Goncalo Feio uprawia “speedrun” kariery trenera. Tak się nie da [KOMENTARZ]

Goncalo Feio w najbliższy weekend będzie występował po raz 70. w roli pierwszego trenera drużyny seniorskiej. A kartotekę ma taką, jakby pracował w futbolu od trzydziestu lat, w pięciu krajach i trzech ustrojach politycznych. W taki sposób nie da się pracować długofalowo. Albo Feio jest fenomenem, który jest w stanie walczyć na stu frontach jednocześnie. Albo wkrótce sam siebie zamęczy. Portugalczyk płonie wysokim płomieniem.

Goncalo Feio (Legia Warszawa - Brondby)
Obserwuj nas w
Piotr Matusewicz / PressFocus Na zdjęciu: Goncalo Feio (Legia Warszawa - Brondby)
  • Porywczy charakter i arogancka natura znów wyszła z Goncalo Feio. Portugalczyk po meczu z Brondby pokazał duńskim fanom środkowe palce
  • Feio nie ma jeszcze 70 meczów w roli pierwszego trenera, a jego “kartoteka” wygląda jak zbiór kilku CV szkoleniowców z wieloletnim stażem
  • Nie da się pracować tak długo. Albo Feio dokona gruntownych zmian w swoich zachowaniu, albo w ciągu kilku lat wykończy psychicznie siebie i wszystkich dookoła

To nie gry psychologiczne Mourinho

Końcowy gwizdek meczu z Warszawie. Legia może już wykuwać własną narrację wokół awansu do IV rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy. Oczywiście krytycy będą mieli rację – legioniści są beneficjentem tego, że futbol jest grą zależną w dużej mierze od szczęścia i “złotych momentów”. Pewnie gdyby taki dwumecz grano dziesięć razy, to Duńczycy wygraliby więcej niż połowę z nich. Ale ten dwumecz, który rzeczywiście rozegrano, padł łupem Legii. Zwycięzcy piszą historię, więc Legia mogłaby pisać swoją. “Wykorzystaliśmy swoje chwile, mieliśmy kapitalne kontry w Danii, u siebie pomógł Tobiasz, zespół pokazał charakter, wytrzymaliśmy presję” i tak dalej.

Ale kilkanaście godzin po tym meczu prawie nikt nie debatuje o świetnych interwencjach Tobiasza, o fantastycznym strzale Pankova czy – z drugiej strony – stratach Goncalvesa czy dopuszczeniu stoperów do strzałów z dobrych pozycji. Cała Polska (a też i Dania, o czym donoszą nam koledzy z Tipsbladet) mówi o tym, co zrobił Goncalo Feio. To znów on jest na świeczniku. On zagarnął medialno-kibicowską atencję.

Tylko u nas

Dlatego dziwią mnie głosy o tym, że Feio uprawia własną grę na modłę Jose Mourinho. Jego rodak potrafił znakomicie zarządzać narracją medialną. Jego drużynie nie szło? Mourinho uprawiał spin medialny na stronniczych sędziów. Drużyna była rozbita? Mourinho tworzył atmosferę “wszyscy przeciwko nam”, budował oblężoną twierdzę, szukał spisków. “The Special One” taktycznie, metodycznie i z zamysłem sterował nastrojami wewnątrz drużyny i wokół zespołu.

Feio tego nie robi. On robi coś wręcz zupełnie przeciwnego.

Mentalność głównego bohatera filmu

Po pierwszym meczu z Brondby Feio mówił, że to piłkarze są gwiazdami tego sportu, ich kochają kibice, im trzeba oddawać zasługi. Umniejszał swoją rolę, gdy dziennikarze wspominali trafione zmiany i skuteczne zarządzanie meczem w Danii.

Tydzień później Feio swoimi dwoma środkowymi palcami zabiera cały splendor z awansu piłkarzom. Nagłówki wszystkich mediów są opanowane przez jego słowa i zdjęcia, na których pokazuje wała fanom Brondby.

Czy to są “mourinhowskie gierki”? Nie, to jest wyciągnięta do potęgi impulsywność. Nie sposób obronić tezy, że ta szopka była zaplanowana. To tak, jakby twierdzić, że płaczące w niebogłosy dziecko ma strategiczny i wielopoziomowy plan na reformę zestawu zachowań swoich rodziców. No nie. Po prostu dziecko się drze, bo coś jest nie po jego myśli. Z kolei Feio zupełnie nie panuje nad własnymi emocjami, co przecież pokazywał już w przeszłości, nie trzeba tutaj wspominać historii z Rakowa, Wisły czy Motoru.

Nie zależy mi specjalnie na tym, żeby inni mnie lubili. Wiadomo, lepiej, jak cię lubią. Przede wszystkim jednak zależy mi, żeby każdy, kto miał do czynienia ze mną, czy to jest piłkarz, członek sztabu, asystent, dziennikarze, czuł się trochę lepszy przez kontakt ze mną, czy wspólną pracę. Chcę spowodować, że środowisko wokół mnie było lepsze. I tak zostać zapamiętanym, na tym mi zależy. Nie umiem inaczej. Mnie nie interesuje bycie zwykłym trenerem. Jak obudzę się i już nie będę chciał być najlepszy, to dam sobie spokój. Zacznę robić coś innego. To za dużo kosztuje – mówił na łamach “Przeglądu Sportowego” przed startem sezonu.

I można te słowa włożyć w segregator z naklejką “obsesja doskonałości – jak być najlepszym”. Ale jeśli nałożymy na to filtr wszystkich wyskoków Feio, to trop prowadzi do segregatora z tytułem “tykająca bomba”.

Speedrun kariery trenerskiej

Przyjeżdża do Polski na studia. Pracuje jako wolontariusz w akademii Legii. Przechodzi coraz wyżej, zostaje analitykiem. Trafia do Wisły Kraków. Krok po kroku. Wyjazd do Xanthi. Asystentura u Papszuna w Rakowie. Wreszcie objęcie posady pierwszego trenera w Motorze. Awans. Stworzenie podwalin pod drugi awans. Tego awansu już nie widzi, bo jest w Legii, z którą zajmuje miejsce pucharowe. Trzy rundy eliminacji LKE, trzy awanse. Po drodze bitka z kierownikiem drużyny w Rakowie, szarpanina z ochroną na Wiśle, ogólnopolski skandal w Motorze, konferencje Jakubasa, komisje dyscyplinarne, wyroki…

Goncalo Feio w najbliższy weekend będzie występował po raz 70. w roli pierwszego trenera drużyny seniorskiej. A kartotekę ma taką, jakby pracował w futbolu od trzydziestu lat, w pięciu krajach i trzech ustrojach politycznych. Dlatego tu nie chodzi tylko o środkowe palce po meczu z Brondby. Chodzi o to, że Goncalo od zawsze robił podobne rzeczy. Robi je nadal. I będzie robić.

Feio jest jak tytuł tego filmu – “Wszystko, wszędzie, naraz”. Każda wypowiedź jest przerysowana, każda reakcja po meczu wyraźna i głośna. Jasne – dziennikarze powinni się cieszyć, bo nie ma z nim nudy. Spójrzmy na ostatnie DWA TYGODNIE:

  • konferencja po meczu z Piastem, nawiązania do Powstania Warszawskiego, publiczna połajanka samego siebie
  • konferencja po meczu z Puszczą, tyrada na temat murawy w Krakowie, boisko nie było podlane, trawa za długa, “czy chcemy dobrej piłki?!”, odezwa do sumienia polskiego futbolu
  • po drodze wyjazd do Danii, słowa o tym, że “dopóki ja jestem w Legii, to nie będzie tu kultury szukania winnych”
  • wreszcie środkowe palce do kibiców Brondby, płomienna konferencja, deklaracja chęci oddania życia dla Legii

Powtórzę – to wszystko wydarzyło się w ciągu dwóch tygodni. Każdemu trenerowi w Polsce moglibyśmy znaleźć podobne historie z przeszłości. Fornalik wyrzucany na trybuny, Rumak wojujący z dziennikarzami, sprzeczka Tułacza z Kuzerą, wzburzony Papszun… Ale pewnie gdybyśmy zebrali wszystkie głośne sprawy każdego trenera z Ekstraklasy, to sam Goncalo przebijałby ich indywidualnym dorobkiem.

Krótki termin przydatności

Najbardziej w postaci Feio szokuje mnie ten dualizm jego osobowości. Uwielbiam go słuchać, gdy analizuje grę. Świetnie czyta boisko, potrafi przełożyć to na zrozumiały język, zgrabnie wplata statystyczne niuanse, potrafi rozłożyć plan meczowy na czynniki pierwsze. Pamiętam też, że bardzo dobrze wypadał w studiu telewizyjnym przy meczach pucharowych, gdy był ekspertem-analitykiem.

A później widzę człowieka, który z pianą na ustach macha środkowymi palcami do kibiców Brondby, słucham opowieści z przeszłości… Trudno uwierzyć, że dwie tak skrajne postacie mieszczą się w jednym człowieku.

Ale myślę też o tym tak, że nie da się działać na takiej intensywności zbyt długo. Zawód trenera jest wyczerpujący. Kilka lat temu kapitalny tekst na ten temat napisał Przemysław Michalak na Weszło, gdzie sami szkoleniowcy przedstawiali prozę życia trenerskiego. Ogromna odpowiedzialność, praca na kilku etatach, zarządzanie kilkudziesięcioma osobami z ogromnym ego, presja wyniku przy ograniczonym wpływie na wiele sytuacji, brak czasu na wzięcie oddechu…

POLECAMY TAKŻE

A Feio to wszystko sam sobie potęguje. Bierze na siebie 400% normy, wychodzi na sam szczyt świecznika, rzuca hasłami o umieraniu za Legię, staje na pierwszej linii frontu. I opcje są dwie. Albo Portugalczyk jest absolutnym fenomenem, nie tylko będzie w stanie obronić swoją pracę przygotowaniem merytorycznym, ale też dźwignie to wszystko mentalnie. Albo termin zdatności do takiej postawy jest krótki, a Goncalo w pewnym momencie po prostu totalnie się w tym pogubi i skończy się na przymusowym urlopie, długim zawieszeniu za kolejny występek lub zwyczajnym zwolnieniem.

Klopp był wyczerpany pracą w Liverpoolu. Coraz więcej trenerów mówi wprost, że muszą odpocząć od piłki. Jasne, że na kluby Premier League zwróconych jest więcej kamer niż na Legię, Lecha czy Wisłę. Ale nawet na poziomie Ekstraklasy nie da się prowadzić wojny zawsze, wszędzie i z każdym.

To tylko piłka nożna

Być może te powyższe wersy brzmią trochę jak troska o samego Feio, gdzie w przeszłości troszczyć się trzeba było o tych, których Goncalo atakował. Ale może warto właśnie spróbować Portugalczyka zreformować? Może ktoś jest w stanie do niego dotrzeć i wytłumaczyć, że to w gruncie rzeczy tylko piłka nożna? I tylko praca trenera?

Feio nie musi być jednocześnie trenerem, bojówkarzem, obrońcą wartości, historykiem, prokuratorem, reformatorem, ogrodnikiem, ochroniarzem i katem. Pięć treningów w tygodniu, odprawy, analizy, dwa mecze, konferencje… Tego jest wystarczająco dużo, jak na szefa sztabu szkoleniowego.

A gdy mówimy o spalaniu się wysokim płomieniem, to trudno o gorsze połączenie od pracoholizmu połączonego z ekstremalnym zaangażowaniem emocjonalnym. Doskonale wiemy, czym kończy się to równanie.

Komentarze