- Lech Poznań zwolnił Johna van den Broma pół roku przed końcem kontraktu, a jego następcą mianował Mariusza Rumaka
- Rumak od kilku tygodni miał przygotowywać analizę pod tytułem “co się dzieje z tym zespołem”, bo władze Kolejorza widziały rozkłady drużyny pod wodzą van den Broma
- Szatnia była coraz mocniej rozczarowana tym, jak pracuje się z Holendrem
Remis z Radomiakiem był gwoździem do i tak uszykowanej trumny
Lech Poznań stosował już podobną taktykę w przeszłości. Los nad trenerem zapadał w gabinetach wcześniej, ale ze zwolnieniem czekano na właściwy moment. Tak było chociażby w przypadku Adama Nawałki, gdy fatalny mecz z Koroną Kielce przyklepał jego los. Z Johnem van den Bromem było podobnie, aczkolwiek tutaj samo spotkanie z Radomiakiem Radom (2:2) nie przypieczętowało jego losu. Kolejorz nie widział przyszłości z tym szkoleniowcem, ale sondował rynek, sprawdzał możliwości zatrudnienia zastępcy. Ostatecznie nie znalazł żadnego zagranicznego szkoleniowca, a że nie chciał dalej brnąć w projekt holenderski, to zatrudnił Mariusza Rumaka – wicedyrektora ds. rozwoju trenerów w Lechu.
Mariusz Rumak w Lechu Poznań – dlaczego akurat on?
Pisaliśmy kilka tygodni temu, że posada van den Broma jest bezpieczna do końca rundy. Trener dostał taki sygnał od władz klubu i miał pracować spokojnie. Nie znaczy to jednak, że spokojnie było w klubie. Bo sondowanie rynku trwało od kilku tygodni. Tomasz Rząsa dostał zadanie zrobienia rekonesansu wśród trenerów z profilu Kolejorza – doświadczonych w grze w pucharach, z dobrym CV, pasującym wizją gry do filozofii poznańskiej drużyny. Ale rekonesans na rynku dał odpowiedź taką, że zimą trudno o dobrych trenerów na rynku. Czołowe kluby nie zwalniają szkoleniowców w tym okresie, a kontrakty czołowych trenerów w swoich ligach wygasają dopiero wraz z końcem czerwca.
Dlatego w Lechu postawili na opcję miejscową. Mariusz Rumak w Lechu zajmował się chociażby rozwijaniem trenerów w akademii Kolejorza. Ale Lech dorzucił mu jakiś czas temu analizę gry pierwszego zespołu. Miał stworzyć dla władz klubu raportów, którego miałyby wyjaśnić kwestię “dlaczego ta drużyna stoi w miejscu, a wręcz się cofa?”. Bo Piotr Rutkowski czy Tomasz Rząsa widzieli te mecze, które Lech przepychał kolanem lub – trafniej byłoby napisać – przepychał zrywami Velde, Ishaka czy Marchwińskiego. Do władz dochodziły też głosy z szatni o tym, że ta współpraca zmierza w otchłań.
Co ma Mariusz Rumak dać Lechowi?
Zespół był bowiem coraz bardziej rozczarowany współpracą z holenderskim trenerem. Nie chodzi tutaj o to, o co chodzi często przy napięciach między zawodnikami a sztabem – czyli zbyt ostrą krytykę zespołu czy za ciężkie treningi. Piłkarze zarzucali van den Bromowi m.in. niedostateczne przygotowywanie się na to, co mogą grać rywale. Twierdzili też, że pomysły taktyczne Holendra są nietrafione. Doszło nawet do sytuacji, gdy najważniejsi piłkarze… wypracowali między sobą wariant, który stał w opozycji do założeń van den Broma. I skończyło się to jednym z lepszym meczów Kolejorza w tym roku.
Czy Mariusz Rumak jest wobec tego idealnym kandydatem dla Lecha w tym momencie? Na pewno nie. Ale jest dostępny, zna drużynę i ma cechy, które mogą się teraz przydać zespołowi. Taki przekaz płynie z Bułgarskiej. Podkreślam – to nie moja opinia i predykcje, a głosy zasłyszane w klubie. Otóż Lech widzi tutaj kilka promyków nadziei. Po pierwsze – panuje przekonanie, że ta kadra jest bardzo mocna, ale trzeba wnieść do niej więcej elementów taktycznych, by Lech nie bazował wyłącznie na zrywach tego czy innego piłkarza. Druga kwestia – analiza rywala, która kulała zwłaszcza podczas rundy jesiennej. Rzecz trzecia – indywidualny rozwój piłkarzy, który w przeszłości lechowej był silną stroną Rumaka. Poza tym w Lechu pamiętają też, że Rumak w okresie 2012-2014 zarządzał kadrą o znacznie mniejszych możliwościach niż ta, którą dostanie obecnie.
Plan jest natomiast prosty – z ligi i Pucharu Polski nowy trener ma wycisnąć maksimum. Sytuacja w Ekstraklasie jest coraz gorsza, ale nadal do odratowania. A co będzie latem? Cóż, chyba tylko podwójna korona byłaby w stanie sprawić, że stary-nowy trener Kolejorza zostałby na stanowisku. Przed Tomaszem Rząsą, dyrektorem sportowym Lecha, pracowite półrocze. Ma znaleźć trenera, który będzie kimś pasującym idealnie do profilu Lecha – doświadczenie pucharowe, przeszłość w pracy pod dużą presją, rękę do młodych, trofea w CV.
Rumak może ugrać coś dla siebie
Oczywiście największym wygranym tej zmiany jest Mariusz Rumak, który był już na trenerskim zakręcie. Nie wyszło mu z kadrą młodzieżową, wcześniej bez żalu pożegnano go w Odrze Opole i dość szybko (po dziesięciu spotkaniach) zwolniono go z Termaliki Bruk-Bet Nieciecza. Od 2017 roku nie pracował na poziomie Ekstraklasy i trudno byłoby oczekiwać, że – gdyby nie Lech – wróciłby na ławkę trenerską w Ekstraklasie w najbliższym czasie.
Dla Rumaka to półrocze ostatniej szansy na tym poziomie. On doskonale zdaje sobie sprawę z tego, ile ma do ugrania na rynku trenerskim. Pewnie i na to liczy Lech – że nie ściąga sytego kota, a trenera, dla którego następne miesiące będą “być albo nie być” na wysokim poziomie w Polsce.
PR-owo to jednak klęska Lecha, bo wystarczy wsłuchać się w opinie kibiców. “Jaki był John, taki był, ale na pewno lepszy od Rumaka”. “Zwalniają gościa od 1/4 Ligi Konferencji, a biorą trenera, który nie sprawdził się w Opolu i Niecieczy”. Takie głosy przebijają się przez setki komentarzy.
Pytanie jest takie – czy Mariusz Rumak jest w stanie wskrzesić zarówno Lecha, jak i swoją karierę trenerską?
Komentarze