– Najlepsza okazja do załatwienia tej sprawy przepadła. Po porażce z Francją kilka osób nie powinno położyć się spać. Wtedy był czas, by dobrze się zastanowić, porozmawiać o przyszłości i następnego dnia wyjść, by ogłosić decyzję w sprawie przyszłości Czesława Michniewicza – mówi Zbigniew Boniek komentując ostatnie zamieszanie wokół selekcjonera reprezentacji Polski.
- Zbigniew Boniek zgodził się na tę rozmowę po zapewnieniu, że wyraźnie zaznaczymy, iż pełna inicjatywa wyszła z naszej strony, bo – jak podkreślił kilka razy – nie chce, by ktokolwiek pomyślał, że chce doradzać lub krytykować obecne władze PZPN
- PZPN za czasów Bońka uchodził za wzorcowo prowadzony, jeśli chodzi o kwestie PR-owe. Dlatego porozmawialiśmy o tym, gdzie dziś widzi błędy
- Były prezes PZPN jest bardzo mocno zaskoczony konfliktem, jaki wybuchł na linii Czesław Michniewicz – Jakub Kwiatkowski. – Jestem tym zniesmaczony – mówi wprost
Gorąco wokół Czesława Michniewicza. Rzecz o błędach
Gdzie został popełniony błąd i kto go popełnił, że obecnie wokół kadry i PZPN panuje atmosfera daleka od świątecznej?
Sport to nie polityka, gdzie wszyscy – niezależnie czy wygrają, czy przegrają – uważają się za zwycięzców. Tutaj nie da się zakłamywać rzeczywistości. My na mistrzostwach świata graliśmy słabo i to trzeba było jasno powiedzieć. Wyszliśmy z grupy, co było wypełnieniem planu minimum. W dodatku osiągnęliśmy to nie bez pomocy innych, bo cały czas musieliśmy zerkać na wynik drugiego meczu. A narracja z kadry popłynęła taka, że to wielki sukces i w sumie już nic więcej nie musimy zrobić. Według mnie od tego zaczęły się problemy. Później spotęgowała je afera premiowa i wszystko nagle wymknęło się spod kontroli.
Pan miał do Jerzego Brzęczka uwagi, że nie zbudował poprawnych relacji z mediami. Jaki media tak realnie mają wpływ na pracę selekcjonera i jej jakość?
Przede wszystkim nie przypominam sobie, bym kiedyś coś takiego powiedział na temat Jerzego Brzęczka. Ale odpowiadając na pytanie, media faktycznie mają wpływ na pracę trenera, ale jak duży, to zależy od progu wytrzymałości. Kiedy zostajesz selekcjonerem, godzisz się, że będziesz oceniany każdego dnia. A media są różne. Czasem kompetentne, innym razem złośliwe, innym skrupulatne. Ludziom to może doskwierać, że się rano budzą i widzą sto tysięcy problemów. Wtedy usztywniają się i robią się nerwowi. Natomiast sport na wysokim poziomie jest dla ludzi o silnej psychice i wysokiej wytrzymałości. W Katarze nie byłem, patrzyłem na wszystko z dystansu i mam swoje wnioski, jak można było to rozegrać.
Jak?
Mógłbym wrócić do pierwszego pytania. Skoro graliśmy słabo, to naprawdę był taki problem powiedzieć, że gramy słabo? Wyjść do ludzi i powiedzieć: tak, awansowaliśmy szczęśliwie. Zakłamywanie rzeczywistości to nie jest najlepsza taktyka. Ale to tylko jeden z problemów, bo przecież takich niuansów było dużo. Ale spójrzmy, co się dzieje: mamy Czesława Michniewicza, który przynajmniej nie boi się mówić. To czy mówi prawdę, czy nie, to inna sprawa, ale mówi i daje do swoich słów twarz. A wszyscy inni się pochowali. Przede wszystkim piłkarze.
Spodziewam się, że nie chcą wyjść przed szereg i być tymi, przez których zwalnia się trenera. Jeśli oczywiście taka decyzja zostanie podjęta.
Ale to bez znaczenia. Miejcie cywilną odwagę, by powiedzieć swoje zdanie pod nazwiskiem. By uciąć wreszcie te teksty, z których wynika, że jacyś piłkarze coś tam powiedzieli, ale nie wiadomo kto. Nie ma nikogo, by miał odwagę i rzucił wprost, że było tak czy siak, to mi się podobało, a to nie? Oczywiście piłkarze są przede wszystkim od grania, a nie od komentowania, ale jak już muszą, to niech nie robią tego w ukryciu czy między sobą na whatsappie w taki sposób, by niby niechcący pozwolić coś dziennikarzom z tego wyciągnąć. Jeśli piłkarz ma odwagę powiedzieć, że nie chce z tym trenerem pracować w kadrze, niech ma odwagę się pod tym podpisać. Aczkolwiek obserwując to z boku, zadaję sobie pytanie: czy teraz jest w ogóle margines, by Czesław Michniewicz został? To jest jak w małżeństwie – jak pewne sprawy posuną się za daleko, to trudno takie małżeństwo uratować. Tu się chyba posunęły.
Zna pan i Czesława Michniewicza, i Jakuba Kwiatkowskiego. Spodziewałby się pan, że między nimi mogło dojść do tak ostrego konfliktu?
Jestem zaskoczony – jeśli to jest prawda – że Michniewicz zarzucał Kwiatkowskiemu brak kompetencji czy złą narrację. Jestem tym zniesmaczony, bo to trener musi przekonać do siebie sztab ludzi, z którymi codziennie je, rozmawia i robi narady. Jeśli to jest prawda, że później poszedł na zarząd i starał się zrzucić winę na Kwiatkowskiego, to jest to coś, co nie miało prawa się zdarzyć. Przecież ten konflikt jest w ogóle niepotrzebny. A podobno trener powiedział, że był sukces, tylko został źle opakowany medialnie przez Kwiatkowskiego… Moje zdanie jest takie, że ta kadra w obecnej konfiguracji nie będzie w stanie już wiele osiągnąć. Może wymęczyć awans na kolejne Euro, ale tutaj potrzebny jest reset. Ustanowienie na nowo celów, pogadanie z piłkarzami. Słyszę, że nie podoba im się to, że muszą kręcić kolejne filmy reklamowe i mają trochę racji. PZPN podpisał kontrakt z InPostem, który zyskał prawa do nagrywania reklam z piłkarzami, a moim zdaniem nie powinno być więcej niż jednego głównego sponsora z taką możliwością. Ale to już nie jest moja kompetencja, nie chcę w żaden sposób narzucać mojego zdania.
Mówił pan o wielu niuansach jeśli chodzi o popełnione błędy.
Bo inny błąd popełniono też po meczu z Francją. Przed wyjazdem z Kataru powinna być krótka konferencja albo jakiś briefing. Podziękowanie dziennikarzom za współpracę. Kibicom, którzy przyjechali, za wsparcie. Powiedzenie jasno: jak wszyscy widzicie, na tych mistrzostwach wielkiej kariery nie zrobiliśmy, aczkolwiek spełniliśmy nasze założenie, jakim było wyjście z grupy. Jest nam przykro, że musimy dziś wyjeżdżać, ale korzystając z tej ostatniej okazji życzymy wam dużo zdrowia i bezpiecznego powrotu. Powinna być też jasna informacja: trenerowi Michniewiczowi kontrakt wygasa 31 grudnia i A – nie planujemy jego przedłużania, albo B – spotykamy się 1 stycznia i pracujemy dalej razem. I dziś nie byłoby żadnych problemów.
Po ostatnim nieudanym Euro, rano po przegranym meczu ze Szwecją nikogo już nie było w hotelu. Nikt nie chciał iść na konferencję, a byłem przekonany, że taka musi się odbyć. Poszedłem na nią ja. To jasne, że nie z wszystkimi dziennikarzami się zgadzałem, ale powiedziałem: dziękuję, dobra praca. Teraz przed nami następne cele. Ale w sporcie trzeba mieć odwagę i rozmawiać. Jak się nie rozmawia, to wychodzą później takie sytuacje jak obecna. Ten sam błąd popełniono na prezentacji Cześka w styczniu. Przecież to powinno się odbyć w ten sposób, że na początku powinien pojawić się komunikat: drodzy państwo, dziś rozmawiamy o reprezentacji, natomiast wiemy doskonale, że niektórych z was interesuje rozwiązanie kwestii dotyczącej 711 połączeń. Jutro zorganizowany zostanie specjalny briefing w tej sprawie, gdzie pan trener przy kawie udzieli wszystkich odpowiedzi. Nikt Czarkowi tego nie podpowiedział.
Jeśli Cezary Kulesza zdecyduje się nie przedłużać kontraktu z Michniewiczem, powinien ogłosić to już, by sprawę przeciąć, czy przed świętami nie wypada komuś dziękować za pracę?
Nie wiem. Najlepsza okazja do załatwienia tej sprawy przepadła. Po porażce z Francją kilka osób nie powinno położyć się spać. Wtedy był czas, by dobrze się zastanowić, porozmawiać o przyszłości i zrobić, to co już powiedziałem: następnego dnia wyjść i ogłosić decyzję. A tutaj zrobiono jakąś spowiedź trenera przed zarządem, podczas gdy zarząd jest od wielu rzeczy, ale nie od decydowania w sprawie selekcjonera. Zarząd powinien zostać poinformowany o decyzji prezesa i tyle. Ogłoszenie, co dalej, dzień po Francji, sprawiłoby, że 90 proc. tego kurzu, co jest dzisiaj, w ogóle by się nie uniosło.
Pan szukał zimą selekcjonera dla reprezentacji po dość niespodziewanym rozstaniu. Z własnego doświadczenia – co w takim wypadku radziłby pan obecnemu prezesowi, gdyby i on musiał to robić?
Dobrze by było, gdyby Czarek miał jakiegoś zaufanego doradcę, który się zna na piłce. Ale podkreślam – wybór nowego trenera powinien być wyłącznie problemem prezesa. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że zostanie nim ktoś, pod kim podpisze się cały zarząd, ale do kogo nie będzie przekonany prezes.
Wokół jakich nazwisk pan by się dziś kręcił?
Przede wszystkim chciałbym zaznaczyć jedną rzecz. Słyszymy, że PZPN może przeznaczyć na nowego trenera pensję 2,5 mln euro rocznie. A umówmy się – topowi trenerzy pracują w klubach i nawet w kierunku reprezentacji nie spoglądają. Dobry trener dla reprezentacji przyjdzie pracować nawet za 700 tys. euro, a może do tego mieć wysoką nagrodę za realizację celów. Takich na rynku do wyboru jest dużo, bo zakończył się pewien etap. Natomiast ja żadnego nazwiska nie wskażę. Najważniejsze, by wybrał je prezes PZPN.
Komentarze