- Dominick Zator urodził się w Kanadzie, tam spędził niemal całe życie i tam też został piłkarzem, ale rok temu przeniósł się do Korony Kielce
- Nie miał jednak problemów z komunikacją, bo jego rodzice są Polakami, którzy w latach ’80 wyjechali za ocean
- W wywiadzie opowiada nam m.in. o tym, dlaczego nie został hokeistą, dlaczego obawiał się o żonę po przeprowadzce; czy czuje się Kanadyjczykiem, czy Polakiem. Ale rozmawiamy też o rozwoju kanadyjskiej piłki, jego debiucie w reprezentacji i o tym, że polscy Kanadyjczycy chcą trafić do Ekstraklasy
Dominick Zator, polski Kanadyjczyk w Koronie Kielce
Damian Smyk: Wytłumacz mi jedną rzecz… Jakim cudem nie zostałeś hokeistą?
Dominick Zator (Korona Kielce): Moi rodzice są z Polski, więc dla nich najważniejszym sportem zawsze była piłka nożna. Gdy rodzice przylecieli do Kanady, to nie mieli też dużo pieniędzy, a hokej to dość drogi sport. Wiesz, musisz kupić ochraniacze, łyżwy, kij… To trochę kosztuje. Poza tym miałem wielu kolegów, którzy byli potomkami Polaków, a oni też głównie interesowali się futbolem. Pierwszy raz założyłem łyżwy do hokeja, gdy miałem czternaście lat, bo było mi głupio, że jako Kanadyjczyk nie potrafię na nich jeździć. Ale to było trudne.
Czternaście lat? Trochę późno.
Zwłaszcza, że to jest bardzo wymagający sport. Musisz być dużym gościem, świetnie się ruszać, kapitalnie jeździć na łyżwach, do tego dochodzi technika podań i strzałów, taktyka… To znaczy powiem tak – gdybym od małego chodził na lodowiska, to może zostałbym hokeistą?
A skoro miałeś już kilka lat grania w piłkę za sobą, to uznałeś – będę piłkarzem?
No tak, a dla mnie piłka zawsze była sportem numer jeden. Tata jest wielkim fanem piłki i mnie tym zaraził. Zresztą trudno było się nie zarazić, bo tata budził mnie w sobotę o 8:00 i włączał Premier League. Oglądaliśmy mecz za meczem, cały dzień. Wpoił mi od dziecka, że piłka jest najlepsza. Hokej też jest super! Nie mówię, że nie. Oglądaliśmy dużo meczów.
To też chyba taki “sport ludu” – gra prawie każdy.
Wielu moich kolegów mnie wyciągało na lodowisko. Zimą, gdy tam jest -20 stopni, to lodowiska są wszędzie. Nie wiem, czy to ma jakiś polski odpowiednik, ale w Kanadzie mówi się na to “outdoor rinks”. Ludzie wylewają wodę na dworze, to szybko zamarza, wołają sąsiadów i grają.
W Polsce możesz tak skrzyknąć chłopaków z osiedla i iść pograć w piłkę.
A w Kanadzie… No chyba, że lubisz grać na śniegu, w tych wielkich zimowych spodniach i ocieplanej kurtce! Ale niestety kariery hokeisty już jako nastolatek bym nie zrobił. Ale lubię oglądać hokej. Byłeś kiedyś na meczu?
Nie, widziałem tylko w telewizji.
O, stary, musisz iść! Na żywo to robi mega wrażenie. Dźwięk tych łyżew, uderzanie kijem, odbijanie się od band. A jak ktoś ci coś zrobi, to możesz dać mu w mordę.
Jak Krzysztof Oliwa!
Pierwszy bokser Polski, któremu powiedzieli “idź na hokej, możesz bić ludzi”! W ogóle on grał u nas w Calgary Flames. Jak ruszał na tych rywali, to krzyczeliśmy z tatą najgłośniej “o, to nasz, to Polak!”. Boże, wiesz jaki dumny byłem? Wystarczyło, że ktoś ruszył naszego najlepszego zawodnika, to od razu Krzysiek wchodził, żeby go sprać. Kapitalne wspomnienia.
Nie zostałeś hokeistą, wyrosłeś na piłkarza. Pewnie nie spodziewałeś się, że ta kariera zaprowadzi cię do kraju, z którego twoi rodzice wyjechali 40 lat wcześniej.
Generalnie podchodziłem do tego tak, że chciałem wejść na ten wyższy poziom piłkarski. A trzeba podejmować odważne kroki, więc uznałem, że Polska będzie odpowiednia. Oczywiście znajomość języka była ważnym czynnikiem. Dla mnie to też była super sprawa, że wrócę do kraju, w którym urodzili się moi rodzice. Martwiłem się tylko o żonę… Bałem się, że powie “gdzie mnie ciągniesz na drugi koniec świata?”. Nie znała języka, wszystko było dla niej obce. Ale pokochała ten kraj. Podobają jej się Kielce. Pojechaliśmy do Zakopanego, do Warszawy. Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłem, że tak jej się spodobało.
Rodzice też przyjechali do ciebie?
Co jakiś czas wpadają. Wiesz, oni byli pod wrażeniem tego, jak kraj zmienił się przez te wszystkie lata.
Jerzy Dudek pisał w swojej książce, że gdy trafił do Holandii, to miejscowi pytali go o to, czy w Polsce chodzą po ulicach niedźwiedzie polarne.
Żartujesz? Nie no, to ja wiedziałem, że Polska jest europejskim krajem i bardzo mocno się rozwinęła przez ostatnie lata. Ale rodzice byli u mnie kilka razy w zeszłym roku, teraz też już się zapowiedzieli. Mama jest już na emeryturze, więc ma więcej czasu. Nudzi jej się czasem, sprawdza loty i mówi “synek, teraz jest taniej, to przyjedziemy do ciebie”. Cieszą się, bo mamy rodzinę w Polsce, więc mogą ich odwiedzić przy okazji. Poza tym Europa jest mała, jeśli porównamy do Stanów czy Kanady – przyjeżdżają do mnie, ale mogą też zrobić sobie małe wakacje w Europie.
W dwie-trzy godziny dolecisz wszędzie tak naprawdę.
I to za jakie pieniądze? 50 euro za bilet, człowieku… Żona nigdy nie była w Europie, mieliśmy trzy dni wolnego, to sobie skoczyliśmy do Rzymu. A w Kanadzie? 500 dolarów kanadyjski za lot z Calgary do Toronto, do tego lecisz z pięć godzin. Nie ma szans, żeby wyskoczyć gdzieś na weekend.
A w kwestiach sportowych – jesteś zadowolony z tego roku?
Gdy przyszedłem rok temu, to miałem takie ambicje, by oczywiście pomóc drużynie, ale też pokazać się indywidualnie. Każdy piłkarz chce robić ten następny krok w swojej karierze. Gdy przyszedłem, to mówiłem sobie “Dominick, najpierw znajdziesz się w kadrze meczowej, później zadebiutujesz, później będziesz już na stałe zawodnikiem pierwszego składu…”. Ale zagrałem od razu w pierwszym meczu rundy na Legii. Rodzice przyjechali specjalnie na to spotkanie, chociaż w ogóle nie wiedzieli czy zagram. Wyjściowa jedenastka, rodzice na trybunach… To było coś jak “out of body experience”.
I do końca sezonu nie usiadłeś na ławce. Wszystkie mecze od pierwszej minuty.
Utrzymaliśmy się. To było kluczowe. Nie przegraliśmy bodajże 12 meczów. I chyba sam przyznasz, że graliśmy całkiem nieźle.
To mnie zaskoczyło. Koronę od lat kojarzyliśmy z walką, siłowym futbolem, a tu zobaczyliśmy naprawdę niezłą piłkę.
My zawsze trenujemy z piłką. Idziemy do przodu, chociaż wiem, że w tabeli nie wygląda to dobrze, ale jesteśmy przekonani, że jeśli będziemy dalej grać w ten sposób, to punkty przyjdą. Gramy na punkty, nie na styl, ale ja uważam, że styl prowadzi do punktów. Ten rok był szalony też dla mnie. W styczniu nie wiedziałem, czy będę grał w ogóle. A zagrałem we wszystkich meczach. Zadebiutowałem w kadrze narodowej. Ale musimy dźwignąć zespół z tego miejsca, gdzie jesteśmy. Czasem mieliśmy problem z kontrolą wyniku, traciliśmy gole w końcówkach. Ale będzie lepiej – widzę ten skład, widzę atmosferę, widzę jak pracujemy i na co nas stać. Musimy postawić ten stempel na tej dobrej grze. Czasem jesteśmy źli na siebie, bo jesteśmy mega blisko zwycięstwa, a tu jakiś błąd i tracimy punkty.
Wspomniałeś o debiucie w reprezentacji Kanady – to przyszło z zaskoczenia czy miałeś sygnały o tym, że to może nadejść?
Na początku byłem w tym szerokim składzie. To było coś jak “o, dostrzegli mnie, fajnie”. To było w 2019 roku. Trener powiedział mi wtedy, że jeśli chce być bliżej reprezentacji, to muszę iść do Europy i rywalizować z lepszymi piłkarzami. Po tym sygnale wiedziałem, że muszę podjąć ryzyko. Też tak mówię – “ryzyko”… Ale to naprawdę było coś przełomowego dla mnie, by wyjechać. Niby znałem polski, ale wyjechałem na drugi koniec świata, rozpocząłem nowy etap. Gdy już przyszło to prawdziwe powołanie, to pomyślałem sobie – kurde, było warto. Gra dla kadry to zaszczyt. Tylko wiesz…
Masz niedosyt? Pojechałeś na Gold Cup, zagrałeś w dwóch meczach, ale wyszło tego kilkanaście minut grania łącznie.
Niedosyt straszny. Posmakowałeś tego, wziąłeś… Jak to się mówi po polsku “bite”?
Gryz.
Właśnie. Wziąłeś gryza, okej. Ale teraz chcesz to w całości. To było trudne do przetrawienia, bo nawet trener mówił mi “będziesz jutro w wyjściowym składzie”, ale w dniu meczowym okazywało się, że jednak zmieniły się plany i zostawałem na ławce. A ja byłem tam z nastawieniem, że jak mnie dasz od pierwszej minuty, to zrobię wszystko, żebyś nie chciał mnie już ściągnąć. Ale już sama obecność obok takich zawodników, jak Alphonso Davies czy Stephen Eustaquio… Czujesz się, jakbyś dotknął marzeń.
Oglądałem Eustaquio w Porto, gdy grali w Lidze Mistrzów. Co za grajek.
Ufff… Niesamowity. Widzi wszystko. Stoi sobie w środku i piłka tu, piłka tam. Wszystko dograne tak, jakbyś wymierzył to linijką. Do tego Buchanan, ostatnio zmienił klub – przeszedł z Belgii do Interu. David z Lille. Nie no, to jest naprawdę dobry zespół – czujesz, że jesteś blisko, ale jest kilku gości, którzy robią różnicę.
My tak naprawdę poznaliśmy Kanadę na mundialu. Niby trzy porażki, ale to była gra z podniesioną przyłbicą.
Słyszałem właśnie, że sporo kibiców z Polski odczuwało sympatię do kanadyjskiej reprezentacji.
Bo Polska… Cóż, wyszliśmy z grupy. Ale to nie był futbol, z którego mogliśmy być dumni.
Nawet mój tata był zły. Mówił, że wolałby oglądać kadrę, która chce grać w piłkę, a nie tylko się bronić. Ale okej, każdy stawia sobie jakieś cele – mówię tylko o tym, co mówił ojciec.
Kanada ewidentnie rośnie w siłę – wspomniałeś nazwiska piłkarzy, którzy robią kariery w Europie. Skąd to się bierze? Są za słabi na hokeja i idą na boisko?
Po części też, ale generalnie piłka nożna w Kanadzie bardzo mocno zyskała na popularności. Ludzie oglądają futbol, rozwija się infrastruktura – można grać też zimą, bo boiska są zadaszone. Jak tak spojrzysz na kadrę, to wielu piłkarzy ma 20, 21 czy 22 lata. Jest też dużo takich chłopaków, jak ja – ich rodzice przyjechali do Kanady, zarazili swoje dzieci miłością do futbolu i prowadzili je raczej na boisko, a nie na lodowisko. To wychowanie sportowe w szkołach kanadyjskich jest naprawdę dobre, bo szkolą zawodników pod kątem wielu sportów, więc wielu chłopaków szybko biega, są bardzo silni. Ale wyjazd wielu z nich do Europy sprawia, że teraz są coraz lepsi technicznie i mają ten taki sznyt taktyczny. Tak sobie teraz wspominam ten mundial… Powiedz mi tak szczerze – podobało ci się to, co?
Nie no, naprawdę dobrze graliście. Zwłaszcza, że ta grupa była trudna.
Chorwacja – wicemistrzowie poprzednich mistrzostw. Spojrzałeś na ich środek pola, a tam Modrić, Brozović… Zabiorą ci piłkę i już nie oddadzą. Myślę, że mogliśmy zagrać z nimi bardziej defensywie po tym, jak objęliśmy prowadzenie, ale może zgubiło nas to, że chcieliśmy być wręcz zbyt odważni. Belgia? Oni byli bardzo wysoko w rankingu FIFA, tam wszyscy grają w top klubach. Nie strzeliliśmy z nimi rzutu karnego, a to mogło wiele zmienić. No i Maroko, które doszło do półfinału.
A czuć w Kanadzie napinkę przed zbliżającymi się Mistrzostwami Świata, które zorganizujecie?
Wiesz, mamy trochę problemów. Zmienił się trener – został nim asystent, ale szukają kogoś takiego, kto obejmie kadrę na stałe. Jak z tym się uporają, to pewnie cała koncentracja pójdzie już w przygotowania do mundialu. Ale do niego jeszcze sporo czasu, więc najpierw trzeba się skupić na CONCACAF, na Copa America. Gdybyśmy wygrali ostatnio z Jamajką, to już bylibyśmy pewni występów przeciwko Argentynie, Brazylii – a to pierwszy taki raz w historii, gdy możemy tam zagrać.
Wasza rywalizacja ze Stanami Zjednoczonymi to faktycznie coś wyjątkowego?
Oj, tak. Ogień jest tam zawsze, czuć takie napięcie. Ale to jeszcze nic – gdy Meksyk gra z USA, to jest dopiero. Wiesz, w Ameryce jest mnóstwo emigrantów z Meksyku, do tego dochodzą te wszystkie sprawy polityczne. Ale my mamy ostatnio słabe wyniki z USA. Przegraliśmy z niby w Gold Cup, później w Lidze Narodów, więc mają nas. Tylko na chwilę! Zaraz to odwrócimy.
W Kanadzie jest dużo zawodników grających w piłkę na profesjonalnym poziomie, którzy mają polskie korzenie?
Tak, sporo ich jest teraz w lidze kanadyjskiej. Wielu z nich pisze do mnie, bo ja jestem jednym z niewielu, który zrobił ten krok w stronę Europy, a już zwłaszcza do Polski. Pytają się – jak tam jest, jak to poszło? Mówię im – stary, próbuj, co ci szkodzi! Tylko to zawsze jest problem z kontaktami. Poza tym ta nowa liga kanadyjska wciąż sie kształtuje. Skauci też nie śledzą tej ligi, bo są duże różnice między tymi topowymi drużynami i tymi słabszymi. Pewnie ją czasem oglądają, ale patrzą, że gość z najlepszej drużyny wbiega między trzech obrońców tej słabej i myślą sobie “o nie, przecież to wygląda tak, jak na podwórku”. Nie mogą zweryfikować poziomu tych piłkarzy, którzy się wyróżniają. W Ekstraklasie nie ma tej różnicy. Więc łatwiej tym Polakom-Kanadyjczykom przebić się, gdy już jesteś w MLS, tylko MLS to już naprawdę dobry poziom i nie każdy chce wyjeżdżać.
Eftimis Koulouris mówił mi to samo o lidze greckiej – że tam są duże różnice między drużynami z góry tabeli i tymi z dołu tabeli. A w Ekstraklasie ten poziom jest bardziej wyrównany.
A to widzisz – potwierdza się to, co mówią mi znajomi z Calgary. Bo tam wszyscy teraz oglądają Ekstraklasę! I też mówią, że często faworyt wcale nie wygląda lepiej od underdoga. Spójrz na nasze mecze – nie jesteśmy w najlepszym miejscu w tabeli, ale gdziekolwiek jedziemy, to wierzymy, że możemy wygrać. Pamiętasz nasz mecz z Jagiellonią, która gra super piłkę? No właśnie. Albo Puchar Polski z Legią? To jedno z moich najlepszych wspomnień piłkarskich. To nie jest mecz jak Anglia kontra San Marino. Czasem decydują malutkie detale.
Dlatego ja nie lubię tych argumentów, że “w piłce nie ma szczęścia, decydują wyłącznie umiejętności”. Bzdura, często trzeba mieć farta. W piłce pada średnio 2,5 gola na mecz, więc czasem przy zbliżonym poziomie decyduje ten czynnik szczęścia.
Mówiliśmy o Maroko – oni mieli świetny zespół, ale tylko kilku piłkarzy z topu. Dlatego każdy jara się mundialem czy innymi turniejami mistrzowskimi – bo chcą zobaczyć, jak ten underdog doprowadza do niespodzianki. Jak oglądasz film, to zawsze kibicujesz temu gościowi, na którego nikt nie stawia. Ja lubię takie filmowe historie w sporcie. Takie jak Leicester w Premier League.
Pogadajmy o tym, jak zmienia się świat, bo mam wrażenie, że w kadrach młodzieżowych Polski mamy coraz więcej zawodników urodzonych w Niemczech, Anglii czy we Włoszech. To często potomkowie Polaków, którzy tak jak twoi rodzice wyjechali przed laty na emigrację. Chyba czas się przyzwyczaić do tego, że Polakiem może być chłopak z Liverpoolu, z Hamburga czy właśnie z Calgary.
Dla mnie sprawa jest jasna – jeśli masz polskie korzenie, to jesteś Polakiem. Ale jednocześnie jesteś – też jak ja – Kanadyjczykiem, bo przecież urodziłem się w tym kraju, dorastałem w nim, wiele mu zawdzięczam. Ale zobacz – Eustaquio urodził się w Portugalii, rodzice Daviesa są z Afryki. Widzę, że to też nośny temat we Francji, gdzie mnóstwo zawodników urodziło się poza granicami Francji. Rozumiem twoje pytanie, bo to jest skomplikowany temat. Wiem, że w Polsce był ten temat naturalizowania zawodników na Euro 2012. Moim zdaniem to wszystko zależy od tego, jakie masz ambicje i jak się angażujesz. Jeśli zawodnik jest zaangażowany, czuje z nim więź, a ty chcesz mieć w reprezentacji najlepszych graczy, to nie widzę problemów z tym, by powołać takiego zawodnika. Słuchaj, gdybym ja doznał zaszczytu gry dla Polski, to boisko by się paliło! Jestem Kanadyjczykiem, ale czuję się też Polakiem.
To jest coś, czego pewnie nie zrozumie każdy Polak mieszkający cały czas tutaj.
Rozumiem, że ludzie mogą mieć takie wątpliwości. Ale musiałbyś mnie zobaczyć, gdy oglądaliśmy z tatą mecze Polaków na wielkich imprezach! Skakaliśmy przed telewizorem, trzymaliśmy kciuki, emocjonowaliśmy się. A na ostatnim mundialu tak samo dopingowałem Kanadę i Polskę. Nie jest aż tak ważne, gdzie się urodziłeś. Najważniejsze jest to, jak zostałeś wychowany i co masz w sercu.
Komentarze