Niby w pewnym momencie wydawało się, że starcia Lecha z Legią mogą się trochę opatrzeć. Znudzić. Że ciut straciły blasku, bo zapowiadano je jako starcie dwóch najlepszych klubów w Polsce, a Lech nie dojeżdżał. Ale teraz, gdy stoliki zostały zamienione, gdy Lech jest zdecydowanym faworytem, a Legia znajduje się w odwrocie, intrygujących kontekstów jakby tylko przybywa. Lech musi, bo nie może gubić punktów, Legia musi, bo jeszcze po cichu marzy o pucharach. Jak będzie? Zastanawiają się Tetrycy, Jakub Olkiewicz i Leszek Milewski.
- Ten mecz nie może mieć letniej temperatury
- Kownacki: czy to będzie jego mecz?
- Czy ktokolwiek z Legii załapałby się do pierwszego składu Lecha?
- Gdzie są szanse Lecha
Leszek Milewski: Kuba, ten mecz chyba nie potrafi być inny, niż na ostrzu noża. Niby powinien się przejeść. Niby w tym sezonie jedni i drudzy grają o zupełnie inne stawki, a także dysponują inną mocą, innym potencjałem. Ale patrzę i co widzę? Lech musi, bo gra o mistrza i nie może gubić punktów. Legia musi, bo tylko wygrywając w Poznaniu da sobie jeszcze nadzieję na puchary, a pucharowej kasy po prostu potrzebuje. Czyli okoliczności trochę inne, pewnie zmienne są odmienne, ale jest jak było, jest jak zawsze.
Jakub Olkiewicz: Natomiast trudno też nie zauważyć, że jest to swoista zamiana miejsc. Pamiętam sporo takich meczów, z tym najbardziej pamiętnym w ostatnich latach, zakończonym wjazdem na murawę ze strony kibiców Lecha, gdy jedyne cele “Kolejorza” to po pierwsze: uratowanie własnego sezonu oraz po drugie: kij w szprychy największego rywala. Znam to uczucie całkiem nieźle, bo większość drużyn z którymi sympatyzuję pełni rolę underdogów, najdelikatniej rzecz ujmując. Nie jest to może szczyt piłkarskiej chwały, nie jest to pewnie nawet powód do dumy, ale faktycznie: jeśli już mój zespół dołuje, jeśli nie gra o najwyższe cele, to chociaż zepsujmy święto tym drugim.
Dziś to Legia ustawia się w charakterze psa ogrodnika, który sam już na pewno nie weźmie (warszawiacy stracili już nawet matematyczną szansę na obronę tytułu), ale spróbuje uniemożliwić sukces Lechowi. Lech z kolei wskoczył dość zgrabnie w buty Legii, która do tych spotkań przystępowała z reguły w roli wyraźnego faworyta. Pytanie, czy Lech sobie w tych butach poradzi. Tysiąc raz już podkreślaliśmy, że jeśli w Poznaniu jest jakieś DNA, to jego istotnym elementem jest powtarzająca się niemoc w meczach ważnych. Ten sezon pokazuje, że “Kolejorz” zaczyna to przełamywać – potrafił wygrać przy 40 tysiącach widzów w prestiżowym meczu na stulecie, potrafił rozbić w pył Pogoń Szczecin, gdy trzeba było spokojnie dopiąć finał Pucharu Polski, to nie pozwolił Olimpii Grudziądz nawet na przejście przez linię środkową. Jestem diabelnie ciekawy, bo w tym meczu Lech może niejako spuentować ten udany okres pożegnaniem jeszcze jednego spośród swoich demonów. I to w tak ważnym momencie mistrzowskiego wyścigu.
LM: Ja odwołałbym się do futbolowych bogów. Trochę do tego, jak traktowali Lecha w przeszłości. A trochę do ich poczucia humoru, czytaj: skrajnej, zabarwionej niechęcią do wszystkiego, co istnieje złośliwości. Gdyby poszukać scenariusza zgodnego z nimi, to Lech przegrywa. I jest to tak zwany punkt Kapidzicia tego sezonu – punkt bez odwrotu, punkt, po którym wszystko się sypie. Jestem sobie w stanie to wyobrazić, bo futbolowi bogowie uwielbiali w nieodległej przeszłości raczyć kibiców Lecha wszystkim, co złe, a to byłby najbardziej bolesny scenariusz.
Schodząc jednak na ziemię, odżegnując się od ingerencji boskiej, jest tak jak mówisz – Lech przede wszystkim musi zdać test samego siebie. Ja wiem, że trochę przesadzamy z tym mówieniem o charakterze, że nawet to DNA klubowe jest dość efemeryczne, bo na boisko wychodzi konkretna grupa ludzi, która nie musi mieć nic wspólnego z tym, co działo się w Lechu skandalicznie frajerskiego w tym lub tamtym sezonie. Ale to odpędzenie widma Legii wkładającej przydrożny słupek w do tej pory nieźle funkcjonujący trak – no, to miałoby swoją wymowę. Wszystkie argumenty logiczne są po stronie Lecha, czas, by Lech skorzystał z logiki. Zaprzyjaźnienie się z nią na dłuższą metę może mu wyjść na dobre.
JO: Czysta progresja. Najpierw dostajesz sprawdzian “neutralny” – czyli o zupełnie zwykłe 3 punkty w lidze walczysz w wyjątkowej oprawie, jaką bez wątpienia stworzył Poznań podczas obchodów setnych urodzin przy okazji meczu z Jagiellonią. Lech ten sprawdzian zdał bez zarzutu, a sami przecież wraz z kibicami i dziennikarzami z Poznania wspominaliśmy, że momentami już taka presja całej otoczki pętała ludziom z Kolejorza nogi. Następny szczebelek to już wyższa stawka – Stadion Narodowy, który trzeba było sobie wywalczyć we wtorkowe popołudnie na stadionie zlokalizowanym obok bazaru. Lech podszedł do tego tak zimno, tak metodycznie i tak skutecznie, że naprawdę – w niczym nie przypominał Lecha wykładającego się na Kapidżiciach.
Teraz jest ten poziom hard, bo to i wielkie zainteresowanie kibiców, i wyjątkowy rywal, i stawka, która z każdą kolejką, każdym kompletem punktów Pogoni i Rakowa, robi się coraz wyższa – ale w sumie, nie robi się niższa nawet po porażce Pogoni z Wisłą Płock, bo to przecież wielka szansa, którą trzeba wykorzystać. Mam wrażenie, że jeśli Lech tutaj wygra, to zrobi milowy krok od razu w kierunku dubletu, bo przecież tutaj cele lechitów i Rakowa są zbieżne. I tu dochodzimy do tego, co trzeba bardzo mocno podkreślić. Legia ma za sobą bardzo podobny mecz – o uratowanie sezonu, o przedłużenie szansy na grę w pucharach, o udowodnienie, że nadal jest ścisłym krajowym topem. I co? I Raków pokazał, że nie, że to nie jest moment, w którym legioniści są w stanie podjąć rywalizację z jednym z trzech najmocniejszych polskich klubów tego sezonu. Teraz Lech musi “jedynie” potwierdzić, że czołowa trójka odjechała peletonowi i w meczach naprawdę ważnych po prostu ten peleton piłkarsko przewyższa.
LM: W kwestii personaliów – jestem ciekaw, czy znowu zagra van der Hart. Nie powiem, że Bednarek był piątą kolumną Lecha. Ale był dość chimeryczny, czasem świetny, ale czasem też podatny na błędy, jakby zdekoncentrowany. Bramkarza w zespole walczącym o mistrza musi cechować większa stabilność. Jestem też ciekaw, czy szansę w tym meczu od pierwszej minuty dostanie Kownacki. Widać było, że przyjechał trochę zapuszczony, jakby bez luzu, bez pewności siebie, do tego pewne niedobory fizyczne. Ale to się zmienia. Kownacki ma jeszcze siedem meczów także po to, by lepszą formą włączyć się do gry o kadrę – Michniewicz zapowiedział, że na Ligę Narodów powoła szeroką kadrę. Rozmawiał też podobno z Kownackim w Grudziądzu. Dobrym meczem z Legią może wiele udowodnić. Tak samo Kamiński, który może być praktycznie pewny powołania, ale zarazem również Michniewicz wspominał, że mocno obszedł się z Kamykiem koronawirus, co miało wpływ na jego ostatnią formę. Z nieoczywistych typów – było miło Kuba, to chyba ten moment, kiedy przestanie dobrze iść – Ramirez wejdzie z ławki i zrobi coś wartościowego. Co ty na to?
JO: A wiesz, że Jacek Góralski powiedział dla Przeglądu Sportowego, że nie czuje się łamignatem? Nie, to wcale nie jest prawda, że lubię uciekać od trudnych tematów w odstrzelone dygresje, o czym to my pisaliśmy?
Natomiast zupełnie serio: liczę na Amarala, bo tak jak dla całego Lecha ten sezon jest jednym wielkim przełamywaniem barier psychologicznych, tak i Amaral pokazuje w pełni, ile znaczy spokojna głowa, spłacanie wiary pokładanej w zawodniku i cała reszta tych czynników nie do końca związanych jedynie z boiskiem. Trzymam za Portugalczyka kciuki (nie tylko dlatego, że usadził Hiszpana), bo to jest ciekawa, życiowa historia o uporze, determinacji i przetrzymaniu licznych momentów, gdy już naprawdę los korcił, by się poddać. Chciałbym, by Amaral utrzymał formę do samego finiszu, chciałbym, by na ewentualne słabsze dni reagował tak, jak na ławkę w meczu z Jagiellonią. Ramirez wyszedł w pierwszym, do przerwy 0:0, po przerwie zastępuje go Joao, który ładuje gola i dorzuca asystę.
Muszę w tym momencie sięgnąć do obszernej kroniki własnych kompromitacji. Tak, to ja byłem autorem tekstu “w Poznaniu rodzi się coś dużego”, gdy Lech po zdobyciu mistrzostwa Polski ograł Legię 3:1 na stadionie w sercu Wielkopolski. Nie wiem, czy pamiętasz – 40 tysięcy ludzi na trybunach, śmiertelny rywal po drugiej stronie, gole trzech wychowanków, Kędziory, Kamińskiego i Linettego. Na skrzydle jeszcze Kownaś, trenerem… Maciej Skorża. Będzie kręcony remake? Tylko tym razem może z happy endem, bo od momentu tamtego meczu (albo jak wolę myśleć – od tamtego tekstu) Lech już raczej nad Legią górował jedynie w rozliczeniach finansowych i wartości transferów wychodzących…
LM: No cóż, tym razem nie popełniłeś takiego tekstu. Jeszcze. Myślę, że szeroko pojęte środowisko Lecha powinno powoli robić zrzutkę na to, żebyś takiego tekstu nie napisał. Nie chcę nic mówić, ale Ryszard Rybak podobno ma kabrioleta. Jeszcze?
Kuba, zacząłem się zastanawiać. Czy na jakiejkolwiek pozycji w Legii jest ktoś, kto złapałby się do składu Lecha? Czy to aż taka różnica w tym momencie? Wiadomo, że ostatnio w Legii momentami kapitalnie grał Josue – ale czy usadziłbyś go kosztem Amarala? Nawet jeśli, patrząc na aktualną zwyżkę formy Josue, to przecież na przestrzeni sezonu na pewno nie ma szans powiedzieć, że to lepszy piłkarz. Pewnie Czesław Michniewicz znalazłby miejsce dla Wieteski, Jędrzejczyka, a także dla kontuzjowanego Kapustki, ale patrzę, patrzę i no nie wiem. Może Josue grający głębiej, ale no nie wiem. Może Slisz, ale nic pewnego. Jeśli się z takim wnioskiem zgodzić, to nie wiem kiedy ostatnio miała miejsca taka dysproporcja.
JO: Więcej powiem: ja bardzo długo szukałem meczu, w którym Lech byłby takim prawdziwym faworytem, nie na zasadzie miksu “gra u siebie plus niewyraźna forma Legii łączącej ligę z pucharami”. Takim faworytem, jakim była Legia w tym swoim topowym okresie, gdzieś w latach 2013-2018. Nawet gdy Lech robił mistrzostwo – przecież pamiętamy doskonale finał Pucharu Polski, te wypowiedzi Ondreja Dudy, że “Kolejorz wszystkiego do końca nie wygra”. Wydaje mi się, że ostatnio taka dysproporcja to jeszcze czasy Jacka Zielińskiego, bo potem generalnie Legia cały czas była diabelnie mocna, Lech mocny co najwyżej bywał. Teraz? Ładnie powiedziałeś o tym szukaniu dla dowolnego legionisty miejsca w składzie Lecha, ale ja bym poszedł jeszcze pół kroku dalej: który w hierarchii prawych obrońców byłby w Poznaniu Johansson? Za Pereirą i Kędziorą, ale chyba przed Czerwińskim? Pekhart i Lopes byliby do grania jako zmiennicy Ishaka? Ale jeśli obok na ławce siedziałby Kownacki, to kto by wszedł pierwszy na boisko? Jasne, to trochę dobieranie faktów pod tezę, bo taki Paweł Wszołek, zwłaszcza w obecnej formie, pewnie by powalczył o plac, albo był pierwszy do wejścia z ławki. Natomiast różnice na niektórych pozycjach robią kolosalne wrażenie.
No i jest jeszcze ta różnica atmosfery. Lech już pewny pucharów, walczący o dublet, korzystający z boomu na Kolejorza, a przecież to wciąż sezon, który zaczął się od bojkotu kibiców i 4-cyfrowej frekwencji na Cracovii. Od czterech cyfr do czterech dyszek, w sumie ładne na jakiś tytuł o drodze, jaką przebył Lech w ponownym kupowaniu własnych kibiców, przekonywaniu ich, że warto. Legia? Legia w tym tygodniu sprawiła, że puchary w przyszłym sezonie są niemal iluzją. O jej problemach finansowo-organizacyjnych huczy cała Polska, a stan permanentnej personalnej rewolucji też nie pomaga czegokolwiek zbudować. Kurczę, im dłużej myślę, tym mniej znajduję argumentów za choćby równorzędną boiskową walką…
LM: Ja naprawdę zastanawiam się: jakie konsekwencje finansowe miałby dla Legii brak pucharów. To, co mówiliśmy w Tetrykach, moim zdaniem, gdy opadnie boiskowy kurz, gdy skończy się sezon, będzie jednym z najważniejszych pytań: w którym miejscu jest Legia. Bo przez ostatnią dekadę była Legia, potem reszta. Chciał duopolu Lech – nie wyszło, był tylko tym, który najczęściej nawiązywał walkę. Nawet jak Legia przegrywała, to przedstawiano to w tak sensacyjnych barwach, że tylko podkreślało w paradoksalny sposób jej status. A teraz? Teraz może być tylko jednym z kilku klubów w czołówce.
Na te rozważania jeszcze przyjdzie czas. Na teraz zastanawiam się jeszcze gdzie czaić się może największa szansa Legii. I myślę, że w tym, że taki mecz wzbudzi w tych piłkarzach powrót do najlepszej formy. Bo przecież Mladenović w szczytowej formie mógłby być lepszy niż Rebocho czy Douglas. Pekhart strzelający gola za golem – no, pozostaję fanem wszechstronności Ishaka, ale to były król strzelców, nie można lekceważyć. I tak zawodnik po zawodniku, może nie każdy, ale przy wielu można zastosować to prawidło. Ten mecz to też piękna scena dla Josue, by naprawdę, ale to naprawdę coś wyczarować, pokazać, dlaczego grał w kadrze Portugalii i Turcji.
JO: Tak, cały czas trzeba pamiętać, że mimo wszystko Legia nawet w tym sezonie miała mecze wielkie, często z udziałem przynajmniej części spośród zawodników wciąż obecnych w klubie. To jest trochę chwytanie się brzytwy, ale też co legionistom zostało, wynajem kortów? Odwiedziny w najnowocześniejszym centrum treningowym w tej części Europy? Nie chcę tu zresztą przejechać trochę za bandę, ale mieliśmy ten komfort, że zlustrowaliśmy od środka nastroje w Olimpii Grudziądz przed meczem z Lechem w półfinale Pucharu Polski. Oni mieli zdecydowanie mniej przesłanek do optymizmu, a jednak podkreślali:
“To jest mecz” – jak mówił Michał Żyro.
“Football is football, you know” – jak mówił Takesure Chinyama.
Jest 90 minut, jest 22 piłkarzy i przy takim stopniu losowości, jaki jest obecny w futbolu – naprawdę nie ma spotkań z kategorii “nie do przegrania” oraz “nie do wygrania”. Natomiast chciałbym, byśmy powoli stawiali tutaj kropkę, bo im mocniej wyszukujemy aspektów, które działają na korzyść Legii, tym bardziej bym się na miejscu legionistów bał. To prawda, macie przed sobą najostrzejszego nauczyciela w szkole, ostatnie tygodnie spędziliście na leniuchowaniu, a wszystkie ściągi zarekwirował wam na korytarzu wicedyrektor, ale za to macie doskonale natemperowany ołówek, a poza tym być może w teście ABCD uda się trafić poprawną odpowiedź na chybił-trafił. Najdelikatniej rzecz ujmując: takie “pocieszenia” nie są najprzyjemniejsze.
LM: No to stawiajmy. Skoro byliśmy przy “Football is football i “To jest mecz”, powiem jeszcze od siebie, że mecze Lech – Legia rządzą się swoimi prawami, a także niech wygra lepszy.
Jakub Olkiewicz i Leszek Milewski
Komentarze