Real Mistrzem ligi hiszpańskiej, ale co dalej z Barceloną? Kto powinien zostać nowym trenerem Messiego i spółki – dla goal.pl analizuje Bartłomiej Rabij.
W sezonie porwanym przez koronowawirus, w sezonie, kiedy nie grają ani ładnie ani porywająco, “blancos” sięgają po mistrzostwo. Albo raczej Barca totalnie się pogubiła i z wyścigu wypadała sama. W zasadzie, wypadła od razu za burtę…
Bartomeu na celowniku mediów i kibiców
Porażka Barcelony u siebie 1:2 z Osasuną w przedostatniej kolejce przypieczętowała sukces Realu. W hiszpańskich mediach (a jest ich wiele) sypnęło analizami. – Kto bardziej zawinił – zastanawiała się stołeczna “Marca “ pokazując twarze prezydenta klubu i trenera, któremu w trakcie sezonu powierzono pracę nad zespołem. Po prezydencie Bartomeu już od jakiegoś czasu kibice i część mediów “jeżdżą” bez opamiętania. Z drugiej strony facet zasłużył na razy jak mało kto.
Wybranie trenera Quique Setiena w trakcie sezonu okazało się porażką, konflikt o pieniądze z zawodnikami w trakcie pandemii, sprzedaż świetnie rokującego Arthura do Juventusu, zakup – dla odmiany – kompletnie nie rokującego, 29-letniego Braithwaite’a…
Jeszcze wcześniej można zmiażdżyć prezydenta za roztrwonienie dorobku Neymara, bo z jego sprzedaży klub nie miał absolutnie żadnego pożytku – niby najdroższy piłkarz świata, ale pieniądze zainwestowano tak dziwacznie, szastano nimi na prawo i lewo, że drużyna nie odniosła z rekordowego transferu żadnych korzyści.
Barca zaczyna się starzeć
Barca nie wygrywa, nie gra pięknie jak kiedyś, no i zaczyna się starzeć. Messi, Pique, Vidal, Suarez mają po 33 lata, Rakitić i Busquets po 32 – kręgosłup drużyny to pełne sukcesów basiory, a drużynie ewidentnie brak oddanych twardzieli i szalonych wilków albo liderów jak Pujol, Dani Alves czy Xavi.
Bartomeu najpierw ściągnął trenera, którego “cules” nie bardzo akceptowali ale “Sport”, “El Mundo Deportivo” stawały na uszach by przekonać, iż posiada on “barcelońskie DNA”. A kiedy po dwóch sezonach i dwóch z rzędu mistrzostwach powinien był się go elegancko pozbyć bo oba podejścia do wygrania Ligi Mistrzów skończyły się absurdalnymi porażkami z Romą i Liverpoolem (czyli jak mając 3:0 zaliczki z pierwszego meczu pozwolić na historyczną remontadę rywalowi), zostawił go na stanowisku chociaż nawet przyjazny klubowi kataloński “Sport” prowadził akcję poszukiwania zastępcy Valverde. Trenera lubił Messi i najważniejsi piłkarze w drużynie, więc został. Po czym został zwolniony w sytuacji, gdy FC Barcelona była liderem w La Lidze i awansowała do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Ale grała nudny futbol…
Pojawił się zatem następny z odpowiednim DNA – Quique Setien. Czy za Setiena było jogo bonito? Śmiem wątpić, w każdym razie wg hiszpańskich dziennikarzy 61-letni trener nie poprowadzi Barcy w rewanżowym meczu przeciwko Napoli. Jego miejsce ma zająć trener z klubowego zaplecza. Znowu ma to być ktoś kto czuje “barcelońskie DNA”. Być może to plotki, nie wiem, ale przesunięcie trenera z rezerw wcale by mnie nie zdziwiło. W końcu ma odpowiednie DNA!
Dajcie spokój z barcelońskim DNA
Za to w Realu Madryt mniej ględzą o DNA i filozofii, więcej za to skupiają się na trofeach. W 2016 roku Real wydarł Barcy Ligę Mistrzów a potem jako pierwszy w historii obronił tytuł, a potem jako pierwszy wygrał rozgrywki trzeci raz z rzędu co spowodowało, że nawet krajowy dublet Valverde nie zjednał mu fanów wśród katalońskich kibiców i działaczy.
Tak się jakoś ciekawie złożyło, że FC Barcelona ciesząca się światową opinią kuźni talentów, opinią zespołu szukającego młodych graczy pasujących do koncepcji gry zaszczepionej kiedyś przez Johana Cryuffa, przegrywa znowu z Realem mających w składzie batalion zdolnych młokosów. Ba, Real szasta, lecz tym razem nie ściąga z rynku największych nazwisk ale największe nastoletnie talenty. Rodrygo, Reinier, Jović, Łunin, Eder Militao – to Real inwestuje w przyszłość a równocześnie zgarnia Barcy sprzed nosa nagrody.
Copa del Rey żaden z hiszpańskich gigantów w tym roku już nie wygra, lecz w Lidze Mistrzów obie drużyny są na tym samym etapie: czeka je rewanż w 1/8 finału. Z tą subtelną różnicą, że Madryt ciągle z Zidanem na ławce, a Barca w ferworze poszukiwań trenera rozumiejącego filozofię grania klubu z Camp Nou.
To katalońskie DNA trochę Barcy bokiem wychodzi. Bo wprawdzie kolejni prezydenci klubu dobierając sobie współpracowników biorą ludzi wychowanych na “Dream Teamie”, ale przecież nie każdy absolwent Harvardu jest genialnym naukowcem, liderem światowej polityki czy niechby prezesem wielkiej spółki notowanej na Wall Street. Bolesna prawda jest taka, że FC Barcelona straciła zęby i pazury. Takich graczy jak Pujol, Iniesta, Daniel Alves czy Xavi nie znajdzie się co okienko transferowe. Takiego trenera jak Guardiola to już na pewno, a jeszcze by gracze i trener pojawili się w tym samym czasie… marzenie każdego prezesa klubu.
Mam tyle lat, że pamiętam kiedy Barca mając w składzie kilkanaście dużych nazwisk światowego futbolu, przez kilka sezonów z rzędu brała baty w lidze i pucharach. Dwóch hiszpańskich trenerów z “barcelońskim DNA” wypadło w tym czasie najgorzej, van Gaal też nie imponował, a trenerem, który jako care taker ratował klub przed blamażem był Serb Radomir Antić, nie mający w swym arsenale zbyt wielu “cryuffowskich” zagrywek.
Barcelona nie gra “na automacie”
W 2020 roku FC Barcelona staje przed podobnym problemem: na ile uparcie iść w wyszukiwanie kolejnych postaci “rozumiejących i realizujących filozofię klubu” a na ile szukać na rynku dobrego, drogiego trenera potrafiącego jeszcze wykrzesać z Messiego i spółki ostatnie tchnienia sportowego geniuszu. Nie od dziś wiemy, że są na tym świecie “znawcy” twierdzący, że Leo “gra sam”, a taki “team jak Barcelona gra na automacie”.
Wystarczy spojrzeć na reprezentację Argentyny i armię znakomitych graczy, którzy stojąc ramię w ramię z Messim nie wygrali czterech kolejnych mundiali, pięciu kolejnych edycji Copa America. Bo klub czy reprezentacja trenera mieć musi, ten musi mieć sztab, a nad wszystkim czuwać powinien kompetentny zarząd.
Słowem, kończąc dzisiejszy wywód, czekam na nowe otwarcie w wykonaniu FC Barcelony. Bo Real udowodnił, że po odejściu Ronaldo potrafił przeprowadzić reset i rozpoczął gruntowną przebudowę. A Barcelona szuka wśród przekonanych kogoś kto przekona jej zawodników, że można jeszcze coś ugrać “na DNA”.
A mnie kojarzy się to trochę ze zmierzchem Milanu po 2008 roku, kiedy zamiast przeprowadzić radykalne zmiany zostawiono wszystko na jeszcze jeden sezon, potem zmieniono tylko trenera, potem znowu aż okazał się, że czerwono-czarni w zasadzie kwalifikują się do rozgrywek legend czy oldbojów, a koszt przebudowy drużyny będzie tak wielki, że lepiej ją sprzedać.
W przypadku Barcy nie wydaje mi się aby zjazdy zapowiadał się aż tak drastyczny, acz trudno sobie wyobrazić renesans drużyny, kiedy jej liderem jest starzejący się już Messi. No, chyba że z nowym sternikiem, Pujolem jako dyrektorem sportowym i Xavim w roli trenera, czyli jedynymi ludźmi w kręgu Barcelony mającymi umocowanie historyczne i sportowe do przeprowadzenia najbardziej radykalnych zmian w składzie bez pazurów i zębów.
(Bartłomiej Rabij)
Komentarze