- 10 października Liberyjczycy wzięli udział w wyborach prezydenckich. O urząd ubiegało się aż 20 kandydatów, w tym zdobywca Złotej Piłki w 1995 roku George Weah.
- George Weah po raz drugi ubiega się o urząd prezydenta kraju. W 2005 roku przegrał z Ellen Johnson-Sirleaf.
- Weah wszedł do polityki niemal 20 lat temu, po tym, jak w jego kraju zakończyła się trwająca 14 lat wojna domowa.
- Przez lata 80. Liberią rządził Samuel Kanyon Doe. George Weah, który wtedy wchodził do wielkiej piłki, był ulubieńcem dyktatora.
George Weah walczy o reelekcję
Wydarzenia te miały miejsce 22 stycznia 2018 roku, na stadionie noszącym imienia Samuela Kanyona Doe w Monrowii. Tego dnia Weah, pierwszy i jak dotąd jedyny afrykański piłkarz będący zdobywcą Złotej Piłki, stał się pierwszą gwiazdą sportu, która dostąpiła godności głowy państwa. Na tę chwilę od momentu wejścia do polityki czekał ponad 12 lat. Lecz spełnienie marzenia przyniosło mu za sobą mnóstwo problemów do rozwiązania. Przez 5 lat rządów – choć pewnie on sam ma inne zdanie – nie dał rady znacząco uzdrowić Liberii. Kraj wciąż trawią korupcja, przemoc, brak perspektyw, brak edukacji czy słaby dostęp do służby zdrowia. A to wszystko, rzecz jasna, składa się na gigantyczną biedę. Nie jest jednak tak, że jego kadencja to całkowita klęska, bo na kilku istotnych polach udało się osiągnąć progres. I to właśnie na tych postępach w ostatnich miesiącach, gdy trwała kampania wyborcza, George Weah wolał się skupić, prosząc rodaków o reelekcję. Czy jego przekaz był skuteczny? 10 października przy urnach wyborczych Liberyjczycy odpowiedzieli na to pytanie.
Życie w slumsach
Liczni przeciwnicy polityczni Weah z pewnością nie mogą powiedzieć o nim, że nigdy nie zaznał smaku biedy, nie widział ulicznej przemocy, nie chorował na malarię i zawsze mógł najeść się do syta. Urodził się nie, jak powszechnie uważa się, w Monrowii, ale w Ganta, w hrabstwie Nimba na północy kraju, dokąd na krótko przed porodem pojechała jego matka, by odwiedzić krewnych. Gdy wydobrzała, zabrała chłopca do stolicy, gdzie mieszkała na co dzień z mężem i starszym synem Williamem. W takim składzie rodzina Weahów żyła jednak dość krótko, bo kiedy przyszły prezydent miał 2 lata i wciąż ssał pierś matki, jego rodzice rozeszli się. Każde z nich poszło w swoją stronę, a synów oddali na wychowanie ciotce (siostra babci ze strony ojca) mieszkającej w slumsie Clara Town w zachodniej części Monrowii. W naszej kulturze takie zachowanie uznalibyśmy za porzucenie, ale w Liberii oddanie dziecka krewnym pod opiekę nie było niczym dziwnym.
W ubogim krytym blachą baraku Emmy Brown, zwanej Emmą B lub Ma Emmą, w jednym czasie na przestrzeni lat zawsze mieszkało kilkanaścioro albo nawet kilkudziesięcioro wychowanków i innych członków rodziny. O żadnych luksusach w takich warunkach nie mogło być mowy – George spał na betonowej podłodze tam, gdzie po prostu było miejsce. Mógł jednak liczyć, że codziennie znajdzie na stole coś do jedzenia. Emmie jakimś cudem, z pomocą innych, zawsze udawało się nakarmić dziatwę. Nawet jeśli w misce znajdował się tylko suchy ryż.
Marzenia o byciu wielkim
Ma Emma, prosta, bogobojna i pracowita kobieta, nie wychowywała George’a ani na piłkarza, ani na polityka. Miał przede wszystkim modlić się, pomagać jej w domu, uczyć się i trzymać się z dala od kłopotów. Ta ostatnia rzecz oczywiście nie zawsze mu się udawała. A to jakiś podwórkowy spór rozstrzygnął na pięści, a to poparzył się gorącą wodą, a to pływał w niebezpieczniej rzece Mesurado, w której utopiło się wielu ludzi, a to – wbrew jej zakazowi – zjadł posiłek u kogoś innego, narażając na szwank reputację Emmy (kobieta nie pozwalała swoim wychowankom jeść u innych, bo bała się, że pomyślą, iż nie jest ona w stanie zapewnić im jedzenia). Wraz z wiekiem i wzrostem popularności te “występki” były coraz poważniejsze, bo zdarzało się mu także pić alkohol, palić marihuanę czy uprawiać przygodny seks.
George Weah od kiedy nauczył się chodzić, grał w piłkę. Kopał puszki, zwinięty papier, szlifował swoje umiejętności na błotnistych albo pokrytych kurzem boiskach. W futbolu widział swoją szansę na wyrwanie się ze smutnej rzeczywistości Clara Town. Pragnął, by jako piłkarz sięgnąć gwiazd, by mieć piękne kobiety, drogie ciuchy i luksusowe samochody. Ale na marzeniach nie poprzestawał. Nie pozwalał owładnąć się myślom, że skoro urodził się jako biedak, musi żyć jako biedak i umrzeć jako biedak.
Zaczęło się od ryżu
Pierwsze 12 lat życia George’a Weaha było dość stabilne i właściwie wolne od polityki. Władze nie interesowały się jakoś szczególnie poprawą losu liberyjskiej biedoty, a ta nie podnosiła głowy. Nawet zbliżające się co kilka lat wybory nie niosły za sobą żadnej nadziei. Nie mogło być inaczej, skoro od przeszło 100 lat krajem rządziła jedna i ta sama partia – TWP (Thug Whig Party). Przy takim układzie sił również wybory prezydenckie były farsą. Za każdym razem wygrywał jej kandydat, czasem mając jakiegoś przeciwnika, którego pokonywał miażdżącą przewagą, a innym razem będąc jedynym ubiegającym się o to stanowisko.
Sytuacja zaczęła zmieniać się w 1979 roku. Ówczesny prezydent William Tolbert zmienił kurs Liberii ze zdecydowanie proamerykańskiego na bardziej wschodni (choć do typowego modelu sowieckiego było bardzo daleko). Widział szansę na poprawę sytuacji ekonomicznej kraju w ręcznym sterowaniu gospodarką. Ale to, co – według niego – miało przynieść sukces, było gwoździem do jego trumny. Polecił bowiem minister rolnictwa podniesienie ceny 100-funtowego worka ryżu z 22 dolarów do 26 dolarów. Ta decyzja nie spotkała się ze zrozumieniem najbiedniejszych zarabiających często nie więcej niż 1 dolara dziennie. Ludzie podburzeni przez opozycję wyszli na ulicę. Tak rozpoczął się protest, który przeszedł do historii pod nazwą Zamieszek Ryżowych. To właśnie wtedy po raz pierwszy George Weah zobaczył starcia protestujących z siłami porządkowymi, na ulicach widział rannych i ciała zabitych.
Zamieszki nie potrwały długo, a prezydent, nie chcąc dalszej eskalacji, wycofał się z podwyżek. Wkrótce jednak rozpoczęły się aresztowania i procesy przywódców protestu. W rocznicę zamieszek miał zostać stracony jeden z przywódców demonstracji. Do egzekucji jednak nie doszło. Życie stracił natomiast sam prezydent, gdy 12 kwietnia 1980 roku do jego pałacu wdarła się grupa 17 uzbrojonych wojskowych dowodzona przez starszego sierżanta Samuela Kanyona Doe. To właśnie ten 29-letni wówczas żołnierz ogłosił się nowym przywódcą Liberii.
Morderstwo w telewizji
Weah ani jego najbliżsi nie angażowali się w politykę, toteż nie oni byli wrogiem krwawej dyktatury Doe. A potem wraz z rosnącą popularnością George stał się nawet beneficjentem systemu. Jako lokalna gwiazda, a potem już międzynarodowa mógł liczyć na liczne przywileje. Doe uwielbiał sport. Za jego rządów reprezentacja pojechała na obóz przygotowawczy do Brazylii, ukończona została budowa stadionu narodowego (inwestycję zainicjował jeszcze Tolbert), a zawodnicy mogli liczyć na szczególną opiekę. Ponoć gdy Weah miał problem z uzyskaniem zgody na transfer od swojego ówczesnego klubu, kameruńskiego Tonnerre Jaounde, Doe interweniował u samego prezydenta Kamerunu Paula Biyi.
Dobre stosunki Doe z gwiazdą afrykańskiej piłki nie uchroniły go jednak przed upadkiem. W 1989 roku Liberia pogrążyła się w wojnie domowej. Naprzeciwko prezydenta stanął były urzędnik jego administracji Charles Taylor wspierany przez Libię i CIA (po latach okazało się, że współpracował z tą służbą). Taylor po przewrocie, w wyniku którego Doe doszedł do władzy, miał odpowiadać za zakupy dla rządu Liberii. Po kilku latach został jednak oskarżony o defraudację. Uciekł do USA, ale wkrótce trafił tam do aresztu. Po niemal 16-miesięcznym pobycie w więzieniu wraz z czterema innym osadzonymi przepiłował kraty i wydostał się na wolność. Schronienia w Libii udzielił mu Muammar Kaddafi.
Taylor założył Narodowy Front Patriotyczny Liberii, złożony głównie z członków grup etnicznych, które uważały się za prześladowane przez Doe, i w grudniu 1989 roku z terenu sąsiedniego Wybrzeża Kości Słoniowej wkroczył do swojej ojczyzny, by obalić reżim. 9 miesięcy później rebelianci zdobyli Monrowię. Prezydent został pojmany, a następnie poddany wielogodzinnym torturom, w wyniku których zmarł. Całą tę kaźń uwieczniono na taśmach wideo, a nagrania emitowano w telewizji.
Wojna domowa
Śmierć Doe nie zakończyła walk. Kraj pogrążał się dalej w chaosie, bo wkroczyły siły międzynarodowe (ECOMOG), które miały zapobiec rozprzestrzenianiu się konfliktu na sąsiednie państwa. W listopadzie 1990 roku podczas spotkania ECOWAS (Wspólnota Gospodarcza Państw Afryki Zachodniej) ustalono, że władzę w kraju będzie sprawował niejaki Amos Sawyer. Taylor oczywiście nie zgodził się na takie rozwiązanie. Wkrótce stracił też kontrolę nad Monrowią – tam panował już Sawyer wspierany przez ECOMOG. Poza stolicą silniejszy był jednak protegowany CIA i Kaddafiego.
Pierwsza wojna domowa w Liberii trwała do sierpnia 1996 roku. Przyniosła ona rodakom Weah niewyobrażalne cierpienia. 12-letni chłopcy z karabinami na ramionach, zgwałcone dziewczynki i kobiety, ciała leżące na ulicach, spalone wsie, ludzie umierający nie tylko od kul, ale i od braku opieki medycznej.
“Zabili moją ciężarną żonę i dzieci”, “Mój ojciec został ścięty za to, że pracował dla liberyjskiego rządu”, “Czworo moich dzieci zostało pogrzebanych żywcem przez rebeliantów” – to kilka drastycznych wspomnień ludzi, którzy przeżyli wojnę domową w Liberii.
Weah, jak wspominał po latach jego trener Arsene Wenger, ronił łzy nad losem swojej ojczyzny. Mimo że był gwiazdą obawiał się także o bezpieczeństwo swoich bliskich i majątku, który pozostawił w Liberii. Słusznie zresztą. Jego matka musiała szukać schronienia w obozie dla uchodźców w Ghanie, a żołnierze dowodzeni przez Benjamina Yeatena, szefa jednego z plutonów egzekucyjnych Taylora, napadli na dom należący do dalszej rodziny piłkarza i zgwałcili znajdujące się tam kobiety. Podobno również jeden z ministrów Taylora, Reginald Goodridge, był odpowiedzialny za kradzież samochodów i spalenie domu Weaha. Czy to rzeczywiście on stał za tym wydarzeniem? Goodridge, który wciąż działa w polityce i jest krytykiem prezydenta, zaprzecza.
Apel o interwencję ONZ
Gdy bezsensowna wojna trawiła Liberię, Weah angażował się w działalność charytatywną na rzecz swoich rodaków. Z własnych środków finansował pomoc humanitarną, umożliwiał ludziom ucieczkę z ogarniętego konfliktem kraju, odwiedzał nawet miejsca rehabilitacji dzieci żołnierzy. Jako ambasador UNICEF (został nim w kwietniu 1997 roku) angażował się w różne kampanie pokojowe, edukacyjne czy na rzecz przeciwdziałania HIV i AIDS. Przyjeżdżał nawet do Monrowii, by spotkać się z rodakami. Gdyby nie on, prawdopodobnie reprezentacja Liberii musiałaby szybko wycofać się eliminacji do Mistrzostw Świata 1998. Dzięki temu, że wyłożył 50 tys. dolarów, udało się zorganizować w Akrze (Ghana) mecz rewanżowy przeciw Gambii w pierwszej fazie kwalifikacji do mundialu we Francji.
Weah starał się też wykorzystywać swój autorytet zdobywcy Złotej Piłki, by przekonać światowych liderów do zaprowadzenia pokoju w Liberii. – Gdybym mógł porozmawiać z Billem Clintonem, powiedziałbym mu, że Ameryka po prostu nie jest w porządku wobec Liberyjczyków. Aby sprawić, żebyśmy uwierzyli w demokrację i prawa człowieka, Organizacja Narodów Zjednoczonych powinna wkroczyć i przejąć kontrolę. Alternatywą jest po prostu pozwolić nam umrzeć jako naród – mówił. To właśnie po tych wezwaniach o pomoc ONZ ludzie Taylora obrabowali i spalili dom piłkarza.
Presja kobiet
Liberia nieco odetchnęła od walk w 1996 roku. Wszak doszło do kompromisu, według którego w kraju miały odbyć się wybory. O stanowisko prezydenta ubiegało się aż 13 kandydatów, w tym… Charles Taylor. I to właśnie on wygrał. Pewnie dlatego, że ludzie czuli, iż jeśli stanie się inaczej, dotychczasowy dyktator nie odda władzy i walki rozgorzeją na nowo. Po Liberii krążyło nawet takie powiedzenie: Zabiłeś moją matkę, zabiłeś mojego ojca, ale i tak na ciebie zagłosuję.
Pokój trwał krótko – w 1999 roku rozpoczęła się kolejna wojna domowa. Trwała 4 lata. Pod presją zarówno wewnętrzną, jak i międzynarodową Taylor ustąpił i udał się na wygnanie. Wielką rolę w tym sukcesie odegrały Liberyjki zrzeszone w Masowej Akcji Kobiet Liberii na rzecz Pokoju. Rozpoczęły one protest polegający na odmawianiu swoim mężczyznom seksu. Może nie był to decydujący argument w walce o pokój, ale dzięki temu zyskały międzynarodowy rozgłos. Liczył się z nimi też Taylor. Zmusiły go nawet do udziału w konferencji pokojowej w Ghanie.
George Weah polityk
Po 14 latach (z krótką przerwą) wyniszczających walk w Liberii zapanował pokój. Zdewastowany kraj stanął przed wieloma trudnymi zadaniami, a jednym z podstawowych było zbudowanie demokracji. Należało przede wszystkim ustanowić władzę, która miałaby legitymizację Liberyjczyków. W 2005 roku odbyły się wybory. O urząd prezydenta ubiegały się 22 osoby, w tym sam George Weah, który zaledwie 2 lata wcześniej zakończył piłkarską karierę.
Kandydatura Weaha zrodziła się nie tylko na fali jego popularności i podziwu za to, co robił podczas wojny. Liberyjczycy zmęczeni wieloletnim konfliktem szukali silnego lidera, który nie przeistoczy się w kolejnego krwawego dyktatora. Nie mógł być to człowiek unurzany we krwi, ani kojarzony z poprzednią władzą. Należało znaleźć autorytet, a George niewątpliwie taki posiadał. Nowo utworzona formacja polityczna, Kongres na Rzecz Demokratycznych Zmian (Congress for Democratic Change – CDC), zwróciła się więc do niego z propozycją startu w wyborach prezydenckich. Weah po namowach, konsultacjach z rodziną i przyjaciółmi oraz dłuższym namyśle w końcu powiedział “tak”.
Pierwsza porażka
Rozpoczęła się intensywna kampania wyborcza. Weah obiecywał poprawę systemu edukacji i opieki zdrowotnej. Ludzie entuzjastycznie podeszli do jego kandydatury. W pierwszej turze uzyskał najlepszy wynik – 28,27% głosów. Na drugim miejscu uplasowała się Ellen Johnson-Sirleaf, absolwentka Uniwersytetu Harvarda, która w latach 70. pracowała w administracji Tolberta, a po przewrocie w 1980 roku przeniosła się do sektora bankowego, a za czasów Taylora trafiła do więzienia. Uzyskała rezultat gorszy o niemal 9 punktów procentowych. Jednak w dogrywce to ona okazała się lepsza. Pokonała zdobywcę Złotej Piłki różnicą ponad 150 tys. głosów.
Gdzie szukać przyczyn pierwszej porażki Weaha? W odróżnieniu od swojej przeciwniczki nie miał dobrego wykształcenia ani żadnego doświadczenia polityczno-administracyjnego. Johnson-Sirleaf posiadała też dużo większe środki na kampanię wyborczą i silne poparcie międzynarodowe. Liderzy sąsiednich państw uważali ją za osobę, która będzie w stanie utrzymać pokój w Liberii i nie skręci w stronę dyktatury.
Weah i jego otoczenie polityczne nie mogli pogodzić się z porażką. Padły zarzuty o oszustwa wyborcze, mimo iż ONZ uznało elekcję za czystą. Zdaniem byłego piłkarza do urn wyborczych dorzucano karty do głosowania z zaznaczoną kandydaturą Johnson-Sirleaf. W planach była nawet masowa demonstracja, do której ostatecznie jednak nie doszło. Zwyciężyła chęć do zachowania pokoju w kraju, której nieco dopomogło m.in. zaangażowanie prezydenta Nigerii Oluseguna Obasanjo i groźba interwencji ECOWAS w Liberii.
Druga porażka
Porażka w wyścigu prezydenckim nie zniechęciła Weaha. Co prawda wyjechał do Stanów Zjednoczonych, ale wciąż był aktywny w liberyjskiej polityce. W 2011 roku u boku Winstona Tubmana, kandydata na najważniejszy urząd w kraju, walczył o fotel wiceprezydenta. Ponieśli wówczas sromotną klęskę. W drugiej turze Johnson-Sirleaf zdobyła 90% głosów, podczas gdy oni tylko 9,2%.
Znów Weah i jego środowisko polityczne podważali wyniki wyborów. Po I turze domagali się usunięcia z urzędu szefa Narodowej Komisji Wyborczej. Oczywiście do niczego takiego nie doszło, a CDC oraz inne ugrupowania opozycyjne w zasadzie zbojkotowały dogrywkę, a tuż przed nią na ulicach zaczęła się masowa demonstracja. Doszło do starć z siłami bezpieczeństwa, podczas których 1 osoba zginęła. – Madame Johnson-Sirleaf jest za to odpowiedzialna. Za strzelanie do niewinnych Liberyjczyków. To błąd – grzmiał Weah.
W takich okolicznościach do urn poszło zaledwie 62 tys. osób głosujących na Tubmana (w I turze otrzymał 394 tys. głosów). Międzynarodowi obserwatorzy także wtedy nie mieli większych zastrzeżeń co do całego procesu.
Inna sprawa, że tuż przed wyborami Ellen Johnson-Sirleaf, wraz ze wspominaną Leymah Gbowee i Jemenką Tawakkol Karman, otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla. Czas, w jakim ogłoszono, że to prestiżowe wyróżnienie trafi do urzędującej pani prezydent, spowodował wściekłość Tubmana, Weaha i innych jej przeciwników.
Do trzech razy sztuka
Weah po dwóch porażkach wyborczych nie poddał się. W 2014 roku wziął udział w wyborach do liberyjskiego Senatu jako reprezentant hrabstwa Montserrado. Tym razem zwyciężył, pokonując Roberta Sirleafa, syna pani prezydent. Osiągnął świetny wynik – 78% głosów. To zwycięstwo dało mu nadzieję na coś więcej – na zwycięstwo w kolejnych wyborach prezydenckich, które zaplanowano na 2017 rok. Tym bardziej, że Ellen Johnson-Sirleaf nie mogła już więcej ubiegać się o urząd (w Liberii obowiązuje limit dwóch kadencji).
Partia ponownie dała mu nominację. Do tych wyborów prezydenckich był już dużo lepiej przygotowany. Przede wszystkim miał w ręku dyplom z zarządzania, który uzyskał na Uniwersytecie DeVry na Florydzie, i poprawił swoje umiejętności komunikacyjne (m.in. zaczął udzielać się w mediach społecznościowych). Poza tym udało się wzmocnić polityczne zaplecze. Na jego pokład weszło kilkoro wykształconych w Ameryce Liberyjczyków. Dzięki tym zabiegom CDC zerwała nieco z wizerunkiem partii krytykantów i ludzi odrzucających porządek społeczny. Nie oznacza to oczywiście, że ataki na Johnson-Sirleaf i jej Partię Jedności (Unity Party) ustały. Wręcz przeciwnie. Były jednak bardziej precyzyjnie. Weah skierował je np. na rosnące ceny paliw i ryżu, czyli tego, co jest Liberyjczykom bardzo potrzebne do funkcjonowania.
Pod koniec 2017 roku Weah dopiął swego – uzyskał największe poparcie spośród wszystkich kandydatów na prezydenta. Jego główny rywal, Joseph Boakai z Unity Party, w II turze przegrał z nim o niemal 280 tys. głosów. George’a w kampanii bardzo wspierała jego kandydatka na wiceprezydenta – Jewel Howard-Taylor. Jeśli, patrząc na jej drugie nazwisko, doszukujecie się powiązań z Charlesem Taylorem, to… macie rację. Obecna wiceprezydent to była żona watażki, która życie polityczne zaczęła jako pierwsza dama, gdy w Liberii trwała krwawa wojna domowa, a jej mąż przelewał krew rodaków. Wizerunek kobiety był jednak dużo lepszy. Ona sama angażowała się w działalność charytatywną. Założyła Krajową Grupę Zadaniową ds. Pomocy Humanitarnej. A po upadku Taylora i jego wygnaniu odcięła się od niego i zaczęła pracować na własny rachunek polityczny.
Czy zmienił kraj na lepsze?
Ostatnie niemal 6 lat, jakie George Weah spędził w fotelu prezydenta, to już temat na oddzielną opowieść. Z jednej strony to praca nad poprawą edukacji w kraju, walka z przemocą na tle seksualnym (utworzenie rejestru przestępców seksualnych) i narkotykami czy polepszenie usług w zakresie opieki zdrowotnej. Z drugiej zaś zdobywca Złotej Piłki boryka się z korupcją, ubóstwem (64% Liberyjczyków żyje poniżej granicy ubóstwa), wzrostem cen, dużą przestępczością, mordami rytualnymi i wieloma innymi problemami dotyczącymi państw rozwijających się. A do tego nie uniknął większych lub mniejszych skandali, jak choćby wtedy, gdy poleciał do Kataru na Mistrzostwa Świata oglądać swojego syna grającego dla reprezentacji USA. Był tam przez 9 dni, a w sumie jego wyjazd zagraniczny trwał aż 48, bo odwiedzał też inne państwa (m.in. Egipt, Stany Zjednoczone czy Francję). Podobno kosztowało to co najmniej pół miliona dolarów.
Czy rachunek politycznych zysków i strat George’a Weaha wyjdzie na plus? Pewnie dowiemy się tego dopiero po drugiej turze. Należy spodziewać się rozstrzygnięcia po dogrywce. Jego miejsce chce bowiem zająć aż 19 kandydatów.
Komentarze