Zbyt długo mam przyjemność sympatyzowania z zespołami nie do końca spełniającymi oczekiwania kibiców, by nie znać tego popularnego motywu działania. Najlepsi są zazwyczaj ci, którzy mieli to wielkie szczęście, że nie grali. Gdy Glik grał z Bednarkiem, rosły notowania Kiwiora, gdy Helik z Bednarkiem, okazywało się, że bez Glika ani rusz. Gdy graliśmy bez Krychowiaka, wydawało się, że jednak potrzebujemy wciąż tego 32-letniego piłkarza, a gdy z Krychowiakiem – to że jednak lepiej by wypadł Bielik. To nic nowego, trawa zawsze jest bardziej zielona u sąsiada, a najlepiej jest tam, gdzie nas jeszcze nie było.
- Wśród wygranych na tym mundialu z pewnością są ci, którzy na niego ostatecznie nie pojechali
- Czy na pewno czas na rewolucję w kadrze?
- Elastyczna strategia meczowa, szeroka kadra – czy kiedyś dotrzemy do tego miejsca?
Dzisiaj zastanawiałem się nad nieco szerszą analizą tego, co przytrafiło się reprezentacji Polski na Mistrzostwach Świata. Jak właściwie określić nasze najmocniejsze ogniwa, kto grał najlepiej spośród Polaków, a kto zawiódł na tyle, że już nie powinien mieć miejsca w składzie, a może nawet w kadrze. Ilekroć się do tego zbierałem, tylekroć wyskakiwał mi przed oczy przypadek Piotra Zielińskiego. Mocnego, gdy stworzono mu warunki do bycia mocnym. Słabego, gdy stworzono mu warunki do wygodnego obserwowania przelatujących nad nim piłek. Zaraz obok stawał Kamil Glik. Mocny, gdy mógł skupić się na ofiarnych blokach, bezpardonowych odbiorach i dyrygowaniu linią stojącą we własnym polu karnym. Ale kiepski, gdy trzeba zrobić coś więcej. Gdy trzeba szybciej wyskoczyć, bo nie nadążyliśmy z asekuracją, gdy trzeba inaczej zarządząć również kolegami z linii. Wymieniać tak można długo – Krychowiak zyskiwał, gdy jako drużyna cierpieliśmy, tracił, gdy piłka zaczynała się cieszyć krążac między piłkarzami w bieli i czerwieni. Też mnie oczarował Grosicki, ale też Grosicki i Bednarek, jako jedyni z całej kadry, grali wyłącznie w sytuacji, gdy Polacy atakowali, a rywal już niczego nie musiał, poza wytrwaniem w zdrowiu i bez kartek do końcowego gwizdka. Też się zastanawiam – a może gdyby grał więcej, na przykład kosztem szans dla Zalewskiego? Ale potem przypominam sobie, że długimi fragmentami turnieju nawet skrzydłowy nie mieli za bardzo piłek – poza tymi, o które musieli rywalizować z dwoma, czasem trzema obrońcami rywala.
Wygrani, przegrani? A jak to w ogóle określić?
Choć bardzo korci, trudno jest wskazać palcem – ten, tamten i jeszcze kolega z boku rozczarowali, ten i ten dali z siebie więcej, niż mogliśmy się spodziewać. Zwłaszcza, że po tych pięciu meczach, włączając sparing z Chile, wydaje się, że najmocniejszym polskim zawodnikiem jest Jakub Moder. Gdyby był Moder, grałby na szóstce lepiej niż Krychowiak, na ósemce lepiej niż Szymański czy Zieliński, na boku też by wymiatał, a gdyby trzeba było, mógłby też być najlepszym podwieszonym napastnikiem. Tak, sam się na tym łapałem, Moder jako dystrybutor piłek od Glika i Kiwiora do Szymańskiego i Zielińskiego. Taki Krychowiak na sterydach, Edson Alvarez z Meksyku, tylko lepszy, peakowy Pirlo, rozrzucający piłki niczym weteran z 20-letnim stażem na pocztowej sortowni. Ale w sumie przecież siadłby też taki Moder w parze z Zielińskim ustawiony nieco wyżej, rozklepujący sobie piłeczki z Piotrulą i Lewandowskim. Dlaczego nie, na pewno byłby bardziej widoczny niż np. Szymański z Francją. I tak dalej, można było sobie przesuwać tego wirtualnego Modera po wirtualnym boisku, z każdym pomysłem wierząc, że z nim bylibyśmy przynajmniej w półfinale.
Boję się trochę, bo ostatnio podobnie myśleliśmy o Bieliku. Bielik stanowił opcję jako stoper z umiejętnością wyprowadzania piłki, jako zastępca Krychowiaka, ale z większym wachlarzem zagrań ofensywnych, wreszcie jako łącznik między obroną a atakiem. Ostatecznie Bielik zostanie zapamiętany z tego rozpaczliwego “BIELON, BIELON” przy golu na 2:0 dla Francji. I to nie jest nawet do niego wielki zarzut, po prostu tak się ten turniej ułożył. Bielikowi nie wyszedł, tak jak mógł nie wyjść Moderowi – lepsi od Modera miewali zaćmienia, gorsi od Bielika wypadali okej.
Dlatego z bólem głowy zerwałem z pomysłem wybrania trzech najlepszych i trzech najsłabszych Polaków, z jakimś wystawianiem not czy innym podsumowaniem bazującym tylko na 360 minutach spędzonych na katarskich boiskach.
Zamiast tego wolałbym się zastanowić – co na pewno powinniśmy rozwijać, a co koniecznie nadaje się do natychmiastowej poprawy. We wcześniejszych odcinkach swojego mundialowego bloga rozwijałem już przyczyny swojej wiary w Czesława Michniewicza, mecz z Francją utwierdził mnie w przekonaniu, że to człowiek, który potrafi pokazać inną twarz. Oczywiście, pozostanie Michniewicza na stanowisku to wybór, który nadal jest obarczony dużym ryzykiem – zwłaszcza w kontekście słów Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego. Natomiast niezależnie od tego, czy Michniewicz zostanie, czy też zastąpi go inny selekcjoner – mniej więcej widać, co w tej drużynie kuleje i nad czym trzeba się skupić.
Zmiany, ale czy rewolucja?
Pierwsza kwestia to bez wątpienia zmiana pokoleniowa, połączona ze zmianą jakościową. Wbrew pozorom nie uważam, że wszystkich starych należy ze składu jak najszybciej usunąć i nigdy do nich nie wracać. Wręćz przeciwnie – sądzę, że ogniwa takie jak Grzegorz Krychowiak, Kamil Glik czy nawet Kamil Grosicki mogą się jeszcze przydać. Kluczem jest jednak wypracowanie pewnego planu A, dla którego żelazna defensywka będzie jedynie alternatywą. Jak wyglądałby mój wymarzony plan A? Cóż, nie ma co ukrywać – faktycznie bez większego udziału tej pary, która ma za sobą świetny mundial, ale też mundial potwierdzający, że przy pewnym stylu gry duet solidny staje się duetem hamulcowych. Selekcjoner musi wymyślić sobie przede wszystkim duet stoperów zdolnych do operowania piłką (zakładam, że Kiwior popełnił już tyle błędów, że od teraz będzie nowym Beckenbauerem) oraz najgłębiej ustawionego pomocnika, który potrafi coś więcej niż Krychowiak 2022. Jeśli ktoś mnie pyta o konkretne nazwiska (nikt nie pyta, wiem), to odpowiadam: Kiwior, van Dijk, do środka Marco Verratti. Jestem pewny, że przy van Dijku i Verratim nie będzie tych problemów, które są przy Gliku i Krychowiaku. Natomiast wiele wskazuje na to, że ani Michniewicz, ani Petković, ani Bielsa nie będą w stanie zastąpić Glika i Krychowiaka van Dijkiem i Verrattim. Co w związku z tym?
Są modlitwy do Modera, ja osobne zanoszę do Piątkowskiego, Walukiewicza, Dawidowicza, nawet do Sobocińskiego, który przecież jest kolegą klubowym etatowego kadrowicza, Karola Świderskiego. Jak pokazały ich niektóre występy – w pewnych okolicznościach (np. w Ekstraklasie) są w stanie grać jak stoperzy nowej fali, z dokładnym podaniem, świetną techniką, napędzaniem akcji. Problem jest zazwyczaj po wyjeździe poza granicę państwa, gdzie napastnicy nie są tak ociężąli jak w niektórych klubach Ekstraklasy, ale pewnych rzeczy nie przeskoczymy – trzeba liczyć na ich szybki i dynamiczny rozwój. Warto zauważyć, że po pierwsze – mamy tu dość szeroką pulę nazwisk, a po drugie – paru już ma za sobą pierwsze otrzaskanie z reprezentacją. Bielik, Moder, Szymański, Linetty, może jeszcze Klich, może już Kozłowski. Na tych newralgicznych, wymagających pracy tu i teraz pozycjach, mamy grono pretendentów, z których muszą się wyłonić liderzy. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że na trudniejsze mecze nadchodzących eliminacji Euro 2024 i Ligi Narodów wystawiamy wciąż starszy, bardziej nastawiony na reakcję i kontrę skład. Na pozostałe – ogrywamy tych, którzy mają wkrótce stanowić o nowej, bardziej otwartej, uśmiechniętej i wyluzowanej twarzy kadry.
Jedno jest pewne – przed nami stoi gigantyczne wyzwanie, ale też gigantyczna szansa. Następne dwa lata to w zdecydowanej przewadze dość proste mecze, które aż proszą się o wykorzystanie jako swoisty poligon. Następnie mamy Euro 2024, turniej, na który trudno się nie dostać (bo jest przecież jeszcze ścieżka via Liga Narodów). Potem znowu dwa lata i dopiero Mistrzostwa Świata w 2026 roku. Łącznie powinniśmy mieć mniej więcej jeden dwuletni długi semestr zimowy, na testowanie, naukę i próbowanie. Potem egzamin śródroczny w postaci Euro, gdzie wyjście z grupy powinno być nie celem samym w sobie, a konsekwencją podjętych działań. Drugi dwuletni semestr, semestr letni, to już szlifowanie ekipy na mundial. Czasu jest mnóstwo. Potencjału sporo. Obawa?
Między MŚ w 2018 roku a MŚ w 2022 roku mieliśmy schyłkowego Nawałkę, Brzęczka, Sousę i Michniewicza. “W tym roku na urodziny chciałbym spokój”. W tym 4-letnim oczekiwaniu na kolejny mundial – też.
Biorąc pod uwagę, że szykowanie się na ten 4-letni okres zaczynamy od sporów dotyczących wizji, nazwisk, a nawet pieniędzy – jak donosi Onet… Czuję, że tak jak przed Francją – najważniejsza może się okazać modlitwa.
Komentarze