Cristiano Ronaldo. That’s it, that’s the tweet. Portugalczyk udzielił obszernego wywiadu i nie wziął jeńców. Manchester United, ten Hag, Rangnick, Solskjaer – każdemu oberwało się po równo. Portugalczyk zwrócił uwagę na rozmaite kwestie, nie tylko bezpośrednio związane z jego osobą. I chociaż CR7 w wielu aspektach ma rację, sposób, w jaki jego nazwisko znalazło się na pierwszych stronach gazet, kompletnie nie licuje z pomnikiem, który budowano mu przy Old Trafford już za jego życia.
- Wywiad, którego Cristiano Ronaldo udzielił Piersowi Morganowi, przykrył wydarzenia 16. kolejki Premier League
- Portugalczyk w mocnych słowach ocenił postawę włodarzy Czerwonych Diabłów, a także skrytykował m.in. Erika ten Haga i Ralfa Rangnicka
- CR7 wytknął United brak rozwoju – 37-latek zwrócił uwagę na problemy, które od lat trawią klub z Old Trafford
- Czy Ronaldo na pewno zwrócił się ze swoimi rozterkami do właściwej osoby i przeprowadził rozmowę we właściwy sposób? Słowa reprezentanta Os Navegadores wywołały ogromną burzę we wszystkich zakątkach futbolowego świata
Cristiano Ronaldo w filmie “Jak nie rozmawiać o problemach”
Cristiano Ronaldo postanowił rozpocząć krucjatę przeciwko Manchesterowi United. I nawet jeżeli założymy, że w swoich wypowiedziach kieruje się dobrem ukochanego klubu, wybrał najgorszy możliwy sposób działania. Sprzymierzył się z Piersem Morganem, dziennikarzem znienawidzonym przez kibiców Czerwonych Diabłów. Udzielił wywiadu The Sun, dziennikowi znanemu z nierzetelności i szukania taniej sensacji. I taka właśnie jest ta rozmowa, a przynajmniej jej fragmenty, które już ujrzały światło dzienne. Z pozoru zaskakująca, ale jednocześnie tak naprawdę niewnosząca nic nowego.
Czy osoby, które od lat śledzą zmagania w Premier League, usłyszały coś, o czym do tej pory nie wiedziały? 37-latkowi wydawało się, że oznajmi światu prawdę objawioną. Tymczasem Cristiano Ronaldo wyszedł na deski Teatru Marzeń i zdradził tam zgromadzonym, że niebo jest niebieskie, a trawa zielona. Nikt, naprawdę nikt nie spodziewał się, że Manchester United od wielu lat zmaga się z wewnętrznymi problemami. Nikt nie zauważył, że od momentu odejścia Alexa Fergusona klub z Old Trafford nie jest w stanie nawiązać do sukcesów za kadencji szkockiego menedżera. Zapewne także nikt nie zwrócił uwagę na destrukcyjną politykę rodziny Glazerów. Na pewno nie zrobili tego kibice, którzy regularnie protestują przeciw działaniom amerykańskich włodarzy. Nawet najbardziej niedzielny fan Premier League już zdążył zorientować się, że przy Sir Matt Busby Way od jakiegoś czasu nie wszystko idzie zgodnie z planem.
Samobójcza misja, wilczy bilet, pyrrusowe zwycięstwo
Jeden z najlepszych piłkarzy w historii futbolu podjął się samobójczej misji, bez najmniejszych szans na jej powodzenie. Jeżeli faktycznie na sercu leży mu dobro klubu, wydaje się, że istniały zdecydowanie lepsze sposoby zwrócenia uwagi na problemy trawiące Old Trafford niż pseudoodkrywcza rozmowa z tabloidem. Wyobraźmy sobie podobną sytuację, ale w naszym własnym krajowym anturażu. Zawodnik, który nie otrzymał powołania do kadry, postanawia opowiedzieć o swoich przemyśleniach na łamach Super Expressu. Obrywa się związkowi, systemowi szkolenia, trenerom i działaczom. Piłkarz “zdradza” dziennikarzowi “poufną informację”. “Polska piłka już od dawna nie prezentuje odpowiedniego poziomu, a w ogóle to jest źle i nikt go nie lubi, w tym także trener”. Po pierwsze – można było to zrobić w zdecydowanie bardziej cywilizowany sposób. Po drugie – przecież my to wszystko wiemy.
Cristiano, z całym szacunkiem do jego sukcesów sportowych, a także problemów, jakich doświadczył w ostatnim roku, popełnił ogromny błąd, który już teraz kosztuje go zdecydowanie więcej, niż CR7 faktycznie mógłby zyskać, zwierzając się brytyjskiemu brukowcowi. Czy dzięki tej rozmowie był w stanie cokolwiek osiągnąć? Właściwie to już osiągnął. W zimie na 99,99% pożegna się z United, ponieważ absolutnie nikt nie wyobraża sobie, by po takich wypowiedziach jeszcze kiedyś założył koszulkę Czerwonych Diabłów. Zwycięstwo Ronaldo w tej batalii jest pyrrusowe. Co wygrał Portugalczyk? Co najwyżej wilczy bilet na Old Trafford.
Umysł, nie serce
Nie pozwolą na to racjonalnie myślący kibice. Nie pozwoli na to także Erik ten Hag, który od władz otrzymał spory kredyt zaufania i przede wszystkim możliwość kreowania drużyny “po swojemu”. A wizja Holendra opiera się na wysokim pressingu, także napastników, i kolektywnej współpracy całego zespołu. Niestety, ale CR7 do tej taktyki niespecjalnie się nadaje, ponieważ a) nie chce się nadawać i b) fizycznie nie jest w stanie uczestniczyć w tak intensywnych i regularnych próbach szybkiego odbioru piłki.
“Tenhagowski” Manchester to nie projekt sygnowany nazwiskiem Ronaldo. Tutaj nie ma miejsca dla indywidualności, kreujących rzeczywistość wyłącznie zgodnie z przekonaniem o własnej nieomylności. A taką osobą stał się (lub może cały czas był) Portugalczyk. Świat futbolu zaczął mu uciekać, czego 37-latek nie potrafi (lub nie chce) zauważyć. Cristiano Ronaldo jest wielki i nikt nie wątpi w jego umiejętności ani w to, czego już dokonał. Ale równocześnie sam podkopuje swoją pozycję, czy to przez takie wywiady, czy przez odmawianie wejścia na boisko. Nie wspominając już o próbach wymuszenia transferu czy braku zdementowania pogłosek dotyczących przenosin na Etihad.
Kościół pod wezwaniem św. Cristiano z Madery
Kościół Ronaldo istnieje, ale po niedzielnym ataku rakietowym wyprowadzonym przez samego św. Cristiano ma coraz mniej wyznawców. Lub przynajmniej zaczęli oni patrzeć zdecydowanie bardziej krytycznie na poczynania swojego idola. Aktywiści oblewają zupą obrazy, a CR7 postanowił w ten sam sposób zaatakować swój obecny klub. Niestety, przy okazji wylał jej część na siebie. The Office, sezon 5, odcinek 26. Zamiast Kevina jest Cristiano, a “Famous Chili” ląduje nie tylko na podłodze, ale także na garniturze Portugalczyka. Tak przystrojony bohater, mimo całego tragizmu jego postaci i współczucia, jakie wywołują jego osobiste problemy, odrzuca kolegów z szatni, trenera i potencjalnych pracodawców. Graham Potter i Ruben Amorim raczej nie wyobrażają sobie współpracy z człowiekiem tak zapatrzonym w siebie.
Jeśli Ronaldo myśli, zgadzam się. Jeśli Ronaldo mówi, słucham. Jeśli Ronaldo rozkazuje, jestem posłuszny. Jeśli Ronaldo ma milion fanów, jestem jednym z nich. Jeśli Ronaldo ma tylko jednego fana, to właśnie ja nim jestem. Jeśli Ronaldo nie ma fanów, to dlatego, że mnie nie ma. Tak, takie osoby istnieją. Bezgranicznie miłujące reprezentanta Os Navegadores i wpatrzone w niego niczym w święty obrazek. Jednak być może lektura fragmentów wywiadu dla The Sun pozwoli tej grupie nieco inaczej spojrzeć na dotychczas nieskazitelny wizerunek boskiego Cristiano z Funchal. Ponieważ to, w jaki sposób Portugalczyk doprowadził do wyforsowania swojego nazwiska na czołówki gazet, zupełnie nie licuje z jego dorobkiem sportowym.
Nikt nie jest większy niż klub. Nawet jeżeli ma rację
Cristiano Ronaldo nie jest większy niż Manchester United. A w tym momencie na pewno także nie jest większy niż Erik ten Hag. Sam Alex Ferguson w swojej biografii przyznał, że jeżeli zawodnik chociaż przez chwile poczuje się bardziej istotny niż trener, powinien opuścić klub. Rachunek zysków i strat w tej sytuacji jest banalnie prosty. Aktualny projekt nie zakłada podporządkowania się żadnemu zawodnikowi, nawet jeżeli jest to sam CR7. Kolektywna współpraca, mówi to panu coś, panie Ronaldo?
Mam nadzieję, że po wczorajszych wydarzeniach Erik ten Hag tylko utwierdzi się w przekonaniu, że decyzja o zminimalizowaniu sportowej roli portugalskiego napastnika była decyzja właściwą. Jednocześnie ufam, że słowa CR7 pozwolą władzom United w końcu uświadomić sobie konieczność natychmiastowych inwestycji w klubową infrastrukturę. A najlepiej jeżeli rodzina Glazerów uświadomi sobie konieczność natychmiastowej sprzedaży swojej zabawki.
Cristiano Ronaldo w pewnych aspektach swoich wypowiedzi ma rację, ale jednocześnie myli się w wielu kwestiach. Nie jest ważniejszy niż szkoleniowiec i nie ma prawa żądać satysfakcjonującej go liczby minut na boisku. A właśnie to wynika z jego słów na temat holenderskiego trenera. Król Cristiano popełnił samobójstwo, więc niech żyje książę Alejandro. Nikt zapewne nie będzie palił koszulek z siódemką na plecach, jednak ich sprzedaż znacznie spadnie. Wzrośnie za to zapotrzebowanie na trykoty z numerem 49 i nazwiskiem Garnacho.
Komentarze