Do dziś właściwie nie wiadomo, dlaczego Andrij Szewczenko odszedł z reprezentacji Ukrainy po Euro 2020. Po informacji o rozstaniu, którą podzielił się w swoich social mediach, po stronie kibiców było trochę żalu, ale na pewno nie płacz. Przychylne mu wcześniej media zajęły się wbijaniem szpilek. To najlepiej pokazuje, że kadencja Szewczenki to nie tylko blaski – te sugerują wyniki, których nie można mu odmówić – ale też i cienie.
- Andrij Szewczenko jest głównym kandydatem do zastąpienia w reprezentacji Polski Paulo Sousy po jego dezercji
- Przybliżamy nieco kulis pracy legendy ukraińskiej piłki z rodzimą kadrą. Nietrudno zauważyć wspólne cechy jego wizji z wizją Portugalczyka pracującego z Biało-Czerwonymi przez ostatni rok
- Tekst powstał przy współpracy z BuckarooBanzai, użytkownikiem Twittera doskonale znającym realia ukraińskiej piłki. Przy jego tworzeniu bazowałem na naszej rozmowie
Wpisy, które zaszokowały Ukrainę
1 sierpnia 2021 Andrij Szewczenko zamieścił post na swoim Facebooku. Napisał: “Dzisiaj dobiegł końca mój kontrakt z Ukraińskim Związkiem Piłki Nożnej. Spędziłem pięć lat w kadrze narodowej. To była ciężka praca, która pokazała, że potrafimy grać nowoczesny futbol. Jestem wdzięczny prezesowi i komitetowi wykonawczemu związku za możliwość współpracy z reprezentacją. Dziękuję zawodnikom i każdej osobie, która mi pomogła oraz była zaangażowana w ten zespół. Wielkie podziękowania należą się też fanom, za wsparcie oraz krytykę. Razem udało się nam pokazać, że nasza piłka nożna może być konkurencyjna, produktywna i ekscytująca”.
Później na Instagramie dodał jeszcze: “Chciałbym wyrazić swoją głęboką wdzięczność każdemu zawodnikowi reprezentacji Ukrainy, z którym przeszliśmy bardzo piękną i udaną drogę do najlepszej ósemki drużyn w Europie! To było niezapomniane pięć lat mojego życia! Połączył nas wspólny cel i wspólne jego osiąganie! Dziękuję za Wasze wsparcie! Zawsze będę kibicem tej drużyny! Życzę jej samych triumfów z nowym sztabem szkoleniowym”.
W teorii wpis, jakich wiele przy pożegnaniach. Nawet Paulo Sousa po swojej dezercji pokusił się o podobny. Różnica polegała jednak na tym, że tą wiadomością Szewczenko wyprzedził oficjalną komunikację. Ukraina nie żyła tematem wygasającej umowy swojego trenera, bo jej przedłużenie wydawało się naturalne. Nawet jeśli na Euro 2020 nasi wschodni sąsiedzi byli cieniem drużyny z eliminacji, po wielu wstydliwych latach osiągnęli ćwierćfinał. Poza tym do dziś nie wiadomo, dlaczego te posty się w ogóle ukazały. Jaka była prawdziwa geneza rozstania Szewczenki z reprezentacją?
- Czytaj także: Sporting ma się czego obawiać. UEFA zagroziła wyrzuceniem z europejskich pucharów
- Czytaj także: Cudowne dziecko z Brazylii. Real Madryt już zagiął parol
Media po stronie związku
Kibice, którzy od święta oglądają reprezentację faktycznie żałowali, ale to nie był ogromny smutek i ubolewanie. Raczej żal, że człowiek, który dał Ukrainie ćwierćfinał Euro 2020 musi odejść, a żal podsycała dziwna aura tajemnicy, która wytworzyła się wokół sprawy. Nie zgadzało się nic. Termin odejścia – przecież dopiero co był dobry wynik. Sposób ogłoszenia – już ustaliliśmy, że nietypowy.
Po tym wpisie działania związku wyglądały bardziej na instynktowne niż zaplanowane. Prezes piłkarskiej federacji Andrij Pawełko, który – przynajmniej jeszcze wtedy – był przyjacielem Szewczenki, wyznał, że jest zaskoczony, bo twierdził, że był gotowy przyjąć trenera przy negocjacyjnym stole. Dlaczego zatem nie przyjął. Ewidentnie przed opinią publiczną coś zostało zatajone.
Telewizja “Futbol 1, 2, 3”, która w czasie kadencji byłego selekcjonera reprezentacji Ukrainy miała niemal monopol na wywiady z Szewczenką – ten właściwie nikomu nie chciał ich udzielać – stanęła ostatecznie po stronie związku i zaczęła wbijać szpilki legendzie tamtejszej piłki. W odpowiedzi na to Szewczenko zwołał konferencję prasową, na której otwarcie powiedział, że związek przestał się nim interesować, dlatego on – widząc, że kontrakt dobiega końca – podziękował za dotychczasowe lata. Dodał, że nie było żadnych rozmów o przedłużeniu umowy, choć on sam był na to chętny. Tyle, że nie chciał sam się prosić, inicjatywa powinna leżeć po stronie Pawełki.
W kontaktach z mediami to nie pomogło, bo te upierały się przy teorii, że jednak związek wysyłał sygnały do Szewczenki. Większość dziennikarzy uważało, że dobrze, iż ta przygoda się kończy. Że coś się zaczęło psuć, że jest potrzebny nowy bodziec. Na to już Szewa nie reagował, a sprawa umarła śmiercią naturalną.
Strach przed dłuższą metą
Poznanie Andrija Szewczenki-selekcjonera wydaje się dziś być kluczowe dla polskiej strony, by nie dać się zaskoczyć jak w grudniu. Pewne rzeczy z Paulo Sousą go zresztą łączą. Szewczenko nie oglądał meczów ligi ukraińskiej, a przynajmniej nie ze stadionu. Jego obecność na trybunach zawsze była dużym wydarzeniem, więc wątpliwe, by przychodził na nie niezauważony, incognito. Po prostu bywał na nich rzadko. Chciał natomiast pracować z kadrą jak najwięcej w sposób bezpośredni.
Jeśli wsłuchać się w głos ekspertów, Szewczenko w przypadku barażów faktycznie może reprezentacji Polski pomóc. Czasem na tak krótkim dystansie sukces jest możliwy dzięki odpowiednio trafionemu kopowi motywacyjnemu. Natomiast można się obawiać, co będzie dalej. Ze sportowego punktu widzenia Euro 2020 nie było dla Ukrainy udane. Zaraz po losowaniu grup mówiło się, że Ukraina będzie czarnym koniem. Zaszła daleko, do ćwierćfinału, ale w stylu zupełnie nieprzypominającym tego z eliminacji. Drużyna nie bazowała już na swojej sile, a na szczęściu, którego w odpowiednim momencie po prostu nie zabrakło. Pamiętajmy, że po porażce z Austrią (0:1) w trzecim meczu fazy grupowej odpadnięcie z turnieju wydawało się niemal pewne. Pozostałe wyniki ułożyły się jednak tak, że Ukraina wyszła z grupy jako ostatni zespół z awansem w tabeli trzecich miejsc. Z bilansem 1-0-2, czyli identycznym, jaki osiągnął na mundialu w Rosji Adam Nawałka, i jaki – słusznie – został przedstawiony jako kompromitujący.
Piotr, nasz rozmówca kryjący się na Twitterze pod nickiem BuckarooBanzai, wspomina, że okres przygotowawczy do Euro został przez Szewczenkę zepsuty. Reprezentacja zaszyła się w bazie w Charkowie, a żaden inny trener nie dostał przed Euro więcej czasu, od ukraińskiego. Ze strony związku i ligi dostał wszystkie narzędzia, o które prosił. W najbardziej napiętym fragmencie terminarza przełożono nawet kolejkę, by ją na siłę upchnąć w środku tygodnia. Wszystko, by ligę skrócić o tydzień i by Szewczenko mógł dostać kadrę na dłużej. Zgrupowanie rozpoczął z marszu, piłkarze nie mieli czasu na odpoczynek po sezonie.
Skończyło się tym, że przesadził z przygotowaniami i sam był tego świadomy. Dziennikarze, którzy byli bardzo blisko reprezentacji i znali każdy szczegół jej dotyczący, także z rozmów z piłkarzami, mówili wprost o przetrenowaniu. Szewczenko ratował się poprzez dołączenie do sztabu w trakcie turnieju trenerów przygotowania fizycznego Manchesteru City.
Kiedy to się zawaliło
Szewczenko nie awansował na pierwszy turniej, o który walczył, bo w grupie eliminacyjnej do mistrzostw świata zajął miejsce za sensacyjnym zwycięzcą Islandią oraz faworyzowaną Chorwacją. Wielkich pretensji do niego nie było, bo każdy rozumiał, że celem jest zmiana stylu, a na to potrzeba czasu. Szewa zapewnił powiew świeżości preferował kombinacyjną i ofensywną piłkę przy ustawieniu 4-3-3 z niesamowicie mocnym środkiem. Gdy Rusłan Malinowski i Ołeksandr Zinczenko byli w formie, wyglądało to niesamowicie. Poza tym skonsolidował obronę i jedynie miał problem w ataku, który wyraźnie zawodził. Pokłosiem tego były remisy z Kazachstanem i Finlandią na starcie eliminacji MŚ 2022, ale wcześniej w stylu, którego mogliby pozazdrościć najwięksi na kontynencie wygrał przepustkę na Euro 2020.
Jednocześnie Szewczenko nie rezygnował z gry z kontrataku, który wciąż był bardzo groźną bronią, ale pierwszy raz, odkąd Ukraina występuje pod własną flagą, pojawiło się ogólne przeświadczenie, że może też mieć własną inicjatywę.
Psuć się zaczęło w momencie, gdy z planów szydzić zaczęła pandemia. Piłkarze coraz częściej wypadali, a przy licznych i wymuszonych zmianach personalnych gra się posypała. Porażkę jak 1:7 z Francją, gdzie nie było połowy składu, a na ławce nie usiadł nawet rezerwowy bramkarz, można było jeszcze wkalkulować i w tych warunkach raczej nikt nie panikował. Z wyjątkiem samego Szewczenki – przynajmniej takie wrażenie mieli dziennikarze ukraińscy.
Wyniki z Francją i wcześniejsze 0:4 z Hiszpanią sprawiły, że trener zaczął się zachowywać, jakby palił mu się grunt pod nogami. Szukał nowych rozwiązań, mimo że stare wcale nie przestały działać, bo to nie taktyka pokiereszowała grę Ukraińców, a sytuacja kadrowa. Szewczenko w 2021 roku zaczął więc próbować ustawienia z trzema obrońcami, co wyglądało jak eksperymentowanie w kluczowym momencie kadencji. Najgorszym z możliwych. Eliminacje Euro zaczął więc od trzech remisów, później doszło przetrenowanie przed Euro i tak naprawdę Ukraina na turniej poleciała w stanie pożaru.
Dwie różne drużyny
Tak więc mamy Ukrainę z 2019 roku, którą ludzie pokochali i do której meczów zasiadali tłumnie, oraz Ukrainę sprzed Euro, która straciła większość swoich atutów. Siłą tej pierwszej było to, że wygrywała bez względu na okoliczności. Jak grała świetnie – pokonywała 5:0 Serbię albo 2:1 Portugalię. Jak gorzej, i tak zawsze przepchnęła wynik na swoją korzyść. Tak było w Luksemburgu, w którym wcześniej zremisowali Serbowie. Od początku tamtego meczu szło jak po grudzie, ale im było bliżej końca, tym mocniej Ukraina dążyła do zwycięskiej bramki. I strzeliła ją w samej końcówce.
Polska ma zupełnie inne atuty niż Ukraina. Właściwie można powiedzieć, że te drużyny są lustrzanym odbiciem. Ukraina miała problem w ataku, my mamy bardzo mocny. Oni mieli nieprawdopodobnie mocny i kreatywny środek pola, a w Polsce – poza Piotrem Zielińskim – o wielkiej kreatywności trudno mówić.
Trener od dobrego słowa
Szewczenko bardzo korzystał na tym, że dorobił się na Ukrainie statusu ikony. To pomagało mu w motywacji zawodników, był w tym naprawdę dobry. Właściwie przykrywało jego niedoskonałości pod kątem taktyki, którą zajmowali się jego asystenci – głównie Włoch Andrea Maldara.
W czasie kadencji Szewczenki kilku największych gwiazdorów zaczęło narzekać, a atmosfera zaczęła się psuć. Mówiło się o trudnym charakterze Rusłana Malinowskiego, zresztą jeśli spojrzymy na jedną z pierwszych decyzji Ołeksandra Petrakowa, następnego selekcjonera Ukraińców, było nią odsunięcie Malinowskiego. Szewczenko działał inaczej. Raczej gasił pożary i potrafił to robić. Choć gdyby przyłożyć ucho, zdarzało się, że niektórzy piłkarze po cichu mówili, że liczyli z jego strony na coś innego. Być może wynikało to z tego, że Szewczenko sprawdzał na potęgę, powoływał nawet piłkarzy, którzy w powszechnej opinii na powołania nie zasłużyli, ale gdy przyszło co do czego, był przywiązany do tych samych nazwisk piłkarzy grających głównie zagranicą. Nie wszyscy łatwo przyjmowali decyzję, że nadają się gorzej od zgranych kart.
Atmosfera po trzech meczach na Euro była zła. Piłkarze w wywiadach wypowiadali się, jakby już przepraszali za zawalony turniej, gdzieś jedynie w tle zdradzając nadzieję, że szczęśliwym zbiegiem okoliczności uda się awansować z trzeciego miejsca w grupie. To był kryzysowy moment. Insajderzy będący blisko reprezentacji informowali, że grupa jest już lekko rozbita, że powstają ogniska niezadowolenia. Szewczenko jednak dobrze sobie z tym radził, a gdy okazało się, że Ukraina jakimś cudem awansowała do 1/8 finału, później wyszarpała ćwierćfinał kosztem Szwecji. Tu kolejny raz wyszły ponadprzeciętne umiejętności na poziomie mentalnym byłego gwiazdora Chelsea i Milanu.
Jak będzie to wyglądać w Polsce?
Analizując pracę Szewczenki na Ukrainie, można spodziewać się, że w Polsce dałby szansę każdemu, kto pojawiłby się w kontekście rozważań o reprezentacji. To jego znak rozpoznawczy. Inna sprawa, jak wykorzystałby tych zawodników w kluczowych meczach, bo jednak definiowało go też przywiązanie do nazwisk. Na pewno nie byłoby sytuacji jak z Sebastianem Szymańskim, który u Paulo Sousy zagrał jedną połowę, w dodatku nie na swojej pozycji, i został skreślony. Na szansę zapewne mogliby liczyć wyróżniający się piłkarze z Ekstraklasy, ale i starzy wyjadacze, których ostatnio nieco zapomniano. Na Euro 2020 jedną z kluczowych ról w jego zespole odgrywał na skrzydle Andrij Jarmolenko, który – wydawałoby się – był już jedną nogą po drugiej stronie rzeki.
Ryzyko zatrudnienia Andrija Szewczenki, zwłaszcza za pieniądze, o których się mówi, byłoby ogromne. To byłoby bazowanie na przeświadczeniu, że ukraińska legenda wyciągnęła wnioski z pięciu lat pracy w ojczyźnie. Jeśli Cezary Kulesza faktycznie podpisze z Szewczenką kontrakt – a mówimy o długiej umowie, skoro ten trener ma zapewnione wynagrodzenie do 2024 roku w Genui i z w związku z tym z pewnością nie zgodzi się na pracę w Polsce tylko do końca 2022 roku – będzie to znaczyło, że jest w tym przeświadczeniu pewny. I oby skończyło się lepiej niż ostatnio we Włoszech.
Komentarze