Nikt nie chce grać w Lidze Mistrzów. Czwarte miejsce parzy

Son Heung-min & Dejan Kulusevski (Tottenham Hotspur, Premier League)
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Son Heung-min & Dejan Kulusevski (Tottenham Hotspur, Premier League)

Dwa pierwsze miejsca już znamy, trzecie właściwie też. Jeżeli chodzi o spadkowiczów, tu także nie powinniśmy uświadczyć nieprzewidzianych zwrotów akcji. Wszystko rozchodzi się o lokaty numer 4, 5, 6 i 7, które w tej chwili gwarantują udział w pucharach. Oczywiście najwięcej emocji wzbudza pozycja tuż za podium. Dwóch, w porywach do nawet pięciu chętnych. A który z nich najbardziej zasługuje na finisz w top four Premier League? No właśnie chyba nikt.

  • Tottenham, Arsenal, United – te ekipy rozstrzygną między sobą walkę o 4. miejsce
  • Spurs i Kanonierzy wyprzedzają Czerwone Diabły o trzy punkty, jednak chimeryczna dyspozycja każdej z ekip może sprawić, że przed końcem sezonu dojdzie do przetasowań w tabeli
  • Bruno z Premier League to już nie tylko Fernades
  • Bednarek trafia do siatki Arsenalu i wyprzedza Reece’a Jamesa
  • Tytuł “rozczarowanie kolejki” niedługo zmieni nazwę na “Manchester United kolejki”

Nikt nie chce grać w Lidze Mistrzów

Za co kochamy Premier League? Między innymi nieprzewidywalność. Jednak czasami staje się ona nieznośna. O ile w kontekście walki o mistrzostwo absolutnie nie zamierzam narzekać na zaistniałe emocje, o tyle sytuacja tuż za podium niekoniecznie mi się podoba. Czy ktoś w ogóle zamierza zakończyć rozgrywki na 4. miejscu? A może jednak w tym sezonie rozdzielimy tylko trzy pierwsze lokaty, a o kolejnej po prostu zapomnimy?

W grze o pozycję numer cztery pozostaje teoretycznie pięć zespołów. Jednak tylko teoretycznie, ponieważ nie sposób wyobrazić sobie, że Wilki, które aktualnie zajmują 7. miejsce, zdołają odrobić ośmiopunktową stratę do Tottenhamu. Także skuteczna pogoń West Hamu nie wydaje się możliwa – Młoty wywalczyły o trzy oczka więcej od Wolves, ale mają w dorobku jeden mecz więcej. Na dodatek obie ekipy raczej niespecjalnie wydają się zainteresowane pościgiem za czołówką. Wolverhampton od pewnego momentu sezonu nie wygląda już na drużynę nadzwyczajnie ambitną, z kolei londyńczycy mają na głowie rywalizację w Europie, więc muszą odpowiednio dysponować siłami.

Manchester nie jest gotowy na top four Premier League

Wobec powyższego została nam trójka zainteresowanych. Tottenham, Arsenal i Manchester United. Żadna z tych ekip nie gra już w pucharach, ani krajowych, ani międzynarodowych. Spurs i Kanonierzy zgromadzili 57 punktów w 32 meczach, natomiast Czerwone Diabły w 33 spotkaniach wywalczyły trzy oczka mniej. Logika, na którą składają się większe i mniejsze problemy United, nakazuje już w tym miejscu zakończyć rozważania na temat ich szans na finisz w top four. Po przegranej z Liverpoolem chyba nawet najbardziej oddani fani klubu z Old Trafford nie są w stanie wyobrazić sobie udziału w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Nie z takimi wynikami, nie z takimi piłkarzami, nie z tym trenerem. Na szczęście już niedługo ma być lepiej.

Derby o niezajęcie 4. miejsca

Wobec powyższego została nam dwójka zainteresowanych. Tottenham i Arsenal idą łeb w łeb, jednak nie zawsze w pozytywnym tego wyrażenia znaczeniu. 31. kolejka, Spurs demolują Newcastle (5:1), The Gunners dostają trójkę od Crystal Palace (0:3). 32. kolejka, ekipa Conte gromi Aston Villę (4:0), Kanonierzy przegrywają z Brightonem (1:2). Kolejka numer 33., Tottenham musi uznać wyższość Mew, Arsenal zalicza wpadkę na St Mary’s (0:1). Gdy już wydawało się, że Harry Kane i spółka zdołają odskoczyć rywalom, zespół prowadzony przez Mikela Artetę wywiózł komplet punktów ze Stamford Bridge.

Wszystko fajnie, są emocje, ale gdzie tu jakaś stabilizacja? Ktoś w ogóle chce to czwarte miejsce, czy raczej niespecjalnie? Obaj przedstawiciele północnej części Londynu nie forsują tempa i tym samym pozwalają United na ciągłą obecność w wyścigu o Ligę Mistrzów. A Manchester wcale tego nie chce, co po meczu z Liverpoolem przyznał Bruno Fernandes. “Liverpool walczy o tytuł. My nie walczymy o nic. Taka jest różnica.” I tak się żyje w tej Premier League.

W sobotę czeka nas starcie Kanonierów z Czerwonymi Diabłami, natomiast 12 maja będziemy świadkami North London derby. Być może już jutro będziemy mądrzejsi, być może na kolejne wieści w sprawie miejsca numer cztery przyjdzie nam poczekać prawie trzy tygodnie.

Wydarzenie “kolejki”: gol Jana Bednarka

Nie jesteśmy najmocniejszą nacją piłkarską, to jasne. Kluby Premier League coraz chętniej spoglądają na przedstawicieli naszego narodu, jednak nadal jakikolwiek zawodnik z kraju nad Wisłą w lidze angielskiej to wydarzenie. A gol to już właściwie święto. Dlatego każde trafienie reprezentanta Polski należy uczcić w odpowiedni sposób. Na przykład ofiarując mu osobny akapit. Jan Bednarek, który tydzień wcześniej wziął udział w blamażu znanym jako 0-6 z Chelsea, zdobył bramkę w starciu z Arsenalem, tym samym zapewniając Świętym zwycięstwo. Obrońca z St Mary’s tym samym stał się najskuteczniejszym Biało-Czerwonym w historii Premier League (siedem bramek) i drugim najskuteczniejszym defensorem tego sezonu w Premier League (cztery gole, Reece James strzelił pięć). God damn, I love being Polak.

Bohater nieoczywisty: Bruno Guimaraes

Niedzielni sympatycy Premier League zapytani o “Bruno”, niemal automatycznie odpowiedzą – Fernandes. No i będą mieli rację, jednak pełni punktów nie zdobędą, ponieważ oprócz Fernandesa jest także Guimaraes. Brazylijczyk gra na Wyspach od lutego, ale do tej pory po prostu tylko istniał w świadomości mniej zaangażowanych kibiców ligi angielskiej. Środkowy pomocnik, w sumie ciekawy transfer, dosyć duże pieniądze, jakieś tam oczekiwania, gol z Southampton. Co więcej? Były zawodnik Lyonu postanowił w dosyć efektowny sposób wbić się do świadomości przeciętnego fana PL. Dwa trafienia i asysta w spotkaniach z Leicester i Crystal Palace to dla gracza z tej strefy boiska wynik godny wyróżnienia. Newcastle, oczywiście jeżeli dokona przemyślanych wzmocnień, w przyszłym sezonie powinno pokusić się o finisz w górnej połowie tabeli. Środkowego pomocnika i trenera już mają.

Rozczarowanie “kolejki”: Manchester United

Swego czasu, czyli po meczu z Liverpoolem, Bruno Fernandes stwierdził, że Manchester nie gra już o nic. Pomijając fakt, iż tymi słowami Portugalczyk rozwścieczył miliony fanów United, w tym mnie, w pojedynku z The Reds Czerwone Diabły naprawdę wyglądały tak, jakby nie grały już kompletnie o nic. Pomijając piłkarskie umiejętności obu ekip, bo te trudno aktualnie porównywać, podopieczni Ralfa Rangnicka nie wykazywali nawet minimalnego poziomu zaangażowania. Tak, można być słabszym sportowo, to normalne. Ktoś jest lepszy, ktoś gorszy, taka kolej rzeczy. Jednak nie sposób zrozumieć podejścia piłkarzy, które wskazuje na brak szacunku do wykonywanej pracy. Wstyd. Żenada. Kompromitacja. Hańba. Frajerstwo. Nie wracajcie do domu. Tytuł “rozczarowanie kolejki” niedługo zmieni nazwę na “Manchester United kolejki”.

Polacy w Premier League

  • Łukasz Fabiański (West Ham) – 90 minut i zero obronionych strzałów starciu z Burnley (1:1)
  • Przemysław Płacheta (Norwich) – pojawił się na boisku w 74. minucie pojedynku z United (3:2)
  • Jakub Moder (Brighton) – kontuzja kolana, Mewy grały z Tottenhamem (1:0) i City (0:3)
  • Jan Bednarek (Southampton) – 90 minut i gol w spotkaniu z Arsenalem (1:0), 90 minut i żółta kartka w potyczce z Burnley (0:2)
  • Mateusz Klich (Leeds) – Pawie “pauzowały”
  • Matty Cash (Aston Villa) – podopieczni Stevena Gerrarda odpoczywali

Komentarze