Transfer Jesse Lingaarda z Manchesteru United do West Hamu był praktycznie na ostatniej prostej. Operacja nie znalazła jednak pomyślnego zakończenia i pomocnik zmuszony był zostać w Manchesterze, ku swojemu niezadowoleniu. Szczegóły takiej decyzji władz klubu wyjaśnia trener Ralf Rangnick.
- Lingard bardzo chciał odejść z Manchesteru w zimowym okienku transferowym
- Zainteresowane jego pozyskaniem były West Ham i Newcastle
- Włodarze Czerwonych Diabłów zablokowali jednak operację, a Anglik pozostał w klubie
Z niewolnika nie ma pracownika
Lingard od czasu udanego wypożyczenia do West Hamu United nalegał na transfer definitywny. W Manchesterze nie mógł wciąż liczyć na regularną grę, a “Młoty” chciały go u siebie. Zgodę na odejście Anglik uzyskał nawet od trenera Rangnicka. Inne zdanie w tej kwestii mieli jednak działacze klubu, którzy zablokowali operację. Niemiecki szkoleniowiec ujawnił, że zawodnik był bardzo rozczarowany takim obrotem spraw.
– Jesse poprosił o wolne aż do poniedziałku, żeby poukładać sobie to wszystko w głowie – powiedział Rangnick.
– Nie odszedł, ponieważ pojawił się problem z Masonem Greenwoodem. Poza tym klub nie osiągnął porozumienia z żadnym z dwóch mocno zainteresowanych nim zespołów – dodał.
Lingard w tym sezonie wystąpił w 9 meczach w Premier League, jednak nie przełożyło się to nawet na 300 minut spędzonych na boisku. Mimo to udało mu się strzelić w tym czasie dwie bramki. Umowa Anglika wygasa w czerwcu tego roku, a zawodnik zapowiedział już, że nie zamierza jej przedłużać.
Zobacz też: Saul wyjaśnił, dlaczego musiał odejść z Atletico
Komentarze