Lech Poznań kontynuuje zwycięską passę. Tym razem mistrzowie Polski pokonali Widzew Łódź 2:0.
- Lech Poznań bardzo powoli wchodził w mecz z Widzewem Łódź
- Pierwszy celny strzał mistrzowie Polski oddali dopiero po pół godzinie gry
- W drugiej połowie gospodarze już kontrolowali przebieg rywalizacji, ale do siatki rywali trafiali dopiero w końcówce
Dramat Marchwińskiego, rezerwowi bohaterami
Spotkanie w Poznaniu rozpoczęło się od niebezpiecznego incydentu. Po jednym ze starć, Filip Marchwiński stracił przytomność i został odwieziony do szpitala na rezonans głowy. W jego miejsce na boisku pokazał się Joao Amaral, który został bohaterem tego meczu. Ale po kolei.
Lech Poznań w tym spotkaniu rozkręcał się wolno. Na pierwszą groźną akcję ze strony mistrzów Polski, kibice zmuszeni byli czekać do 29. minuty. Wtedy to mocnym strzałem z dystansu popisał się Nika Kwekweskiri, ale jego strzał obronił bramkarz Widzewa Łódź, Henrich Ravas. Później dwa uderzenia zza pola karnego oddał jeszcze Kristoffer Velde, ale norweski pomocnik w obu przypadkach nieznacznie się pomylił. Na dogodną sytuację dla beniaminka z Łodzi, trzeba było czekać do doliczonego czasy. Wówczas z rzutu wolnego dośrodkowywał Juliusz Letniowski i o mały włos, nie zaskoczył w ten sposób Filipa Bednarka.
Druga połowa już od samego początku dała dużo emocji. Najpierw Ravas w niesamowity sposób obronił uderzenie głową Joao Amarala, a kilka chwil później od straty bramki Kolejorza uratował słupek po strzale Karola Danielaka. Od tego czasu mistrzowie Polski przejęli inicjatywę, praktycznie nie schodząc z połowy łodzian. W tym czasie jednak jedyną godną odnotowania okazją, była ta z 64. minucie kiedy po kontrze, minimalnie spudłował Michał Skóraś.
Dopiero w 80. minucie do bramki Widzewa trafił Joao Amaral, który Ravasa pokonał precyzyjnym płaskim strzałem. Kilka sekund później na 2:0 podwyższył Mikael Ishak, wykorzystując sytuację “sam na sam” z golkiperem łodzian.
Komentarze