- Wisła Kraków okazała się lepsza od Widzewa w ćwierćfinale Pucharu Polski
- Biała Gwiazda zapewniła sobie awans do półfinału dopiero w dogrywce
- Rafał Gikiewicz sugeruje, że jego zespół nie może tak łatwo tracić bramek w końcówkach spotkań
Widzew nie wytrzymał do ostatniego gwizdka. Gikiewicz rozczarowany
Po niezwykle dramatycznym i emocjonującym spotkaniu Wisła Kraków pokonała Widzew Łódź, meldując się w półfinale Pucharu Polski. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka, która zakończyła się szczęśliwie dla Białej Gwiazdy. Na minutę przed ostatnim gwizdkiem i rzutami karnymi zdobyła bramkę na 2-1 za sprawą Szymona Sobczaka.
Pierwszoligowiec rozegrał bardzo dobry mecz, dominując w pierwszej połowie rywala z Ekstraklasy. Do przerwy utrzymał się wynik 0-0, zaś po zmianie stron do siatki trafili łodzianie. Gdy wydawało się, że goście przejdą dalej, w doliczonym czasie gry Wisła wyrównała stan rywalizacji.
– Klasowy zespół nie dostaje dwóch bramek w doliczonym czasie gry, widocznie takim jeszcze nie jesteśmy. Mentalnie nam to trochę nie pomoże, choć w piłce nożnej człowiek najwięcej uczy się z przegranych. Musimy się wiele nauczyć, mając 1-0 musimy grać swoje, nie wywalać długich piłek, chować, tak napędziliśmy Wisłę – przyznawał po meczu Rafał Gikiewicz.
Bramkarz Widzewa nie do końca zgodził się także z tezą, jakoby Wisła dorównała w tym meczu Widzewowi poziomem gry. Zaznaczał, że swoje szanse na zdobycie gola stworzyła dopiero w końcówce.
– W pierwszej połowie mieli dwie sytuacje, do 80. minuty nie mieli nic. My jesteśmy na szczęście w Ekstraklasie, Wiśle życzę powodzenia, ale nie można po jednym meczu tak oceniać. Szkoda, bo nie każdy może grać w półfinale, nie wiadomo, kiedy będzie taka druga szansa dla nas – tłumaczy.
Zobacz również: Michał Probierz wskazał problem reprezentacji. “Szukamy rozwiązań”
Komentarze