Trenerze, to nie hejt. To solidnie wypracowana niechęć

Polski kibic ponarzeka, wyleje żal w Internecie, będzie przekonywać, że wszystko nadaje się do zaorania, ale na końcu i tak usiądzie przed telewizorem. Ba, jeśli pojawi się cień szansy na dobry wynik, zacznie podświadomie życzyć reprezentacji dobrze. Ale niech ten cień się pojawi. Doszliśmy do momentu, w którym nikt nie uwierzy w to na gębę.

Michał Probierz
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Michał Probierz

  • Michał Probierz zaapelował podczas konferencji prasowej, by na piłkarzy nie spadał hejt zanim wyjdą na murawę
  • Hejt wśród ludzi mających dostęp do Internetu się zdarza, choć przeglądając komentarze, znacznie więcej jest tam zwykłej, dobrze wypracowanej przez ostatnie dwa lata, niechęci
  • Wszystko, co się dzieje obecnie wokół kadry, a właściwie, co się nie dzieje, pokazuje wyraźnie, że kibic już nie chce dawać kredytu zaufania, bo ten poprzedni spowodował długi, jakich nie widzieliśmy od dawna

Atmosfera jakbyśmy wcale nie szykowali się do Euro

To zgrupowanie jest jakieś inne. Na konferencjach prasowych sami dziennikarze sportowi, zero redakcji lifestylowych i tyle też pytań o Golców. Nikt nie chce znać opinii piłkarza na temat przecinania wstęgi przy okazji otwarcia hotelowego basenu (serio, przed poprzednim Euro spytano o to Łukasza Fabiańskiego). Przed hotelem w dniu przyjazdu piłkarzy było jakichś pięćdziesięciu kibiców, w zdecydowanej większości dzieci. Żadnego lądowania helikoptera, żółtego paska o śniadaniu piłkarzy, łzawych rodzinnych materiałów w “Dzień dobry TVN” o wychodzeniu młodego Kuby – choć można tu wpisać dowolne imię – na szczyt futbolowej piramidy pomimo złośliwości losów. Każde z tych zdarzeń zawsze miało miejsce. Bo zawsze reprezentacja Polski miała kredyt zaufania, którego najczęściej nie spłacała.

REKLAMA | 18+ | Hazard może uzależniać | Graj legalnie

Ale teraz jest na debecie. Trenerzy często podkreślają rolę procesu w piłce, więc nieco dziwi, że Michał Probierz – facet, który na procesach zachodzących w tym sporcie zjadł zęby – nie odczytuje tego w ten sposób. Procesem było zbudowanie zaufania po mrocznych czasach prezesury Laty, selekcjonerskiego nosa Smudy, czy eliminacji Fornalika, w których pokonaliśmy tylko San Marino i Mołdawię (i to nawet nie we wszystkich spotkaniach z nimi). Procesem też była jego ponowna utrata, bo zaufania nie zburzyło ani przerżnięte Euro 2020 (trzy miesiące później pełne trybuny fetowały remis z Anglią), ani wyniki typu 1:6 z Belgią w Lidze Narodów. Musiało wydarzyć się więcej. Piłkarze musieli zapragnąć 50 mln premii zamiast 30 mln, choć i ta niższa kwota byłaby skandalem. Później musieli włożyć usta w wiadro wody, gdy zaczęto zadawać pytania. Musieli dać sobie wbić dwa gole w trzy minuty w Pradze. Przegrać z Mołdawią, mimo 2:0 do przerwy. Ustami swojego etatowego zawodnika tłumaczyć tę porażkę koncentracją na wakacjach, a kapitana – utratą pewności siebie. Z Mołdawią, drużyną nr 173 w rankingu.

Tylko u nas

Musieli – pomimo śmiesznie łatwej grupy – stracić szansę na awans na Euro, a zyskać możliwość co najwyżej, jak to świetnie określił Leszek Milewski, wpełznięcia tam jak szczur do śmietnika. Niewielka w tym wina Michała Probierza. On akurat zrobił, co do niego należało, ale piłkarze nie tylko zmarnowali wspomniany kredyt, ale zrobili na karcie taki debet, że sam fakt załapania się na mistrzostwa Europy okazał się za małym wyczynem, by wyszli na zero.

Mam wrażenie, że Michał Probierz ma dziś czystą kartę – tak przynajmniej powinno być po marcowych barażach. Nie jest uwikłany w Kiszyniów, aferę premiową, strach w oczach w Albanii, czy wcześniejsze błaganie Argentyńczyków o litość. Nawet jeśli ma na koncie remis z Mołdawią w Warszawie, to dość szybko naprawiony, właściwie przy pierwszej okazji. Ba, dziś jawi się jako gość, który otworzył okno i wypuścił zgniłe powietrze kotłujące się w środku tej drużyny. Ale – mimo, że bardzo by chciał – nie jest w stanie usunąć smrodu, który zrobił się na zewnątrz. Nie tak szybko i nie bez udziału piłkarzy udowadniających, że o tym smrodzie można zapomnieć.

Ludzie znów zaczną kibicować tej reprezentacji, ale najpierw – tak przynajmniej ja odczytuję nastroje społeczne – oczekują pokazania czegoś więcej niż słowa. Są uodpornieni na obietnice walki, gryzienia murawy, czy godnego reprezentowania barw. Nie chcą, by znów zrobiono z nich idiotów. Jak zazwyczaj, tyle że w odróżnieniu od poprzednich eliminacji – teraz po okresie upokorzeń. Dlatego – jak sądzę – wolą nie wierzyć, mimo że pewnie bardzo by chcieli.

Nawet przyjmując krytykę za hejt – choć generalnie warto je rozróżnić, hejtem brzydzę się niemiłosiernie – nie jest tak, jak mówi selekcjoner, że “piłkarze jeszcze nie wyszli na boisko, a już się ich hejtuje”. Że zanim reprezentacja zacznie grać, już się na nią narzeka. Jest wręcz przeciwnie – te wszystkie głosy są skutkiem wychodzenia na murawę.

By było inaczej, teraz coś trzeba udowodnić. Tylko tyle i aż tyle.

Oglądaj także: Michał Probierz – osąd selekcjonera

Komentarze