Zagłębie było o krok o trzeciej wygranej z rzędu w Ekstraklasie. Lubinianom humor w doliczonym czasie gry popsuła Korona, która wywalczyła remis 1:1.
- W przypadku pokonania Korony, Zagłębie do trzeciego miejsca w tabeli traciłoby tylko dwa punkty
- Lubinianie byli blisko tego, ponieważ wygrywali
- Kielczanie dopięli jednak swego i zremisowali 1:1
Korona sprawiła Zagłębiu psikusa
Ekstraklasowe granie w niedzielę zaczęło się w Lubinie od meczu Zagłębie – Korona. Lubinianie mogli pochwalić się serię pięciu spotkań bez porażki (licząc także Puchar Polski). Z kolei kielczanie po raz ostatni triumfowali jeszcze w sierpniu. Faworyt meczu w Lubinie był zatem ewidentny.
Niedzielną konfrontację wyraźnie lepiej rozpoczęło Zagłębie, które w statystyce posiadania piłki osiągnęło prawie 60%. Lubinianie przejęli zatem inicjatywę, dzięki czemu mogli zagrażać szesnastce strzeżonej przez Koronę, która do przerwy nie oddała nawet celnego strzału. Z kolei gospodarze sprawili, że przyjezdni do szatni schodzili w fatalnych nastrojach. Gracze Piotra Stokowca w doliczonym czasie gry strzelili gola na 1:0. W pole karne piłkę wrzucił Bartosz Kopacz. Umiejętnie skorzystał z tego Rafał Adamski, który pokonał bramkarza Korony po strzałem piłki głową.
Po zmianie stron z racji na rezultat spotkania, to rzecz jasna Korona dążyła do strzelenia gola. Kielczanom nie można było w tym meczu odmówić zaangażowania. Oddali oni bowiem kilkanaście strzałów, chociaż tylko nieliczne celne. Gracze Leszka Ojrzyńskiego mieli coraz mniej czasu na odrobienie straty, a to Zagłębie wciąż wygrywało. Nieoczekiwania w drugiej minucie doliczonego czasu gry, Janusz Nojszewski zagrał do Miłosza Trojaka, a ten popisał się perfekcyjnym strzałem piłki głową i doprowadził do remisu 1:1. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.
Komentarze