- Wisła Kraków znakomicie prezentuje się w rundzie wiosennej – Biała Gwiazda wygrała aż siedem spotkań z rzędu i aktualnie traci tylko dwa punkty do drugiego miejsca
- Co stoi za efektownymi wynikami krakowian? Transfery, okres przygotowawczy, a może coś jeszcze?
- Jaka atmosfera panuje w szatni? Hiszpanie uczą się polskiego, a może to Polacy zaczęli naukę hiszpańskiego?
- “Trener Sobolewski chce, byśmy byli tacy, jak on” Bartosz Jaroch mówi o udanej zmianie szkoleniowca
Przerwa na mecze reprezentacji to dla większości klubów wyjątkowo wyczekiwany okres, jednak w przypadku Wisły Kraków po raz pierwszy od dłuższego czasu raczej nikt chętnie nie patrzył na pauzę w rozgrywkach ligowych, prawda?
Nasze wyniki – sześć zwycięstw z rzędu – świadczyły o tym, że ta przerwa nie była nam potrzebna, ponieważ byliśmy w odpowiednim rytmie i wszystko wygrywaliśmy, więc chcieliśmy kontynuować tę serię. Jednak w tym okresie nic się nie zmieniło – odpowiednio go przepracowaliśmy i nadal jesteśmy w dobrej dyspozycji.
Pierwsze siedem kolejek w waszym wykonaniu wypadło niezwykle przyzwoicie, później przyszedł potężny kryzys, który na dobre został zażegnany dopiero na wiosnę. To właściwa i ostateczna wersja Wisły?
Jesteśmy na pewno zadowoleni z tego, jak to wygląda. A wygląda to naprawdę dobrze. Oczywiście chcemy kontynuować tę passę. Zdajemy sobie sprawę z tego, że najważniejsze mecze dopiero przed nami – chcemy iść za ciosem.
Przed Wami najtrudniejszy okres sezonu? Czy nikt w szatni nie podchodzi do zbliżających się spotkań z myślą o wynikach z poprzedniej rundy?
Dopiero teraz tak naprawdę zaczyna się walka o bezpośredni awans, ponieważ mierzymy się z drużynami, które plasują się wysoko w tabeli. Dlatego w pełni koncentrujemy się na każdym kolejnym spotkaniu.
Najwięcej w kontekście najbliższych pojedynków mówi się o meczu z Ruchem, który wzbudza ogromne emocje pod względem sportowym, ale także kibicowskim. Czy piłkarze Białej Gwiazdy traktują to starcie jako inne niż wszystkie?
Nie patrzymy na to, z kim aktualnie się mierzymy. Wiemy, że w kontekście miejsca rozgrywania spotkania było wiele zawirowań. Na pewno byłoby to interesujące, gdyby mecz Ruch – Wisła odbył się na Stadionie Śląskim, ale niestety nie dojdzie to do skutku. Tak czy tak, dla nas to wyjazd. Do tego czasu zaliczymy jeszcze dwa pojedynki, a każdy z nich to szansa na kolejne trzy punkty, więc dopiero za dwa, trzy tygodnie o potyczce z Ruchem będziemy myśleć poważnie.
Zimowy okres przygotowawczy i transfery to czynniki, które mają oczywisty wpływ na poprawę waszych wyników. Ale czy oprócz tych dwóch aspektów wydarzyło lub zmieniło się coś, co według Pana sprawiło, że prezentujecie się zauważalnie lepiej?
Te dwie rzeczy są kluczowe. Później przyszły zwycięstwa – nie oszukujmy się, wyniki budują atmosferę, a teraz jest ona znakomita. Wszystkie wspomniane czynniki w jakiś sposób wpływają na ostateczny obraz drużyny.
Co obecnie jest największą siłą Wisły?
W każdej formacji mamy na tyle jakościowych zawodników, że nawet w ciężkich chwilach – kilka spotkań przegrywaliśmy – potrafiliśmy wydostać się z dołka. To na pewno jest naszą siłą – wiara w umiejętności, którymi dysponujemy.
A jaką rolę w waszej postawie odgrywają kibice?
Ogromną. Mocno żałujemy, że stadion w tej chwili ma ograniczoną pojemność, ponieważ na trybunach bez wątpienia pojawiłoby się minimum dwa razy tyle kibiców. Jednak doceniamy to, że fani zapełniają dostępne miejsce i są z nami – czujemy ich wsparcie przez pełne 90 minut. To bardzo pomaga.
Wychodząc na boisko w koszulce Wisły można odczuć, że to klub, którego miejsce jest nie tylko w samej Ekstraklasie, a nawet w jej czołówce?
Zdecydowanie tak. Cała otoczka wokół Wisły Kraków wskazuje na to, jak wielki to jest klub. Pragnienie powrotu do elity, tam, gdzie jest miejsce Białej Gwiazdy, jest ogromne. Kibice o tym marzą, a dla nas to jest cel, który musimy zrealizować – przywrócić naszą Wisłę do Ekstraklasy.
Jest Pan jednym z trzech Polaków, którzy mogą liczyć na pewne miejsce w składzie? To swego rodzaju nobilitacja, wyróżnienie?
Cieszę się, że co tydzień zakładam tę koszulkę i mogę reprezentować tak duży klub, jakim jest Wisła. Jestem zadowolony, że znalazło się miejsce i dla mnie. Doceniam to i staram się, by nie wypuścić tej możliwości z rąk.
Jaka atmosfera panuje w szatni, w której istotną część stanowią zawodnicy spoza Polski?
Jest naprawdę nieźle. Tak jak wcześniej wspominałem, wyniki napędzają atmosferę. To, że w szatni jest dużo obcokrajowców, nie oznacza, że ze sobą nie rozmawiamy. Nie ma żadnych podziałów. To także zasługa sztabu i osób odpowiedzialnych za transfery – pozyskując poszczególnych zawodników, bez wątpienia zwracali uwagę na to, by nie dopuścić do konfliktowych sytuacji.
Hiszpańscy piłkarze uczą się polskiego? A może to Polacy rozpoczęli naukę hiszpańskiego?
Porozumiewamy się po angielsku. Ale Hiszpanie używają pojedynczych polskich słówek – fajnie, że chcą coś robić w tym kierunku. Skoro grają w naszym kraju, to właściwie wypada, by istniała choć minimalna chęć do nauki języka.
A Pan nie zastanawiał się nad nauką hiszpańskiego? W wielu polskich klubach można trafić na zawodników, dla których to język ojczysty.
Nie myślałem o tym. Komunikacja bez znajomości hiszpańskiego całkiem dobrze nam wychodzi, dlatego nie czuję takiej potrzeby.
Hiszpanie na treningu dają po sobie poznać, że wychowali się poza naszym systemem szkoleniowym?
Widać tę jakość piłkarską, nie da się tego ukryć. Uważam, że po to są takie transfery, by ci zawodnicy przychodzili do Polski i podnosili poziom drużyny. I każdy na tym zyskiwał, zarówno klub, jak i poszczególni gracze, Polacy, także młodzi piłkarze. To są bardzo otwarte i uśmiechnięte osoby, co też pozytywnie wpływa na całą szatnię.
Liczna obecność zawodników z Półwyspu Iberyjskiego w Polsce, którzy stanowią ważne elementy w ekipach z najwyższych poziomów rozgrywkowych, to dowód na to, że nasz futbol niekoniecznie stoi na odpowiednim poziomie?
Nie chciałbym tego tak odbierać. Proporcje muszą zostać zachowane. Ci, którzy do nas trafiają, mają inne cechy niż ci, którzy już tutaj są. Nowi zawodnicy mają podnosić poziom. Uważam, że polscy gracze wcale nie odstają od tych, którzy wychowali się w systemie poza naszym krajem.
Luis Fernandez, ostatnio jedna z najpopularniejszych postaci w polskich mediach, to zawodnik, którego miejsce jest nawet nie w I Lidze, a w Ekstraklasie? A może nawet w La Liga?
Na pewno jego poziom jest wyższy niż rozgrywki, w których aktualnie rywalizujemy. To zauważają wszyscy. Jako trener na pewno chciałbym mieć w swojej drużynie takiego zawodnika, natomiast jako piłkarz świetnie czuje się, mając takiego gracza obok. Jednym zagraniem, jednym uderzeniem potrafi zmienić losy meczu. Jako dziesiątka, a nie napastnik, zdobył już 18 bramek. To kluczowa postać w naszym zespole.
Czy to najlepszy piłkarz, z jakim pan miał okazję dzielić szatnię?
Nie jestem w stanie tego rozstrzygnąć. Luis samodzielnie potrafi zadecydować o wyniku. Na pewno znajdzie się w czołówce mojego rankingu.
Po Jamesie Igbekeme widać, że zaliczył trochę spotkań w „poważnej piłce”?
To bardzo dobry zawodnik, świetnie wyszkolony technicznie. W środku pola prezentuje się niezwykle odpowiedzialnie, bardzo pomaga nam w organizacji gry, właściwie po każdym jego ruchu można stwierdzić, że miał okazję rywalizować na wysokim szczeblu.
Zmiana szkoleniowca pozytywnie wpłynęła na postawę drużyny. Radosław Sobolewski, pracujący samodzielnie, wprowadził nową jakość?
To dwóch różnych trenerów. Bez wątpienia o pracy Radosława Sobolewskiego nie można powiedzieć, że to kontynuacja dzieła Jerzego Brzęczka. Trener Sobolewski ma swój sposób na grę, ale obu szkoleniowców bardzo szanuję.
A jakim trenerem jest Radosław Sobolewski?
Na pewno wymagającym. Dużo od nas oczekuje, prowadzi mnóstwo analiz, ale też przekazuje nam wiele wskazówek. Chce w nasz “zaszczepić” gen takiego zawodnika, jakim sam był.
Do tej pory w Ekstraklasie rozegrał Pan 11 spotkań. W przyszłym sezonie ten dorobek zostanie powiększony?
Mam nadzieję, że tak.
Co, jeżeli Wisła nie awansuje?
My, jako Wisła, na pewno się widzimy w Ekstraklasie, na razie wszystko idzie w dobrym kierunku. Ale tak naprawdę dopiero wkraczamy w najważniejszy moment sezonu. Teraz trzeba podtrzymać dobrą serię, dobrą grę. Z optymizmem patrzymy na nadchodzące mecze i końcówkę rozgrywek.
Kontrakt, wiążący Pana z Białą Gwiazdą, jest ważny do 2024 roku. Niezależnie od tego, co wydarzy się w końcówce sezonu, kolejny rok spędzi pan w Krakowie?
Nasz zawód jest taki, że jest ciężko wybiegać w przyszłość. Dobrze czuję się w Wiśle, chciałbym dalej reprezentować jej barwy. To wielki klub, a ja jestem zadowolony ze swojej obecności w Krakowie.
Pierwsza liga to poziom, na którym można zostać na dłużej, prawda?
Na pewno nie są to łatwe rozgrywki. A taka seria, jak nasza, nie zdarza się często. Teraz, na wiosnę, w końcu w pełni widać jakość, stylizację. Ale po raz kolejny powtórzę – nie możemy stracić koncentracji.
Plan na najbliższą przyszłość?
Trzy punkty z Puszczą. Gdyby przed sezonem ktoś powiedział, że Wisła wygra pięć spotkań z rzędu, ten scenariusz wzięlibyśmy w ciemno. A teraz mamy serię siedmiu meczów, złapaliśmy bezpośredni kontakt ze ścisłą czołówką, czekają nas bezpośrednie pojedynki z rywalami, którzy walczą o awans. Teraz wszystko jest w naszych rękach. Po pierwszej rundzie myśleliśmy co najwyżej o barażach, natomiast aktualnie możemy celować w coś więcej. Mimo wszystko nie patrzymy na to, że za nami taka passa – każda kolejka to nowe otwarcie.
W takiej sytuacji, jak Wisły, wypada życzyć już tylko zdrowia.
Zdecydowanie. W tej chwili potrzebujemy tylko takich życzeń.
Komentarze