Atomowy start Romy wystarczył do zwycięstwa

Tammy Abraham
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Tammy Abraham

AS Roma bez większych problemów pokonała na Stadio Olimpico Empoli. Obie bramki padły po rzutach rożnych, do których doszło w pierwszych minutach spotkania. W doliczonym czasie gry boisko opuścił Nicola Zalewski.

  • AS Roma pokonała Empoli 2-0
  • Bramki dla rzymian zdobywali Roger Ibanez i Tammy Abraham
  • Ekipa ze Stadio Olimpico awansowała na podium Serie A

Roma wykorzystała swoją najmocniejszą broń

Do sobotniego meczu na Stadio Olimpico AS Roma przystępowała z nadziejami, że uda się pozytywnie zareagować po dwóch kolejnych porażkach. Ekipa Jose Mourinho uległa w lidze Napoli, a także odpadła z Pucharu Włoch po przegranej z Cremonese.

Przeciwko Empoli gospodarze zanotowali imponujący i atomowy start. Pierwsza bramka padła już w drugiej minucie spotkania. Po dośrodkowaniu Paulo Dybali z rzutu rożnego głową uderzył Roger Ibanez. Piłka po jego strzale odbiła się od murawy i zaskoczyła bramkarza gości. Gospodarze ledwo oswoili się z prowadzeniem, a już cieszyli się z drugiego trafienia. Bramka ponownie padła po rzucie rożnym. Tym razem dośrodkowanie Dybali na gola zamienił Tammy Abraham.

https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1621919593416597516

Dla zespołu Mourinho była to sytuacja wręcz idealna. Do końca pierwszej połowy gra była dosyć wyrównania. Roma wyraźnie zwolniła, a Empoli nieśmiało szukało swoich szans. Bramka kontaktowa jednak nie padła.

Po zmianie stron rzymianie mogli podwyższyć prowadzenie, lecz cuda w bramce gości wyczyniał Guglielmo Vicario. W jednej akcji popisał się aż trzema interwencjami, a ostatni strzał Abrahama instynktownie obronił wystawioną w powietrzu nogą.

Końcówka rywalizacji nie była szczególnie emocjonująca. Roma świetnie radziła sobie w grze defensywnej, w związku z czym Empoli nie miało żadnych szans na odrobienie strat. Gospodarze dopisali do swojego dorobku trzy punkty i awansowali na podium Serie A. W doliczonym czasie gry boisko opuścił Nicola Zalewski.

Komentarze