Klubowe Mistrzostwa Świata za nami. W Abu Dhabi odbył się finał, który na swoją korzyść rozstrzygnęła Chelsea. Londyńczycy pokonali Palmeiras 2:1 po dogrywce. Od rzutów karnych zespół uchronił Kai Havertz, który zapewnił klubowi upragnione trofeum. Dla Chelsea po pierwszy triumf w tych rozgrywkach.
Trudna przeprawa Chelsea
W pierwszej połowie finału Klubowych Mistrzostw Świata Chelsea zdominowała posiadanie piłki. Spotkanie rozgrywane w Zjednoczonych Emiratach Arabskich było jednak wyrównane pod względem liczny strzałów. Po stronie londyńczyków zapisano ich dziesięć. Zawodnicy Palmeiras próbowali zaś pokonać bramkarza londyńczyków ośmiokrotnie. Trudno jednak wskazać uderzenia warte uwagi, gdyż ledwie dwa strzały okazały się celne.
Gra Chelsea nie wyglądała najlepiej. Sprawę tę skomplikowała dodatkowo kontuzja, której przed przerwą doznał Mason Mount. Anglik opuścił boisko w 32. minucie. Jego miejsce zajął Christian Pulisic.
Po zmianie stron od graczy obu klubów mogliśmy oczekiwać poprawy. Tak się jednak nie stało, ponieważ The Blues rzadziej mieli już piłkę przy nodze, a co za tym idzie, stwarzali mniejsze zagrożenie w szesnastce Palmeiras.
Zastrzeżenia do stylu były uzasadnione. Chelsea nie można jednak odebrać tego, że w 55. minucie objęła prowadzenie. Callum Hudson-Odoi zagrał świetnie na głowę Romelu Lukaku, a ten dał swoim kolegom powody do radości. Te dziewięć minut później miał również Raphael Veiga. Brazylijczyk zmylił bramkarza londyńczyków i jak się okazało, zapewnił Palmeiras dogrywkę.
Dodatkowy czas gry zdecydowanie wpłynął na poziom meczu. Zawodnicy byli już zmęczeni i nie mieli sił na akcje ofensywne. Palmeiras chciało doprowadzić do rzutów karnych. Konkursu jedenastek nie było, ale sędzia trzy minuty przed końcem dogrywki wskazał na wapno. Odpowiedzialność na siebie wziął Kai Havertz, który dał Chelsea zwycięstwo 2:1, a co za tym idzie, pierwszy puchar za Klubowe Mistrzostwo Świata w historii The Blues.
Komentarze