– Czuliśmy, że Karol nie dostawał odpowiedniej liczby minut w PAOK-u. Obok oferty z Charlotte była inna, ale pamiętajmy, że musiał ją też zaakceptować klub. A PAOK ją odrzucił – mówi w rozmowie z Goal.pl Mariusz Piekarski, menedżer Karola Świderskiego, z którym porozmawialiśmy o kulisach transferu reprezentanta Polski.
- Karol Świderski dość nieoczekiwanie obrał amerykański kierunek
- powodach takiej decyzji porozmawialiśmy z Mariuszem Piekarskim
- Za Charlotte FC stoi jeden z najbogatszych ludzi na świecie, właściciel majątku większego od choćby Nassera Al-Khelaifiego z Paris Saint-Germain
Inny świat
Wyobraźcie sobie, co byście pomyśleli o klubie, który w ciągu dwóch lat zainwestował około miliarda dolarów, by zaznaczyć swoje miejsce na piłkarskiej mapie. Klubie, który bez mgnienia oka dopina transakcję po słowach: nie mamy stadionu, potrzeba trzystu mln, ale zanim zbudujemy, za rok gry gdzieś indziej będziemy musieli zapłacić 50 mln. Kwoty, o których tu mowa mogą wywołać przyjemne mrowienie u kibica PSG czy Manchesteru City, z tą różnicą, że te kluby dziś wydają pieniądze przede wszystkim na transfery i kontrakty, a nie – jak Charlotte FC – na egzystencję. Do takiego świata trafił właśnie Karol Świderski, który czeka na swój debiut w MLS. Podobnie jak jego zespół.
- Czytaj także: Sprzedane legendy. FC Barcelona nie jest pierwsza i jedyna
- Czytaj także: Poznaliśmy sztab Czesława Michniewicza, brak Dudka i Piszczka
Mariusz Piekarski: inną ofertę PAOK odrzucił
Dlaczego akurat Charlotte FC? Niedawno po Karola dobijała się np. Bologna – pytamy Mariusza Piekarskiego.
Bo przedstawił najkorzystniejszą ofertę. I to była oferta, która sprawiła, że PAOK się nią zainteresował, co wcale nie było takie oczywiste. Żebyśmy mogli negocjować z jakimś klubem, ten musiał się najpierw dogadać z PAOK-iem. Była jeszcze jedna konkretna oferta z innego klubu, którego nazwy nie będę podawał, ale PAOK ją odrzucił. Na rynku nie jest łatwo. Kibic widząc wielomilionowe transfery w Anglii zapomina, w jakich realiach się dziś obracamy. Ile szkód wyrządziła pandemia. Ruch jest skromniejszy, co widać po tym okienku transferowym.
Karol odszedł z PAOK-u, bo nie dostawał tylu minut, ile by go zadowoliło?
Myślę, że tak. Choć te trzy lata spędzone w Salonikach były fajną przygodą. Karol doświadczył zdobycia mistrzostwa i dwóch pucharów. Co było do zdobycia, to zdobył, ale ostatnio tak samo często wchodził z ławki, jak grał w podstawowym składzie. A my chcieliśmy, by był prawdziwym numerem jeden, jeśli chodzi o napastników.
W Charlotte będzie?
Mamy nadzieję. Ale nic nie dostanie za darmo, musi walczyć. Poza tym jestem zdania, że trzeba poznawać świat. Trzy lata w jednym klubie to wystarczający okres. A zmiana niesie za sobą wiele kolejnych doznań. Poznanie nowych ludzi, nowego otoczenia, nowych emocji.
Jak wyglądały negocjacje?
Przez przepisy federacji amerykańskiej byliśmy zobowiązani jedynie do negocjacji z Charlotte. Inne kluby nie mogły się włączyć do momentu, w którym temat by nie upadł. Ale zapytania z innych klubów się pojawiały. My zawsze szukamy najlepszych wyjść, mamy swoje kontakty także w USA, rozmawiamy.
Świderski został pierwszym w historii Charlotte FC designanted player (jednym z trzech zawodników, który w danym klubie może zarabiać powyżej limitu płacowego). Będzie zarabiał jak gwiazda?
Na ten moment prawdopodobnie zarabia najwięcej w klubie, ale nie wiem, kto jeszcze przyjdzie po nim i jaki kontrakt podpisze. Ale chcę podkreślić, że nie w pieniądzach była tu rzecz, a w zadowoleniu Karola. Zagrał już dwa mecze sparingowe, czeka na start sezonu. Czuje się dobrze w drużynie, jesteśmy pozytywnie nastawieni.
Charlotte FC nie jest znanym klubem na piłkarskiej mapie świata.
To dla nich pierwszy sezon w MLS. Za klubem stoi bardzo majętny właściciel, który chce w mieście stworzyć coś bardzo dużego. Podejrzewam, że pierwszy sezon będzie zapoznawczy. Nie chciałbym się wypowiadać, co będzie dalej, jaką klub ma wizję, natomiast z tego, co wiemy, duże pieniądze wróżą duże ambicje.
Obrzydliwie bogaty właściciel
O nowym klubie Karola Świderskiego głośno było na długo przed jego transferem i na jeszcze dłużej przed pierwszym meczem o stawkę, jaki rozegra. Są tacy, którzy twierdzą, że ten klub powstał z niczego, choć bardziej trafne byłoby określenie, że z kaprysu Davida Teppera. To człowiek z pierwszej pięćdziesiątki najbogatszych ludzi w USA, 142. pod tym względem na świecie. Jego majątek szacowany jest na 15,8 mld dolarów i cały czas rośnie. Gdybyśmy chcieli wpisać go wśród miliarderów znanych z piłki – w sumie, dlaczego tego już nie robić? – wyprzedziłby m.in. Romana Abramowicza (Chelsea), czy Nassera Al-Khelaifiego (PSG).
Tepper obecnie stoi na czele wielkiego funduszu hedgingowego. W 2009 roku zarobił około 7 mld dolarów poprzez zakup akcji spółek znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej, w tym Bank of America, w którym udziały wykupił za trzy dolary za akcję. Kilka miesięcy później sprzedał je z ogromnym zyskiem. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że będzie inwestował w sport. W 2018 roku za ponad 2 mld dolarów przejął grający w NFL zespół Carolina Panthers, jednocześnie obiecując, że do Charlotte przyprowadzi także MLS.
W tym wypadku musiał jednak stworzyć drużynę od podstaw. Żeby zapewnić jej miejsce w lidze, wykupił wolny slot za rekordowe 325 mln dolarów. To pieniądze, którymi MLS obraca na polach marketingowych i inwestycyjnych, a przy zwrotach dzieli między kluby. Tego typu transakcje nie są niczym nowym w amerykańskiej lidze, jednak żadna wcześniej nie sięgnęła takich kwot.
– To dlatego, że Charlotte późno złożyło akces do ligi, więc za miejsce musiało zapłacić więcej. A to dopiero początek wydatków – mówi nam Katarzyna Przepiórka z serwisu amerykanskapilka.pl, współautorka Przewodnika Kibica MLS i ekspertka w dziedzinie soccera. – Do tego Tepper musi nabyć zawodników, postawić typowo piłkarski stadion, który będzie kosztował ok. 300 mln dolarów i całą bazę treningową z akademią. Żeby zdać sobie sprawę z jego determinacji i bogactwa, wystarczy dodać, że obecny stadion, na którym Charlotte FC rozegra tylko jeden sezon, został w tym celu przebudowany za 50 mln. Jego cala inwestycja w soccer rozpoczęła się więc od wydania plus minus jednego miliarda dolarów. Na ten moment.
Na dziś nie da się przewidzieć, na jaki wynik sportowy ta inwestycja się przełoży. Transfery nie powalają. Pozyskanie Karola Świderskiego zostało ograne jako wielka transakcja, natomiast na tle innych transferów w MLS jest po prostu jednym z wielu. Nie ma jednak wątpliwości, że mając takie zaplecze finansowe, jakie posiada Charlotte FC, w dłuższej perspektywie czasu można spodziewać się kroków tylko w jednym kierunku.
Przepiórka: – Ja zwróciłabym uwagę jeszcze na jedną rzecz. W przeciwieństwie do klubu Adama Buksy, którego New England Revolution jest traktowany w stosunku do futbolowego New England Patriots nieco po macoszemu, w Charlotte podchodzą do ich gry w MLS znacznie poważniej. Zbudowali ogromną bazę kibiców, którzy jeszcze przed debiutem w lidze spotykają się na losowo wybranej ulicy, by pośpiewać piosenki na cześć klubu.
Liczby to potwierdzają. Prezydent Charlotte FC Nick Kelly niedawno poinformował, że na miesiąc przed inauguracyjnym starciem o punkty sprzedanych zostało 60 tys. biletów. Zresztą całkiem spora grupa przyszła na prezentację Świderskiego. Jeśli Piekarski mówi o szukaniu nowych doznań, to w USA jego piłkarz na pewno ich doświadczy. Znalazł się właśnie w centrum projektu z miliardami dolarów w tle.
Komentarze