- Niekwestionowanym hitem weekendu w La Lidze był pojedynek Realu Madryt z Gironą
- Królewscy dobrze weszli w spotkanie, już na początku wychodząc na prowadzenie
- Los Blancos poszli za ciosem, ostatecznie wygrali aż 4:0
Real Madryt pokazał Gironie różnicę klas
Nie ulega wątpliwości, że oczy fanów hiszpańskiej La Ligi były w ten weekend zwrócone na Santiago Bernabeu. To tam lider tabeli, Real Madryt, mierzył się w starciu na szczycie z rewelacją rozgrywek – Gironą. Powodów, by ten pojedynek elektryzował postronnych kibiców było mnóstwo. Mierzyły się nie tylko dwie najlepsze ekipy w rozgrywkach, ale i najlepsze ofensywy w kraju. Ewentualny triumf przyjezdnych sprawiłby, że relatywnie niewielki zespół z Katalonii awansowałby na szczyt tabeli.
Początek spotkania ewidentnie nie należał jednak do podopiecznych trenera Michela. Już w szóstej minucie dał o sobie znać Vinicius. Reprezentant Brazylii przyjął podanie od Fede Valverde i błyskawicznie zdecydował się na oddanie strzału zza pola karnego. To była świetna decyzja, bo Paulo Gazzaniga nie miał szans na interwencję. Tym samym Królewscy szybko ułatwili sobie drogę do zdobycia trzech punktów.
Jakby tego było mało, w 37. minucie skrzydłowy świetnie dostrzegł Jude’a Bellinghama, który minął bramkarza rywali i podwyższył wynik na 2:0.
Goście nie wrócili już mentalnie do starcia. W drugiej połowie swojego drugiego gola dołożył Bellingham, aż ostatecznie rezultat ustalił Rodrygo. A to nie wszystko! W samej końcówce przed szansą na bramkę stanął Joselu, ale jego strzał z rzutu karnego trafił w słupek. Niedzielny mecz pokazał różnicę klas, dzielącą dwie najlepsze ekipy w hiszpańskiej ekstraklasie.
Zobacz też: Sensacyjny kandydat do zastąpienia Xaviego w FC Barcelonie. Trzeba zapłacić klauzulę.
Komentarze