- Z Patrykiem Sokołowskim porozmawialiśmy o jego ostatnim półroczu w Legii Warszawa. 29-letni pomocnik w tym sezonie Ekstraklasy rozegrał zaledwie minutę, mimo że dostawał sygnały, że będzie miał swoje szanse
- Nowy piłkarz Cracovii zapewnia, że nie ma jednak z tym problemu i z dużą wyrozumiałością podchodzi do całej sprawy. Widzi też pozytywy – mógł wstawać w nocy do dziecka, które niedawno się urodziło
- Sokołowski mówi także, dlaczego zdecydował się na Cracovię
Patryk Sokołowski o Legii Warszawa
Przemysław Langier: Odetchnąłeś z ulgą po transferze?
Patryk Sokołowski (pomocnik Cracovii): Na pewno było bardzo dużo emocji, bo zostałem super pożegnany, ale pod kątem piłkarskim myślę, że wreszcie złapię trochę pozytywnej energii. Mam nadzieję, że w Cracovii będę ważną postacią. Drużyna przyjęła mnie bardzo dobrze. Czuję, że po tym pół roku, które było bardzo ciężkie mentalnie, przystępuję ze świeżością.
Legię nazwałeś kiedyś swoim domem. Bolało szczególnie, że taka sytuacja zdarzyła się akurat w tym klubie?
Myślę, że tak. Jestem z Warszawy, moja żona jest z Warszawy. Ta przeprowadzka jest przez to cięższa niż wszystkie wcześniejsze, gdy po prostu bujaliśmy się po Polsce. Mam swoje mieszkanie w Warszawie, więc to nawet nie jest metafora, że tam był mój dom. Ale to też nie jest coś, do czego z żoną nie jesteśmy przyzwyczajeni. Jesteśmy razem od ponad 10 lat, wiele razem przeszliśmy. Wykorzystamy nasze doświadczenia z przeprowadzek, ale faktycznie, jest trudniej niż zazwyczaj.
Nie ukrywam, że chciałbym porozmawiać o tym ostatnim półroczu, bo nie jest codziennością, że piłkarz nagle aż do tego stopnia zostaje odstawiony. Tym bardziej, że grałeś niemało w sparingach przed sezonem, a tu nagle skończyło się jedną minutą w Ekstraklasie na jesień.
I przyznam szczerze, że się tego nie spodziewałem. Liczyłem na dużo więcej. Czułem się dobrze podczas przygotowań, dostawałem też sygnały, że prezentuję się nieźle. Rozmawiałem w tamtym czasie też z dyrektorem sportowym. Mówiłem, że wciąż chciałbym coś udowodnić, ale niestety nie dostałem na to żadnej szansy. Cóż, takie jest piłkarskie życie. Trener postawił na kogoś innego. Stąd też przenosiny do Cracovii, choć inaczej wyobrażałem sobie mój ostatni okres w Legii.
Kiedy dowiedziałeś się, że nie ma cię w planach Legii?
Myślę, że jakoś w październiku. Poszedłem na rozmowę z dyrektorem sportowym i dowiedziałem się, że mój kontrakt nie będzie przedłużony, a w związku z tym trener będzie skupiał się na zawodnikach, których w przyszłości będzie miał w drużynie. Ja byłem cały czas w treningu, pod prądem, ale nie było żadnej kontuzji, więc nie miałem nawet jak wskoczyć do zespołu. Wcześniej miałem jakieś sygnały od trenera, że dobrze pracuję i swoje szanse dostanę. Przy dwóch czy trzech meczach miałem powiedziane, że będę grał, ale na koniec coś się zmieniało w jego wizji. Trener podejmował decyzje w dniu meczowym i wtedy pewne rzeczy najwidoczniej widział inaczej. I ani nie wychodziłem w pierwszym składzie, ani nawet z ławki.
Jak brak gry wyglądał z twojej perspektywy? Mówisz, że trener nie chciał stawiać na piłkarza, któremu kończy się kontrakt, ale z jakiegoś powodu decyzja o braku przedłużenia też zapadła.
Ciężko powiedzieć mi jednoznacznie. Trener wolał młodszych zawodników o innym profilu. Nie pasowałem mu do tej wizji, bo personalnie nic do mnie nie miał. Czy to w rozmowach ze mną, czy ludźmi z klubu, zawsze mnie chwalił, powtarzał, że jestem dobrym zawodnikiem i człowiekiem, ważną osobą w szatni.
Niektórzy poczuliby się upokarzani. Obietnice gry, a później brakowało nawet miejsca na ławce.
To nie byłoby dobre słowo. Tyle już w piłce przeżyłem, że wiem, jak to wygląda. To nie jest nic niecodziennego, że ktoś podejmuje jakieś decyzje, a później się ich trzyma. Trener był po prostu konsekwentny w tym, co sobie założył. Nie mam żadnego żalu. Także do klubu, bo patrząc na to, jak zostałem pożegnany, to darzyli mnie dużym szacunkiem. Ostatnie pół roku było ciężkie, próbowałem walczyć o swoje, ale koniec końców musiałem się po prostu z takim losem pogodzić. Z mojej perspektywy nie mogłem zrobić więcej, byłem bezradny.
Zobacz także: Zimowa Cracovia. Sipika w podróży
To nie była sytuacja, w której piłkarz powie sobie, że bierze się za siebie i udowadnia wartość, bo tutaj nic nie mogło pomóc. Jak pod kątem ludzkim człowiek radzi sobie z takim odstawieniem? Domyślam się, że mental może siadać.
Tak szczerze to od momentu, gdy nie byłem brany nawet do kadry meczowej, skupiałem się na sobie. Chciałem jak najlepiej przygotować się do następnego klubu. Wiedziałem, że to nie jest koniec mojej kariery. Rozmawiałem z trenerami od przygotowania motorycznego, prosiłem ich o przygotowanie mi indywidualnego planu. Kiedy tylko mogłem, schodziłem do drugiej drużyny, by być w rytmie. Z drugiej strony urodził mi się syn, więc w domu to był dla mnie bardzo fajny okres. Mogłem odbić sobie tam wszystkie niepowodzenia, skoncentrować się w 100 proc. na sytuacji rodzinnej. Wspomóc żonę, cieszyć się, że mam dziecko, zresetować głowę.
Cierpliwy jak Patryk Sokołowski
Kiedyś mówiłeś, że twoja kariera kilka razy wisiała na włosku.
Ale to nie ten przypadek. Liczyłem na to, że jakieś oferty się pojawią. Latem było kilka zapytań, w tym z Cracovii, więc wiedziałem, że brak gry w Legii to nie koniec kariery.
Pół roku bez gry wpłynęło na różnicę w tych ofertach?
Zimą było trochę mniejsze zainteresowanie. Moje notowania na rynku spadły, to jest logiczne.
Krąży o tobie opinia, że nigdy nie użalasz się nad sobą, a ten wywiad tylko to udowadnia. Skąd takie pokłady cierpliwości?
Zawsze byłem cierpliwy, a poza tym dość wcześnie zacząłem uczyć się życia. Że ono nie jest tylko kreską do góry, po której pniesz się wraz z wiekiem, a jest pełne krętych ścieżek, wzlotów i upadków. Kiedy miałem 18 lat i grałem w akademii, zerwałem więzadła w kolanie. To była jedna z cięższych chwil w mojej przygodzie z piłką. A jak ktoś prześledzi moją drogę do Ekstraklasy, też zobaczy, że to wspinaczka i zejście niżej, wspinaczka i zejście niżej. Teraz jak myślę, co przeszedłem przez ostatnie 10-11 lat, dziś i tak jestem w super sytuacji. Wciąż mogę grać w Ekstraklasie. Prawdę mówiąc przez ostatnie pół roku w ogóle nie zwątpiłem, że tak będzie. Mam wielu przyjaciół, którzy umiejętnościami albo kwestiami fizycznymi tę dekadę wcześniej mnie wyprzedzali, a dziś albo już nie grają w piłkę, albo robią to w niższych ligach. Byłbym niepoważny, gdybym narzekał na swoją sytuację, skoro patrząc na to tak szeroko, mam super warunki do gry i właśnie podpisałem kontrakt ze swoim trzecim klubem Ekstraklasy.
Sam się nazywałeś zawsze piłkarzem długo dojrzewającym. Że pewne osiągi, do których twoi znajomi dobijali w 18. roku życia, ty wyrównywałeś dopiero w ciągu pięciu następnych lat. To przełoży się na dłuższą karierę?
Sam jestem ciekaw. Odpowiedź dopiero przyjdzie za kilka lat. Dziś czuję się świetnie fizycznie, nie wyobrażam sobie, bym miał nie grać w piłkę. Kontuzje od czasu tamtej, o której wspominałem, też mnie omijają, od wyleczenia zerwanych więzadeł nigdy nie straciłem z tego względu więcej niż jednego meczu.
Żeby nie było tak fatalistycznie… Jakie masz najlepsze wspomnienie z Legii?
Finał Pucharu Polski i jego zdobycie. Tym bardziej, że w pewien sposób przyczyniłem się do tego strzelając jednego z karnych. Wcześniej wszedłem w dogrywce, wyblokowałem jeden trudny strzał. Powiem więcej, że to była nie tylko największa radość z okresu w Legii, a w ogóle w mojej piłkarskiej karierze. Cieszyłem się nawet bardziej niż z wygrania mistrzostwa Polski z Piastem Gliwice. Mistrzostwo zdobywa się przez cały sezon, przyzwyczajasz myśli, a w pewnym momencie to nawet wiesz, że je zdobędziesz, a Puchar Polski to zawsze finał, w którym może wydarzyć się wszystko.
Wciąż masz tendencje do inwestowania pieniędzy w swoje ciało? W niższych ligach kupowałeś drogi sprzęt, by szybciej dochodzić do siebie.
Ale teraz jestem w Ekstraklasie, więc już się tak nie wyróżniam. To, co dla siebie kupowałem w przeszłości, w Piaście, Legii czy Cracovii jest na porządku dziennym. Choć faktycznie dalej w jakiś sposób inwestuję w siebie, nawet jeśli już nie bezpośrednio w ciało. Mam osobistego trenera taktycznego, który analizuje moją grę. Jest to dość droga inwestycja, ale bardzo opłacalna, bo pomaga cały czas stawać się lepszym piłkarzem.
Większym zmysłem taktycznym nadrobisz pół roku bez grania w piłkę?
Szczerze mówiąc, to mam nadzieję, że biorąc pod uwagę, że byłem cały czas w treningu, nie straciłem wiele. Tak na sto procent o tym dopiero się przekonam. Nie ma mowy, bym był zapuszczony. Kiedyś w Piaście byłem rezerwowym, wchodziłem z ławki, i faktycznie gdy przyszło grać więcej, miałem na początku jakieś problemy fizyczne, ale dzięki temu, że zawsze dobrze się prowadziłem, dość szybko dochodziłem do pełni formy. Dlatego liczę na to, że po sparingach będę już gotowy na ligę.
Dlaczego Cracovia?
Szybko zdecydowałeś się na Cracovię?
Pierwsze zapytania były już latem, oferta Cracovii też była najpoważniejsza, więc tak. Poza tym miałem kontakt z trenerem, rozmawiałem z nim już na etapie zainteresowania, a zbudowanie takiej relacji też ma duże znaczenie. Dzwonili też inni trenerzy, ale jestem pewien, że dobrze wybrałem stawiając na Cracovię.
Skoro dzwonili też inni, to jest ten moment, w którym musi paść najbardziej banalne i schematyczne pytanie – w takim razie dlaczego Cracovia?
Bo większość z nich to trenerzy I-ligowi. Miałem jeszcze jeden telefon z Ekstraklasy, ale Cracovia – jeśli chodzi o wszystkie czynniki – wydawała mi się najlepszym klubem do grania.
Patrzyłem na komentarze pod informacją o twoim transferze i trafiłem na kilka, że skoro nie grałeś pół roku, będziesz jedynie zawodnikiem do rotacji. Czerpiesz motywację z tego, by ludziom coś udowadniać? W tym wypadku, że nie mają racji.
Nie. Nie czuję potrzeby udowadniania czegokolwiek innym osobom, co najwyżej sobie. Stawiam sobie wyzwanie, by grać jak najwięcej. W poprzednich latach zawsze stawiałem sobie ambitne cele i większość – choć nie wszystkie – udało się zrealizować.
Jakie masz w ogóle podejście do social mediów? Przeglądasz Twittera incognito?
Mam Twittera, choć używam niedużo. Ustawiłem sobie ograniczenie na 15 minut dziennie. Kiedyś traciłem tam za dużo czasu. Przeglądając, nie udzielając się. Podobnie z Instagramem – chyba już trzy lata nic nie dodawałem, nawet jeśli wcześniej byłem bardziej aktywny. Facebooka kompletnie nie używam.
Dobry wybór, zwłaszcza że niedawno urodził ci się syn. Dobrze sypiasz?
Przyznam, że przez te trzy tygodnie obozu na pewno więcej się wyśpię. Mam wreszcie luz pod tym względem (śmiech). A tak całkiem serio, to przez to, że nie grałem w klubie, mogłem więcej pomagać żonie. Wstawać w nocy, gdy jest potrzeba. Gdybym grał w pierwszej jedenastce, pewnie miałbym pod tym względem mniejsze możliwości.
Dzięki odstawieniu od składu Legii, żona dostała najlepszą wersję ciebie.
To na pewno. Myślę, że była z tego bardzo zadowolona!
Komentarze