Za niespełna dwa tygodnie (30 września) premierę będzie miała książka o Jerzym Brzęczku. Autorką “W grze” jest Małgorzata Domagalik, która wcześniej napisała biografię Jakuba Błaszczykowskiego – “Kuba”. Jej najnowsze dzieło ukaże się nakładem Wydawnictwa W.A.B. Z wielką ciekawością przystąpiłem do lektury. Były momenty i części przewidywalne, ale także unikalne i bardzo interesujące, na które możemy już nieprędko trafić.
Książka, która wywołuje kontrowersje jeszcze przed premierą nie może być jedną z kolejnych. Od początku podchodziłem do niej z pewnym dystansem, ponieważ patrząc na jej bohatera i to, jak jest przedstawiany w materiale promującym ten tytuł, coś mi się gryzło.
Jerzego Brzęczka obserwuję w kontekście, który mnie interesuje, czyli sportowym. Jak wykonuje swoją pracę jako selekcjoner, jak pod jego batutą wygląda drużyna narodowa, czy gra jak z nut, czy fałszuje. No i niestety, po dwóch latach jego pracy mam zdanie, że poza nielicznymi błyskami, gra reprezentacji Polski męczy. Dlatego, kiedy zobaczyłem pierwszą notkę promującą, w której Brzęczek został opisany jako “nowy Kazimierz Górski na nowe czasy”, zareagowałem jak większość kolegów po fachu – zdziwieniem i swego rodzaju oburzeniem. Ale jak? Przecież to profanacja osiągnięć świętej pamięci najwybitniejszego selekcjonera w dziejach polskiej piłki, człowieka, który poza wspaniałymi sukcesami zostawił po sobie spuściznę w postaci prostych w konstrukcji, ale bogatych w znaczenie cytatów, jakie na zawsze zapisały się w słownikach piłkarskich. Był/jest wyrocznią w sprawie futbolu nad Wisłą. Po fali krytyki notkę przeredagowano, ale już przed startem zrobiło się o książce głośno. Pewne nawiązania do trenera Górskiego jednak pozostały, między innymi w rozdziale 23., w którym autorka rozmawia z psychologiem kadry Damianem Salwinem.
Od pierwszych stron miałem poczucie, że Małgorzata Domagalik chce się wytłumaczyć z tego, dlaczego i jak pisze o Jerzym Brzęczku. Od początku wyjaśnia, że jest blisko z rodziną, ale że pojawią się trudne pytania na kartach książki i że Brzęczek jak się na nią złości zmienia ton na “pani”, mimo że normalnie są po imieniu. Mam nieodparte wrażenie, że autorka buduje falochron już na wstępie, udając niezależność. Niestety, to widać i mi to przeszkadza. Z rodziną Brzęczków i Błaszczykowskich zna się od wielu lat, pokazuje, że wkupiła się w ich łaski i swobodnie czuje się w towarzystwie zżytej i fajnie funkcjonującej rodziny, która wiele przeszła. Oni jej ufają, ona nie mogłaby ich skrzywdzić krytycznym obrazem bohatera swojego dzieła. Ale czy ten obraz musi być krytyczny w takiej książce? Gdyby była tylko o ostatnich dwóch latach, o tym jak wygląda kadra prowadzona przez Jerzego Brzęczka, jak oceniają go najbliżsi współpracownicy i zawierała insiderskie materiały z szatni (nie chodzi o podśmiechujki piłkarzy nt. tego, ile razy selekcjoner powiedział “panowie”), wówczas rola adwokata byłaby pewnie o wiele trudniejsza. Spojrzenie jest jednak szersze, domyślam się, że po to, aby tłumaczyć czytelnikowi: “Zobacz, selekcjoner to fajny facet z ugruntowanymi zasadami i mocnym zdaniem. Nie jedź po nim, bo miał trudno w życiu, ma wymagającą, bardzo stresującą pracę, nie tylko jego, ale i całą rodzinę, jest pod ostrzałem niesprawiedliwych mediów żądnych sensacji i krwiopijców w osobach dziennikarzy”. Do tego ostatniego fragmentu jeszcze wrócę, bo z kilkoma rzeczami się nie zgadzam.
Już kilka lat wcześniej Małgorzata Domagalik, opisywała rodzinną tragedię, jaka spotkała Jakuba Błaszczykowskiego. Teraz na dokładkę “W grze” mamy opisany kolejny dramat rodzinny Brzęczków, który ciągnął się latami. Kilka osób ewidentnie gryzie się w język w swoich wspomnieniach, lub kończy w pół zdania, ale ostatecznie jest przekazane wprost, z czym musiał się mierzyć młody Jerzy Brzęczek, jak wyglądało jego dzieciństwo i jak szybko musiał dorosnąć.
Nie czepiałbym się wypowiedzi członków rodziny na temat głównego bohatera “W grze”. To, że nie wypowiadają się na jego temat kontrowersyjnie, tylko chcą go chronić, tłumaczyć przed czytelnikami, najlepiej świadczy o nich. Zgrana rodzina, w której najważniejsze wartości są pielęgnowane, od pani Felicji poczynając, na synach selekcjonera kończąc. Nie wiem, czy to był zamierzony zabieg autorki, ale przy okazji pokazała obraz rodziny po przejściach, w której dewiza bohaterów słynnego dzieła Aleksandra Dumasa jest wyryta w sercach wszystkich członków. Dla mnie nie jest to w żaden sposób nudne i staromodne, a po prostu normalne.
A właśnie, co do nudy. W książce kilka razy pojawiają się, moim zdaniem absurdalne, zarzuty, że media mają problem z Jerzym Brzęczkiem, ponieważ jest nudny, normalny, bez afer na koncie, czyli dla nich nieciekawy. Głupszego zarzutu w stosunku do mediów sportowych nie słyszałem, a rozumiem, że właśnie te były wywoływane do tablicy. Oczywiście zgodziłbym się z tym, jeżeli chodziłoby o media plotkarskie, ale domyślam się, że tych nikt nie bierze na poważnie, a i one nie będą pisały właśnie o takich ludziach, więc sprawa chyba jest zamknięta. Skupiłbym się na mediach sportowych, bo to właśnie te mają swoje naturalne prawo, aby o sporcie i ludziach sportu mówić, pisać, komentować, oceniać, także krytykować. Autorka poświęca wiele miejsca postrzeganiu Jerzego Brzęczka przez media i twierdzi, że jest to nieustanna jazda z selekcjonerem i nieustający hejt. Pytanie, czy nie myli/miesza tego z krytyką, na którą według wielu selekcjoner zasługuje? Z krytyką nie za to, jakim jest mężem, ojcem, synem, bratem, jakim był piłkarzem, ale za to, jakim jest selekcjonerem.
I nie rozumiem zdziwienia, które również pojawia się kilka razy, że po jednym dobrym meczu jest chwalony, a po następnym gorszym ganiony. Media opisują i oceniają to co tu i teraz. Oczywiście patrzą także z szerszej perspektywy, ale jeżeli obraz całości nadal jest niewyraźny, to naturalnie nie będzie zachwytu.
Zupełnie czym innym i niedopuszczalnym jest postawa dziennikarzy, jaką Małgorzata Domagalik przytacza w rozdziale “Notes trenera” pod śródtytułem “SMS-y”. Podobno są dziennikarze, którzy piszą: “trenerze, tak prywatnie to ja trenerowi sekunduję, więc gdyby chciał pan udzielić mi wywiadu, to też mógłbym się jakoś itd”. Jeżeli takie rzeczy faktycznie mają miejsce (bo nie ma wskazanego nadawcy), to ludzie to piszący powinni z miejsca skończyć z zawodem, jaki uważają, że wykonują.
Białym krukiem, czyniącym tę książkę wyjątkową jest wywiad z Jakubem Błaszczykowskim i kilka jego komentarzy, które przewijają się w różnych miejscach. Wiadomo, jaki jest stosunek piłkarza Wisły Kraków do mediów, tutaj też w pewnym momencie tłumaczy, z czego wynika. Widać, że czuje się, że jest niesprawiedliwie traktowany przez dziennikarzy, tak jak jego wujek Jerzy Brzęczek. Właśnie z relacji rodzinnej wzięło się prześmiewcze, bardzo obraźliwe określenie selekcjonera “Wuja”. Co ciekawe, w kontekście powołań dla Błaszczykowskiego z Brzęczkiem rozmawiali Zbigniew Boniek, czy autorka tekstu. Oboje odradzali powołanie pomocnika, choć w różnych momentach. Selekcjoner zrobił jednak inaczej i w tym aspekcie wygrał dla mnie podwójnie, bo zdecydował, że ani prezes, ani dziennikarka nie będą mu ustawiali składu. A to, czy ta decyzja była słuszna, czy Jerzy Brzęczek jest dobrym selekcjonerem, w końcu czy książka jest świetna – każdy kibic/czytelnik oceni sam.
Komentarze