- Piotr Sadczuk w rozmowie z Goal.pl nie ukrywa, iż wykorzystał moment, w którym okazało się, że Mariusz Misiura nie dołączy do Warty Poznań. – Trzeba było szybko podejmować decyzje – mówi.
- – Mam swoja filozofię zarządzania. Jeśli mam do dyspozycji dany budżet, to muszę się w nim zmieścić. Przykładowo: mogę mieć 30 zawodników po tysiąc złotych miesięcznie, albo w tych 30 tysiącach jednego, dwóch czy trzech piłkarzy z większą jakością – tłumaczy swoje podejście Piotr Sadczuk.
- W Wiśle po przyjściu nowego prezesa zapadło kilka niepopularnych decyzji. Choćby takie dotyczące sekcji esportowej i jednego ze sklepików.
- Co z kwestią niewpuszczania kibiców na mecze wyjazdowe kibiców Wisły Kraków? – To sprawa między kibicami – uważa nasz rozmówca.
“Czas gra na naszą korzyść”
Samopoczucie na początku sezonu chyba dość dobre? Pierwszy mecz to ciężary, drugi zresztą też, ale z tą różnicą, że 3 punkty wpadły na konto Wisły Płock.
Chcemy wygrywać wszystkie mecze. Przyświeca nam także cel budowy jak najlepszej drużyny. Początki nigdy nie są łatwe. Natomiast myślę, że możemy być zadowoleni. Latem dokonała się u nas przebudowa. Wiem, że to trochę taki wytarty slogan, ale wydaje mi się, że u nas czas powinien grać na naszą korzyść.
Twarzą tej przebudowy jest trener Mariusz Misiura. Te negocjacje z nim były trudne? To szkoleniowiec, który na brak ofert pracy nie narzeka.
Trener Mariusz Misiura był naszym celem numer 1. Nie rozmawialiśmy z żadnym innym trenerem. Negocjacje nie były jakieś długie i trudne. Nasze wizje okazały się być zbieżne. Trener przyznał, że to jest projekt, w który chce się z chęcią zaangażować i – tak jak my – uważa, że możemy osiągnąć sukces. Dość szybko doszliśmy do porozumienia.
Trzeba jednak pamiętać, że to było dla nas duże wyzwanie, ponieważ – poza jednym trenerem przygotowania motorycznego – zmieniliśmy cały sztab szkoleniowy. Mieliśmy zaufanie do trenera Misiury i to on dobrał sobie cały sztab.
Jeśli zaś chodzi o zawodników, to nie przyszedł żaden zawodnik, którego trener Misiura, by nie zaakceptował. Ogromną pracę wykonał nasz dyrektor Dariusz Sztylka, ponieważ trener miał konkretne wymagania co do profili zawodników, którzy mają do nas przyjść.
Pozytywne głosy
Trener Misiura był waszą główną opcją także dlatego, że Znicz grał całkiem atrakcyjną piłkę w zeszłym sezonie? Drużyna, która miała rozpaczliwie walczyć o utrzymanie, nie bała się atakować w meczach z dużo mocniejszymi rywalami.
Przede wszystkim chciałem szkoleniowca, który osiąga wynik ponad stan. Gdy zasięgałem opinii o trenerze, zewsząd słyszałem same pozytywne głosy. Trener ma dobre relacje z ludźmi, którymi się otaczał i to niewątpliwie napawało mnie optymizmem. A już na spotkaniu ze mną i dyrektorem sportowym okazało się, że rzeczywiście mówimy jednym głosem.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że żaden trener nie zagwarantuje 100% powodzenia, tak samo jest z zawodnikami. W klubie wiele rzeczy musi zagrać, żeby osiągnąć sukces.
Jednym z warunków trenera było przyjście Krystiana Pomorskiego? To zawodnik, który był kluczową postacią Znicza.
Trener miał listę zawodników i ona było w dużej mierze zbieżna z naszą. Od razu przystąpiliśmy do rozmów, żeby nie czekać na ostatnią chwilę. Zależało nam na tym, żeby ci zawodnicy, których chcemy pozyskać, przepracowali całe zgrupowanie.
Wyniki = frekwencja
Może dzięki stylowi prezentowanemu przez Wisłę poprawi się też frekwencja na waszym stadionie?
Wsparcie kibiców jest bardzo ważne w każdym klubie. To dla nich pracujemy, to dla nich grają zawodnicy. Na frekwencję wpływ mają wyniki. Ostatnie dwa sezony nas nie rozpieszczały ale wierzę, że to się zmieni. Zwiększenie frekwencji to jest najważniejszy punkt działu marketingu. Na pewno jednak liczymy, że coraz więcej ludzi będzie przychodzić na stadion. Na pewno ofensywna gra i zwycięstwa mogą w tym pomóc.
Zakładacie sobie jakiś cel frekwencyjny na ten sezon? W ubiegłej kampanii liczba widzów na obiekcie w Płocku oscylowała wokół 5 tysięcy.
Rozmawialiśmy ostatnio z Radą Nadzorczą. Chcemy zwiększać frekwencję na naszym nowym stadionie. Pamiętajmy, że poprzedni sezon był dla nas rozczarowaniem, bo Wisła spadła z Ekstraklasy. Dla nas gra w I lidze była na pewno rozgoryczeniem i ogromnym zawodem. To też musiało wpłynąć negatywnie na frekwencję. Będziemy nad tym pracować. Lepsza gra, atrakcje dla kibiców, nowy sektor rodzinny, dobre warunki do oglądania meczów na nowym, funkcjonalnym stadionie, lepsza organizacja samego meczu – to, miejmy nadzieję, sprawi, że w Płocku stadion wypełni się w większym stopniu niż dotychczas. Liczba 5 tysięcy osób na meczu to już jest jakiś krok w dobrą stronę. W 1. kolejce Betclic 1 Ligi w Płocku była największa frekwencja ze wszystkich meczów.
“Prezesie, jest czterech ludzi do gry na jednej pozycji”
Porozmawiajmy o bardzo nieudanej końcówce ubiegłego sezonu, po której Wisła znalazła się nawet poza barażami. Domyślam się, że mocno analizowaliście ten stan rzeczy i szukaliście odpowiedzi na pytanie: co nie zagrało?
Nie jest prosto odpowiedzieć, co nie zagrało. Nie ma jednej przyczyny. Do dziś tego nie rozumiem. Na 3 kolejki przed końcem byliśmy w strefie barażowej, a jeszcze wcześniej – był taki moment – patrzyliśmy na Arkę, że może uda się ją dogonić i bezpośrednio wywalczyć awans. GKS Katowice to właśnie zrobił, więc nie było to zadanie niewykonalne.
Według mnie jedną z przyczyn niepowodzenia był fakt, że w naszej kadrze było kilku zawodników z wysokimi kontraktami, którzy zostali u nas po spadku z Ekstraklasy, a którzy wiedzieli, że po sezonie opuszczą Wisłę. Ich wynagrodzenia były dla nas ogromnym obciążeniem, a niestety nie szły one w parze z boiskową jakością. Była też zmiana trenera. Marka Saganowskiego zastąpił Dariusz Żuraw. Same te roszady świadczą, że może zabrakło czynnika przywódcy, prawidłowego zarządzania zespołem. To był trudny sezon po spadku. Widzimy jakie problemy ma teraz na przykład Warta Poznań.
W naszym składzie było 32 zawodników na kontraktach. Słyszałem: „Prezesie, jest czterech ludzi do gry na jednej pozycji. Tego trzeciego i czwartego ciężko zmotywować, żeby dawał z siebie wszystko, bo on i tak widzi, że ma niewielkie szanse na wskoczenie do podstawowej jedenastki”. Zastaliśmy w klubie to, co zastaliśmy. Zmiana prezesa i dyrektora sportowego po 1 lipca 2024 pozostawiała nam bardzo mało czasu na poukładanie wszystkich tematów. Wiedzieliśmy, że czasu jest mało ale podjęliśmy się tego zadania. Sportowo niewiele zabrakło. Tak naprawdę to obecne okienko transferowe jest pierwszym, w którym możemy robić wszystko po swojemu. Budowanie zespołu wymaga czasu i cierpliwości. Rzadko zdarzają się tak szybkie sukcesy sportowe jak Lechii Gdańsk w ubiegłym sezonie.
Brak awansu przynajmniej do strefy barażowej równał się bezdyskusyjnemu odejściu Dariusza Żurawia? Czy jednak rozważaliście, że nawet w przypadku niepowodzenia, trener może pozostać w Płocku?
Myślę, że gdyby ta końcówka była inna, a nawet nie udałoby się awansować do baraży, była szansa, by trener z nami został. Gdybyśmy widzieli, że drużyna robi wynik ponad stan, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Ale nie miałem takiego poczucia. Uznaliśmy, że już więcej nic z tym sztabem nie uda nam się osiągnąć. Te 3 ostatnie porażki utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Druga sprawa: wiedziałem, że trener Mariusz Misiura będzie dostępny, więc trzeba było szybko podejmować decyzje. Może gdyby nie było szans na zatrudnienie Mariusza Misiury, to wtedy Dariusz Żuraw by został? Trudno powiedzieć, bo żeby dokonywać zmian, to trzeba mieć jakąś alternatywę. Założenie w takich sytuacja zawsze powinno być takie, że skoro robimy roszady, to na lepsze.
Ale żeby była jasność: nie uważam, żeby brak awansu był wyłącznie winą trenera Dariusza Żurawia. Wnioski wyciągnęliśmy też odnośnie zawodników. Stąd tak dużo zmian w kadrze drużyny.
Presja. Bez niej się nie da
Trener Misiura powiedział jasno: waszym celem jest awans bezpośredni lub po barażach. To oczywiste, że Wisła chce awansować, ale takie słowa mogą być też obciążeniem, nakładaniem zbyt dużej presji, jeśli nadejdzie kryzys. A 1 liga to bardzo nieprzewidywalne rozgrywki.
W sporcie zawodowym zawsze jest presja. Bez niej się nie da. Jeśli ktoś jej nie podoła, to należy się zastanowić, czy powinien uprawiać sport na tym poziomie. Ja się cieszę z tych słów trenera, bo mówi jasno o swoich celach, nie owija w bawełnę. Rozmawialiśmy w klubie przed meczem z Chrobrym z dyrektorem sportowym i trenerem. Każdy z nas mówił, że wygrana to obowiązek. Chcę sukcesu, chcę walki o najwyższe cele. Jestem bardzo wymagający i ambitny. Najbardziej od siebie. Na następny mecz do odry też pojedziemy grać o zwycięstwo. Chciałbym takim nastawieniem zarazić wszystkich w klubie. Tu jeszcze dużo pracy przed nami.
Wisła Płock jest takim klubem, gdzie jest presja. Wisła Płock ma wszystko żeby grać w Ekstraklasie. Nie ma się co chować za usprawiedliwieniami czy szukać tematów zastępczych. Oczywiście przy tym trzeba zdawać sobie sprawę, że liga jest bardzo wyrównana. Pewnie 8 czy 10 drużyn myśli o awansie. To będzie bardzo trudny sezon. Liga jest bardzo wyrównana, co pokazały już wyniki w pierwszych kolejkach.
Co zmieniło się w klubie po przyjściu nowego trenera?
To człowiek bardzo otwarty i bezpośredni. Szybko nawiązał dobre relacje z zawodnikami i pracownikami. W tym tygodniu trener zaprosił cały sztab, pracowników biura oraz piłkarzy do kina. To było wyjście integracyjne. To bardzo miłego inicjatywa, niespotykana czy rzadko spotykana. Widać, że trener próbuje z każdym porozmawiać, poznać ludzi, zapytać, co czują. Buduje w ten sposób atmosferę dążenia do wspólnego celu.
Na tyle, ile mogę, staram się obserwować treningi, więc widzę, jak trener pracuje z zawodnikami. Jest bardzo wymagający. Jeśli jakieś ćwiczenie nie przebiega po jego myśli, przerywa i reaguje. Trening nie jest dla samego treningu tylko dla efektu. A jak trzeba z kimś porozmawiać, pochwalić, to trener też nie ma z tym problemu.
Te słowa o wyjściu do kina nie zaskoczyły mnie. Trener jest znany z wysoko rozwiniętych umiejętności miękkich.
Mogę tylko to potwierdzić.
“Nie chcemy utożsamiać się z porażką”
Przejdźmy do tematów transferowych. Dołączył do was Dani Pacheco, zawodnik z pewnością nie tani, który mógłby też bez wielkich problemów znaleźć zatrudnienie w Ekstraklasie. Musieliście stworzyć komin płacowy dla tego piłkarza?
Mam swoja filozofię zarządzania. Jeśli mam do dyspozycji dany budżet, to muszę się w nim zmieścić. Przykładowo: mogę mieć 30 zawodników po tysiąc złotych miesięcznie, albo w tych 30 tysiącach jednego, dwóch czy trzech piłkarzy z większą jakością. Wszystko sprowadza się do tego, żeby budżet się zgadzał. Kominów płacowych w Wiśle nie ma i mogę o tym zaświadczyć, ale oczywiście jest kilku zawodników, którzy będą stanowić o sile drużyny, i którzy zarabiają więcej niż pozostali. To normalne w każdej drużynie.
Co do Daniego Pacheco, musieliśmy zmienić charakter i tożsamość drużyny. I takich piłkarzy, którzy mogą to zrobić, szukaliśmy. Proszę zwrócić uwagę, że do Wisły dołączyło 3-4 zawodników, którzy byli kapitanami w swoich poprzednich drużynach: Krystian Pomorski, Maciej Gostomski czy Dominik Kun. Doszedł Dani, Bojan Nastić, został z nami Jime, który długo się aklimatyzował, trapiły go delikatnie kontuzje, ale jest to zawodnik bardzo jakościowy. Oni plus Łukasz Sekulski czy Fabian Hiszpański to zawodnicy stanowiący o sile tej drużyny. Jeśli nie oni, to kto ma to pociągnąć?
Dani to jest znakomity piłkarz i człowiek. Kiedyś pozyskał go Liverpool Rafaela Beniteza, teraz gra w Wiśle. Możemy wiele się od niego nauczyć. Proszę zobaczyć, jak żegnali go kibice Górnika Zabrze. Krótko mówiąc: facet z klasą.
Do tego, jak wspomniałem, pożegnaliśmy zawodników, którzy spadali z Wisłą z Ekstraklasy. Dla większości z nich spadek oznaczał porażkę, a my nie chcemy utożsamiać się z porażką. Ich miejsce, oprócz wspomnianych, zajęli młodsi, głodni sukcesy zawodnicy tacy jak: Andrias Edmundsson, Przemysław Misiak czy Maciej Famulak. Jeśli dodamy do tego generała, przywódcę, jakim jest trener Mariusz Misiura, to możemy myśleć o najwyższych lokatach.
Bliżej do domu
Lekko zaskoczył transfer Ibana Salvadora. To zawodnik, który miał bardzo dobrą końcówkę poprzedniego sezonu, ale po zakończeniu rozgrywek nie trenował tylko odpoczywał, co zresztą sam trener powiedział przed meczem z Chrobrym. Krótko mówiąc: forma wakacyjna.
Szczerze mówiąc, chciałem mieć w Wiśle takiego piłkarza jak Iban Salvador. Obserwowaliśmy go, gdy grał w Miedzi oraz reprezentacji Gwinei Równikowej i widzieliśmy u niego bardzo duże umiejętności. Natomiast w Hiszpanii zawodnicy w czerwcu, lipcu odpoczywają. Mają nieco inne podejście. Podobnie było z Jime, który przyszedł do nas w poprzednim sezonie dopiero w sierpniu 2023 roku. Wcześniej też miał wakacje. Potrzebował bodajże 2-3 tygodni, by dojść do dyspozycji.
Widziałem treningi, w których uczestniczył Iban. Uważam, że mógłby na te pół godziny wejść na boisko w meczu z Chrobrym i dałby radę. To jest jak z jazdą na rowerze. Tego się nie zapomina. Pewnie około 10 dni, może dwa tygodnie mu potrzeba, by być gotowym na grę w 100 procentach. To jest profesjonalista. Myślę, że w meczu z Odrą Opole lub z Pogonią Siedlce już zobaczymy go na murawie. Wierzę, że to trio hiszpańskie: Iban, Jime oraz Dani da nam wiele radości.
Jednym z hitów transferowych było przyjście do Wisły Macieja Gostomskiego, jednego z najlepszych bramkarzy poprzedniego sezonu 1 ligi.
Znamy się z Maćkiem bardzo długo. Do Górnika Łęczna ściągałem go z Bytovii. Wtedy był na zakręcie swojej kariery, bo był gdzieś w większych klubach, w Norwegii a trafił do Bytowa. Byłem z nim w ciągłym kontakcie. Rozmawialiśmy. Mówiłem mu: „Maciek, przyjdziesz do Wisły”, a on mi odpowiadał: „Prezesie, jak awansuję z Górnikiem Łęczna do Ekstraklasy, to będę chciał zostać. A jak Wisła wejdzie do Ekstraklasy, to nie będziecie mnie chcieli”. Wyszło tak, że ani Górnik, ani Wisła nie wywalczyły promocji. Poza tym Maciek ma bliżej z Płocka na Kaszuby, skąd pochodzi. Niedawno urodziło mu się dziecko, zmarł mu też tata. Myślę, że też z powodów rodzinnych wybrał Płock. To przywódca mentalny i wierzę, że bardzo duża nam da. Po ostatnich sezonach uważam, że pozycja bramkarza w Wiśle Płock wymagała wzmocnienia.
Bez Gerbowskiego
Z Wisły odszedł Fryderyk Gerbowski. Na jakimś etapie była szansa, żeby go w Płocku zatrzymać?
Największym problemem było to, że pozwolono Fryderykowi odejść na wypożyczenie do Stali Mielec jakiś czas temu. Na tego zawodnika należało stawiać w Płocku od razu. Zawodnik poznał Ekstraklasę w Mielcu, a potem, tak się niefortunnie złożyło, że musiał wracać z wypożyczenia do Wisły, która z Ekstraklasy spadła. On natomiast chciał zostać w elicie. Rozmawiałem z nim. Powiedział, że wypełni kontrakt i być może uda się mu się wrócić do Ekstraklasy z Wisłą. Nie udało się niestety. Złożyliśmy mu bardzo dobrą ofertę, ale rozumiem go, że chciał znów występować na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Życzę mu jak najlepiej. To chłopak z wielką klasą.
“To sprawa między kibicami”
Sporo mówiło się o stanie murawy w Płocku, a także o problemach z boiskiem treningowym, które jest niewymiarowe. Jak teraz wygląda ta sytuacja?
Jeśli chodzi o murawę, to problemy były po zimie. Aura przeszkodziła nam dobrym przygotowaniu głównej płyty. Natomiast gdy pogoda się poprawiła, powiedzmy od kwietnia, nie mamy, na co narzekać. Niedługo zacznie się remont boiska treningowego. Nawierzchnia na nim będzie naturalna, trawiasta, podgrzewana i oczywiście nawadniana. Zyskamy jeszcze lepsze warunki do treningu. Musimy jednak uzbroić się w cierpliwość.
Porozmawiajmy o kibicach. Myśli pan już o ostatnim weekendzie października. Wtedy właśnie przyjeżdża do Płocka Wisła Kraków? Znów pojawi się temat niewpuszczania fanów Białej Gwiazdy na stadion.
Chciałbym, żeby kibice wszystkich drużyn przyjezdnych byli obecni na meczach w Płocku. Jest to sprawa między kibicami i to oni powinni między sobą ją rozwiązać. Mam nadzieję, że do chwili, gdy będziemy grać z Wisłą Kraków, zajdą takie okoliczności, że ten konflikt zostanie zakończony. Nie zależy to ani ode mnie, ani od innych prezesów w 1 lidze. Ja muszę przede wszystkim myśleć o tym, żeby takie wydarzenie, jak mecz piłkarski w Płocku, był bezpieczny.
Czytaj także: Olkiewicz w środę #126. 1. Liga na rozstaju – make or break
Publiczne pieniądze w profesjonalnym klubie
Wisła Płock jest trochę postrzegana jako nieuczciwa konkurencja na rynku transferowym w stosunku do klubów prywatnych. Macie bardzo duże wsparcie miasta, wsparcie spółki Skarbu Państwa, czyli Orlenu. Tymczasem kluby prywatne nie mogą liczyć na takie dotacje z pieniędzy publicznych.
Zdaję sobie z tego sprawę. To dłuższy temat więc pozwolę się rozwinąć. Kilka razy przegrywaliśmy bój o piłkarzy z klubami nie miejskimi. W 1 lidze, nie mówiąc o Ekstraklasie są kluby dysponujące większymi środkami finansowymi niż Wisła Płock jak np. Miedź, Termalica, czy Wisła Kraków. Podobne pieniądze płacą takie kluby jak Arka, Ruch, ŁKS czy GKS Tychy. Nie jesteśmy w TOP 3, jeśli chodzi o budżet. Chciałbym żeby jasno wybrzmiało – uważam, że Wisła Płock ma budżet w okolicach 4-6 miejsca w Betclic 1 Ligi. Rywalizacja tu jest coraz większa z każdym sezonem, pojawiają się naprawdę duże pieniądze, rynek jest trudniejszy z roku na rok. Świadczy o tym zainteresowanie sprzedażą praw medialnych do TVP oraz pozyskiwanie sponsorów przez całą ligę ze sponsorem tytularnym firmą Betclic włącznie. Wisła Płock S.A. finansuje Stowarzyszenie Sportu Młodzieżowego na tym samym poziomie jak była w Ekstraklasie, płaci niemałe pieniądze MOSiR za utrzymanie stadionu oraz boisk treningowych. To są ogromne koszty. Finansuje nas miasto, które jest stuprocentowym właścicielem klubu. Dążę do takiej sytuacji, żeby coraz większy udział w budżecie klubu miała dywersyfikacja przychodów i zwiększenie finansowania przez podmioty prywatne. Zamierzam zwiększać budżet Wisły Płock – to główne zadanie zarządu.
Orlen S.A. to największy sponsor klubu. Kogo koncern ma sponsorować, jak nie Wisłę? To w Płocku znajduje się rafineria. Bardzo duży procent naszych fanów to są właśnie pracownicy Orlenu i ich rodziny. Dzieci i młodzież w Akademii to głownie rodziny pracowników Orlenu. Rola społeczna firmy jest w tym przypadku bardzo ważna. Podobnie jest w Lubinie czy Łęcznej, gdzie sponsorami są miejscowe KGHM i Bogdanka. Nic w tym dziwnego, że najwięksi pracodawcy chcą utrzymywać sport w swoich miastach lub bezpośrednim otoczeniu.
Rozumiem, że kogoś może to oburzać, iż pieniądze publiczne idą na Wisłę, ale ja bardzo ściśle raportuje wszystkie wydatki Wisły. Właściciel jest poinformowany o wszystkim. Środki, którymi dysponujemy, wydajemy racjonalnie. Wiem, jaki mam budżet, i do tego się dostosowuję.
Nasza mentalność jest taka, że każdy pyta, kto finansuje, co finansuje, a dlaczego, a tak nie powinno być. Uważam, że im więcej pieniędzy w sporcie, kulturze, oświacie tym lepiej. Oczywiście pod warunkiem, że są one rozsądnie wydawane. Myślę, że nie ma co krytykować tylko trzeba zastanowić się nad tym, jak właśnie młodzież, dzieciaki, przyciągnąć do piłki nożnej, sportu, bo dzisiaj coraz więcej jest ludzi z nadwagą. Młodzi ludzie nie potrafią zrobić przewrotu w przód.
Nie widzę nic zdrożnego w finansowaniu klubu piłkarskiego przez samorząd czy spółkę Skarbu Państwa. Zastanowiłbym się nad dodatkowymi programami rządowymi, które ułatwią i zachęcą finansowanie sportu przez firmy prywatne – tak jak ma to miejsce we Francji, Niemczech czy krajach Skandynawii.
Czytaj także: Czy Lech Poznań oszalał?
Wygrała ekonomia
Trochę ponad rok temu przyszedł Pan do Wisły. Wspomniał Pan o bardzo rozbudowanej i drogiej kadrze. I to jest oczywiste pole do znalezienia oszczędności. A czy znalazł Pan inne miejsca, gdzie można nieco zracjonalizować wydatki?
Nie chcę oceniać poprzedniego zarządu, poprzedniego prezesa, bo to byłaby droga na skróty. Ja też kiedyś też pewnie z Wisły w Płock odejdę, bo to jest – zdaję sobie z tego sprawę – gorący fotel. Jestem ekonomistą, trochę wiedzy ekonomiczno-finansowo-korporacyjnej mam. Zatrudniłem niedawno dyrektora finansowego, bo mam poczucie, że takiego człowieka potrzebował klub. Często w klubach piłkarskich działa się na zasadach: jakoś to będzie, gdzieś pożyczymy, coś załatwimy i tak dalej. Chciałem zmienić raportowanie, poprawić transparentność, bardziej się skupić na budżecie. To był jeden z ważnych aspektów dla właściciela i rady nadzorczej, gdy wybierali nowego prezesa. A ja sam nie ukrywam, że byłem bardzo zdeterminowany, żeby przyjść do Wisły, wprowadzić zmiany, coś udowodnić.
Przyszedł dyrektor finansowy. Pan też dużo czasu poświęca budżetowi. Gdzie więc udało się zaoszczędzić?
W wielu aspektach musiałem zrobić oszczędności. Musiałem rozwiązać lub nie przedłużać wielu umów. Zdawałem sobie sprawę, że nie przysporzy mi to przyjaciół. Ale dzisiaj – tak jak rok temu nie było innej drogi dla Wisły Płock.
Zrezygnowaliśmy ze sklepiku w jednej z galerii handlowych, sekcji e-sportowej, kilku umów marketingowych, dotyczących obsługi prawnej, skautingowych itp. Obniżyłem zdecydowanie koszty cateringu. Koszty były nieracjonalne. Wygrała ekonomia. Gdy przyszedłem do Wisły, to koszty utrzymania klubu były na poziomie 3,3 mln – 3,6 mln zł miesięcznie. Teraz jest to kwota w granicach 2,2 mln zł. I widzę, że dochodzę do ściany. Poczynienie oszczędności wymagało wielkiej pracy wielu osób. Oczywiście w dużej mierze udało się zmniejszyć wydatki na kontrakty. Dziś z ręką na sercu mogę powiedzieć, że obecna kadra jest tańsza od poprzedniej. A jakościowo prezentujemy się o wiele lepiej. W porównaniu do tego, co było rok temu, to zrobiliśmy ogromny skok. Ten obecny sezon uważam za przełomowy. Dlatego głośno mówimy o swoich celach. Jeśli spełnimy cele sportowe to Wisła Płock wróci do Ekstraklasy na zdrowych zasadach, mocnych fundamentach finansowo-organizacyjnych. Wiem, że wymaga to jeszcze wielu wyrzeczeń. Zrozumienia dla tych poczynań właściciela, wsparcia najbliższego mi otoczenia, pracowników. Podoba mi się hasło naszych kibiców: Wisła To Jedność.
Ktoś przyjdzie, ktoś odejdzie?
Sierpień to czas transferów. Jak ta druga część okienka będzie wyglądała w wykonaniu Wisły?
Kadra jest niemal zamknięta. Pewne jest, że rozstaniemy się z Jesperem Westermarkiem. Szukamy innego profilu zawodnika na tą pozycję. Myślimy jeszcze o wzmocnieniu tej pozycji, ale pamiętajmy, że w składzie są przecież Łukasz Sekulski, Dawid Kocyła, Mateusz Lewandowski, Oskar Tomczyk czy Bartosz Borowski. Jeśli ktoś przyjdzie, to pewnie ktoś będzie musiał odejść, bo już teraz 5 zawodników walczy o 2 miejsca w podstawowej jedenastce. Zostawiamy sobie jeszcze możliwość jednego transferu. Wolałbym, żeby to był Polak, bo w szatni jest już optymalna liczba piłkarzy spoza naszego kraju.
Komentarze