Kamil Biliński: niektóre sprawy są za bardzo rozdmuchiwane

Kamil Biliński
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Kamil Biliński

– Ciśnienia na awans w klubie nie ma. Z kolei napędzają ten wir eksperci i dziennikarze. Kadrowo bez wątpienia jesteśmy w gronie zespołów, które powinny walczyć o coś więcej. 1. Liga jest jednak bardzo nieprzewidywalna. Przypuszczam, że grając z tym składem, który mamy obecnie w Ekstraklasie, moglibyśmy więcej zrobić. W Fortuna 1. Lidze z kolei nie zawsze zespół, mający przewagę, wygrywa. Patrząc na nasz skład na pewno stać nas na osiągnięcie czegoś fajnego. Liga, w której jednak gramy, rządzi się swoimi prawami i nie zawsze lepszy zespół zwycięża – powiedział napastnik Podbeskidzia Bielsko-Biała – Kamil Biliński.

  • Kamil Biliński ma za sobą indywidualnie bardzo udany sezon, w którym został królem strzelców Fortuna 1. Ligi
  • Doświadczony napastnik w rozmowie z Goal.pl opowiedział między innymi o przykrej dla Górali poprzedniej kampanii, czy powrocie Tomasza Jodłowca po 16 latach do Podbeskidzia
  • 34-latek jednocześnie dał jasno do zrozumienia, że jeśli miałby zdobyć mniej bramek, a zespół wywalczyłby powrót do elity, to brałby takie rozwiązanie w ciemno

Nieudane otwarcie

Jest duże poczucie niedosytu po porażce w inauguracji nowego sezonu Fortuna 1. Ligi z Arką Gdynia?

Zaczynaliśmy rozgrywki ligowe od gry z jednym z pretendentów do walki o najwyższe cele, więc mieliśmy apetyt, aby dobrze zacząć. Niestety się nie udało, a szkoda, bo Arka na pewno w meczu z nami nie była tak dobrze dysponowana, aby wywieźć z naszego stadionu trzy punkty, ale niestety wywiozła. My natomiast mogliśmy zaprezentować się lepiej.

Pierwsza połowa wydawała się dobra w Waszym wykonaniu. Tymczasem po meczu Michał Janota stwierdził krótko, że to była “tragedia”. Pan też jest zdania, że było tak źle?

Myślę, że kontekst jego wypowiedzi był nieco inny. Z drugiej strony uważam, że mecz z Arką nie był dobry w naszym wykonaniu. Rywal nie zawiesił nam wysoko poprzeczki i na pewno był tego dnia do pokonania. W każdym razie my zawiedliśmy. W pierwszej połowie mieliśmy co prawda kilka sytuacji strzeleckich, ale nie była to na pewno świadoma przewaga, którą chcielibyśmy mieć i do czego dążymy. Znając z kolei trenera Ryszarda Tarasiewicza, to po takim meczu jak ten z nami, Arka będzie się nakręcać.

W akcjach marketingowych Podbeskidzia przoduje hasło: “W drodze na szczyt”. Tymczasem plan po spadku zakładał powrót do Ekstraklasy w trzy sezony. Jak jest tak naprawdę?

Ciśnienia na awans w klubie nie ma. Z kolei napędzają ten wir eksperci i dziennikarze. Kadrowo bez wątpienia jesteśmy w gronie zespołów, które powinny walczyć o coś więcej. 1. Liga jest jednak bardzo nieprzewidywalna. Przypuszczam, że grając z tym składem, który mamy obecnie w Ekstraklasie, moglibyśmy więcej zrobić. W Fortuna 1. Lidze z kolei nie zawsze zespół, mający przewagę, wygrywa. Patrząc na nasz skład na pewno stać nas na osiągnięcie czegoś fajnego. Liga, w której jednak gramy, rządzi się swoimi prawami i nie zawsze lepszy zespół zwycięża.

Dwa różne oblicza Górali

W minionym sezonie po rundzie jesiennej Podbeskidzie zajmowało czwarte miejsce w tabeli, co już wtedy rozbudziło apetyty kibiców. Szkoda straconej szansy?

Pamiętam, jak w tamtym momencie wiele osób interesujących się polską piłką przyznało nam ordery. Już wtedy studziłem te emocje. Uważałem, że czwarte miejsce po rundzie, która nie była wybitna w naszym wykonaniu, było polem do bitwy. Potrzebowaliśmy jednak czasu, aby kontynuować tę budowę. Później jednak stworzyła się niepotrzebna presja wokół nas. Zaliczyliśmy jedenaście meczów, w których nie potrafiliśmy odnieść zwycięstwa. Nie było to dzieło przypadku, a efekt oczekiwań, który na nas spadł. Nie poradziliśmy sobie z presją i nie potrafiliśmy piąć się w górę tabeli.

Zobacz także:

Rozumiem, że apelował Pan o spokój po udanej rundzie jesiennej. Z drugiej jednak strony myślę, że pochwały w kierunku Podbeskidzia były uzasadnione, bo drużyna prezentowała się na tyle dobrze, że zaliczył Pan 14 trafień…

Na pewno to był fajny wynik. Tym bardziej że w międzyczasie pauzowałem za czerwoną kartkę, więc nie wszystkie spotkania rozegrałem w całości. Jako zespół nie byliśmy jednak konsekwentni. Dobrze zaczęliśmy, mieliśmy kilka udanych spotkań. Później natomiast przeplataliśmy udane mecze porażkami, więc brakowało w naszych poczynaniach stabilizacji. Mieliśmy wysokie czwarte miejsce po pierwszej części sezonu, to prawda, ale nie można się było nim ekscytować do takiego stopnia, aby narzucić na nas takie ciśnienie, że możemy wszystko, bo wiedzieliśmy, że tak naprawdę byliśmy ze sobą tylko siedem miesięcy. To był za krótki czas, aby po spadku, po którym drużyna została zmieniona w 80 procentach, z powrotem szybko wrócić do Ekstraklasy. Oczywiście walczyliśmy o to, ale spotkania wiosenne mocno nam to utrudniły. Większym niedosytem było z kolei to, że ostatecznie zakończyliśmy rozgrywki ligowe na przykrym dla nas dziewiątym miejscu, którego nikt z nas się nie spodziewał. Czuliśmy, że stać nas na baraże. Tego typu meczami mogliśmy wywalczyć szanse, aby rywalizować o coś do samego końca. Na tym nam zależało.

Niezbędne doświadczenie

Tego lata szeregi Podbeskidzia zasilili między innymi Tomasz Jodłowiec, czy Krzysztof Drzazga, realizując zasadę delikatnej ewolucji kadry, a nie rewolucji. Na popierze, to rozsądne wzmocnienia…

Jasne było, że po solidnej przebudowie drużyny rok temu klub obrał drogę ulepszenia zespołu i wzbogacenia doświadczenia w kadrze. Jednocześnie trener miał otrzymać możliwości do rotacji w składzie. Mamy już pewne rzeczy wypracowane, co ma skutkować tym, że chcemy zaprezentować się lepiej, niż w poprzednim sezonie. Wiem i czuję, że ten zespół na to zasługuje.

Tomasz Jodłowiec po 16 latach wraca do Podbeskidzia. Czy w związku z tym zwyczaje w szatni uległy zmianie?

Zauważyłem, że wiele osób myśli, że Tomek Jodłowiec po przyjściu do Podbeskidzia zaczął zawodników rozstawiać po kątach. Nie wiem, czym to jest spowodowane.

Zobacz także:

Może dlatego, że jest znany z zadziorności, charakteru i nieustępliwości na boisku…

To zawodnik z niezwykłym doświadczeniem, który na boisku jest typem walczaka, ale poza nim to spokojny człowiek. Nigdy nie był typem lidera szatni, który dużo mówi. Zawsze skupiał się bardziej na wykonaniu bardzo dobrze swojej roboty. Jest profesjonalistą i na pewno mamy do niego respekt, bo to 49-krotny reprezentant Polski, mający na swoim koncie wiele trofeów. To jednak osoba spokojna, która podpowiada nam w różnych kwestiach, a my korzystamy z jego bogatego doświadczenia.

Okno transferowe otwarte, a więc…

Pan natomiast ma za sobą sezon, w którym został królem strzelców Fortuna 1. Ligi. Czy to sprawiło, że pojawiły się tego lata oferty z innych klubów?

Docierały do mnie wiadomości, że były jakieś zapytania o mnie. W każdym razie jestem świadomy tego, że dzisiaj jestem zawodnikiem trudnym do wyciągnięcia z Podbeskidzia. Klub ma swoje cele, ja jestem kapitanem zespołu, więc ewentualny transfer byłby trudny do zrealizowania. Zresztą mam jeszcze rok umowy z klubem plus opcję przedłużenia o kolejne 12 miesięcy.

Wiadomo, że Wisła Kraków jest w trakcie poszukiwania nowego napastnika, który zna realia gry w 1. Lidze. Taki kierunek mógłby Pana zainteresować?

Mam ważny kontrakt, więc nie ma sensu poruszać tego typu kwestii. Gdyby coś miało być na rzeczy, to i tak kluby musiałyby się porozumieć. Ja wiem natomiast, że jestem ważną postacią w drużynie, cieszę się z tego i chcę pomagać zespołowi w osiąganiu jak najlepszych wyników.

Jak z kolei ocenia Pan terminarz najbliższych spotkań: łatwy, czy trudny?

Na pewno nie jest dla nas wymarzony. Biorąc pod uwagę naszych pierwszych rywali, to w poprzednim sezonie nie wywalczyliśmy z nimi wielu punktów. Raz zremisowaliśmy z Arką, podobnie z Odrą Opole i GieKSą Katowice. Tymczasem w rywalizacji ze SKRĄ Częstochowa zdobyliśmy cztery punkty, ale musieliśmy na nie mocno zapracować. Każda z wymienionych ekip, jest bardzo niewygodna. Ciężko się z nimi rywalizuje.

Łatwiej będzie z Ruchem, czy Wisłą, które nie zabarykadują bramki, a nastawią się na grę?

Tak może to wyglądać. Z zespołami, które nastawiają się na przeszkadzanie, gra się o wiele trudniej. Takie są jednak realia 1. Ligi, którym trzeba sprostać. Z każdego meczu trzeba wyciągać, jak najwięcej, aby w końcowym rozrachunku nie czuć rozczarowania.

Może nie tiki-taka, ale kontrola nad piłką jak najbardziej

Będą drużyny nastawione na defensywę, a także na ofensywę. Podbeskidzie można zaliczyć do jakich?

Mamy zespół tak skonstruowany, aby prowadzić piłkę i ją szanować. Nasza strategia ma się opierać na wymienności podań. Potencjał w drużynie mamy taki, że musimy otwierać wyniki spotkań. W poprzedniej rundzie tylko dwa razy to nam się udało i ostatecznie wygraliśmy oba mecze. Teraz nowy sezon zaczęliśmy natomiast od tego, że znów pierwsi straciliśmy bramkę i przegraliśmy mecz. To jest jeden z celów zespołu, aby być skuteczniejszym w działaniach ofensywnych, otworzyć wynik i kontrolować grę.

W maju minionego roku głośno było o sprawie związanej ze zniknięciem tabliczek z nazwiskami zagranicznych zawodników zespołu. O co w tym tak naprawdę chodziło?

Czasem niektóre sprawy są za bardzo rozdmuchiwane. O żadnym konflikcie w szatni nie było wówczas mowy, a zrobiła się z tego zażarta dyskusja o byle co. Nie było to coś, co mogłoby budzić niepokój. Po prostu ktoś wypuścił tę wiadomość w eter, chcąc odwrócić temat związany ze spadkiem na inne tory i tyle. Nie ma sensu już do tego wracać, bo i tak od tamtej pory kadra drużyny zmieniła nie do poznania.

Zobacz także:

Dużo mówiło się o tym, że ma powstać nowa baza treningowa Podbeskidzia. Został wykonany jakiś krok w tym kierunku?

Aktualnie trenujemy na obiektach Pasjonata Dankowice. To jest nasza docelowa baza. Jeśli chodzi natomiast to plan budowy nowego ośrodka treningowego, to nic mi na ten temat nie wiadomo. Nic się w tej sprawie nie dzieje, więc pewnie jeszcze trochę czasu minie, gdy coś w tej materii się zmieni.

Gole to tylko dodatek, najważniejsze dobro zespołu

Na koniec proszę jeszcze powiedzieć, czy nakreślił Pan sobie jakieś cele bramkowe na trwający już sezon?

Nie zakładam sobie nigdy nic takiego, bo jestem typem zawodnika, który jest uzależniony od postawy reszty zespołu. Jeśli ten dobrze funkcjonuje, to ja mogę się wykazać. Jeśli drużyna ma kłopot z kreowaniem akcji ofensywnych, to ja także wtedy mam problem. Gdybym jednak miał strzelić mniej goli niż w poprzednim sezonie, a Podbeskidzie wywalczyłoby awans do Ekstraklasy, to ja podpisałbym się po tym obiema rękami.

Czytaj więcej: Dyrektor sportowy GKS-u Katowice: po to się gra, aby móc rywalizować z najlepszymi

Komentarze