Sebastian Staszewski w felietonie dla goal.pl komentuje zwolnienie trenera Legii Warszawa Aleksandara Vukovicia. Mistrzowie Polski zaliczyli falstart w Ekstraklasie i odpadli z eliminacji Ligi Mistrzów.
Po dramatycznym w wykonaniu Legii Warszawa meczu z Górnikiem Zabrze, który bez moralnych wątpliwości można nazwać kompromitacją, na Łazienkowskiej coś się skończyło. W powietrzu zawisło pytanie: czy agonia będzie wciąż trawa? Dariusz Mioduski odpowiedział na nie szybko: nie. I zwolnił Aleksandara Vukovicia.
Podatki, śmierć i… zwolnienie
W życiu piłkarskiego trenera pewne są trzy rzeczy: podatki, śmierć oraz to, że w końcu go wyrzucą z pracy. Są takie przypadki jak Alex Ferguson i Arsene Wenger, ale zdarzają się one rzadziej niż szóstka w totka. Zazwyczaj wygląda to tak, że jest konferencja prasowa, słowa wsparcia od właściciela, kilka niezłych meczów, później znacznie więcej meczów słabych, ultimatum i pakowanie kartonów. Na miejsce zwolnionego przychodzi nowy, dziennikarze mają o czym pisać, znów jest konferencja, znów słowa wsparcia, seria meczów słabych i tak dalej. W tym cyklu uczestniczą właśnie były już trener Legii Warszawa Aleksandar Vuković oraz przyszły trener Legii Warszawa Czesław Michniewicz.
Bo trzeba zapier…
Formuła z Vukoviciem jako trenerem się wyczerpała. Są tacy, którzy twierdzą, że jej nigdy nie było, ale w poczynaniach Serba widzę pewną konsekwencję. Jego ograniczone umiejętności szkoleniowe sprawiały, że w szatni nie mógł popisywać się taktycznym sznytem w stylu Henninga Berga i charyzmą Stanisława Czerczesowa. Mając tego świadomość chciał więc postawić na to, z czego słynął jako piłkarz: na “zapier…”. Bo w Legii trzeba robić wślizgi, dużo biegać i w ogóle zachowywać się jak po wypiciu dzbanka kawy. Jakiś pomysł to był, ale takie koncepty można wprowadzać w biedującej Koronie, ale nie w Legii, która w lidze ma wszystkiego więcej niż jej rywale. No, może poza punktami.
Imponujące transfery
Gwoździem do trumny Vuko okazało się zresztą letnie okno transferowe, jak na nasze warunki wręcz znakomite. Legia nie pozyskała maratończyków z pianą na ustach, tylko ludzi specjalizujących się w dokładnym kopaniu piłki. Artur Boruc i Filip Mladenović od razu wskoczyli do podstawowego składu, Rafael Lopes i Josip Juranović też mają takie ambicje, a potencjał Bartosza Kapustki i Joela Valencii, którzy do Warszawy przyjechali za darmo, wydawał się idealnym materiałem do pracy szkoleniowej.
Jakby tego było mało, właściciel Mioduski i dyrektor Kucharski konsekwentnie odrzucali propozycje bogatszych od Legii klubów, które widziały u siebie Domagoja Antolicia i Michała Karbownika. Dawno nie było w Polsce tak odpornej na euro i dolary Legii. Ale nawet zbudowana dzięki temu kadra nie wystarczyła, by ograć Cypryjczyków i Jagiellonię. Jeśli więc to było za mało, to Vukoviciowi pomógłby chyba tylko Leo Messi w formie. Ale ten, co już wiadomo, na razie nie wybiera się poza Barcelonę.
“W końcu mamy trenera”
Niedawno miałem okazję zjeść obiad z jednym z byłych właścicieli polskich klubów, który zażartował: “Krzywa uczenia się jest różna, ale jak widać, dotyczy nawet Darka Mioduskiego”. W tym złośliwym komentarzu sporo jest prawdy, bo prezes i właściciel w jednym podejmuje coraz dojrzalsze decyzje. To, że wzmocnił kadrę i to, że jej nie osłabił, choć mógł – to dowód ambicji. Zmiana trenera przed decydującymi o awansie do kolejnej rundy eliminacji Ligi Europy meczami – także. Mógłby przecież Mioduski zatrzymać Vukovicia i modlić się, by ten okazał się jednak drugim Zinedinem Zidanem. Ale szanse na to są takie, jak na zwycięstwo Legii w Lidze Mistrzów. Dlatego zapadła odważna decyzja o zastąpieniu niedoświadczonego Vuko doświadczonym Czesławem Michniewiczem, który ma jeszcze jeden atut: jest świetnym taktykiem, co udowodnił niedawno ze swoją młodzieżówką ogrywając silną Rosję, a wcześniej w barażach Euro – jeszcze silniejszą Portugalię. I właśnie za to Michniewicza należy cenić: nie sili się na mocarstwowe plany i stawia na skuteczność. A tej Legia potrzebuje jak tlenu. Bo jeśli klubowi nie uda się awansować do grupy LE, to zwolnienie Vuko będzie jak pryszcz przy eboli.
Czy Michniewicz okaże się dla Legii zbawieniem, takim jakim okazał się dla Zagłębia Lubin? Tego nie wie nikt. Ale z Vukoviciem w fotelu trenera nie wydarzyłoby się nic bardziej spektakularnego niż lanie od Górnika, albo odpadnięcie z walki o puchary z klubem z Nikozji. Po trudnych czasach, gdy na ławce Legii zasiadały takie ananasy jak Romeo Jozak, Dean Klafurić czy Ricardo Sa Pinto, stołeczni kibice będą mogli w końcu odetchnąć i powiedzieć: mamy trenera! A w tym przypadku to już naprawdę coś.
Komentarze