Próbowaliśmy się dogadać na pierwszą kolejkę, gdy Monaco gra z Barceloną, ale ze względu na obowiązki w Cracovii, nie dał rady. Pozostałe karty będziemy dopiero odsłaniać. Natomiast to nie będzie tak, że co tydzień będziemy raczyć widzów tymi samymi twarzami. Goście premium będą wpadać do nas co jakiś czas.

Kiedyś kolega powiedział mi, że do kościoła chodzi regularnie. I że za każdym razem, gdy jest, święcą jajka. I raczej o takim rozumieniu regularności mówimy. Lukas Podolski będzie do nas wpadał regularnie, ale pewnie bardziej raz na miesiąc lub dwa, nie na tydzień. Tak samo Kamil Glik, czy Rafał Gikiewicz. Nie chcemy, by widz miał poczucie, że ciągle są te same twarze, że “ja już to kiedyś oglądałem”.

A Wojciech Jagoda? Będzie pracował przy Lidze Mistrzów? Pytam, bo to człowiek bez pamięci zakochany w Ekstraklasie i boję się, że inna liga byłaby dla niego cierpieniem.

Wojtek będzie pracował przy Ekstraklasie. Jest na tę ligę chory i nie ma sensu marnować go na Ligę Mistrzów.

Puścicie na YouTubie mecz choćby szóstego wyboru, którego w telewizji i tak nikt nie zobaczy?

Prawdopodobnie w drugiej kolejce się to uda, choć jeszcze nie zdecydowaliśmy, który mecz. Celujemy w trzeci wybór, nie szósty. Do tego mamy olbrzymie prawa social mediowe, jakich do tej pory nie było. Będziemy pokazywać skróty na YouTubie, near live’y na wszystkich mediach społecznościowych (publikacja wideo z golem zaraz po strzelonej bramce). Nikt wcześniej nie miał do tego praw.

“Paris Platynov to pomysł, któremu byłem przeciwny”

Niedługo stuknie ci pięć lat w Canal Plus. Po co oni właściwie cię wzięli i czy zrealizowałeś to?

Musisz ich zapytać.

Myślę, że ty wiesz.

Andrzej Twarowski odchodząc powiedział, że ten zespół nie był zespołem. Ale że to mi się udało najbardziej – zburzyć pewne mury. Trzeba było podjąć kilka trudnych decyzji, rozstać się z niektórymi osobami, ale dziś mam pewność, że ludzie z chęcią przychodzą tu do pracy.

Sądziłem, że bardziej chodziło o wzięcie gościa znanego z szefowania w Internecie, niż kogoś ze zdolnościami interpersonalnymi.

W sumie racja, bo nie wiem, czy szefostwo Canal Plus zdawało sobie z tego sprawę. Telewizja staje się Internetem, a Internet telewizją, więc mocno wierzę w to, że praca w WP miała duże znaczenie. Przy tym wszystkim trzeba zadbać o jakość. Nie chcemy uczestniczyć w pogoni, w której puszczamy lejce. Pewnie gdybyśmy mieli reporterki topless, mielibyśmy wyższą oglądalność.

Mówisz o skrajności. Reporterek topless nie bierzecie, ale Clasico relacjonował dla was Paris Platynov. Jako trend rozumiem, ale nie klei mi się to z mówieniem o jakości.

To był pomysł zrealizowany wbrew mojej woli. Czasem moja racja wygrywa, a czasem kogoś racja jest “racniejsza”.

I co wyszło? Że to było dobre posunięcie?

Moim zdaniem nie. I uważam, że nie warto było go realizować. Swoją drogą – wiesz, ile osób pracuje w całej firmie Canal Plus w Polsce?

Nie mam pojęcia. Ze 150?

1100. To jest wielka machina, w której są ludzie odpowiedzialni za marketing, PR, sprzedaż i online. Ja się muszę z tym pogodzić, nawet jeśli cały Paris poszedł na mnie. Ja tego człowieka nie znam. Jego sposób realizowania El Clasico nie był moim wymarzonym sposobem robienia tego.

Spłynęło też całkiem sporo pozytywnych opinii. Może właśnie tego chcą ludzie.

Te opinie, o których mówisz, może faktycznie pokazały, że mój opór był bezpodstawny? Natomiast moja wizja robienia najlepszej telewizji sportowej jest inna. Ja na Parisa się nie zgodziłem, a co najwyżej się z tym pogodziłem. Był wtedy taki trend, który zdecydowano się u nas sprawdzić, bo jeździli też piosenkarze, Kuba Wojewódzki, Kędzior. Po pół roku już nie jeździli. Ale uważam, że dobrze, że się spieramy. Nawet jeśli hejt ma spaść na mnie, jak w przypadku Wojewódzkiego. Ja akurat Kubę i Kędziora bardzo lubię.

Każdy szuka rozwiązań przyszłości, próbuje przewidzieć trend przed wszystkimi. W sumie pewnie też za to ci płacą, więc spytam – gdzie będzie dziennikarstwo za pieć lat?

Cieszę się, że każdy z dziennikarzy Canal Plus inwestuje także we własną markę, bo za kilka lat dowolny zespół, czy w Canal Plus, czy w Goal.pl, będzie sumą jakości wizerunków marki poszczególnych dziennikarzy. Kiedyś było nie do wyobrażenia, że dziennikarz ma własny kanał YouTubowy, a jednocześnie pracuje gdzieś na stałe. To się całkowicie odwróci. Spodziewam się, że będę brał przykładowego Przemka Langiera do komentowania Ekstraklasy osiem razy w miesiącu, a co on robi poza tym czasem, to nie będzie moja sprawa. Będzie coraz trudniej o istnienie czegoś takiego, jak zespół dziennikarski, ci ludzie będą mieli coraz mniej ze sobą wspólnego. Dziennikarz będzie miał kilkanaście źródeł dochodu, co częściowo dzieje się już teraz. Mati Borek, odkąd odszedł z Polsatu, komentował już wszędzie. Jednego dnia prowadzi studio przy meczu reprezentacji w TVP oraz jest w Kanale Sportowym.

I to druga rzecz do niedawna nie do wyobrażenia – w Kanale Sportowym miewa zasięgi większe niż w największej telewizji. Rozmowę z Najmanem obejrzało z 10 mln osób. Mniej więcej tyle, ile generował Małysz w peaku.

Ale nie uważam, że coś takiego zagraża telewizji. Żaden z największych kanałów sportowych na YouTubie nie posiada praw do transmisji.

Wszystko się zmienia, to też może.

Jak będzie posiadał, to wtedy porozmawiamy – bo będziemy mogli już mówić, jak wielkie były to koszty. Osobiście nie sądzę, że kogoś będzie na to stać. Kanały na YouTubie doskonale uzupełniają ofertę telewizji. Ona nie umrze. Ona może przenieść się do Internetu, ale nie przestanie istnieć. Wyobrażasz sobie, by sport na żywo miał przestać istnieć? Są ludzie, którzy oglądają telewizję tylko z tego powodu. Nie wiem, czy inne rzeczy, które znamy z telewizji, się obronią, ale sport na pewno.

Komentarze