- Najprostsze będzie w sumie ulokowanie uczuć w którejś z postaci wokół reprezentacji Polski – to przedłuża emocje związane z ostatnim meczem, a przy odrobinie szczęścia – być może uda się te emocje podtrzymać nawet w nadchodzących miesiącach.
- Jeśli zmęczenie Polską jest już zbyt wielkie, wypada zerknąć na underdogów, którzy wciąż są w turnieju – to dobre rozwiązanie na najbliższe dni, bo później zapewne część spośród nich i tak powróci do domu.
- W trzeciej kolejności można spojrzeć na tych, którzy mają największe szanse – bo i tam oczywiście już teraz puchnie od kontekstów, które sprawiają, że jednym kibicować warto nieco mocniej, a innym nieco mniej.
Propozycja patriotyczna: dalej lokujemy w Polakach, ale poszczególnych
Witamy w poradniku lokowania uczuć na część Mistrzostw Europy, podczas której Polacy są już wyeliminowani, a cała reszta wciąż gra o coś. Z przyczyn obiektywnych nie da się już darzyć Polski tak gorącym i namiętnym uczuciem jak wcześniej, biorąc pod uwagę, że tak naprawdę dla tego turnieju już po prostu nie istnieje. Nawet jeśli ktoś już przełknął gorzką pigułkę rzeczywistości i zaakceptował, że zagraliśmy na tyle, na ile nas obecnie stać, to i tak temperatura uczuć musiała drastycznie opaść.
Ale po to właśnie ten poradnik – bo zostało nam jeszcze kawał grania do obejrzenia, kawał pięknych historii do przeżycia, kawał grajków do dopingowania i przede wszystkim kawał czasu do startu Ekstraklasy, a czymś żyć trzeba.
Zacznijmy więc – najprościej na obecnym etapie turnieju ulokować uczucia w Polakach, ale jakichś konkretnych, którzy wciąż jeszcze mają dużo do wygrania podczas spotkania z Francją. Na pierwszy plan wysuwa się z pewnością Michał Probierz, choć to akurat inwestycja mocno niepewna. Popełnił już pewne błędy, pojawiły się drobne rysy na wizerunku, który zbudował zwycięstwem nad Walią, udanymi sparingami przed Euro i niezłą grą przeciw Holandii. Natomiast wciąż to gość, w którym warto ulokować uczucia, choćby z uwagi na fakt, że jeszcze tym naszym selekcjonerem chwilkę pobędzie. Możemy więc usiąść wygodnie przed telewizorami i całą uwagę przekierować na to, jak Probierz poradzi sobie z pierwszą naprawdę ważną porażką w jego selekcjonerskiej karierze. Dopingowanie Probierza jest zresztą o tyle przyjemne, że czasem to wojna z całym światem – a kto nie lubi czasem powalczyć z całym światem, niech pierwszy rzuci komentarzem na facebooku albo postem na forum Elektrody.
Jeśli ktoś już jednak zdecydował, że chce być antyprobierzowcem, to może z kolei zacząć dopingować wybranych zawodników. Ze swojej strony polecam Jakuba Modera, który pewnie przez najbliższe lata będzie jednym z najczęściej omawianych piłkarzy w reprezentacji Polski. “A gdyby nie ta kontuzja”. No właśnie. To o tyle wygodne, że nie trzeba się specjalnie obawiać – jeśli zagra dobrze, to dyskusja będzie dotyczyła zmarnowanego czasu. Jeśli zagra źle – to zmarnowanego potencjału. A jeśli średnio – to wtedy pogadamy o tym, czy jeszcze potrzebuje więcej czasu, by wrócić w reprezentacji do wielkiego grania.
Od biedy można podopingować Lewandowskiemu, żeby godnie pożegnał się z wielkimi turniejami, albo rezerwowym, by pokazali, że hit “Mundialeiro” wciąż jest aktualny. Młodsi fani mają też sympatyzowanie z Tymkiem 2115 Puchaczem, żeby jakimś występem potwierdził swoją piłkarską przydatność dla tej drużyny – bo na filmikach będziemy go potrzebować na każdym kolejnym zgrupowaniu.
Propozycja zysku w średnim terminie: skazywani na pożarcie
Okej, ale Polska zagra, wsiądzie w samolot, poleci do domu i tyle. A mistrzostwa będą trwać. Co w przypadku, gdy już Lewandowski strzeli pożegnalnego gola przeciw Francji, Moder zagra wybitnie, a Probierz zacznie znów uwiarygodniać się w roli cudotwórcy? Wtedy naturalnie rozglądamy się po innych grupach. I znajdujemy oczywisty trop: Gruzję.
Gruzini to wdzięczna ekipa do kibicowania z kilku powodów, z których najważniejszy to oczywiście antyrosyjskie posty na Instagramie. Awans Gruzinów na Mistrzostwa Europy, historyczny i sensacyjny, zbiegł się w czasie z gigantycznymi protestami na ulicach Tbilisi. Gruzini najkrócej rzecz ujmując sprzeciwiają się “ustawie rosyjskiej”, wprowadzonej przez prorosyjskich polityków na wzór ustaw z reżimu Władimira Putina. Prezydent Gruzji zawetowała ustawę, ale rządowa większość odrzuciła weto – ruchy Gruzinów skrytykowali sojusznicy z USA, natomiast Bruksela zapowiedziała, że to oddala Gruzję od ewentualnego dołączenia do Unii Europejskiej. Całość oczywiście wywołuje wściekłość zwłaszcza tych, którzy braterski uścisk Rosji poczuli na własnej skórze – mowa chociażby o reprezentantach Gruzji urodzonych na terenie Abchazji.
Naturalnie sprawa jest bardziej skomplikowana – ci, którzy są określani jako “prorosyjscy” w praktyce uważają, że drażnienie Rosji może skończyć się źle dla Gruzji – a współpraca z tym uciążliwym i agresywnym sąsiadem jest nie tyle przyjemnością, co koniecznością. Stany czy Unia są daleko, Rosja jest cholernie blisko. Pragmatyzm zamiast idealizmu – który wystarcza wielu Gruzinom, ale też wielu Gruzinów prowokuje do wyjścia na ulice.
Jeśli chodzi o sam zespół, niejako twarzą podejścia do Rosji stał się Budu Ziwziwadze. Piłkarz Karlsruhe w jednym z podcastów wystąpił w koszulce z napisem “Abchazja” i w bardzo ostrych słowach skrytykował Rosję, Rosjan oraz prorosyjskich polityków. Nie jest zresztą jedyny – piłkarze zwłaszcza na przełomie kwietnia i maja zabierali głos, stając po stronie protestujących. Świetny tekst o całym jego zaangażowaniu znajdziecie na TVP Sport, gdzie Krystian Juźwiak dotarł m.in. do poniższej wypowiedzi.
– Rosja jest wrogiem nas wszystkich. Moja matka doświadczyła ich agresji. Została wysiedlona z Abchazji. Widzimy, co teraz robią na Ukrainie. Wiemy, co robili nam w 2008 roku. Może byłem wtedy młody, ale pamiętam doskonale. Rosja jest wrogim państwem nie tylko dla nas, ale prawie dla wszystkich – tłumaczył Ziwziwadze. Co prawda później wycofał się częściowo ze swoich wypowiedzi, prosił o wycięcie politycznych fragmentów swoich wywiadów, rzekomo z uwagi na dobro reprezentacji i zachowanie spokoju przed Euro 2024. W praktyce wielu zaczęło zadawać pytania, kto i w jaki sposób zaszantażował Budu – i czy nie stało się to “wewnątrz” czy to szatni, czy po prostu gruzińskiego środowiska piłkarskiego.
Tak, piłkarsko też coś tam ogarniają, stworzyli kapitalne show z Turcją, a w meczu z Czechami mieli nawet piłkę meczową na 2:1. Pewnie odpadną w tym samym momencie co my, ale pamiętajmy – Gruzja gra dopiero we środę o 21.00, kończąc fazę grupową. Do tego momentu możemy wymienić biało-czerwone flagi na czerwone krzyże na białymt tle. Hasła pod flagami nie trzeba nawet zmieniać, mogą pozostać tradycyjne, antyrosyjskie, pod którymi podpiszą się i Polacy, i Gruzini. Idealna ekipa do kibicowania, underdog, w trudnej sytuacji, każdy celny strzał na bramkę rywala to już powód do świętowania. A przy tym grają odważnie, z finezją oraz walecznością, którą tak bardzo wszyscy kochamy w piłce reprezentacyjnej.
Królowi co królewskie
39 lat. Ponad 200 spotkań w kadrze, 130 goli. Gdy zaczynał, towarzyszyli mu na murawie Rui Costa oraz Luis Figo. Pierwszego gola strzelił Grecji Zagorakisa i Charisteasa. W klubie grał już wówczas z Giggsem, Ferdinandem, Keanem i Solskjaerem. Trudno wskazać jakiegokolwiek zawodnika, który przez tyle lat utrzymywał się tak blisko ścisłego światowego topu. Dla Cristiano Ronaldo to pewnie ostatni wielki turniej, a już na pewno ostatnie Mistrzostwa Europy. Trofeum, które wraz z kadrą wzniósł w 2016 roku pozostaje jednym z klejnotów w jego błyszczącej, naszpikowanej różnymi kamieniami szlachetnymi koronie. W klubach wygrał wszystko po kilkanaście razy, indywidualne wyróżnienia stawiają go na pozycji numer dwa w historii światowego futbolu – i to pozycja zasłużona, właściwie pozostająca poza obszarem dyskusji. Ale ten sukces z kadrą był chyba najmniej oczywisty, to wciąż była rzecz, którą można określić mianem niespodzianki.
Dziś, gdy i Ronaldo, i Messi grają już dość daleko od oczu zwykłego kibica piłkarskiego, temperatura sporu między fanami obu piłkarzy zdecydowanie opadła. Coraz mniej polskich nastolatków wyzywa się od najgorszych przy próbie osądzenia, który z wielkich rywali jest tym większym. Tym łatwiej więc doceniać to, co jeden i drugi dali futbolowi przez dwie dekady ich wspólnych bojów. I tym łatwiej dopingować, by pożegnanie Cristiano Ronaldo z wielkimi turniejami było bardziej udane, niż pożegnanie Roberta Lewandowskiego z wielkimi turniejami.
Pierwszy cel jest jasny – gol. Ma już asystę, ma już kultowe selfie z młodym kibicem, który wbiegł na murawę, Portugalia z kolei ma już awans oraz pokaz charakteru, gdy na dupach wyszarpali zwycięstwo nad Czechami. Są rekordy Pepe, oczywiście do CR7 też coś byśmy znaleźli. Natomiast brakuje gola Ronaldo i właśnie bramce strzelonej przez 39-latka będziemy kibicować w ostatniej kolejce fazy grupowej. Potem się zobaczy, ale w 1/8 też ściskamy kciuki za największego piłkarza w historii Europy (ależ wybrnąłem z tej pułapki “drugiego po Messim”), by jak najdłużej cieszył nas swoją obsesją doskonałości, swoim unikalnym mentalem zwycięzcy, swoim niepowstrzymanym głodem sukcesów.
W tym sezonie już raz mnie ujął i wzruszył – gdy popłakał się po jednej z porażek w barwach Al-Nassr, raz jeszcze udowadniając, że dla niego nawet partia szachów z synem jest pewnie kwestią życia i śmierci. Dlatego nie ma wyjścia, będzie trzeba dobrze mu życzyć, póki pozostaje w turnieju.
A co gdy Polacy rozegrają ostatni mecz, Gruzini pojadą do domu, a CR7 odpadnie w 1/8? Usiądziemy i na spokojnie wybierzemy sobie następnych ulubieńców. Euro to fabryka bohaterów, która zatrzyma się dopiero w połowie lipca. Nawet jeśli w naszym przypadku wyprodukowała tylko niezłe wrażenie po paru akcjach przeciw Holandii.
Komentarze