Mrużąc oczy: 35. kolejka Serie A

FC Nantes
Obserwuj nas w
Na zdjęciu: FC Nantes

Dlaczego mrużąc oczy? Bo jestem ślepy i często mrużę, gdy coś oglądam. A zazwyczaj widzę życie, które jest zbyt poważne, podobnie sprawy mają się z futbolem. Na szczęście piłka na Półwyspie Apenińskim często sprawia, że nie pozostaje nam nic innego, jak uśmiechnąć się i z politowaniem pokręcić głową. Jako wnikliwy, niestrudzony, masochistyczny i nieskromny obserwator calcio, chciałbym was zabrać w zakręconą podróż po stadionach Serie A i w krzywym zwierciadle podsumować wydarzenia z tej kolejki. Nie zapinajcie pasów i nie regulujcie monitorów – to i tak nie pomoże.

Czytaj dalej…

OPTI POBA I SPÓŁKA
Nawiązuję oczywiście do słynnej już wypowiedzi Carlo Tavecchio na temat nadmiaru obcokrajowców w Serie A. Prezydent federacji najpewniej rwał sobie resztki włosów z głowy podczas spotkania Interu z Udinese. Był to bowiem pierwszy mecz w historii Serie A, w którym w pierwszych 11 zagrali sami obcokrajowcy.

No cóż, nazwa Internazionale zobowiązuje, każdy interesujący się choć w małym stopniu historią nerazzurrich wie, że taka była natura tego zespołu od zarania dziejów. Co do Udinese, to również nie od dziś przyjęto tam konkretny model biznesowy, który polega na sprowadzaniu młodych obcokrajowców z nadzieją na kolejną gwiazdę pokroju Alexisa Sancheza.

Dlatego też nie jestem specjalnie zdziwiony. Już prędzej zaskakuje mnie fakt, że to dopiero pierwsza taka sytuacja w historii. Inter, co już wykazałem wyżej, nigdy nie grzeszył nadmiarem Włochów, a i cotygodniowe zestawienie La Gazzetta dello Sport odnośnie włoskości każdej ekipy wyraźnie wskazuje na „odwłoszenie” mniej więcej połowy ligi.

Nie możemy jednak zapominać, że obcokrajowcy pokazali na Giuseppe Meazza całkiem niezłe widowisko. Doppietta Joveticia ucieszyła mnie podwójnie, bo lubię Jo-jo (choć wolałem fryzurę z czasów gry dla Fiorentiny). Dla Czarnogórca nie jest to sezon najlepszy z możliwych, nieco przeszkadzały kontuzje, nie pomogła rotacja wyznawana przez Roberto Manciniego. Jakby tego było mało, Stevan jest o krok od zawieszenia za nadmiar żółtych kartek.

Inny stranieri, Mauro Icardi nie strzelił tym razem gola, ale wciąż dawał bardzo dużo swojej ekipie. W końcu zaliczył asystę przy trafieniu na 1:1 i był jednym z najlepszych piłkarzy na boisku. Pożegnanie gromkimi brawami najlepiej o tym świadczy. Na trzy mecze przed końcem sezonu Argentyńczyk ma na swoim koncie 15 goli, ale spieszę z zawiadomieniem – w tym samym momencie poprzedniego sezonu napastnik miał na swoim koncie 18 trafień i pięć asyst. Koronę króla strzelców zapewniły mu świetne występy w ostatnich meczach sezonu, gdy dogonił Lucę Toniego i skończył z 22 bramkami.

Ja nie wymagam od Maurito seryjnych trafień, do czasu, gdy podaje tak ładnie, jak poniżej (i nie kradnie żon przyjaciołom):

Jednocześnie jednak na taką, a nie inną grę Interowi pozwalali goście. Obrona Udinese polegała na postawieniu kilku tyczek w polu karnym i liczeniu, że piłka trafi właśnie w nie. Niestety, nerazzurri potrafili omijać te zasieki i koniec końców oglądaliśmy trafienia śmieszne. Pomyśleć, że Danilo miał być kolejnym produktem eksportowym Rodziny Pozzo. Pewnie tak będzie, ale nie zmienia to faktu, że wraz z kolegami przeszedł obok meczu.

Moim zdaniem bianconeri powinni byli ściągnąć defensorów i wpuścić napastników. W końcu niewiele zmieniłoby się z tyłu, a może coś wpadłoby z przodu? I każdy uważający, że przesadzam, niech przestudiuje poniższe gole. Swoją drogą, podanie Brozovicia do Biabianego w drugiej akcji nie mieści mi się w głowie!

Pomijając katastrofę w obronie, Udinese w cale nie musiało przegrać. W samej końcówce miało bowiem akcję na 2:2, ale ponownie Samir Handanovic zrobił to, co umie najlepiej – uratował swoim kolegom tyłki. Nie Icardi, a właśnie golkiper powinien być piłkarzem, którego włodarze Interu zatrzymają w klubie za wszelką cenę. Chyba, że zaryzykują i postawią na młodego Bardiego? Kogo ja oszukuje… Samir musi zostać.

Po zatrzymaniu akcji rywala, Inter wyszedł z kontrą, po której do siatki trafił Eder. Brazy… Włoch miał z tym ogromne problemy w nowej drużynie. To jego 13 gol w sezonie, ale dopiero pierwszy po przenosinach na Giuseppe Meazza. Przeczuwam, że Antonio Conte już nie potrzebuje argumentów, by powołać go do kadry na EURO. Szczerze? Wolałbym nawet Lapadulę z Serie B.

Koniec jednak płaczów, czas na twarde fakty. To pierwsze spotkanie w obecnym sezonie Serie A, w którym Inter zdołał odrobić straty i zdobyć komplet punktów w momencie, gdy przegrywał 0:1. W sumie się nie dziwię, bo na boisku mieliśmy Jonathana „Szybkie Nogi” Biabianego, który biega dwa razy szybciej niż myśli. Jeśli dzielimy skrzydłowych na tych poprawnych, którzy zasuwają bezrefleksyjnie oraz na geniuszy, którzy do motorków na tyłkach dokładają wysiłek umysłowy, to Francuz należałby do pierwszej grupy.

Sytuacja z sobotniego meczu okazuje to bardzo boleśnie. W momencie, gdy przyszło Biabianemu przystanąć i pomyśleć, pojawił się spory problem. „Matko kochana, co mam zrobić?! Może jeszcze pobiegnę? Niee, jak już wystartuję, to nie wyhamuję przed linią końcową. Podać? Komu, gdzie? Ktoś krzyczy? Nikogo nie widzę… Na tych lekach na serce nie było napisane, że mogą wywoływać halucynacje”. To żadne zwidy, to Yuto Nagatomo. Ja wiem, że nazywam Japończyka kieszonkowym, ale nie jest on aż tak mały, by go nie zauważać:

Nim obejrzymy piękne trafienie Udinese, czas na dwie sprawy formalne. Kibice w Mediolanie upamiętnili zamordowanego w Egipicie włoskiego studenta, Giulio Regeniego. Nic dziwnego, w końcu pochodził z Fiumicello, miasta z prowincji Udinese.
Po drugie, piłkarze nerazzurrich uczcili podpisanie nowego kontraktu przez Javiera Zanettiego. Wieloletni kapitan nie musi już martwić się o przyszłość – klub zapewnił mu umowę, której ważność wygasa wraz ze śmiercią Argentyńczyka. Widzicie kogokolwiek z obecnej ekipy, kto zasłużyłby choćby w ¼ na takie wyróżnienie?

Okej, nie zwlekam już ani chwili dłużej. Były bramki Interu, czas na trafienie Udinese. Nie mniej urodziwe pod względem samej akcji, jednak na pewno najładniejsze biorąc pod uwagę uderzenie. Thereau!

LOTITO TRIUMFUJĄCY
Wbrew pozorom nie będę pisał o Lazio, zajmę się meczem Frosinone z Palermo, w którym niespodziewanie zwyciężyli goście. Sycylijczyków większość osób skreślała już dawno, przemawiał za nimi tylko najłatwiejszy terminarz. Pozostałe walczące ekipy mają przed sobą trudniejsze mecze.

Skąd pojawia się jednak Lotito? Każdy z Was powinien wiedzieć, że właściciel biancocelestich przed awansem Carpi i Frosinone zapowiedział, że dla takich klubów nie ma miejsce w Serie A. „Będą katastrofą” – mówił. Potrafię zrozumieć jego rozumowanie, w końcu pod względem marketingowym 5-10 tysięcy kibiców na Matusa czy Alberto Braglia to samobójstwo. Jednocześnie jednak nie można odbierać zespołom tego, co wywalczyły na boisku. Murawa zweryfikowała marzenia Frosinone, Claudio Lotito może zacząć taniec radości i zwycięstwa:

Satysfakcję czuć musi również Davide Ballardini. Szkoleniowiec Palermo został zwolniony wcześniej w tym sezonie w okolicznościach, które uwłaczają wszelkim standardom. Nie można zbyt wiele wymagać jednak od Zampariniego, szczególnie biorąc pod uwagę, że przeprosił trenera i przyznał się do błędu. Jego zdaniem wszystko jest w porządku. Podobne myśleć musi Ballardini, który cofnął na pozycję trequartisty Franco Vazqueza i trafił jak kulą w płot. Ten najlepiej czuje się bowiem pod bramką przeciwnika, widać było ciąg do pola karnego i dryblingi już w tymże.

Wciąż nie widać natomiast następcy Franco w Palermo, jeśli tej roli nie podźwigną Szwedzi – Hiljemark i Quaison, to ewentualne utrzymanie się w obecnych rozgrywkach może wcale nie oznaczać spokoju za rok. Wręcz przeciwnie, rosanero będą dla mnie głównym faworytem do spadku.

Jednocześnie nie mogę zaprzeczyć słowom Alberto Gilardino, który po meczu stwierdził krótko – wszyscy psioczyli na Palermo, a oni pokazali, że mają JAJA. Ze stali i wielkości arbuzów – to już mój dopisek. I chyba właśnie psychika zadecydowała na Matusa w niedzielę. Frosinone miało bowiem multum okazji do otworzenia wyniku, ale za każdym razem brakowało wykończenia. Zaryzykuję stwierdzenie, że gospodarze byli lepsi w tym meczu piłkarsko, ale przydałby im się psycholog sportowy. W poczynaniach piłkarzy beniaminka widać było syndrom ciężkich nóg – większość z nich nie walczyła jeszcze o taką stawkę. I nie powalczy przez najbliższy rok.

Trudno bowiem wierzyć w pomyślne zakończenie sezonu przez drużynę Roberto Stellone, gdy spojrzymy w kalendarz – do końca sezonu zaledwie trzy kolejki, a na rozkładzie Frosinone sami, w zachowaniu proporcji wobec beniaminka, giganci – Sassuolo, Napoli i Milan. Zdaje się, że kibice zgromadzeni na stadionie zdawali sobie z tego sprawę, gdy przed i po meczu dopingowali swoich piłkarzy. Szczególnie obrazki po ostatnim gwizdku robiły wrażenie. Tifosi Palermo z całą pewnością mogliby się wiele nauczyć od kolegów z Frosinone.

Nie mogłem przeoczyć obecności na boisku Thiago Cionka. Brazylijski Polak pojawił się w wyjściowej jedenastce i nie można powiedzieć, że zawiódł, skoro drużyna skończyła z czystym kontem. Obrońca wygrał sporo pojedynków główkowych, a ja mam tylko nadzieję, że ktoś wyrzucił telewizor Adamowi Nawałce i selekcjoner nie widział tego występu. W innym wypadku możemy spodziewać się środka obrony rodem z Italii. O ile Kamil Glik w kadrze grać musi, to Cionkowi chyba jednak podziękujemy, prawda?

KONIEC MIESIĄCA MIODOWEGO
O ile porażka z Juventusem powinna Simone Inzaghiemu zostać wpisana jeszcze przed meczem i wybaczona, to zero punktów przywiezione z Genui nie może ujść na sucho. Nie twierdzę, że Stefano Pioli poradziłby sobie lepiej, ale pewnym jest, że tytułowy miesiąc miodowy już się zakończył.

Piszę te słowa jeszcze przed meczem Milanu, ale tak naprawdę niezależnie od wyniku rossonerich – rzymianie nie mają szans na powrót do Europy w przyszłym sezonie. W najlepszym razie biancocelesti będą tracić do mediolańczyków pięć punktów, a na rozkładzie do końca sezonu Inter, Fiorentina i Carpi. Cztery „oczka” będą sukcesem.

Warto w tym miejscu dodać, że goście wcale nie grali źle, stwarzali sobie okazje, ale niemiłosiernie je psuli. Gdyby mecz skończył się 3-3, to nie byłby to wynik zawyżony. W bramce Sampdorii wystąpił jednak Emiliano Viviano, który musiał wyklinać Gigiego Buffona, bo bramkarz Juve przyćmił jego genialny występ. Już pomijam fakt, że bramkarz Blucerchiatich wybronił rzut karny (bo słabo uderzał Candreva) – była to czwarta jedenastka obroniona w tym sezonie, tyle nie ma nikt, nawet Samir Handanovic. Emiliano bronił świetnie także w innych sytuacjach i ponownie sporo zawdzięczają mu koledzy z drużyny.

Ci bowiem poradzili sobie świetnie bez lidera defensywy Andrei Ranocchii. Duch zawieszonego obrońcy był obecny z drużyną – co miało przejść w polu karnym, to przeszło i tak naprawdę nawet Viviano nie wystarczyłby, gdyby nie ogromna nieskuteczność piłkarzy przyjezdnych. Wystarczy spojrzeć na jedną z akcji Filipa Djordjevicia z drugiej połowy. Wygląda trochę, jakby nie miał nogi, bo innego wyjaśnienia nie widzę…

Sampdorii punktu brakuje do utrzymanie i właściwie nie wiem, co dalej z ekipą Massimo Ferrero. Zastanawiam się, czy długi właściciela klubu są tak duże, jak donoszą niekoniecznie mu życzliwi. Po drugie – status Vincenzo Montelli. Będzie chciał zostać na prowincji wielkiego futbolu? Będzie chciał psuć sobie markę z Florencji? Z Blucerchiatich zbyt wiele nie wyciśnie, dziesiąte miejsce wydaje się być niebem, jeśli przyjmiemy powiedzenie „Sky is the limit”.

W tej kolejce Serie A byliśmy świadkami kilku dziwnych goli i taka też była zwycięska bramka dla gospodarzy. Bronił Marchetti, piłka odbiła się od poprzeczki i wbił ją do siatki Mobido Diakite. Przy okazji staranował Lorenzo De Silvestriego, któremu trzeba było zatamować krwawienie z nosa. Jakby tego było mało, bramkarz Lazio wyciągnął piłkę z siatki i przydała się technologia Goal-line, choć tylko ślepy nie zauważyłby futbolówki za linią. Ale wiecie co? Kilku ociemniałych wśród arbitrów Serie A bym znalazł.

Na koniec pytanie – ile meczów zawieszenia dla Balde Keity? To kolejne głupie zachowanie młokosa w ostatnich tygodniach. Przydałoby się, by ktoś w końcu trzepnął go po głowie:

PS. Ravel Morrison wszedł w niedzielę na boisko. Zaskoczeni? Ja też. Szczególnie, że naczytałem się jego debilnych tweetów o tym, jak to mu źle w Rzymie.

(NIE)GRANDE TORINO
Inauguracja Stadio Olimpico Grande Torino nie poszła po myśli gospodarzy. Byki przegrały z Sassuolo i niejako potwierdziły zamianę miejsc – dwa lata temu to Torino było na pozycji neroverdich i walczyło o Ligę Europy. Kończy się jednak epoka Giampiero Ventury, którego 3-5-2… a zresztą. Nie będę kopał 68-letniego trenera.

Znacie moje zdanie na temat oślego uporu szkoleniowca Granaty. Dość powiedzieć, że turyńczycy wrócili do normy. Nie tak dawne trzy mecze wygrane z rzędu to i tak za dużo – skutecznie zamazały obraz, jaki obecnie przedstawia ten drugi zespół z Piemontu. Okej, muszę się przyznać, dlaczego nie chcę kopać Ventury. Boję się. Po prostu, po ludzku. Wy byście się nie bali?

W przeciętność Torino wpisał się w tym sezonie Kamil Glik. Nie można, będąc obiektywnym, uznać obecne rozgrywki za równie dobre, co poprzednie w wykonaniu kapitana Byków. I odrzucam na bok wszystkie strzelone gole, bo nie z tego rozlicza się obrońcę. W trwającym sezonie widziałem niemniej niż 25 meczów Byków i nie skłamię chyba, jeśli napiszę, że w co drugim błąd popełniał reprezentacyjny defensor.

Wprawdzie większa część pomyłek miała miejsce na jesieni, obecnie jest już zdecydowanie lepiej. Choć oczywiście niedzielny mecz musi mi wyjść naprzeciw i powiedzieć: „nie masz racji”. Nie będę ukrywał, że gol na 2:1 padł w momencie, gdy Polak był tuż obok. Zawsze musi być jednak jakieś „ale”. Rozgrzeszam rodaka po obejrzeniu powtórek – on krył Acerbiego, do Peluso doskoczył w ostatniej chwili. Zresztą, wszystko może się zdarzyć, gdy obrywa się tak wyraźnie:

Nim przejdę do szans Sassuolo na pierwszą szóstkę, chciałbym zająć się jeszcze dwoma zawodnikami Torino. Na pierwszy ogień pójdzie Josef Martinez, bo i nie zamierzam zbyt długo się o napastniku rozpisywać. Jest słaby – to widzi każdy. Potwierdził to tylko w tym meczu i właściwie tyle mam na jego temat do powiedzenia. W Turynie powinni liczyć na migdałki Maxiego Lopeza i Ciro Immobile.

Drugim piłkarzem jest Bruno Peres, który coraz wyraźniej przypomina mi Roberto Carlosa. Te rajdy, to uderzenie. Taki ofensywny obrońca, którego więcej z przodu niż pod własną bramką. Ciekawy jestem, kto chłopaka zgarnie w lecie. Tak, w lecie, bo nie wierzę, że Torino utrzyma Peresa, Maksimovicia, czy Glika. Choć właściwie Polak z całej trójki jest najbardziej prawdopodobny w kontekście pozostania w Turynie.

Co do Sassuolo, to neroverdi tracą do Milanu zaledwie punkt, co oznacza, że sprawa szóstej lokaty jest jeszcze w toku. Co ciekawe – neroverdi będą w najbliższych dwóch kolejkach otrzymywać przeciwników po rossonerich. Za tydzień podopieczni Di Francesco zagrają z Hellasem, a Milan sprawdzi Frosinone, z którym ekipa z MAPEI powalczy w 37. kolejce. Na finiszu rossonerich czeka Bologna i wymagający mecz u siebie z Romą. Nie można wykluczać sytuacji, w której to kopciuszek zajmie szóste miejsce. I zagra dzięki temu w Lidze Europy, bo zwycięstwo Milanu z Juve w finale Coppa Italia to jakieś science-fiction. Dalej, rossoneri! Zaskoczcie mnie!

Eusebio Di Francesco mówił po meczu, że chciałby z Sassuolo zrobić włoski odpowiednik Leicester. Mniejsze pieniądze, większa przepaść finansowa. Podział kasy za prawa telewizyjne jest zupełnie inny we Włoszech niż Anglii. Nie zmienia to faktu, że nie miałbym nic przeciwko, by najbardziej włoska drużyna ligi okazała się również najlepszą.

PRACUŚ BORRIELLO
Sześć lat minęło od ostatniego sezonu, w którym Marco Borriello strzelił gola w co najmniej trzech kolejnych meczach. W barwach Milanu w 2010 roku punktował kolejno z Lazio, Cagliari, Catanią i Sampdorią. Od tego czasu zdążył dorobić się fortuny w Rzymie i zwiedzić kilka klubów, w których bramek strzelił więcej niż kilka. Dopiero teraz, w wieku 33 lat, udało mu się jednak zaliczyć serię dłuższą niż dwa spotkania z golem z rzędu. Momentami poważnie zastanawiam się, kim ten człowiek jest oraz co i dlaczego zrobił Borriello?

Śmiechy na bok – poważniej ciekawi mnie fakt, że właśnie u schyłku kariery Marek postanowił być użyteczny swojej ekipie. Że też mu się chce… a może stwierdził, że wkrótce nikt już w ekstraklasie nie nabierze się na jego rzekome umiejętności i najwyższy czas się trochę postarać, by zarabiać na dobrym poziomie jeszcze dwa, trzy lata?
W związku z ostatnimi sezonami,= uważałem Borriello za leniucha jakich mało. Tym bardziej zaskoczyły mnie statystyki po meczu – 33 lata na karku pozwalają na 11 kilometrów przebytych, w tym ponad 3,5 w biegu. Serie A to naprawdę liga dla wiekowych piłkarzy.

Atalanta dzięki golowi Marco utrzymała się w elicie, ale musiała potwierdzić wszystkie wady, które jej zarzucam tydzień w tydzień. Przede wszystkim – nie ma czerwonej kartki, nie ma zabawy. Tym razem do kajetu sędziego trafił Alejandro Gomez, którego do tej pory kojarzyliśmy raczej z efektowną grą. No cóż, w MMA uderzenie łokciem w głowę jest uważane za takowe. Może więc Argentyńczyk zmienia profesję i to z nim Conor McGregor zawalczy na UFC 200 w wadze piórkowej?

Do swoich piłkarzy dostosował się również trener. Edoardo Reja nie wytrzymał nerwowo i zrobił wystarczająco dużo, by sędzia podziękował mu za udział w spotkaniu i wysłał na trybuny. 73-letni szkoleniowiec mógł się zirytować, gdyż La Dea mieli pod górkę od pierwszego gwizdka. W pierwszej połowie z boiska zejść musiał Paletta, którego zmienił Stendardo. Nic wielkiego, bywa. Co jednak powiecie na to, że zmiennik na boisku wytrzymał zaledwie osiem minut i z kontuzją ramienia musiał zostać zastąpiony przez Cherubina? Świetny sposób na zmarnowanie większości opcji taktycznych. Nie, Cherubinowi nic się nie stało.

Wiele więcej odnośnie tego spotkania, poza tym, że się odbyło, do dodania nie mam. Ponownie, Atalanta zapewniła sobie utrzymanie, Chievo straciło szansę na Ligę Europy. Tak, jakby kiedykolwiek ją mieli. To chyba pierwszy raz w tym sezonie, gdy moje przewidywania się sprawdziły. Nigdy nie wątpiłem, że jestem prawdziwym ekspertem.

BRAK POMYSŁU NA TYTUŁ
Serio, nie wiedziałem, jak podsumować mecz na Renato Dall’Ara w dwóch, trzech słowach. Był to mecz o nic i nic wielkiego właściwie się nie stało. W końcu Genoa pokazała to, co widzimy w jej wykonaniu przez całe obecne rozgrywki. Niech niezły wynik przed tygodniem nas nie zwiedzie – wkrótce nadejdzie pogorszenie – grzmieć powinienem przed kolejką.
Świetnie odpowiedziała natomiast Bologna na upokorzenie, którego doznała z Napoli.

Strzelanie rozpoczął Emanuele Giaccherini, który ponownie wysyła wyraźny sygnał Antonio Conte. Siódmy gol w sezonie – niezły wynik i muszę przyznać, że nie będę mógł zbytnio narzekać na ewentualne powołanie dla skrzydłowego Bologny. No właśnie, problem w tym, że jego czas w drużynie Donadoniego dobiega końca. Sunderland wypożyczył Włocha bez opcji wykupu po sezonie, a żądania angielskiego klubu są zupełnie odrealnione. Choćby właściciel rossoblu naprawdę nie miał na co wydawać pieniędzy, to około 10 milionów za rocznikowo 31-latka to zdecydowanie za dużo.

Wynik ustalił inny starszy już piłkarz, dokładniej Sergio Floccari. Była to chyba najdziwniejsza bramka w ten weekend. Oglądaliście „Tsubasę”? To była bajka mojego dzieciństwa i zawsze zastanawiałem się, czy jest możliwy wspólny strzał dwóch piłkarzy. Tak jak kiedyś zrobili to bohaterowie kreskówki. Teraz już wiem, że tak. Obrońca Genoi próbował wybijać piłkę, ale zrobił to w tym samym momencie, gdy Floccari postanowił na bramkę uderzyć. Co z tego wyszło? Oceńcie sami, ja jestem jednak pewny – moja zagadka dzieciństwa rozwiązana.

Faktem najlepiej oddającym brak emocji w Genui niech będzie to, że najciekawsze wydarzenie miało miejsce na trybunach Renato Dall’Ara. W nietypowy sposób postanowił oświadczyć się jeden z kibiców. Niestety nie wiem, czy Melania powiedziała „tak”.

PIĄTA FALA
Tak, Juventus zdobył Scudetto. Ja jednak nie o tym, przynajmniej nie teraz. Zaczynamy bowiem od Sebastiena Freya. Każdy sympatyk calcio urodzony na tyle wcześnie, by pamiętać Fiorentinę w latach 2006-2011, wie, kim jest ten Pan. Genialny bramkarz, którego we Florencji zastąpił Artur Boruc, okazał się niedojrzałym człowiekiem. Dlaczego? Każdy, kto wrzuca tego typu obrazki na Twittera, nie może zostać uznany przeze mnie za dorosłego mentalnie.

Kontynuując wątek byłych graczy ekipy z Artemio Franchi – Juan Cuadrado. Kolumbijczyk powrócił do Florencji i… według Sky Sport Italia początkowo odmówił wejścia na boisko. Miało to miejsce w samej końcówce i w końcu skrzydłowy pojawił się na murawie. Tylko po to, by bardzo szybko sprokurować rzut karny. W tym momencie przypomina się Roberto Baggio, który odmówił wykonania jedenastki przeciwko Violi, gdy opuścił Toskanię i grał właśnie w Juve.

Nim zajmiemy się Starą Damą, chcę zamknąć temat Fiorentiny. Muszą sobie piłkarze pluć w brodę, że nie potrafili grać tak, jak z Juve w ostatnich dwóch miesiącach. Być może biliby się właśnie o Ligę Mistrzów z AS Romą. A tak muszą florentczycy walczyć o ulubione czwarte miejsce. Z drugiej jednak strony – nie można zbyt wiele wymagać od drużyny, która polega na dwóch zawodnikach. Nikola Kalinić i Josip Ilicić to fundamentalni gracze w układance Sousy i każde obniżenie formy któregoś z nich od razu rzutuje na wynikach Violi.

W myśl zasady, że każdy chce bić mistrza – przeciwko Juve Fiorentina zagrała najlepiej od bardzo dawna. Tym bardziej żal ekipy Paulo Sousy, gdy wspomnimy wszystkie błędy sędziego, Paolo Tagliavento. Pokusiłem się nawet o rebus pt. „Jak bardzo należał się Fiorentinie remis?”. Zanim zmieszam z błotem Paolo Tagliavento, pobawcie się w poszukiwanie rozwiązania. Wiem, trudne.

Okej, czas na małą tyradę. Uważajcie, bo będzie głośno i może się zdarzyć oberwanie drobinkami śliny. Tak, mogę się nie kontrolować. Także głowa między ramiona i zaczynamy! Trzy błędy pana Tagliavento widział nawet ślepy – niesłusznie nieuznany gol Bernardeschiego, nieodgwizdanie i późniejsze błędne odgwizdanie karnego dla Fiorentiny. Na pewno było ich więcej, ale nie rozdrabniajmy się, bo powyższa trójca wystarczy, by wystawić mu dwóję, tyle że w uniwersyteckim systemie oceniania.

Nic dziwnego, że po takich spotkaniach zdarzają się podejrzenia o przychylność sędziów wobec Juve. No cóż, moim zdaniem takie insynuacje można między bajki włożyć. Jeśli ktoś żyje spiskami, to nie rozumiem właściwie, po co ogląda futbol. Gdybym był święcie przekonany, że wszystko jest ustawione, to nie traciłbym na piłkę czasu. A nie… wróć. Oglądam wrestling, więc muszę cofnąć wszystko to, co właśnie napisałem. Nie zmienia to jednak tego, że szkoda życia na doszukiwanie się dziury w całym. Jeśli coś jest/było/będzie nie tak, to wyjdzie na jaw prędzej niż później. I tego się trzymajmy.

Właśnie tak żenujące występy sędziów skłaniają mnie natomiast do polubienia pomysłu o powtórkach wideo. Wtedy nie byłoby już mowy o żadnych domysłach, wszystko byśmy wiedzieli. Zawsze twierdziłem, że zabije to piękno i romantyzm piłki, do których zaliczałem również cyrki z sędziami. Tak, mi jest łatwiej, bo nie sympatyzuję klubowo. Z biegiem czasu muszę jednak przyznać rację zwolennikom technologii w futbolu. Kto wie, może powtórki będą takim samym strzałem w dziesiątkę, co Goal-line? Wystarczy już o sędziowaniu, a co do Tagliavento – liczę na odpoczynek do końca sezonu. Zapracował na to.

Nicola Rizzoli powiedział po tym pojedynku natomiast, że być może sędziowie będą wypowiadać się po meczu w wywiadach dla telewizji. Czemu nie, wiem nawet, co powiedziałby rozjemca meczu we Florencji: „Nie mogę Wam pomóc, jestem koniem”. I ubrałby się mniej więcej tak, jak ten kibic Juventusu:

Przejdźmy do mistrzów. Choć po rozegraniu meczu z Violą nie było wiadomo, że na trzy kolejki przed końcem sezonu, Juve zostanie koronowane po raz piąty z rzędu. To oczywiście pierwsza drużyna, której udało się taka sztuka dwukrotnie – po raz pierwszy miało to miejsce w latach trzydziestych. Z całą pewnością nie miałoby to miejsca bez Gianluigiego Buffona. Piszę to w pełni szczerze, to nie puste słowa. Naprawdę uważam, że z innym bramkarzem, np. Rafaelem vel Ręcznik na poprzeczce z Napoli, Stara Dama nie zostałaby mistrzem. Mają Supermana, więc i radości nie było końca:

Co tam Dybale, Pogby i inne Lichtsteinery – to Gigi jest królem Turynu. Nie podejmę się, ale gdyby przeliczyć liczbę setek, które wybronił Juve  w tym sezonie, to najpewniej moja teza zostałaby potwierdzona. We Florencji mieliśmy nie tylko rzut karny i dobitkę po nim, ale również wiele innych sytuacji, w których ratował bianconerim skórę.

Buffon to najlepszy bramkarz naszych czasów – co do tego również nie mam wątpliwości. Proszę mi nawet nie wyskakiwać z żadnym Neuerem czy Casillasem. Ewentualnie za Olivera Kahna się nie pogniewam. Choć Oliego można zaliczać jeszcze do poprzedniej epoki. Epoki przedwitruwiańskiej:

Kilka słów należy się również Ruganiemu, który zobaczył pierwszą żółtą kartkę w Serie A, po ponad 50 meczach. Przeciwko Violi grał jednak niepewnie, widać było, że przyda mu się jeszcze trochę nauki. Dlatego też apeluję do władz Juventusu (tak, czytają!) – przedłużcie o rok kontrakt Barzagliego. Jak wchodzić na poziom uniwersytecki w defensywie, to tylko pod czujnym okiem profesora.

PS Jak to było z Andreą Ranocchią? Szkoda nieco Mandzukicia, dopiero co ściągnął maskę:

MISTRZOWSKA WYGRANA ROMY
Niektórzy powiedzą, że Roma wygrała Juventusowi Scudetto, ale nie mogę się z tym zgodzić. Nie tylko Stara Dama mistrzostwo zdobyła sama, ale przede wszystkim Roma walczyła w poniedziałek o drugą lokatę. Czy ją zdobędzie? Cholera, będzie trudno. Nawet nie chodzi o to, że Roma ma niełatwy terminarz. Prędzej giallorossi wygrają bowiem wszystkie mecze do końca sezonu, niż Napoli straci jakiekolwiek punkty. A wciąż brakuje dwóch „oczek”. Pełna pula w pojedynkach rzymian z Genoą, Chievo i Milanem? Do zrobienia. Kto jednak ma okazać się bohaterem, który zatrzyma Napoli? Atalanta, Torino, a może Frosinone? Szanse są niewielkie.

Wszystko w nogach piłkarzy z Neapolu. Stawka jest spora, bo tylko drugie miejsce daje bezpośredni awans do Ligi Mistrzów. Chyba nie muszę pisać, jak wielkim koszmarem Serie A są play-offy do elitarnych rozgrywek? Choć jednocześnie muszę przyznać, że jest szansa na trzy drużyny w elicie. Tak Roma, jak i Napoli są wystarczająco mocne, by przejść feralne eliminacje.
Gola przedłużającego emocje strzelił Radja Nainggolan, ale w trafienie musiał być zamieszany Francesco Totti. Nawet Spalletti po meczu zauważył łaskawie to, o czym pisałem przed kilkoma dniami, po 34. kolejce. Dżoker idealny, który przed meczem z Napoli uratował giallorossim aż pięć punktów, co oznacza, że bez niego rzymianie mogliby o LM co najwyżej pomarzyć.

Nie byłoby jednak zwycięstwa, bez dobrej formy Wojciecha Szczęsnego. Bramkarz Romy miał kilka sytuacji podwyższonego ryzyka i spisał się bez zarzutu. Szczególne brawa należą się za naprawianie błędów Maicona, który nie zapisze tego meczu do pamiętnika w rubryce „To był dobry dzień”. Na formę polskiego golkipera mogło się zżymać natomiast około dwóch tysięcy kibiców Napoli, którzy dostali się na stadion. Dlaczego „dostali”? Bo nie powinno ich tam być, spotkanie podwyższonego ryzyka miało odbyć się bez kibiców gości. Ot, Włochy.

Z łańcucha, po trzech kolejkach zawieszenia, został spuszczony Gonzalo Higuain. Argentyńczyk miał tyle energii, że mało nie wydłubał oka Kostasowi Manolasowi, który musiał opuścić boisko. Spore osłabienie staje się ogromne, gdy dodam, że w jego miejsce wszedł Erwin Zukanovic. Cały plan Spallettiego mógł pójść się… przejść, ale tata Luciano pokazał stoicki spokój i pocieszył Greka przy linii. Niech wie, że to nie jego wina. To ten osiłek Gonzalo, to znowu on!

Poza rozdawaniem razów, król strzelców tego sezonu (możemy już spokojnie tak go nazywać) pokazał się z przyzwoitej strony. Nie był to powrót idealny, ale miał kilka momentów. Najważniejszy miał miejsce w pierwszej połowie, gdy genialnym przyjęciem kilkudziesięciometrowego podania minął dwóch środkowych obrońców Romy i tylko przytomne wyjście Szczęsnego z bramki sprawiło, że piłka nie znalazła drogi do siatki.

Na zakończenie dwóch piłkarzy – zacznijmy od Driesa Mertensa, który po bezbłędnym meczu z Bologną obrósł wyraźnie w piórka. Pomógł w tym fakt, iż posadził dzisiaj na ławce Lorenzo Insigne. Nie było to jednak najlepsze, co mogło spotkać Belga – miałem wrażenie, że zbyt często próbował strzelać, tak jakby każde uderzenie miało wpaść do bramki w taki sposób, jak to na 5:0 z rossoblu. Myślę, że mecz w Rzymie nieco go oskubał, ewentualnie ktoś da mu Snickersa i wszystko wróci do normy.

Drugiego zawodnika, do którego chcę się odnieść, nie było na boisku. Umar Sadiq został odesłany bowiem do drużyny Primavery, gdzie od tego czasu strzelił trzy gole i zaliczył dwie asysty. Ja nie o tym jednak. Nigeryjczyk otrzymał bowiem czerwoną kartkę w rozgrywanym w ubiegłym tygodniu meczu derbowym z Lazio. Osłabił swoją ekipę już w 24 minucie, ale nie to było najgorsze. 19-latek nie tylko musiał opuścić boisko za uderzenie przeciwnika, w dodatku zajęło mu to bardzo długo – nie zamierzał zejść z murawy potulnie.

Szykuje się dłuższe zawieszenie i skoro pisałem o gwiazdorzeniu wyżej, to może i tutaj przydałby się Snickers.

GDYBY NIE SĘDZIA…
Tak można podsumować narrację niektórych kibiców Milanu. Oczywiście, rossonerim w tym sezonie obrywa się nadspodziewanie często od arbitrów, ale zrzucanie wszystko na oficjelów jest tylko przyznaniem się do słabości ukochanego klubu. Mediolańczycy powinni spotkanie z outsiderem ligi wygrać nawet w momencie, gdy sędzia niesłusznie odgwiżdże pięć karnych przeciwko nim. Legenda włoskiego futbolu, wielki klub – więc moje oczekiwania i wymagania są duże.

Bezsprzecznie sędzia miał wpływ na wynik pojedynku. Nie zamierzam tego podważać. Nie tylko nie podyktował rzutu karnego dla Milanu, ale również bardzo naciągnął swoją decyzję przy jedenastce dla Hellasu. Równie dobrze mógłby odgwizdać nie rękę, a faul na obrońcy rossonerich.

Jednocześnie jednak nie można zapominać, że zdania podzielone są również odnośnie gola na 1:0. Według niektórych Menez, w momencie uderzenia Hondy, był na spalonym. Minimalnym, ale wciąż jest to pomyłka. Dlatego też trzeba pogodzić się z błędami i grać tak, by nie decydowały one o wyniku. Wiadomo, czasem się nie uda, ale zrzucanie na ich karb całej winy… to głupota.

Bo Milan wcale nie był drużyną, która na 85 minut zamknęła Hellas w polu karnym i ostrzeliwała bramkę. Gollini nie został bohaterem tego meczu, bo nie miał aż tylu okazji do interwencji, by przyćmić chociażby Buffona czy Viviano. Ba! Więcej roboty czekało dzisiaj Donnarummę, który spisywał się właściwie bez zarzutu. Do meritum jednak, rossoneri nie byli drużyną lepszą, a myślę, że nie byłoby najbardziej kontrowersyjną tezą na łamach moich podsumowań, gdybym napisał, że Hellasowi należały się trzy punkty. Bum! Co się napisało, tego nie da się odnapisać. Nie, nie mogę skasować. Tak, delete i backspace mi się zepsuły, a opcja wytnij nie działa.

W tym momencie wychodzi głupota Silvio Berlusconiego. Do teraz nie potrafię zrozumieć sensu zwolnienia Sinisy Mihajlovicia. Jeśli wywalać trenera, to na koniec sezonu, a nie cztery kolejki przed finiszem. Toż to szczyt głupoty. Chociaż nie, parafrazując Garfielda – zawsze gdy wydaje mi się, że to już szczyt, Silvio wskazuje mi kolejny wierzchołek. I jest w tym bardzo dobry, bo zatrudnienie Brocchiego nie było pomysłem mądrym.

A wiecie co będzie jeszcze głupsze? Co będzie Mount Everestem idiotyzmu? Jeśli Milan obroni szóste miejsce i/lub wygra Coppa Italia i pan z Primavery podpisze nowy kontrakt na następny rok. Chyba nie muszę pisać, że będzie to oznaczać kolejny sezon w plecy. Czasem mam ochotę Was, drodzy kibice Milanu, po prostu przytulić.

Na pocieszenie napiszę, że przynajmniej, po meczu z Carpi, Bacca nie obraził się na klub śmiertelnie. Ledwie się sfochał. Dziękujcie Carlosowi, bo dzięki temu mogliście oglądać kolejne próby strzelenia gola raboną. Czy po tysięcznym podejściu będziecie życzyć mu połamania nóg? Jestem rozdarty – z jednej strony mam nadzieję, że nie, a z drugiej życzę Milanowi, by Kolumbijczyk miał okazję na wykonanie tysiąca rabon. Wiecie, co jednak widzę przed sobą? Górę K2. Wiecie, co jest na jej szczycie? Odejście Kolumbijczyka i wykupienie Balotellego…

Zmieniając już temat – Paweł Wszołek zagrał przyzwoity mecz, a o tym, że nie był to występ wybitny, świadczy fakt, że grę przyćmiła jedna sytuacja. W pierwszej połowie Milan miał akcję, która zakończyła się długą wrzutką na lewą stronę pola karnego. De Sciglio próbował przejąć piłkę, podobnie było z Polakiem. Pierwszy upadł Włoch, a na niego były gracz Polonii Warszawa. Początkowo wydawało się, że wszystko w porządku, jednak później obrońca rossonerich wstał… i bolało. Jak diabli. Poniżej cała sytuacja:

A tutaj jej wynik:

Nasz rodak powinien udać się od razu po meczu do kwiaciarni i kupić ogromny bukiet kobiecie De Sciglio. Choć może poszkodowany powinien być Polakowi wdzięczny? Teraz dowie się, czy dziewczyna jest z nim dla wyglądu (bo przecież nie dla kasy).

PO UTRZYMANIE I JESZCZE DALEJ!
Najśmieszniejsze w meczu w Modenie było to, że lepszą drużyną okazało się Empoli. Na papierze nie powinno to nikogo dziwić, jednak perspektywę musi zmienić czerwona kartka dla Mchedlidze już w 25 minucie. Wykluczeniem napastnika zajmiemy się nieco późnej, natomiast teraz wracajmy do samego meczu. Carpi wyraźnie zrozumiało, że do utrzymania w Serie A niezbędne jest wyrachowanie i cynizm. Nie zabrakło ich wieczorem na Alberto Braglia. Bo choć to Empoli dłużej utrzymywało się przy piłce i miało zaskakująco dużo sytuacji, jak na drużynę grającą w osłabieniu, to jedynego gola zaliczyli nominalni gospodarze (nominalni, bo granie w Modenie nijak nie można nazwać byciem gospodarzem).

Rozegrał się Kevin Lasagna, który po słabych występach zasiadł na ławce. W drugiej połowie zmienił Cirmiego i zadał kłam wszystkim teoriom, które wysnuwałem na jego temat przez ostatnie dwa tygodnie. Przesadzam oczywiście, bo choć Kevin strzelił gola i miał genialną okazję chwilę przed nim, to jedna jaskółka czyni co najwyżej przedwiośnie, w którym poczekam na kolejne niezłe występy Włocha. Podtrzyma formę, zastanowię się nad odszczekaniem „piłkarza drugoligowego” wobec bohatera beniaminka.

Jedno pozostaje pewne – Lasagna to idealny dżoker. Chłopak, który w sezonie strzelił pięć goli, wszystkie zaliczył, gdy wchodził z ławki. To najlepszy wynik w Serie A, a w Europie wyprzedzają go pod tym względem tylko dwaj piłkarze. Mogę założyć się o miesięczną wypłatę (spokojnie, nie staniecie się milionerami), że nie zgadniecie ich nazwisk. Zastanówcie się przez chwilę… już? Okej, więcej strzelali z ławki Robert Lewandowski (7) i Kamil Grosicki (6).

Pisałem już o Mchedlidze i jego czerwonej kartce. Wyglądało to mniej więcej tak: przypadkowo czy też nie – Levan znokautował Crimiego prawym podbródkowym. Trzepnął go tak mocno, że piłkarz Carpi długo nie był w stanie podnieść się z murawy, a na trybuny został wysłany Fabrizio Castori, który wściekły wbiegł na boisko. W sumie nie do końca rozumiem powodu – stało się, trudno. Przecież winowajca został wyrzucony z boiska. Choć z drugiej strony mógł się zmartwić, potężnie oberwał jego podopieczny.

Na przestrzeni tych kilkudziesięciu tysięcy znaków przeczytaliście już o kilku sytuacjach, w których zawodnicy obchodzili się z rywalem niezbyt delikatnie. Lubię MMA i regularnie śledzę UFC. Podczas każdej gali jest tam do rozdania kilka nagród, w tym za najlepszy nokaut. Do zgarnięcia jest ponad 50 tysięcy dolarów, kwota nie do przecenienia. Postanowiłem rozpisać konkurs na najlepszy cios kończący w tej kolejce Serie A. W dwóch przypadkach kończył się on zejściem przeciwnika z boiska i co ciekawe, to właśnie te próby nie zostały nagrodzone czerwonymi kartkami.

Nie przedłużając jednak, zapraszam do głosowania. Do tej pory zwycięża patriotyzm – w wyścigu po uścisk mojej dłoni (tak, oto nagroda) wygrywa Paweł Wszołek, który zdeptał De Sciglio. Wprawdzie w UFC takie zagrywki są zabronione, ale bądźmy przychylni dla rodaka, niech ma!

Nie można po wygranej Carpi nie zastanawiać się, czy oznacza to utrzymanie ekipy Castoriego. Trzy punkty nad Palermo pozostały, to najważniejsze. Utrzymanie przewagi nie będzie łatwe, nie bez powodu uważałem, że to biancorossi mają najtrudniejszy terminarz na finiszu sezonu. Na rozkładzie Juventus, Lazio i Udinese, czyli ekipy bez celu w ostatnich kolejkach. To samo można jednak powiedzieć o przeciwnikach Palermo, a kaliber jednak mniejszy – Sampdoria, Fiorentina, Hellas.

Zdarzyć może się wszystko, a zadecyduje najpewniej ostatnia seria spotkań. Czego sobie i Wam życzę. Niech się kluby martwią, a my poekscytujemy się ich walką o ostatnie miejsce w Serie A.

Na koniec małe LOL, a dokładniej Lollo. Zawodnik Carpi w bardzo nieudolny sposób próbował wymusić rzut karny po rzekomym faulu Piotra Zielińskiego. Niewiele więcej mogę dodać, ponad to, co i tak zobaczycie. Napiszę jedynie, że Lorenzo nie powinien się załamywać. Gdzie byłby Leonardo Di Carpio, gdyby poddał się po tylu latach bez Oskara? Próbuj Lollo, kiedyś się uda… w końcu jesteś Włochem!

Dwa szybkie PSy na koniec:

PS Nie ma mnie w weekend majowy. Domyślam się, że wolelibyście przeczytać podsumowanie, więc umówmy się, że pojawi się ono nieco później. Musicie się zgodzić, innego i lepszego wyjścia nie macie.

PPS Dzisiejsza sonda dotyczy nie podsumowań, a zapowiedzi meczów. Ciekawy jestem, czy jest sens, bym produkował się do tego stopnia, jak przed meczem Carpi z Empoli, o którym napisałem, bagatela, 18 akapitów. Odpowiadajcie szczerze, dzięki z góry!

Komentarze