- Reprezentacja Polski w ostatnich latach przeobrażała się z elitarnego klubu dla Orłów Nawałki w rodzaj wymyślnego zakładu karnego, gdzie piłkarze muszą odfajkować karę w postaci kolejnych zgrupowań.
- Atmosfera wokół reprezentacji, ale też atmosfera w samej reprezentacji musiała być wyjątkowo duszna – wskazują na to nawet rejestry polubień na Twitterze.
- Michał Probierz swoimi decyzjami, ale też stylem prowadzenia reprezentacji pokazuje, że czynnik atmosfery, relacji, dogadywania się pomiędzy wszystkimi członkami tego zespołu, będzie dla niego wyjątkowo ważny. I bardzo dobrze.
Reprezentacja Polski, czyli miejsce, w którym pachnie złem
Zbiorczy obraz reprezentacji Polski najpełniej oddają te najbardziej szczere wypowiedzi Jana Bednarka czy Piotra Zielińskiego – o strachu towarzyszącym reprezentacji Polski. To nie jest lęk przed porażką, każdy profesjonalny sportowiec idzie przez życie z jej cieniem za plecami. To nie jest lęk przed wściekłością trenera czy nawet brakiem powołań na kolejne zgrupowania. To lęk, że “się doczepią”. Że “będą gadali”, “będą pisali”. Że kolejny słaby występ reprezentacji, kolejne zgrupowanie w kiepskiej atmosferze, kolejne wizerunkowe czy boiskowe wtopy, spotęgują uczucie rozczarowania, gniewu i frustracji u dziesiątek tysięcy kibiców reprezentacji Polski – w tym oczywiście dziennikarzy oraz internetowych nienawistników, przez których do zera spada przyjemność z przeglądania Instagrama.
Lęk – szeroko rozumiany, w różnych postaciach – to słowo, które najbardziej do mnie przemawia, jeśli chodzi o kadrę w okresie od schyłkowego Nawałki, aż do końca kadencji Fernando Santosa. Nawałka bał się, że Age Hareide miał rację, przekonując o tym jak jednowymiarowa i przewidywalna jest Polska. Potem był strach przed tym, że ktoś winy będzie się doszukiwał nie tylko u Jerzego Brzęczka, ale też u piłkarzy. Strach przed porażką na Euro nieco stłumił wesolutki i pełen entuzjazmu Sousa, ale potem to jedynie wróciło – z największą siłą, gdy kadrowicze bali się, że Polska pozna prawdę o “aferze premiowej”. Albo co gorsza – pozna prawdę i o tej prawdzie nie zapomni.
Lęk na korytarzach reprezentacyjnych hoteli, potem lękliwa gra na murawie, lękliwe wypowiedzi przed kamerami TVP i w setkach miałkich wywiadów, gdzie zawsze “z pokorą podchodzimy do przeciwnika” i “z nadzieją patrzymy w przyszłość”. Nie chcę po raz kolejny rozpisywać się, że może stąd też rozczarowujące wyniki, interesuje mnie co innego: czy w takim miejscu czułbym się dobrze?
Czy reprezentant Polski w obliczu otrzymania powołania, poza radością z podbicia swojej ceny na rynku transferowym oraz jednak tego dziecięcego zachwytu możliwością gry z Orłem na piersi, nie czuje jednak dyskomfortu? Znowu jedziesz do tej kostnicy, znowu pod ostrzałem mediów i kibiców od pierwszych minut. Znowu monitorowany każdy krok, znowu każde zdjęcie na Insta i każdy żart przed kamerą analizowane na sto sposobów. Znowu oczekiwania całego narodu na barkach, a co za tym idzie – frustracja całego narodu na tyłku, w przypadku niepowodzenia. Wokół same wystraszone twarze, do tego Santos, oczywiście, psia krew, bez uśmiechu. I z fajką.
Czy to było miejsce, do którego wracało się z przyjemnością? Wyjazd, na który zacierało się ręce? Noclegi, do których odliczało się czas? Czy może jednak odwrotnie, kadrowicze nad łóżkami wykreślali kolejne dni niczym więźniowie oczekujący na wyskoczenie na wolność?
Czym jest ta mityczna atmosferka?
Genialny artykuł Dawida Szymczaka na sport.pl odsłonił równie genialne kulisy pracy Adriana Siemieńca w Jagiellonii Białystok – a więc pracy trenera mistrzów Polski w sezonie, gdy wśród kandydatów do mistrzostwa nie widział ich nikt. Przykładowe anegdoty z tekstu? Dwa dni przed najważniejszym starciem w historii miasta, Siemieniec odwołał trening, zamówił pizzę, piłkarze pograli w rzutki i poszli do domów, odprężyć się i zrelaksować. Gdy zdobył nagrodę trenera miesiąca, wręczył medale wszystkim pracownikom klubu – dyrektorowi Łukaszowi Masłowskiemu za dyrektora miesiąca, piłkarzom za drużynę miesiąca i tak dalej, aż po fizjoterapeutów miesiąca. Przed Świętami Bożego Narodzenia sam rozwoził prezenty dla dzieci swoich piłkarzy.
Nie chcę tutaj przepisać całego artykułu Dawida, ale już te trzy, cztery metody Siemieńca pokazują pewien trend. Oczywiście, gdyby wszystko było tak proste, w przyszłym sezonie Ekstraklasy każdy trener kupiłby sobie czapkę Mikołaja oraz zapas mrożonej pizzy. Atmosfera, relacje w klubie i wewnątrz drużyny to zaledwie jedna z dziesiątek składowych sukcesu – mówi o tym sam Siemieniec, chyba nawet trochę podirytowany “łatką Teda Podlasso”, trenera wzorującego się na serialowym bohaterze. Sama atmosfera, samo wręczenie upominków fizjoterapeutom i kierownikom to zdecydowanie za mało, żeby wygrywać. Ale w świecie szukania najmniejszych detali, by stworzyć sobie choćby minimalną przewagę? Ba, co jeśli uwzględnimy, że ostry wycisk od trenera motorycznego czy rzetelną analizę asystenta odpowiedzialnego za rozpracowanie rywali łatwiej przyjąć i przyswoić w dobrej atmosferze?
Już w piłce klubowej widać, że ten aspekt ogólnego klimatu, aspekt dobrego samopoczucia w trakcie pracy, jest trudny do zlekceważenia. A przecież mówimy o reprezentacji. Reprezentacji, gdzie te wszystkie pozostałe czynniki, jakże łatwe do kontrolowania w klubie, są właściwie poza zasięgiem!
Atmosferka w klubie – detal. W reprezentacji?
W klubie atmosfera to trochę jak zapalenie światła w pokoju podczas przemeblowania. Możesz suwać kanapami (o, to jest dobra metafora na trening motoryczny!) po omacku, ale w świetle łatwiej. Możesz zmieniać dekorację w ciemności, ale po zapaleniu lampy jednak wyjdzie to o wiele schludniej (to chyba metafora taktyki meczowej). Ostatecznie i tak wiele zależy od mebli, które masz w pokoju, ale mimo wszystko – w skrajnych przypadkach jesteś w stanie pewne elementy zwyczajnie wymienić.
A w kadrze? W kadrze nie zrobisz treningu motorycznego, by zamaskować świetnym przygotowaniem jakieś taktyczne czy techniczne niedociągnięcia. Nie jesteś w stanie wymienić poszczególnych zawodników, bo pracujesz na bardzo ograniczonej grupie, w dodatku zupełnie nie masz wpływu na to, kto będzie w rytmie meczowym. Taktyka, strategia – okej, to wciąż istotne czynniki, ale na króciutkim zgrupowaniu nie masz szansy wypracować nic ponad najprostsze schematy. Zapomnij o wielotygodniowym treningu poruszania się w ramach formacji – będzie dobrze, jak wszyscy piłkarze zdążą się zorientować, na której pozycji grają.
W takich organizmach jak kadra, gdzie okazji do dokręcenia śrubek masz o wiele mniej – atmosfera staje się jeszcze ważniejsza, może mieć jeszcze większy wpływ na wynik. Mówią o tym sami piłkarze – z jednej strony z rozrzewnieniem wspominając jak Paulo Sousa rozstawił im dmuchańce i zaprosił Golec uOrkiestrkę, z drugiej – narzekając, że Santos się nie uśmiechał. Brzmi śmiesznie i dziecinnie, ale to tylko synteza kilku wypowiedzi wokół kadry z ostatnich lat. Co więcej – trudno tu wskazać lukę w myśleniu. To reprezentacja, nie wymyślisz nagle Lewandowskiego w roli skrzydłowego, nie wynajdziesz wonderkida zagrzebanego gdzieś w lidze australijskiej. Nie znajdziesz fortelu, który zapewni ci zwycięstwo nad Francuzami, nie odkryjesz futbolu na nowo. Ale możesz sprawić, że grupa najlepszych dostępnych piłkarzy w najlepszej dostępnej taktyce będzie przez parę dni pracować na pełnych obrotach w dobrej atmosferze. Albo – że grupa najlepszych dostępnych piłkarzy w najlepszej dostępnej taktyce będzie przez parę dni zamartwiała się, czy pierwszą obraźliwą wiadomość po meczu napisze im fan, czy jednak dziennikarz.
Michał Probierz i co mówią nam jego działania
Zdaje się, że Michał Probierz jest tego wszystkiego świadomy – lęków, które towarzyszyły kadrze. Roli atmosfery – rosnącej tym mocniej, im mniej czasu na pracę z zespołem. Nie chcę tutaj za głęboko wnikać w sprawę Matty’ego Casha i ewentualnego wpływu jego absencji w Cardiff na dalsze powołania. Nie chcę szukać językowych tropów, nieco zbyt ostentacyjnego braku zaangażowania w życie kadry. Ale prawdopodobnie lepszego, jednak mniej zgranego z grupą piłkarza zastąpił słabszy, za to w stu procentach oddany drużynie.
To nonszalanckie odczytanie powołań na konferencji golfowej – pstryczek jednocześnie w dziennikarzy, ale i w PZPN. W drużynie to musiało zrobić wrażenie, w końcu żaden piłkarz tej kadry ani z dziennikarzami, ani z PZPN-em większej sztamy nie trzyma. Postawa w wywiadach, pełna humoru, czasem ciętego, trochę obniżania oczekiwań, trochę tradycyjnej gry z całym światem – to wszystko z pewnością dociera do zawodników. Zresztą, tu też mamy swoistą tradycję – papierki lakmusowe z wywiadów. Przy Brzęczku czy Santosie zwyczajnie czuć było ten niemożliwy brak chemii. Dziś? Może i poprzeczka po Santosie była po prostu tak nisko, może i Probierz korzysta na tym, że zwyczajnie nie jest swoim poprzednikiem, ale różnicę słychać na każdej konferencji.
Nie wiem, czy trener Probierz rozstawił już dmuchańce, nie wiem, czy będą Golcowie, trąby Golców oraz Sanah. Nie wiem, czy na treningach jest już berek-wąż oraz gra we frisbee i czy przed Austrią trener zaplanował pizzę oraz rzutki. Wiem natomiast, że na ten moment Michał Probierz wydaje się dostrzegać, jak ważną częścią pracy selekcjonera jest zbudowanie warunków do roboty, w których piłkarze nie będą mogli narzekać.
Wydaje mi się, że długimi miesiącami trudno nam było znieść reprezentację Polski, bo i sami reprezentanci Polski nie bardzo mogli znieść konieczność reprezentowania Polski.
Nie wykluczam – być może mój odbiór rzeczywistości jest zafałszowany poprzez sympatię do trenera Probierza. Jest jeszcze w grze realna opcja, że niesie mnie powszechny entuzjazm przed wielkim turniejem.
Ale mam wrażenie, że ostatnio minimalnie łatwiej znieść reprezentację Polski. Możliwe, że również dlatego – piłkarzom łatwiej jest znieść przebywanie na zgrupowaniu reprezentacji Polski.
Komentarze