- Wokół Górnika Zabrze zawsze jest głośno. Postanowiliśmy spytać Jana Urbana, czy to destabilizuje jego pracę
- Trener zabrzan nie gryzł się w język i w mocnych słowach skrytykował byłego rzecznika klubu za wywiad, jakiego udzielił, oraz PZPN za przepisy, jakimi raczy ligę od lat
- Poza tym Jan Urban opowiada o rzeczywistości klubu po nagłej rezygnacji dyrektora sportowego oraz swoim wpływie na to, że z klubu odszedł Daisuke Yokota
Jan Urban: Górnik na razie nie może myśleć o dużych rzeczach
Korespondencja z Turcji
Przemysław Langier (Goal.pl): Stawiam tezę – pana Górnik od dawna robi wynik wyższy niż jego potencjał.
Jan Urban (trener Górnika Zabrze): To pana opinia. Ja się nad tym nie zastanawiam, bo to nie ma sensu. Staram się wykorzystać to, co mam. Rolą trenera jest wyciągnąć z zawodnika maksimum, ale pytanie: co to jest maksimum. Przecież tego się nie da udowodnić, gdzie leży czyjś szczyt. Ale skoro pan tak mówi, to fajnie – znaczy, że robimy coś dobrze.
Na co panu pozwala obecna kadra?
Nie jest to kadra, by myśleć o nie wiadomo jakich rzeczach. Przede wszystkim lato – była duża rewolucja. Przede wszystkim każdy na mnie dziwnie patrzył, jak mówiłem: nie, nie będzie dobrze na początku. A przecież ubyło nam kilku ważnych zawodników, paru doszło, ale późno, bez okresu przygotowawczego. Po czasie mogę powiedzieć, że miałem rację, bo początek nie był udany, ale od pewnego momentu zaczęliśmy punktować. To też dało mi satysfakcję, że dobrze czytałem zespół i to, jak to wygląda. A czy wytworzy się sytuacja, w której będziemy ciągnąć lepszych od nas za nogi i obsuwać ich w tabeli? Może. A jeśli nie, to mam nadzieję, że będzie to po prostu kolejny spokojny sezon i kolejne oczekiwania kibiców, by Górnik wrócił na miejsce, na które czekają. Oni zawsze chcą, by Górnik grał o najwyższe cele, ale na dziś jest to trudne, bo mamy warunki takie, jakie mamy. Sam pan wie i słyszał, co się dzieje wokół Górnika, ale w różnych sytuacjach trzeba sobie radzić.
Łatwiej nie będzie. Właśnie odszedł Yokota.
W pierwszym roku był bardzo ważnym zawodnikiem, ale brakowało mu liczb. W drugim pojawiły się liczby i już gościa nie ma. Ale piłka to biznes. Miałbym ochotę mieć jak najlepszych zawodników, ale nie oszukujmy się, że są sytuacje, w których trzeba się zastanowić, co da pozostanie zawodnika, a co odejście. Trzeba przemyśleć, o co realnie będziemy walczyć z nim w składzie, a jak to będzie wyglądało bez niego i co za to otrzymamy. Czy warto, czy nie warto. Podjęliśmy decyzję, że za takie pieniądze trzeba Yokotę sprzedać. Na ile to wpłynie? Nie wiem. Odszedł, więc robi się miejsce na przykład dla Kapralika. Jest tego najbliżej. Wtedy wróci na swoją pozycję, bo nie raz grał jako “dziesiątka”, bo gdzieś go chciałem zmieścić, albo – jak z Wartą – jako napastnik. Kto wie – może nie stracimy wiele po odejściu Yokoty? Może Kapralik przejmie jego rolę i też będzie strzelał bramki?
Mówi pan “podjęliśmy decyzję”. Pan uczestniczy w tym procesie? Opiniuje pan, że jak mamy 2 mln euro za mojego piłkarza, to sprzedawajmy, bo warto?
Jestem pytany o opinię. I powiedziałem, że trzeba wykorzystać taką sytuację i Yokotę sprzedać. Z polskiej ligi wcale nie jest tak łatwo dobrze sprzedać zawodnika, a już zwłaszcza, jak sprzedaje klub nie grający w Europie. Co innego z Lecha czy Legii. My sprzedaliśmy Włodarczyka, teraz Yokotę. Powiem panu, że jakbyśmy co rok sprzedawali zawodnika za 2-2,5 mln euro, to byłoby dobrze. A reszta niech zostaje i sobie poradzimy.
A w drugą stronę? Jak w Górniku wygląda pana rola, jeśli chodzi o transfery przychodzące? Odszedł Łukasz Milik, dyrektor sportowy, nie macie nikogo nowego…
Ale dział skautingu pracuje i opiniuje dokładnie tak samo, jak gdy był Łukasz. Tylko że wtedy to Łukasz podejmował kluczowe decyzje, a dziś podejmujemy je w kilka osób – dwóch-trzech ludzi ze skautingu i ja. Bo umówmy się – w zarządzie Górnika, oni się na pewno o to nie obrażą, nie ma ludzi, którzy znają się bardzo dobrze na piłce. Tam są fachowcy w kwestiach marketingu czy finansów. Przydałby się oczywiście dyrektor sportowy i pewnie wkrótce do tego dojdzie, bo jednak jest taka pustka. Trwają rozmowy z kandydatami.
W niemieckich mediach pojawiło się w kontekście Górnika nazwisko Soichiro Kozukiego z Schalke.
Interesujemy się wieloma zawodnikami. To jest jeden z nich.
Górnik Zabrze – jak problemy wpływają na pracę trenera?
Sam pan wie, ile dzieje się wokół Górnika. To nie destabilizuje pana pracy?
Wpływa na nią. Piłkarze rozmawiają o pieniądzach, jeden tydzień, drugi tydzień, to jakieś przełożenie na pracę musi być. Każdy ma swoje zobowiązania, myśli o nich. To dla mnie normalne, bo jak ktoś ma zaległości do odebrania, to temat się pojawia i dekoncentruje. To wyzwanie dla mnie, dla kapitana, dla drużyny. Najlepiej z takiej sytuacji wychodzi się wynikiem. Bo nawet jak sprawy potoczą się źle, to jak ci nie płacą, rozwiązujesz kontrakt. Ale wcześniej musisz się pokazać, by ktoś cię wziął i dał niezłe pieniądze. Lepsza gra ma przełożenie na pieniądze. Jak nie teraz, to w przyszłości.
Takie 2 mln euro za Yokotę pomogą panu w pracy?
Pomogą, bo nie będzie tematu pieniędzy. Jeśli sprzedamy piłkarza, to mamy realny wpływ do budżetu. Nie wirtualne, jak w przypadku walki o na przykład fazę grupową Ligi Konferencji, gdzie pieniądze mogą się pojawić, ale nie muszą.
Jak wygląda kwestia prywatyzacji Górnika?
Piłkarze wiedzą tyle, co my. To są informacje, które docierają z mediów. Z tego, co się orientuję, jest jakiś plan sprzedaży Górnika, ale piłkarzy to za bardzo nie interesuje. Jest związany z Górnikiem kontraktem i gra.
Z pana perspektywy dobrze by się stało, by Górnik został sprzedany i uwolnił się od miasta?
Wydaje mi się, że tak. Jakby przejął to konkretny kontrahent, włożył w Górnika odpowiednie pieniądze, na dłuższą metę byłoby to korzystne. Potencjał jest ogromny. Całe rodziny chodzą tu na mecze. A miasto Zabrze to nie jest miasto pokroju Krakowa, Warszawy, Gdańska, Łodzi. Nie jest w stanie doinwestować w klub nie wiadomo jakich pieniędzy. Bo jakby było, nie mówilibyśmy dziś o problemach, o potrzebie sprzedaży Górnika.
“Nasz były rzecznik zmienił bandę”
Mówimy o kłopotach, więc chciałbym panu zacytować jedną rzecz z wywiadu, jakiego dla Weszło udzielił Konrad Kołakowski, były rzecznik Górnika. To jedyna rzecz, jaka dotyczyła bezpośrednio pana. Chciałbym, by się pan odniósł. “Dlaczego Urban jest dalej w klubie? Przez coś niewytłumaczalnego: tożsamość Górnika, ten zajebisty trójkolorowy wirus. Jak się zarazisz Górnikiem, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, to jesteś zainfekowany na zawsze”.
Wie pan co? Konrad jest tak zainfekowany Górnikiem, a jedzie z nim wyprowadzając ciosy poniżej pasa. No nieeee… Nieee… Jak jesteś zainfekowany, to nie opowiadaj nie wiadomo jakich rzeczy, bo niedawno tu pracowałeś. Że są jakieś problemy? Każdy o tym wiedział. Stała ci się jakaś krzywda, bo cię zwolnili, ale trudno, takie jest życie. W jaki sposób mnie zwolnili? A że Górnika on ma w sercu? Nie wiem, jak ma w sercu, bo ostatecznie nie pracował aż tak długo, a to, co opowiada… wydaje mi się, że po prostu zmienił bandę. Natomiast ja, owszem, Górnikowi zawdzięczam bardzo dużo. Zdobywałem tu tytuły, wypromowałem się. Przyszedłem do Górnika jako trener i jest to wyzwanie. Faktycznie czuje się to trochę inaczej niż w przypadku innych klubów, bo to jest jak odwiedzenie po latach rodziny. Tak samo Lukas Podolski – całą karierę obiecywał, że tu przyjdzie i dotrzymał słowa.
Jak się panu układa współpraca z nim?
Bardzo dobrze. Wiele się mówiło, ale nie będziemy się odnosić do wszystkich opowiadań czy bajek.
Jest kimś więcej niż piłkarzem?
Jest postacią medialną, niesamowicie ważną. Generuje zainteresowanie poza Zabrzem, poza Polską. Na świecie wszyscy go znają, przed nim otwiera się mnóstwo drzwi. Czasem my jeździmy na różne obozy w lepsze miejsca tylko dlatego, że Lukas ma kontakty, znajomości, i możemy być tam na przykład taniej. Poza tym to kozak.
Pod jakim względem?
To piłkarz jak z moich czasów, gdy grałem w Górniku Zabrze. Mam na myśli charakter. Typowy zwycięzca. Tam nie ma, że przegra gierkę i jest OK. Wszyscy zawodnicy mówią, że nie lubią przegrywać. Ale “nie lubię przegrywać” jeden ma tu, drugi ma tu, a trzeci ma tu (Jan Urban za każdym razem podnosi rękę coraz wyżej, jak przy stopniowaniu – przyp. red.). I Lukas jest tu (najwyżej – przyp. red.). Gdyby po porażkach mogła lecieć piana, to by mu leciała. Ma charakter poparty umiejętnościami. Dba o siebie, zawsze jest w dyspozycji, nigdy nie pozwoli sobie, by jacyś gówniarze albo piłkarze niskich lotów go ogrywali.
Ten charakter zwycięzcy nie robi mu wrogów poza boiskiem? Słuchając Lukasa, on jest wyraźnie zawiedziony miejscem, w którym jest Górnik. I nie mówię tu o tabeli.
Wiem o tym… Jemu się nie podoba taka sytuacja i chciałby, tak samo jak kibice, by Górnik został sprzedany w prywatne ręce. Jest z tej strony barykady. Mnie się wydaje, że z jednej strony miasto tyle ma klub i też nie chce oddać go w byle jakie ręce. Sam byłem świadkiem, jak Śląsk Wrocław był do sprzedaży. Wszystkie warunki były ustalone, przetarg wygrał niejaki Ś. A facet został później aresztowany i nie doszło do transakcji. Nie jest łatwo znaleźć kupca, który w dodatku będzie w stu procentach wiarygodny.
Co z młodzieżą w Górniku?
Wiele klubów rekompensuje sobie straty poprzez sprzedawanie młodzieży, którą wcześniej promuje. Górnik tego nie robi – jesteście na przedostatnim miejscu w Pro Junior System, nie wypełniliście jeszcze połowy limitu 3000 minut gdy młodzieżowcami…
To wszędzie wygląda tak samo, ale pod jednym warunkiem – musi być młody, utalentowany piłkarz. Jak takiego masz, to zawsze nim będziesz grał. Jeśli nie masz, to masz problem. Przepis o młodzieżowcu to jest kabaret. To mogli wymyślić tylko u nas. Zawsze wymyślamy niestworzone rzeczy, bo jesteśmy przekozacy. Tak jak podział grup robiliśmy, podział punktów… Zawsze znamy się najlepiej, bo nikt inny nie chce takich rzeczy wymyślać. Każdy klub wystawi młodego, jeśli ma dobrego. Ale zmuszać na siłę, bym wystawiał, a jak nie to mnie ukarzesz? A czemu nie odwrotnie? Że jak będę grał młodymi, to mi dołożysz pieniędzy? Co my robimy? Na siłę tworzymy zawodników do U-21? Przecież ten przepis robi krzywdę piłkarzom. Sam pan wie, ilu zawodników ginie po wyjściu z wieku młodzieżowca. Każdy wie, że posiadanie młodego, dobrego zawodnika, to najprostszy sposób zarobku.
Dobrze rozumiem, że właśnie mówi pan, że Górnik nie ma zdolnej młodzieży?
Na dziś mamy, kogo mamy. Lukoszka, Barczaka, Szalę, nie mówię o tych, którzy co najwyżej zadebiutowali, bo w każdym klubie są tacy. A niektórzy jeszcze nie powinni zadebiutować albo nie powinni w ogóle zadebiutować. To sytuacja zmusiła. Gdzie tu jest sprawiedliwość? Jeśli masz szczęście i masz dużo pieniędzy, to nie musisz grać młodzieżowcami, a jak ja mam mniej, to muszę się poddać przepisowi, bo jak nie, to wpieprzą mi karę. Ja nie mogę mieć tego gdzieś, a niektórzy mają gdzieś, bo ich stać. Przecież w klubach dochodzi do kalkulacji typu: jestem na 12. miejscu, ale mam niedużą stratę do siódmego, więc może bardziej opłaci się walka o te kilka pozycji wyżej i zarobek z tego tytułu, zamiast wypełnienia na siłę limitu 3000 minut. Bo zapłacę karę, ale więcej zarobię za miejsce i wyjdę na plus. Co to ma wspólnego z piłką nożną? Na tym to powinno polegać?
Przepraszam, kto się pytał, czy przepis o młodzieżowcu, to dobra sprawa? Decydują inni, którzy uważają się za dobrych fachowców i myślą, że wiedzą, jak to robić. Teraz się mówi o zdejmowaniu tego przepisu, ale nigdy nie powinni go wprowadzać!
Jak ja mówię w Hiszpanii o tych polskich pomysłach, to łapią się za głowy. Jak wspomniałem o dzieleniu punktów sprzed paru lat, to patrzyli na mnie jak na debila. “Co ty gadasz, ale jak?”. Robiliśmy sztuczne emocje kosztem sportowej walki. Robiłem przewagę na dystans czterech meczów, a tu trach! Nagle bez gry jesteś już tylko dwa mecze za mną. Jest tyle absurdów, że brak mi słów. A gdy możemy sobie pomóc, to tego nie robimy. Jak choćby z kwestią barażów. Robimy pojedyncze mecze, podczas gdy mecz i rewanż zapełniłby oba stadiony, bo to najważniejsze mecze w roku. To byłyby duże pieniędze dla klubów, a my je sobie zabieramy. Kibic Puszczy, Górnika Łęczna i Skry Częstochowa nawet nie widział awansu swojej drużyny, bo te grały wszystkie baraże na wyjazdach.
Już jestem stary, mogę o tym mówić głośno i mieć to gdzieś.
Gdzieś nie może pan mieć współpracy z miastem. Jak się układa pana współpraca z prezydent miasta?
Normalnie. Spotkamy się czasem, pani prezydent spyta: co słychać w Górniku? Jak się układa dobrze, to spotkania są rzadzsze, jak gorzej, to czętsze. Ale nie ma żadnej złej krwi. Nic ciekawego panu tu nie powiem. Dużo częściej do takich spotkań dochodzi między panią prezydent a prezesem i dyrektorem sportowym klubu. Pod warunkiem, że ich akurat masz (śmiech).
Komentarze