Mistrzostwa Europy a ten słynny harmonijny rozwój

Reprezentanci Gruzji po wygranej nad Portugalią
Obserwuj nas w
Credit: Marco Canoniero/Alamy Live News Na zdjęciu: Reprezentanci Gruzji po wygranej nad Portugalią

Faza grupowa Mistrzostw Europy jak zwykle dała nam kilku bohaterów, jak zwykle przyniosła parę niespodzianek, jak zwykle wsypała trochę soli w rany Polaków, Szkotów i Serbów, tradycyjnie przegranych na większości nowożytnych turniejów piłkarskich. Natomiast wśród zwycięzców tej fazy rozgrywek dość nieoczekiwanie znalazła się UEFA, która z perspektywy czasu może z dumą obwieścić: mieliśmy dobre pomysły i w niezłym stylu udało się je zrealizować.

  • Pierwszy i najbardziej rzucający się w oczy pomysł UEFA, który w stu procentach spełnił swoją rolę i założenia, to otwarcie furtki na mistrzostwa kontynentu dla tych naprawdę najbiedniejszych – w tym wypadku: dla Gruzji.
  • Obronił się jednak nie tylko pomysł dorzucenia na turniej zespołów, które przebrną przez ścieżkę barażową Ligi Narodów – samo poszerzenie mistrzostw do 24 zespołów, wcześniej mocno krytykowane, po raz kolejny w ładnym stylu się obroniło.
  • Tryptyk dość świeżych pomysłów dopełnia VAR – tym razem w formie bardziej klarownej, skupionej nie tylko na rozstrzygnięciu kontrowersji, ale i poinformowaniu o kulisach decyzji tak piłkarzy, jak i kibiców.

Warto było poszerzyć turniej o Gruzję

Nie ulega wątpliwości, że możemy jeszcze dzisiejszej ekscytacji pożałować, że mogą nadejść takie turnieje i takie drużyny, które ewidentnie nie będą pasować do zgromadzonego towarzystwa. Natomiast patrząc na ogólny poziom piłki międzynarodowej oraz zmniejszające się odległości pomiędzy pariasami a Parnasem, zagrożenie, że dzisiejsze pochwały za 4 lata się zdeaktualizują pozostaje niewielkie. A co będziemy chwalić?

Chwalić będziemy nawet nie tyle uchylenie furtki, co wybudowanie właściwie od zera kompletnie nowej ścieżki na mistrzostwa kontynentu dla zespołów spoza europejskiej średniej półki. Gruzja w rankingu FIFA pozostaje między 70. a 80. miejscem, nawet w swojej złotej erze nie sięgnęła TOP 40. W eliminacjach zajęła czwarte miejsce w grupie, ugrała zaledwie 8 punktów, dwukrotnie pokonując jedynie Cypryjczyków. Nie chcę już wracać do tych naprawdę starych czasów, gdy na Euro rywalizowała szesnastka najmocniejszych w Europie, ale prawda jest taka, że nawet do rozszerzonej wersji turnieju droga dla ekip takich jak Gruzja nie była zbyt łatwa.

Ale UEFA wymyśliła Ligę Narodów, a potem jeszcze tzw. “ścieżkę C”. Muszę przyznać, sam złapałem się za głowę, gdy zapoznałem się z zestawem pretendentów do awansu. Ścieżki A i B wyglądały dość klasycznie, PolskaWalia czy Ukraina – Islandia to nie były finały baraży, które mogły kogokolwiek zaskoczyć, ot, europejska średnia półka, która walczy właśnie o 23. czy 24. miejsce na Euro. Ale ta ścieżka C? UEFA zabukowała jedno miejsce na najbardziej elitarnej imprezie kontynentu dla kogoś z czwórki: Gruzja, Luksemburg, Grecja, Kazachstan. Były gigantyczne obawy, jak to wyjdzie w praktyce, ja sam spodziewałem się, że ekipa, która przebrnie przez baraże, na turnieju po prostu wyłapie trzy razy w czerep i wróci z podkulonym ogonem do kraju.

Czytaj więcej: Olkiewicz: Gruzja i piękno piłki nożnej, Gruzja i przekleństwo piłki nożnej

No i awans zrobiła Gruzja. Dalszą część już wszyscy znamy. Nawet gdybyśmy chcieli uznać, że to anomalia, że takie rzeczy się nie zdarzają, że za cztery lata już nikt tak nie powalczy, to wypada zapytać: a kto w sumie tak drastycznie odstaje na “poszerzonych” imprezach? Przecież Albańczycy, Szkoci czy inne ekipy tego pokroju jeżdżą na turnieje i też potrafią uniknąć kompromitacji. Może i za cztery lata zwycięzca ścieżki C nie będzie miał tak udanych mistrzostw (zwłaszcza, że UEFA cały czas miesza w kwestii konstrukcji Ligi Narodów), ale czy faktycznie przyniesie wstyd? A może tylko powiew świeżości?

Warto było po prostu poszerzyć turniej

Bo tu pojawia się druga świetna decyzja UEFA, która już po raz kolejny odpowiada krytykom w najlepszy możliwy sposób – zdarzeniami z boisk. Rozszerzenie Mistrzostw Europy do 24 drużyn, kontrowersyjny ruch, który sprawił, że na mistrzostwa kontynentu rusza niespełna połowa kontynentu, w dodatku często po dość osobliwych barażach. Tak, sam się obawiałem, szczególnie, że zaburzona została magia czwórek – jako konserwatysta byłem wielkim wrogiem zwłaszcza klasyfikacji trzecich miejsc. Już w 2016 roku pewnym argumentem był fakt, że triumfatorem całej imprezy był zespół z trzeciego miejsca, natomiast Portugalia to jednak mimo wszystko zupełnie inna historia niż tegoroczna Gruzja.

Po trzeciej fazie grupowej “nowego Euro” widać już jak na dłoni, że wszelkie obawy krytyków były nieuzasadnione. Po pierwsze – samo zwiększenie liczby drużyn, czyli ruch zwyczajnie z duchem czasu. Podobnie jak z wymyśleniem Ligi Konferencji Europy – to nie jest jakiś rodzaj pucharu pocieszenia dla słabych, po prostu poziom europejski prezentuje już tyle klubów, że zamykanie się na kolejne kilkadziesiąt ekip tylko w imię utrzymania starego porządku jest nieopłacalne i niekorzystne dla żadnej ze stron. W klubowej piłce sytuacja jest jasna – po co monetyzować dwa turnieje po 32 drużyny, gdy można trzy, w dodatku od nowego sezonu jeszcze powiększone o kolejne kilka zespołów. To perspektywa UEFA, pożeraczy pieniędzy, ale przecież i kluby na tym korzystają – tracą właściwie jedynie najbogatsi, którzy muszę jeszcze mocniej eksploatować swoich zawodników.

Ci najbogatsi jednak – mowa zarówno o klubach, jak i piłkarzach – zarabiają i wydają tyle, że trudno się nad nimi specjalnie w tym miejscu litować.

Jak to wygląda w piłce reprezentacyjnej? Generalnie: w zbliżony sposób. To nie jest tak, że UEFA nagle wymyśliła sobie dodanie kolejnych drużyn, a dopiero później przemyślała, kto tak naprawdę zdoła w ten sposób przedostać się na imprezę. Proces był odwrotny – rozwijała się nie tylko ta najmocniejsza banda gigantów z Europy Zachodniej, Portugalia, Hiszpania, Francja, Niemcy czy Anglia. Coraz mocniejsze stawały się też reprezentacje drugiej kategorii – gwiazdy Serie A, La Liga czy Premier League coraz częściej można było znaleźć w składach jakichś totalnych outsiderów. Macedonia Północna miała Pandeva, Słowacy Hamsika, Węgrzy obecnie Szoboszlaia czy Gulacsiego, Gruzja Kwaracchelię, Polska Lewandowskiego. Nawet na piłkarskich peryferiach powstawały piękne obiekty – i stadiony meczowe, i z kategorii zaplecza treningowego. Najdelikatniej rzecz ujmując: już nie było wstydu, gdy trzeba było polecieć dalej na wschód niż do Berlina, i to zachodniej części tego miasta. UEFA naturalnie w ten sposób raczej zbiera sobie głosy i buduje poparcie daleko od światła kamer, ale czy ich intencje zmieniają efekt?

Efekt jest taki, że to już nie jest kozacka impreza dla 16 drużyn, to jest kozacka impreza na 24 ekip, z których naprawdę każda ma szansę wygrać swoją grupę. Skoro Gruzja przeszła dalej a Austria zwyciężyła w jednej z dwóch grup śmierci? Rumunia skończyła nad Belgią. A przecież swoje zrobiły też zespoły z czwartych miejsc. Tak, tak, nawet my dołożyliśmy swoją cegiełkę do atrakcyjności całego turnieju – nasz remis z Francją przerzucił Tricolores do części drabinki, w której hit hitem pogania. Albańczycy zabrali z turnieju Chorwację, Słowacy też solidnie popracowali, by Belgia nie zajęła przewidywanego pierwszego miejsca w grupie.

Gdyby nie rywalizacja trzecich miejsc – pewnie nie byłoby aż tylu emocji w meczu Gruzinów z Portugalią i ten element rywalizacji jestem w stanie zaakceptować nawet za cenę nieco śmierdzącego 1:1 Rumunii ze Słowacją. Poza tym? To kolejna fantastyczna impreza. Jedyne, co przykuwa uwagę, to szczególnie głupia decyzja, by Euro 2020 w 2021 roku rozgrywać rozsiane po całym kontynencie, w tym na stadionach, gdzie odległość trybun od boiska jest większa niż na niektórych gigantach lekkoatletycznych. Wśród wielu rzeczy, które się UEFA udały, niemiecki turniej jest potwierdzeniem – idea sprzed trzech lat nie była do końca trafiona.

Nowy VAR

Tu jeszcze zostają do dokręcenia ostatnie śrubki, ale i tak rozwój systemu VAR jest widoczny. To, na co narzekali w pierwszej kolejności piłkarze, kibice, dziennikarze oraz trenerzy, to brak odpowiedniej transparentności – momentami przez długie minuty pół stadionu zastanawiało się, o co właściwie chodzi temu człowiekowi z gwizdkiem. Nie mamy jeszcze tego, co już testuje USA – czyli obwieszczania decyzji przez mikrofon, ale i tak jest duży postęp. I widzowie przez telewizorami, i kibice na stadionie, są na bieżąco informowani, co się mogło wydarzyć, jaką decyzję koryguje asystent wideo i jaka jest ostateczna decyzja.

Niby detal, ale jednak – zwiększa komfort oglądania, a pewnie też i kibicowania podczas meczów na stadionie.

Oczywiście, nadal pozostaje sporo zarzutów w kierunku UEFA – choćby o dziwaczny system kar dla kibiców, monetyzowanie dosłownie każdej możliwej sfery piłki nożnej, o ich liczne mniej lub bardziej skandaliczne zachowania w piłce klubowej, z zamykaniem trybun na czele. Jeśli chodzi jednak o samo Euro 2024 – trzeba im przyznać, ich pomysły na szerokie otwarcie bram w pełni wypaliły.

Szkoda że równie egalitarna UEFA nie jest właśnie w kwestiach dotyczących choćby kibiców. Ale to tak jak z reprezentacją Polski – oczekiwania były żadne, więc dobre i cokolwiek.

Komentarze