Wyrzucenie Frankowskiego i Musiała to absurd

Lubię czasem przyłączyć się do gniewnego tłumu domagającego się jak najwyższego wyroku dla sprawcy – jeśli czuję, że na taki zasługuje. Ale nie tym razem. W sprawie Bartosza Frankowskiego i Tomasza Musiała znacznie bliżej mi do roli adwokata diabła.

Tomasz Musiał i Bartosz Frankowski
Obserwuj nas w
Zuma Press/Sipa US/Alamy Na zdjęciu: Tomasz Musiał i Bartosz Frankowski

To nie ma być usprawiedliwianie zachowania Frankowskiego i Musiała, bo – z tego, co słyszę – nawet środowisko sędziowskie zaskoczone jest skalą numeru, jaki ta dwójka zrobiła. W kraju, w którym nadmierne spożywanie jest problemem społecznym, jakiekolwiek relatywizowanie posiadania we krwi cysterny wódki byłoby równie niepoważne, co sam czyn. Ale pomiędzy tym, co zrobili sędziowie, i tym, czego domaga się tłum, postawiłbym nie tyle grubą kreskę, co ścianę.

Przegapiłem moment, w którym zaczęliśmy żyć w kulturze wiecznego umoralniania przeradzającego się w lincz. Jakby zwyczajna kara nie wystarczała, bo sprawcę trzeba jeszcze przeczołgać, przeorać, a na koniec w internetowej sondzie na temat idealnych konsekwencji zaznaczyć “wyrzucenie z zawodu”. Właśnie taka opcja – przy blisko pięciu tysiącach głosów – zdecydowanie wygrała w twitterowej ankiecie Romana Kołtonia, który spytał, co powinno spotkać Frankowskiego i Musiała za pijackie podpierdzielenie znaku z budowy. 

Zobacz także: Oświadczenie sędziego Musiała ws. skandalu. “Mam świadomość konsekwencji”

Najwyższy wymiar kary, pasek zniszczenia przesunięty na maxa do prawej strony – bez zbędnych półśrodków.

Mimo, że te półśrodki są przecież bolesne. Obaj sędziowie stracą status sędziego międzynarodowego, co wiąże się z ogromnymi stratami finansowymi. UEFA ma zbyt wielu chętnych na miejsce Frankowskiego i Musiała, by jakkolwiek przejęła się ich brakiem. I dobrze, zachodzi idealna korelacja winy i kary. 

Po co więcej? 

W moim idealnym świecie ta dwójka, ale i wszyscy inni, powinni być oceniani przez dokonania na boisku i jeśli któremuś (obu) kończyć karierę, to za to, że w czymś, w czym powinni być dobrzy, wcale nie są. Ale wtedy nazwijmy to po imieniu, co jest powodem pożegnania. Ale w gruncie rzeczy nieszkodliwa dla boiskowych wyczynów akcja ze znakiem? Szczerze, to nie miałbym większego problemu, gdybym – wiedząc, że najdotkliwszą sankcją jest odsunięcie od meczów pod banderą UEFA – obu za miesiąc zobaczył w obsadzie Ekstraklasy. Większy mam, gdy widzę, jak sędzia, który pośrednio decyduje o losach trenerów, piłkarzy, budżetach ich rodzin i całych klubów, zawalił mecz, a po kolejce spędzonej w zamrażarce znów wybiega na boisko.  

Sytuacja z Frankowskim i Musiałem przypomina trochę karę z 2014 roku dla Luisa Suareza za ugryzienie Giorgio Chielliniego. Suareza zawiesili na dziewięć meczów reprezentacji oraz cztery miesiące jakiegokolwiek uczestniczenia w futbolu, tylko dlatego, że jego wyczyn wyrwał się z ogólnej konwencji piłkarskich przewin, mimo iż de facto był bez większego znaczenia. Skutkiem absurdalnego ugryzienia było zostawienie śladów na ramieniu Chielliniego, bez których ten się pewnie obudził już następnego dnia, a konsekwencjami można by obdzielić dziesięciu drwali robiących wejścia na złamanie nogi. Tyle że po połamaniu przeciwnika “wisi się” co najwyżej miesiąc, bo wielu łamie, zatem traktuje się to jako coś powtarzalnego, żeby nie napisać zwyczajnego.

Ten sam mechanizm jest tu.

Wielu sędziów słabo sędziuje, więc po co zawieszać na długo, nawet jak słabe sędziowanie ma bezpośrednie przełożenie na ocenę ich pracy.

Niewielu kradnie znaki po pijaku, więc najlepiej przypierdzielić taką karę, by im bokiem wyszła, mimo że przełożenie na ich pracę nie byłoby pewnie nawet umiarkowane (przy stopniu ich upojenia, alkohol we krwi wyzerowałby się po około 10 godzinach – w wozie VAR mieli usiąść znacznie później).

PZPN pierwotnie planował przyłączyć się do linczu błyskawicznie reagując komunikatem o prawdopodobnym rozwiązaniu kontraktów. Późniejszy środek zapobiegawczy sprowadzający się do zawieszenia na 90 dni traktuję jako mieszankę próby zbadania reakcji społeczeństwa i refleksji, czy karanie za pijacki incydent już ukaranych (przez UEFA) sędziów tym samym, czym kiedyś ukarano Huberta Siejewicza za granie u bukmacherów. Jak ludzie krzykną: wyrzucić bez litości, PZPN to pewnie weźmie pod uwagę. Gdy sprawa zacznie się rozmywać, w związku raczej też złagodnieją. 

Zobacz także: Frankowski i Musiał zawieszeni. PZPN ukarał sędziów

Dlatego wyłączmy emocje, opanujmy żądzę krwi, i włączmy zdrowy rozsądek. Za głupotę powinno się płacić, ale nie za każdą najwyższą możliwą cenę. Nie dążmy do czasów, gdy widełki za przewinienia będą zawierać kary od dożywocia do dożywocia. Zwłaszcza, gdy za identyczne czyny – taką mam tezę – samych siebie byśmy tak nie ukarali i dziwnym trafem wtedy znaleźli okoliczności łagodzące.

Komentarze