Pierwsza kolejka nowego sezonu ułożyła się idealnie dla dwóch madryckich gigantów, za to kiepsko dla trzeciego gracza. Barcelona wraz z Lewandowskim dała ponownie ograć się Rayo Vallecano i rozpocznie sezon od “debetu” względem stołecznych rywali.
- Wydarzeniem, które elektryzowało fanów w Hiszpanii najmocniej, był debiut Roberta Lewandowskiego w barwach Barcelony
- O ile jednak Blaugrana zawiodła, tracąc punkty z Rayo Vallecano, o tyle jej rywale skorzystali na braku szumu wokół siebie
- Uwagę zwracają zwłaszcza bohaterowie w zespole Atletico. No bo kto jeszcze w maju postawiłby na Moratę i Griezmanna w tej roli?
Barcelona dała złapać się na tę samą sztuczkę. Trzeci raz z rzędu
Na fali entuzjazmu debiutem Roberta Lewandowskiego i reszty plejady gwiazd, a także wnioskując po udanym okresie przygotowawczym, przed pierwszym meczem Barcelony z rzadka wspominano choćby o Rayo Vallecano. Przyznam, że sam dałem się na to złapać. Jasne, zespół z Madrytu zdołał dwa razy uprzykrzyć życie Blaugranie w minionym sezonie, a trener Iraola udowodnił już, że zna się na taktyce reaktywnej. Sądziłem jednak, że Błyskawice będą przypominać raczej zespół z rundy wiosennej, niż jesiennej, gdy dobrnęli do końca sezonu tylko siłą rozpędu. A poza tym, no ludzie kochani, przecież teraz mówimy o całkiem innej Barcelonie!
No właśnie. Wszelkim krytykom Xaviego i Dumy Katalonii przypomnę, że w sobotnim spotkaniu nie zadebiutował tylko Lewy, ale i trzech innych graczy, którzy dopiero uczą się gry w nowym systemie. Choć nie ulega wątpliwości, że tę rundę taktycznego pokera zdecydowanie wygrał trener Iraola.
Bask ponownie wyłączył środek pola, wiedząc, że podstawą jest zablokowanie piłek od Gaviego i Pedriego do Polaka. Zaryzykował, pozwalając Blaugranie grać skrzydłami i tym razem to mu się opłaciło. Dembele był aktywny i powinien zakończyć mecz z dwoma asystami, ale jego współpraca z Raphinhą nie wyglądała tak dobrze, jak w sparingach. Przed Xavim jeszcze sporo pracy, ale Katalończyk ma też pewne powody do zadowolenia.
Co z tym debiutem?
Jak zagrał Robert Lewandowski w swoim oficjalnym debiucie? Ano przeciętnie. W polskich mediach widziałem głównie narrację negatywną, ale nie przesadzajmy. Polak raz efektownie trafił do siatki, tyle, że znajdował się na spalonym. Miał jeszcze co najmniej jedną dogodną okazję, a ponadto fenomenalnie tworzył przestrzenie kolegom. Co najmniej trzykrotnie “wiązał” kilku rywali, przez co groźne uderzenia oddali Raphinha czy Ansu Fati. Gdyby choć jeden z tych strzałów wylądował w siatce, narracja pomeczowa byłaby całkiem inna.
A z czego może cieszyć się Xavi? Na pewno z formy Marca-Andre ter Stegena. Niemca typowano przed początkiem kampanii na najsłabsze ogniwo, zwłaszcza, mając w pamięci dwa ostatnie lata w jego wykonaniu. Tym razem w końcówkach obu połów weteran popisał się fenomenalnymi interwencjami i zaczął sezon od czystego konta. A przecież wygranie Trofeo Zamora to wielki cel byłego gracza Borussii Moenchengladbach.
Wspominałem już o niezłym występie Dembele, świetne wrażenie po wejściu z ławki zrobił też Frenkie de Jong. Krótko mówiąc, bordowo-granatowa maszyna ruszy. Tyle, że wtedy będzie już musiała gonić dwie inne, które już wyruszyły z Madrytu.
Sukces lubi ciszę
Gdy Blaugrana aktywowała kolejne “dźwignie” i sprowadzała nowe nazwiska, Carlo Ancelotti pracował. Co ważniejsze, pracował już od lipca z pełną grupą. Antonio Ruediger i Aurelien Tchouameni błyskawicznie dołączyli do Realu Madryt, przez co Włoch mógł spokojnie dopasowywać ich do gry zespołu, nie rezygnując z tego, co dotychczas wypracował.
Ancelotti nigdy nie wygrał dwa razy tej samej ligi, więc, co logiczne, nie obronił też tytułu z żadnym klubem. Zapowiadając odejście na – zapewne rychłą – emeryturę, być może weteran postawił sobie za cel udowodnienie niedowiarkom swojej klasy. I jego podopieczni zaczęli naprawdę świetnie. W walce z najgroźniejszym – przynajmniej w tym momencie sezonu – z beniaminków rozpoczęli fatalnie, co widać na poniższej statystyce.
Ale później raz za razem bombardowali bramkę Almerii. Było tylko kwestią czasu, aż odwrócą wynik. Zrobił to David Alaba, który zanotował podręcznikowe wejście smoka. Syn Carletto przekonał ojca, by wpuścił Austriaka jeszcze przed wykonaniem rzutu wolnego. Starszy z Ancelottich wysłuchał, a obrońca uderzył nie do obrony, fantastycznie. Katalończycy gadają, a biała karawana jedzie dalej, powiedziałby ktoś złośliwy. Ale faktem jest, że pierwsza kolejka udowodniła, że Los Blancos to wciąż najrówniejszy z gigantów.
Morata i Griezmann bohaterami Atle… Czekaj, co?!
Z podobnego założenia, co Ancelotti, wyszedł Diego Simeone. Inną sprawą jest, że trener dostał od losu prawdziwy dar, gdy okazało się, że zacznie sezon od starcia z Getafe. Jeżeli Rayo to bestia negra Barcelony, to gracze Atletico są dla rywali zza miedzy uosobieniem wszystkich plag egipskich występujących jednocześnie.
O mistrzach Hiszpanii z 2021 roku mówiło się relatywnie niewiele. Podobny skład, brak licznych wzmocnień, problemy z rejestracją, niepewna przyszłość Griezmanna. Po czym Atletico wybiega na boisko i daje prawdziwe show. W tym aspekcie przodował Joao Felix, który po raz kolejny notuje niesamowite wejście w sezon. W takiej formie Portugalczyk przypomina samego Lionela Messiego. Chodzi mi nie tylko o wspaniałą wizję, która zagwarantowała mu trzy asysty, ale i ruchliwość, wizję i głód gry. Panie Joao, nie dam się jednak złapać na ten haczyk ponownie. Z oceną bohatera poczekam jeszcze co najmniej kilka tygodni.
Ważniejsze jest jednak, komu ten Felix asystował? Alvaro Morata rozpoczynający kampanię od dubletu, to już rzecz niecodzienna. Dodajmy do tego fakt, że Hiszpan oddał zaledwie dwa strzały i to w niełatwych sytuacjach, a dostaniemy ponowny debiut w czerwono-białych barwach niemalże idealny. Czy wiecznie szukający swojego miejsca na ziemi napastnik złożył podanie pozwalające aspirować mu do walki o tytuł króla strzelców? Z tym pytaniem również wrócę w okolicy mundialu. Ale Morata zdecydowanie ma coś do udowodnienia w Madrycie. I oglądanie jego wpasowania się do trudnego systemu Simeone i walki z zawodnikami pokroju Correi czy Cunhi, będzie interesujące.
Nie zapomnijmy też o spisywanym na straty Griezmannie. Francuz w poniedziałek wszedł z ławki i ładnym, płaskim strzałem ustalił wynik. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż ostatnią ligową bramkę strzelił w… listopadzie! Oby to był zwiastun uśmiechniętego, skutecznego Grizzou, bo nie tylko Atletico, ale cała La Liga może na tym bardzo zyskać.
Całość tekstu znajduje się na Primeradivision.pl. Tam wybrano dodatkowo Partidazo, evento, jugador oraz golazo minionej kolejki. Sprawdź aktualną tabelę La Liga.
Komentarze