Mikael Ishak dla Goal.pl: ludzie mnie pytali “co ci jest”? A ja nie umiałem odpowiedzieć. To mnie zabijało

- Nie miałem energii, każdy trening był nadludzkim wysiłkiem, aż wreszcie w ogóle nie mogłem trenować. Wracałem do domu i kładłem się spać, mimo że nigdy wcześniej nie czułem takiej potrzeby - opowiada w rozmowie z Goal.pl Mikael Ishak, kapitan Lecha Poznań, u którego kilka miesięcy temu zdiagnozowano boreliozę.

Mikael Ishak
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Mikael Ishak
  • Historia o boreliozie Mikaela Ishaka jest powszechnie znana, ale kapitan Lecha Poznań opowiedział nam, jak ta choroba wyglądała z jego perspektywy
  • Spytaliśmy też o Johna van den Broma. Szwed nie chciał szeroko komentować jego pracy ze względu na szacunek, jaki do niego ma, jednak zdradził, że przed meczem z Legią przygotowania były “dziwne”
  • Zadaliśmy też kilka pytań od Was

Lech Poznań kocha Mikaela Ishaka

Przemysław Langier (Goal.pl): Kiedyś w wywiadzie powiedziałeś: lubię być kochany. Czujesz tę miłość każdego dnia na ulicach w Poznaniu?

Mikael Ishak (napastnik Lecha Poznań): Tak, zdecydowanie. Czuję, że wszyscy kibice są wdzięczni, że tu jestem, że zostałem, że wciąż wkładam wysiłek w to, by ich klub był jak największy w kraju. Wiadomo, że jak każdy zawodnik mam wzloty i upadki, ale nie odczuwam, by  w moim wypadku tak generalnie wpływało to na mój odbiór.

Jak ta miłość ludzi do ciebie się objawia?

Szczerze mówiąc, to była to jedna z pierwszych rzeczy, jakie mnie tu zszokowały. Od samego początku, gdy wychodziłem na ulicę, ludzie uśmiechali się, pozdrawiali. Prosząc o zdjęcie lub mówiąc do mnie coś miłego, zabierali trzy sekundy mojego czasu, które – tak mi się wydaje – dla ich samopoczucia miały dużo większe znaczenie.

Miłość tłumu działa jak narkotyk?

Nigdy ich nie próbowałem, więc nie mam pojęcia (śmiech). Ale tak na poważnie, bo wiem, o co pytasz. Grając w piłkę chcesz tego, by tłum cię kochał. Chcesz strzelić gola i zobaczyć, jak 40 tys. ludzi szaleje ze szczęścia, bije ci brawo i wykrzykuje twoje nazwisko. Nie wykonujemy najważniejszego zawodu świata, a jednak potrafimy uszczęśliwiać tłumy. Można mieć wtedy poczucie, że twoja robota jest po coś, a ludzie są ci za coś wdzięczni.

Mikael Ishak i borelioza

To była rzecz, której najbardziej ci brakowało, gdy nie mogłeś grać przez chorobę?

Hmm… to trudne pytanie, bo wtedy dużo rzeczy kotłowało się w głowie. Pierwsza sprawa była taka, że nie mogłem robić tego, co kocham, czyli grać w piłkę. Nie mogłem wyjść na boisko, walczyć z moją drużyną ani w jakikolwiek sposób jej pomóc. Bezradność to trudna rzecz do przetrawienia. To mnie zabijało. Starałem się więc grać tak długo, dopóki stało się to niemożliwe. Moja rola się wtedy zmieniła z piłkarza w gościa, który chciał być jak najczęściej w szatni, stać z boku boiska i oglądać treningi. Musiałem zaadaptować się do tej roli bardzo szybko, bo co mi zostało?

Co się wtedy działo w twojej głowie?

Wiesz kiedy był najgorszy czas dla niej? Ten czas, zanim dowiedziałem się, co mi dolega. Czułem, że coś jest nie tak i że z dnia na dzień jest coraz gorzej, ale nie mogliśmy znaleźć przyczyny, co się ze mną dzieje. To był czas, który rozwalał mnie na kawałki. Zadawałem sobie pytanie: o co tutaj chodzi? I nie umiałem znaleźć odpowiedzi. Nie miałem energii, każdy trening był nadludzkim wysiłkiem, aż wreszcie w ogóle nie mogłem trenować. Wracałam do domu i kładłem się spać, mimo że nigdy wcześniej nie czułem takiej potrzeby…

Wyniki krwi leciały w coraz gorszym kierunku?

Nie chciałbym cię wprowadzić w błąd, bo nie jestem lekarzem, ale z tego, co rozumiałem, badania krwi nie pokazują boreliozy. Musisz zrobić coś więcej, by ją zdiagnozować, ale generalnie to ostatnia rzecz, jaką się sprawdza. Sprawdzaliśmy więc jedną rzecz po drugiej i za każdym razem wychodziło, że to nie to, że to nie tamto. Jednocześnie czułem się coraz gorzej. I właśnie to był najtrudniejszy czas. Ludzie pytali: co ci jest? A ja nie byłem w stanie odpowiedzieć, bo w teorii wszystkie wyniki wychodziły dobre.

Tylko u nas

Jak wyglądał twój standardowy dzień, gdy już wiedziałeś, że zachorowałeś na boreliozę?

Wstawałem bardzo wcześnie, jechałem do szpitala. Zostawałem tam na jakiś czas. Po nim wracałem do domu. Zakazano mi wysiłku ponad wykonywanie niezbędnych czynności, no może poza krótkimi spacerami. To wszystko trwało przez wiele tygodni. Czasem, tak jak mówiłem, wpadałem na trening, ale generalnie dość wcześnie byłem w domu i zajmowałem się dziećmi wracającymi z przedszkola. Przychodził weekend i mecz, co tylko wzmagało we mnie poczucie irytacji.

Kiedy to się skończyło?

Właściwie to nie wiem. Ale to też nie było tak, że borelioza się skończyła i ja już byłem starą wersją siebie. Straciłem sporo mięśni, kondycyjnie też nie byłem gotowy, wszystko trzeba było odbudować. Najgorsze jest to – choć tu zaznaczę, że nie jestem tego całkowicie pewien, pewnie nasz lekarz ma większą wiedzę – że powrót do takiej stuprocentowej sprawności może potrwać latami. Mam na myśli moment, kiedy już kompletnie nie będzie żadnych skutków boreliozy w moim organizmie. Aczkolwiek dziś już jest nieporównywalnie lepiej.

Dobrze rozumiem, że wciąż nie pozbyłeś się na 100 proc. skutków choroby?

Nie jestem pewien, ale myślę, że potrzebuję czasu, by całkiem wygonić to z organizmu.  

Borelioza potrafi całkiem sparaliżować człowieka. Nie miałeś obaw, że w twoim przypadku może dojść do takiej sytuacji?

Nie myślałem o tym. Jestem wierzący, więc wierzyłem, że z pomocą Boga nie spotka mnie to najgorsze. Czasem po prostu mu ufam. Poddawałem się po prostu wszystkiemu i nie myślałem, co będzie. Musiałem jechać do szpitala – jechałem. Zrobić badania – robiłem. Odpoczywać – odpoczywałem. I dużo się modliłem. Zdawałem sobie sprawę, do czego może doprowadzić borelioza, ale akurat zupełnie wyrzuciłem to z głowy. Nie chciałem tracić energii na zastanawianie się nad rzeczami, na które nie miałem wpływu. I tak nie miałem jej wiele.

“John van den Brom? To mądry facet”

Wracając do piłki. Jaka była to runda dla Lecha?

Patrząc generalnie, to nie wygląda to źle. Mamy trzecie miejsce w lidze, wciąż gramy w Pucharze Polski. Ale powinniśmy zrobić więcej. Osobiście nie czuję się zadowolony z tego, co pokazaliśmy.

Właściwie dlaczego nie pokazaliście?

Było wiele powodów. Pewnie nie ma jednej poprawnej odpowiedzi. Nie umieliśmy się ustabilizować. Mieliśmy pełno wzlotów i upadków. Jeśli chcesz osiągać cele na trzech frontach, stabilizacja formy jest podstawą. My potrafiliśmy w jednym tygodniu zagrać świetny futbol, by dosłownie w następnym meczu wyglądać żenująco. Ale wskazanie szczegółowych powodów nie leży w moich kompetencjach.

Dino Hotić powiedział mi w poprzednim tygodniu, że jego zdaniem zawiodła organizacja gry, a trener był zbyt zrelaksowany.

To słowa Dino, ma prawo do własnej oceny. Osobiście miałem bardzo dobre relacje z naszym poprzednim trenerem. Nie chciałbym wdawać się w detale, bo to już jest przeszłość. Poza tym mamy nowego trenera, patrzymy naprzód.

Ktoś na Twitterze poprosił, bym cię spytał, jakie było nastawienie przed meczem z Legią, w którym wyglądaliście, jakbyście byli zadowoleni z remisu.

Nieee… Nie zgodzę się z tym. Choć szczerze mówiąc tydzień przygotowań do tego meczu nie był dobry. Uważam, że nie byliśmy dobrze przygotowani na Legię.

Dlaczego?

Nie wiem. Pewnie trzeba by spytać naszego poprzedniego trenera. Robiliśmy parę dziwnych rzeczy, ale na pewno nie było nastawienia na remis. I po meczu wcale nie byliśmy zadowoleni z 0:0.

Jakich dziwne rzeczy?

Nie chcę tego mówić, ale nie było to nic dobrego (śmiech).

Byłeś zaskoczony zwolnieniem Johna van den Broma?

Jestem od 12 lat profesjonalnym piłkarzem i wiele razy się przekonałem, że w piłce nic nie może cię zaskoczyć. Tak działa ten biznes. Ale nigdy nie jest czymś fajnym, gdy ktoś traci pracę.

A on był zaskoczony? Rozmawialiście po tej decyzji jako kapitan i trener?

Oczywiście. Życzyłem mu i jego rodzinie wszystkiego najlepszego. Myślę, że on rozumie futbol jeszcze lepiej ode mnie, włącznie z tym, jak on działa. Nie miał nikomu nic za złe, na moje oko zniósł to bardzo dobrze. To mądry facet, szybko znajdzie nowy klub.

Wielu kibiców problem dostrzegało w waszym przygotowaniu fizycznym.

To nieprawda. To kompletna nieprawda. Uwierz mi – jestem w tym wywiadzie w stu procentach szczery i nic, podkeślam nic związanego z przygotowaniem fizycznym nie miało wpływu na to, jak wyglądaliśmy na boisku. Jeśli ktoś by ci powiedział, że był z tym problem, nie mówiłby prawdy.

Pozytywna energia

Zostawmy trenera, pomówmy o drużynie. To komfortowa sytuacja, kiedy nie masz bardzo mocnego rywala do pierwszej jedenastki?

Przede wszystkim nie zgadzam się z taką tezą, że nie mamy żadnej rywalizacji w ataku. “Szymi” to bardzo dobry zawodnik. Wiem, że wiele klubów chciało go już latem, co tylko świadczy o jego poziomie. Przecież to brzmi niepoważnie, że piłkarz, za którego niektórzy chcą wyłożyć kilka milionów euro nie jest wystarczająco dobry, by naciskać na mnie. Artur Sobiech jest teraz kontuzjowany, ale jeśli spojrzysz na kluby, w jakich grał, to są lepsze od moich. To nie jest tak, że siedzę sobie zrelaksowany oczekując na kolejne mecze, bo to byłby pierwszy krok do tego, że stracę swoje miejsce. A że gram najwięcej? Tak decyduje trener.

Ten się niedawno u was zmienił. Co możesz powiedzieć o Mariuszu Rumaku po tych kilku tygodniach współpracy?

Przyszedł do nas z konkretnym pomysłem. Dostał od nas pełnie zaufania do wprowadzenia ich w życie. Powoli staramy się pojąć wszystko, czego wymaga. To może potrwać trochę czasu, ale chcemy zadbać, by wyniki przyszły tak szybko, jak to będzie możliwe.

Widzę, że on stara się przekazywać dużo pozytywnej energii.

Kiedy grasz w takim klubie jak Lech, atmosfera będzie dobra, dopóki nie przegrasz meczu…

Wy sporo już przegraliście…

Ale wciąż walczymy o mistrzostwo i puchar. Nie widzę powodu, by usiąść tutaj w hotelowym lobby i płakać. Jest tak jak powiedziałeś – bardzo dużo pozytywnej energii.

Mimo porażki 0:3 w meczu z LASK Linz? Wiem, że to tylko sparing, ale czasem takie sprowadzenie na ziemię może spowodować utratę wiary w to, co się robi.

To nie był dobry mecz, ale w ogóle bym nie przykładał do tego wagi. To jest najwcześniejszy etap przygotowań, wciąż się oswajamy z wizją gry naszego trenera. Potrzebujemy trochę czasu, by finalnie wyglądało to tak, jak chcemy.

Masz kontrakt do 2025 roku. Myślałeś, co dalej?

Zupełnie nie. Jestem w pełni skoncentrowany na Lechu. Mamy ten sezon do dokończenia, a później jeszcze kolejny do zagrania. Nie zawracam sobie głowy tym, co będzie dalej.

Pytam, bo kilku kibiców kazało mi przekazać pytanie, czy jest szansa, że skończysz karierę w Lechu…

W piłce wszystko zmienia się bardzo szybko. Dla mnie najważniejsze na dziś jest to, by być tak dobrym numerem 9 w Lechu, jak to tylko możliwe. Gdy przyjdzie odpowiedni moment, zastanowię się, co uczyni mnie najbardziej szczęśliwym. Dlatego nie jestem w stanie na dziś ocenić, co to będzie. To zbyt odległe. Liczy się zdobywanie trofeów i sprawianie, by Lech był lepszym klubem, a to są rzeczy, które mogę robić tu i teraz. Poza tym nie jest żadną tajemnicą, czym Lech jest dla mnie. Jak dobrze się tu czuję, jak dobrze czuje się tu moja rodzina. Moi synowie chodzą tu do szkoły. Śmiało jestem w stanie sobie wyobrazić, że będę tu znacznie dłużej, ale na takie rozmowy przyjdzie jeszcze czas.

Pytania od kibiców

To jeszcze pięć krótkich pytań od kibiców z Twittera. Ile znasz słów po polsku?

(śmiech) Znam wszystkie potrzebne mi piłkarskie zwroty. Poza tym kilka podstaw: w lewo, w prawo, naprzód. Spoza piłki właściwie tyle.

Jak ci się żyje w Polsce i jakie masz cele na resztę pobytu tu?

Wiesz, żyję z piłki, więc wszystkie cele są związane z nią. Nigdy nie zapomnę, jak wracaliśmy autokarem z meczu i świętowaliśmy mistrzostwo Polski. Chcę to przeżyć kolejny raz. Co do życia tu, nie mogę powiedzieć niczego złego. To, co mnie zaskoczyło, to sposób, w jaki się tu mnie traktuje. Poza tym Polska to piękny kraj. Świetni ludzie, bardzo dobre restauracje, bardzo pozytywny vibe.

Jak na przestrzeni lat, które spędził w Ekstraklasie, zmieniła się ta liga?

Kiedy tu przyjechałem, Legia była najlepszą drużyną w lidze. Miałem wrażenie, że wyprzedza wszystkich o kilka długości. Ale to się zmieniło. Zaczęliśmy grać w Europie, klub inwestował coraz więcej pieniędzy i moim zdaniem numerem jeden w Polsce jest aktualnie Lech. Oczywiście dochodzi do jakichś przetasowań, aktualnie nie widzę, by ktoś zdecydowanie odstawał reszcie, ale wydaje mi się, że to my mamy najsilniejszy klub. Tyle na papierze, reszta do udowodnienia w naszych nogach.

Jak wymówić twoje nazwisko. Iszak or Isak?

To zależy, jakiego języka używasz. Jeśli arabskiego, to “Iszak”. Ale spodziewam się, że pytanie zadała osoba, która używa polskiego, więc Isak. Osobiście też wolę “Isak”.

Masz w ogóle Twittera i podglądasz, co się tutaj dzieje?

Nie, zupełnie tego nie używam.

Komentarze