- Górnik Zabrze w tym sezonie mimo różnych niedociągnięć organizacyjnych na boisku cieszy swoją grą
- Damian Rasak w rozmowie z Goal.pl opowiedział o swojej przygodzie z żużlem, roli na boisku, a także wrócił pamięcią do pamiętnego strajku zawodników i sztabu szkoleniowego przed spotkaniem ligowym z Widzewem Łódź (1:3)
- 28-latek nie ukrywa, że ma w głowie wciąż plany związane z wyjazdem zagranicznym, a także odniósł się do pytania związanego z porównaniem do Bartosza Slisza, broniącego dzisiaj barw Atlanty United
Od początku liczyła się tylko piłka nożna
Łukasz Pawlik (Goal.pl): Na start proszę wyjaśnić kibicom, czego słuchał pan przed meczem z Zagłębiem Lubin, bo na X pojawiło się pana zdjęcie ze słuchawkami w uszach, po którym pojawiły się takie pytania. Zatem proszę powiedzieć, jakie klimaty muzyczne towarzyszą panu Raskowi?
Damian Rasak (Górnik Zabrze): – Tak naprawdę to słucham wszystkiego. Pamiętam jednak, że w tym konkretnym przypadku słuchałem francuskiego rapu. Ostatnio ta muzyka dobrze mnie nastraja i pozwala mi się dobrze zmobilizować przed meczami.
- Czytaj również: Napastnik Górnika dla Goal.pl: Podolski jest głosem szatni i mam takie zdanie jako on [WYWIAD]
Czy to znaczy, że jest pan dj-em w szatni Górnika Zabrze?
Nie. To domena naszego kitmana, odpowiedzialnego za to, aby muzycznie odpowiednio nakręcić drużynę przed spotkaniami.
Urodził się pan w Toruniu. Skojarzenia, jakie mam z tym miastem to Mikołaj Kopernik i żużel. Ciągnęło kiedykolwiek pana do czarnego sportu?
Zawsze piłka nożna była na pierwszym miejscu. Tata zaprowadził mnie na pierwszy trening w Elanie Toruń, więc ma swój wkład w to, że dzisiaj jestem piłkarzem. W każdym razie na żużel chodziłem jako kibic kilka razy również z tatą. To były jeszcze mecze na starym obiekcie żużlowym Apatora Toruń. Fajne dziecięce wspomnienia.
Gdyby nie został pan piłkarzem, to była jakaś inna alternatywa?
Właśnie nie miałem żadnego planu B. Liczyła się tylko piłka nożna. Nie ukrywam, że często się nad tym zastanawiałem. Gdy zadawali mi to pytanie znajomi czy rodzina, to zawsze odpowiadałem, że będę zawodowo grał w piłkę. Los sprawił, że dzięki swoim umiejętnościom mogę robić to, co kocham. Od samego początku mój cel był jasny i robiłem wszystko, co w mojej mocy, aby go zrealizować. To mi się udało. Nie ma lepszego zawodu na świecie niż sportowiec, a piłkarz to już w ogóle.
Nieszablonowy start kariery
Pierwsze kroki w piłkarskiej karierze stawiał pan w Elanie Toruniu, a następnie trafił pan do klubów z Włoch. Nieszablonowy plan na rozwój polskiego zawodnika…
Wszystko zaczęło się od tego, że w jednym z meczów w 2 Lidze zaczął obserwować mnie jeden z włoskich menedżerów piłkarskich, mieszkających w Toruniu. To od niego dowiedziałem się, że jestem na celowniku Chievo Werona. Po jakimś czasie pojawiło się pytanie, czy chciałbym udać się na tygodniowe testy do tego klubu. Skorzystałem z tej propozycji. Na miejscu okazało się, że w testach brało udział 40 zawodników z całego świata. Miałem to szczęście, że po tygodniu spodobałem się działaczom klubu na tyle, że podjęto decyzje o tym, że klub chciał ze mną podpisać kontrakt. To była trudna decyzja dla mnie, bo miałem wówczas 17 lat, mieszkając z rodzicami w Toruniu. Finalnie zdecydowałem się na przenosiny do Włoch.
Jak wyglądały kulisy życia młodego polskiego piłkarza we włoskim klubie?
Mieszkałem w ośrodku, gdzie zakwaterowani byli wszyscy zawodnicy poniżej 18 roku życia. Każdy miał swojego opiekuna. Czas we Włoszech leciał jednak bardzo szybko, bo od treningu do meczu wszystko się toczyło. Początki były trudne, bo brak rodziny i nowy język to była dla mnie nowa rzeczywistość. Przebrnąłem jednak ten trudny czas.
Z perspektywy czasu można powiedzieć, że dzisiaj ten trudny czas procentuje…
Zdecydowanie tak. Mówię biegle po włosku i doszlifowałem także język angielski, więc to oceniam na plus. Rozwinąłem się również pod względem taktycznym, bo wiadomo, że we Włoszech przywiązuje się do tego dużą uwagę. Podsumowując ten wyjazd, to na pewno go nie żałuję. Chociaż może trochę inaczej go sobie wyobrażałem.
Transfer za granicę? Niewykluczone
Ma pan myśli, aby spróbować jeszcze raz swoich sił za granicą?
Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie jest tak. Myślę o tym i chcę się sprawdzić jeszcze raz za granicą. Zobaczymy jednak, co życie pokaże. Mam jeszcze przez rok ważny kontrakt z Górnikiem Zabrze. Jeśli pojawi się natomiast jakaś propozycja, to na pewno ją przemyślę i siądziemy do rozmów. Podkreślam jednak to, że mój aktualny klub ma pierwszeństwo w rozmowach. Jeśli pojawi się chęć przedłużenia umowy ze mną, to jestem otwarty na rozmowy. Chociaż wyjazd zagraniczny też mi chodzi po głowie.
Liga austriacka lub turecka to dzisiaj lepsze rozwiązania dla polskiego zawodnika niż jedna z TOP 5 lig europejskich?
Wydaje mi się, że tak. Przeskok wówczas nie jest tak duży. Historia zna kilka przykładów, gdy polscy piłkarze przenosili się do klubu z jednej z czołowych lig i niestety dla zawodników po pewnym czasie byli wypożyczani do innych ekip. Nie wszystko szło zatem po myśli piłkarzy. Dzisiaj świadomość zawodników jest większa, a fakt, że ligi austriacka, belgijska czy turecka są śledzone przez mocniejsze kluby, sprawia, że to są też atrakcyjne kierunki dla polskich graczy.
Utrzymuje pan kontakt z Szymonem Włodarczykiem i rozmawiacie o tym, jak mu się wiedzie w Sturmie Graz, aby rozeznać się w sprawie ewentualnej przeprowadzki do Austrii?
Wymieniamy ze sobą wiadomości. Wypytujemy się jednak wzajemnie o codzienność, czyli zdrowie i formę. O transferze nie rozmawiamy, Szymon miał piorunujący start, strzelając gola praktycznie w każdym spotkaniu. Ostatnio ta skuteczność nieco wyhamowała, ale takie są uroki młodego wieku. Jestem jednak przekonany, że swoją dyspozycję ustabilizuje, a efektem tego będzie to, że trafi do jeszcze mocniejszego klubu.
Umowę ma pan do końca czerwca 2025 roku, więc siłą rzeczy, gdyby Górnik miał zarobić konkretną sumę na transferze z pana udziałem, to najpewniej latem tego roku. Czy to jest realne?
Wiadomo, że rok umowy, to nie jest nie wiadomo jak długi kontrakt, więc zainteresowanie z innych klubów może się pojawić. Na razie jednak koncentruję się na tym, że mamy z Górnikiem robotę do zrobienia. Mam na myśli walkę o czołowe lokaty w lidze. Na dzisiaj z klubu nikt się ze mną nie kontaktował w sprawie nowego kontraktu. Chociaż biorę pod uwagę rozwiązanie, że pojawi się konkretna oferta, na którą przystanę. Niczego nie wykluczam. Także tego, że może pojawić się atrakcyjna finansowo propozycja nie tylko dla mnie, ale dla klubu. Jestem otwarty na różne rozwiązania.
Organizacja w klubie do poprawy
Może dlatego nikt nie rozmawiał z panem, bo tak naprawdę nie ma prezesa i dyrektora sportowego w klubie…
Nie ma się co oszukiwać, to nie jest komfortowa sytuacja dla nikogo. Uważam, że takie funkcje powinny być obsadzone w klubie, aby właśnie kluczowe rozmowy dotyczące przedłużenia kontraktów móc prowadzić. Prezes klubu i dyrektor sportowy z definicji to osoby, mające pomóc zawodnikom. My jednak niewiele możemy zrobić. Musimy czekać na to, co przyszłość pokaże. Wiadomo, że w Górniku wielu graczom wygasają umowy i z tego, co wiem, to z kilkoma z zawodników nie zaczęto jeszcze rozmów w sprawie nowych kontraktów. Mogę tylko przypuszczać, że tacy gracze mogą niepokoić się o swoją przyszłość. Nie jest to nic przyjemnego. Potrzebni są zatem prezes i dyrektor sportowy, mogący odpowiadać za kwestie organizacyjne w klubie.
KTOŚ W OGÓLE CHCE TO MISTRZOSTWO POLSKI? | 28. kolejka | Uniwersum Ekstraklasy
Raz w tym sezonie uderzyliście pięścią w stół, nie wychodząc na treningi, pokazując jednocześnie, że nie wyrażacie zgody na to, co ma miejsce w klubie.
Wówczas czara goryczy się przelała. Wspólnie zawodnicy wraz ze sztabem szkoleniowym podjęli decyzję o nie wyjściu na trening. Chcieliśmy, aby w końcu zaczęto traktować nas poważnie. Czasem miałem wrażenie, że prowadzono z nami jakieś rozmowy, ale one nie przynosiły żadnych efektów i były zamiatane pod dywan. Taka reakcja z naszej strony była potrzebna. Chcieliśmy, aby środowisko piłkarskie o tym usłyszało i to się nam udało. Nie chcemy jednak, aby takie sytuacje się powtarzały. Nie chcemy żadnej wojny. Zależy nam na tym, aby skupić się na trenowaniu i grze. Mając na uwadze to, że sytuacja finansowa została ustabilizowana, to wygląda na to, że wszystkim wyszło to na dobre. My jako drużyna udowodniliśmy natomiast swoimi wynikami, że takie sytuacje nie wpływają na nas negatywnie, a nas jednoczą. To się liczy.
Finanse są na dzisiaj ok i żadnych zaległości nie ma?
Na dzisiaj – odpukać w niemalowane drewno – wszystko jest w porządku.
Górnik z szansą na pokazanie się w Europie
Jak to jest, że pod względem organizacyjnym klub nie jest wzorem do naśladowania. Tymczasem zawodnicy Górnika są w 2024 roku najlepszą drużyną w lidze?
Tak naprawdę trzeba się po prostu odciąć od wszystkich tych rzeczy. Co nam da to, że nie będziemy grać na 100 procent swoich możliwości? Nic nam to nie da. Gramy dla kibiców, klubu, ale też dla samych siebie. Ekstraklasa to jest okno wystawowe na to, aby się pokazać. Oszukiwanie siebie i nie dawanie z siebie maxa, nie pomogłoby nam w żaden sposób. Piłka nożna to sport drużynowy. Bez chłopaków w zespole samemu nic się nie osiągnie w tym sporcie. Jeśli chodzi o finanse, to prędzej czy później pieniądze i tak się pojawią. Bez sensu byłoby, gdybyśmy nie spełniali się piłkarsko. Gra i walka na 100 procent zawsze daje korzyści.
Jednym z celów Górnika na sezon 2023/2024 był Puchar Polski, o czym mówił jeszcze ostatni prezes klubu Adam Matysek. Jest jeszcze żal, że nie udało się pokonać Pogoni Szczecin w 1/8 finału rozgrywek, która dzisiaj przygotowuje się do gry w finale na PGE Narodowym?
Zabrakło nam trochę szczęścia w losowaniu. Trafiliśmy na jednego z mocniejszych przeciwników, a na dodatek ten mecz odbył się w Szczecinie. Mieliśmy zatem sześciogodzinną podróż. Mimo wszystko staraliśmy się postawić rywalowi, ale odpadliśmy finalnie po dogrywce. Taki już mój los, że od momentu, gdy trafiłem do Ekstraklasy, to nie miałem jeszcze okazji zagrać w ćwierćfinale Pucharu Polski (śmiech). Jednym z moich celów będzie zatem to, aby zrealizować to być może w kolejnym sezonie.
W tej kampanii wciąż liczycie się w grze o miejsce premiowane grą w eliminacjach do europejskich pucharów. Można już mówić, że Górnik nie ogląda się już w tabeli za siebie, a koncentruje się tylko na miejscach w czołówce?
Twardo stąpamy po ziemi. Zdajemy sobie sprawę, że kilka ekip ma chrapkę na miejsce dające możliwość zaprezentowania się na europejskiej scenie. Przed nami natomiast ciekawe spotkania i tak naprawdę wszystko zależy od nas. Jeśli będziemy punktować tak, jak do tej pory, to możemy uzyskać cel, którym jest możliwość pokazania się w europejskich pucharach.
Jednym z rywali Górnika o grę w europejskich pucharach może być Legia Warszawa, gdzie doszło ostatnio do zmiany trenera. Kostę Runjaicia zastąpił Goncalo Feio. Jak pan to skomentuje?
Nie jestem odpowiednią osobą, która może oceniać decyzje władz klubu. Jasne jest natomiast, że trenerzy nie mają łatwego życia. Ich posady nie są stałe. Można wygrać cztery spotkania z rzędu, później zaliczyć dwie porażki i w klubie już się zaczyna gotować. Często są później podejmowane radykalne decyzje. Każdy natomiast potrzebuje stabilizacji. Dobrym przykładem jest nasza drużyna, gdzie trener Jan Urban jest z nami już ponad rok i zespół jest na dobrych torach. Czasem potrzebny jest spokój, a oczekiwane rezultaty prędzej czy później przyjdą.
Damian Rasak a reprezentacja Polski
Swego czasu w stołecznej ekipie grał Bartosz Slisz, występujący dzisiaj w MLS. Można stwierdzić, że jest pan podobnym typem zawodnika, co aktualny reprezentant Polski?
Parę podobieństw bym znalazł, ale na pewno się też różnimy.
Damian Rasak może rywalizować z Bartoszem Sliszem o miejsce w kadrze?
Gramy na podobnej pozycji. Ja i Bartosz możemy grać na “szóstce” lub “ósemce”. A czy jest szansa na powołanie do reprezentacji Polski? Przykład Tarasa Romanczuka pokazuje, że nigdy nie mów nigdy. To solidny zawodnik, ale nie mówiło się o nim w kontekście gry w kadrze. Tymczasem dobre występy w klubie zaowocowały tym, że selekcjoner Michał Probierz go dostrzegł. Nie doszłoby jednak do tego, gdyby Jagiellonia Białystok dołowała lub była w środku tabeli. To powołanie pokazuje, że bez dobrej gry drużyny trudno się wybić. Jeśli chodzi o mnie, to zobaczymy, jak się wszystko potoczy. Byłoby na pewno miło, jeśli ktoś mnie zauważy. Skupiam się natomiast na dzisiaj na grze w klubie.
Niebawem wejście do klubu 200 w Ekstraklasie
28 lat i lada moment będzie miał pan na swoim koncie 200 spotkań w Ekstraklasie. W tym roku ta granica prawdopodobnie pęknie. Będzie to dla pana wyjątkowe osiągnięcie, czy coś naturalnego, co po prostu musiało się wydarzyć?
Najważniejsza dla mnie zawsze jest regularna gra. Nie jestem typem zawodnika, który umiałby się pogodzić z tym, że jest na ławce rezerwowych. Gra w wyjściowej jedenastce jest zawsze priorytetem. To zawsze obierałem za cel. Mogę być dumny z tego, że niedługo pęknie pewnie ta bariera 200 meczów w lidze. Tylko teraz jednocześnie pojawia się pytanie. Czy dlatego będę miał tyle spotkań na koncie, bo jestem za słaby, aby wyjechać za granicę lub na tyle solidny, aby grać w Ekstraklasie. To jednak tak tylko pół żartem pół serio (śmiech).
Jako zawodnik Wisły Płock w 160 meczach w Ekstraklasie zdobył pan sześć bramek, a w Górniku zaledwie 41 meczów potrzebował Pan na strzelenie czterech goli. Można wysnuć wniosek, że w Zabrzu ma pan więcej zadań ofensywnych?
Będąc zawodnikiem Wisły, grałem na “szóstce” w ustawieniu 1-4-1-4-1. Ja byłem praktycznie jedynym defensywnym pomocnikiem. Po transferze do Górnika moja gra się zmienił, bo przede wszystkim drużyna gra w innym schemacie taktycznym z trójką graczy w środku pola, gdzie ja i Dani Pacheco jesteśmy naprzemiennie “szóstką” i “ósemką”. Kiedy ja zostaje z tyłu, to Dani idzie do przodu. Gdy Dani asekuruje, to ja idę pomóc w ofensywie. Często też jest tak, że Lukas Podolski cofa się na pozycję “sześć”, aby rozdzielać piłki. Wówczas my z Danim możemy pójść do przodu. Muszę przyznać, że taka rola w drużynie mi najbardziej odpowiada. Jestem graczem box to box, ale lubię maczać palce przy akcjach ofensywnych.
A co gdyby trener Jan Urban zdecydował się na zmianę, mając na uwadze to, że coraz więcej drużyn zna już wasz plan na grę. Potrafiłbyś się odnaleźć na nowej pozycji?
Jestem przygotowany na różne rozwiązania. Tym bardziej że często jest taka, że sytuacja w trakcie jednego meczu jest bardzo dynamiczna i czasami zdarza mi się zostawać bardziej tuż przed obrońcami na wyraźne polecenie trenera. Elastyczność w drużynie jest bardzo ważna. Jeśli bylibyśmy jednowymiarowym zespołem, to nie punktowalibyśmy tak regularnie. Przeciwnicy mogą być przygotowani na naszą grę z kontry. Muszą się jednak liczyć z tym, że my też przygotowujemy się na nich. Gdybyśmy mieli tylko jeden wariant, to na dłuższą metę nie dałoby to pożądanych efektów.
Kilka słów po śląsku weszło do repertuaru słów
Już ponad rok jest pan na śląskiej ziemi. Aklimatyzacja przebiegała bez kłopotów?
Zaaklimatyzowałem się bez problemów. Swoje lokum znalazłem w Katowicach. Nie ukrywam też, że zwiedzam Śląsk. Nie spodziewałem się, że tyle pięknych miejsc jest w tym regionie. Cieszę się, że mogę poznawać Polskę z innej strony.
Język śląski opanowany?
Znam kilka słówek, ale zachowam je lepiej dla siebie (śmiech).
Ma pan też za sobą występ na Stadionie Śląskim w Wielkich Derbach Śląska. To na dzisiaj najważniejsze piłkarskie doświadczenie w karierze?
Wydaje mi się, że tak. Wpływ na to ma fakt, że nigdy wcześniej nie miałem okazji zagrać przy tak wypełnionym kibicami stadionie. Szkoda tylko, że bieżnia jest na tej arenie. Ogólnie to na pewno było elektryzujące doświadczenie.
Górnik Zabrze na koniec sezonu znajdzie się w TOP 3 PKO Ekstraklasy?
- Tak
- Nie
- Trudno powiedzieć
Komentarze