W niedzielę, 9 stycznia, rozpocznie się Puchar Narodów Afryki (PNA) rozgrywany w Kamerunie. To wielki sukces, że w dobie omikronu turniej w ogóle się odbędzie. Kolejne duże osiągnięcie to przyjazd – poza kilkoma wyjątkami – najważniejszych afrykańskich zawodników występujących w Europie. I wreszcie trzeci powód do radości dla organizatorów – na trybunach będą mogli zasiąść kibice.
- Puchar Narodów Afryki “zabierze” francuskiemu Metzowi aż 7 zawodników.
- Kameruński rząd ma problemy z separatystami, którzy tuż przed turniejem przeprowadzili w jednym z miast gospodarzy improwizowany wybuch.
- Faworytami numer 1 Pucharu Narodów Afryki są Algierczycy i Senegalczycy.
- Nigeryjczycy nie mogą podczas turnieju skorzystać z 3 kluczowych graczy: Victora Osimhena, Emmanuela Dennisa i Odiona Ighalo.
Zagrają pomimo pandemii
Omikron od niedawna to nie tylko 15. litera greckiego alfabetu, ale także budzące grozę oznaczenie jednego z wariantów COVID-19. O tej szybko rozprzestrzeniającej się i groźnej formie koronawirusa, której ognisko prawdopodobnie wybuchło na południu Afryki, zaczęło być głośno w grudniu ubiegłego roku. Temat szybko stał się numerem 1 w niemal wszystkich mediach informacyjnych, a wraz z nim pojawiły się pogłoski o możliwym odwołaniu Pucharu Narodów Afryki. Przeciwko anulowaniu zawodów mocno oponowali organizatorzy i władze CAF (Afrykańskiej Federacji Piłkarskiej). Byłaby to bowiem dla nich katastrofa nie tylko organizacyjna, ale i wizerunkowa. Przesunięcie też niezbyt wchodziło w grę z powodu bardzo napiętego kalendarza rozgrywek. Zresztą już raz imprezę przekładano, bo pierwotnie miała się odbyć w czerwcu 2021 roku. Koniec końców mistrzostwa odbędą się.
Skrzywiona rywalizacja
Rozegranie turnieju to jedno, a uczestnictwo w nim największych gwiazd to drugie. Jak zawsze przed PNA dyrektorzy, menedżerowie i trenerzy europejskich teamów lamentowali z powodu wyjazdu zawodników na kilka tygodni. Mocno burzyły się zwłaszcza kluby Premier League. Pojawiło się nawet widmo bojkotu mistrzostw Czarnego Lądu. Na szczęście do tego nie doszło, choć ostatecznie Watford nie puścił do Kamerunu swojej gwiazdy, Nigeryjczyka Emmanuela Dennisa.
Klubom jednak trudno się dziwić, że mają opory przed zwalnianiem zawodników na PNA. Wyjazd na mistrzostwa, w przypadku gdy dany piłkarz ze swoją drużyną dochodzi do finału, to ponad miesięczna absencja. Wspomniany Watford broni się przed spadkiem, a Nigeryjczyk strzelił dla swojej ekipy 6 goli w ostatnich 10 meczach.
Widmo, tyle że z Ligue 1, zagląda też w oczy FC Metz. Kasztanowi w czasie Pucharu Narodów Afryki nie będą mogli skorzystać aż 7 zawodników, w tym podstawowego bramkarza czy drugiego najlepszego strzelca. – Puchar Narodów Afryki zabiera nam siedmiu lub ośmiu graczy. To bardzo dużo. Rywalizacja jest skrzywiona. Jak można organizować imprezy międzynarodowe w czasie, gdy gra liga? To nie działa. Nie mam nic przeciwko PNA, to bardzo dobre wydarzenie, ale nie można zabierać tylu graczy z drużyny. I to dotyczy nie tylko nas. Kiedy budowaliśmy nasz skład, turniej miał się odbyć w czerwcu. Ale potem zmieniono termin – powiedział Frederic Antonetti, trener Metz.
Mocno osłabiony jest też chociażby Villarreal (czterech zawodników nieobecnych) czy Liverpool, który na pewien czas stracił trójkę graczy: Mohameda Salaha, Sadio Mane i Naby’ego Keitę.
Radość i juju
Puchar Narodów Afryki niezmiennie budzi spore zainteresowanie na Starym Kontynencie. Nie tylko dlatego, że w Europie żyją miliony osób pochodzenia afrykańskiego, z których duża część mocno identyfikuje się z krajem przodków. Dla osób niezwiązanych etnicznie z Afryką jest to natomiast szansa na odnalezienie osławionego „futbolowego romantyzmu”, egzotyki i kolorytu, którego raczej w Premier League czy Bundeslidze, gdzie wszystko musi być perfekcyjne, nie uświadczymy.
Podczas mistrzostw Afryki nie wszystko jest perfekcyjne. Murawa wyglądająca jakby pasło się na niej stado bawołów czy krzywa bramka – tego raczej nie zobaczymy w Premier League. Jest za to dużo miejsca na emocje, improwizację i czystą radość z futbolu. Do historii przeszły ujęcia ukazujące Gervinho siedzącego na krześle, plecami do tego, co dzieje się na boisku podczas konkursu rzutów karnych czy niecodzienny „taniec” Roberta Muteby Kidiaby.
Swoje miejsce w tym turnieju ma też juju, czyli czarna magia. My, Europejczycy, traktujemy to jako zabobon, ale dla wielu Afrykanów jest to kwestia śmiertelnie poważna. Podczas PNA rozgrywanego w 2000 roku, Kashimawo Laloko, dyrektor techniczny reprezentacji Nigerii, wbiegł na boisko w trakcie meczu swojej drużyny z Senegalem i zabrał przedmiot umieszczony przy słupku bramki rywali (prawdopodobnie był to jakiś talizman). Do tego momentu senegalski golkiper był niepokonany. A już po „interwencji” Laloko Super Orły znalazły na niego sposób dwa razy i one awansowały do kolejnej fazy.
Improwizowany wybuch
Głównym problemem gospodarzy było zapewnienie bezpieczeństwa kibicom oraz piłkarzom podczas turnieju. I mówimy tu nie tylko o maseczki i pozytywne wyniki testów. Od kilku lat anglojęzyczne regiony kraju (południowo-zachodnia część Kamerunu) są targane konfliktem między armią a separatystami. Dlatego rząd wysłał do Limbe, gdzie będą rozgrywane spotkania grupy F (Tunezja, Mali, Mauretania, Gambia), dodatkowe siły, których obecność ma uchronić przed atakiem separatystów. – Wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby zawodnik albo urzędnik CAF, został zabity lub porwany. Doprowadziłoby to do problemów dyplomatycznych. To są rzeczy, których rząd chce uniknąć – powiedział kameruński obrońca praw człowieka Felix Agbor Balla dla africanews.com.
Mimo zwiększonych sił bezpieczeństwa w Limbe 6 stycznia separatyści doprowadzili w mieście do improwizowanego wybuchu. Nikt nie został ranny, ale – jak zapowiedzieli autorzy tego niby-zamachu – jest to „znak ostrzegawczy przed tym, co zamierzają robić podczas Pucharu Narodów Afryki”. Separatyści są bowiem przeciwni temu, by zawody rozgrywano w tej części Kamerunu i najwyraźniej zamierzają aktywnie przeszkadzać w futbolowym święcie.
Puchar Narodów Afryki bez Zimbabwe?
Pozasportowe problemy mają też inni uczestnicy turnieju. Na przykład Malawijskiej Federacji Piłkarskiej (FAM) zabrakło środków, by zorganizować swojej reprezentacji zgrupowanie przed turniejem. Dofinansowania obozu odmówił nawet rząd. Na pomoc przyszli jednak Saudyjczycy, którzy zaprosili Malawijczyków do siebie i pokryli wszystkie koszty ich pobytu.
Jeszcze poważniejsze problemy mają Zimbabweńczycy. Rząd tego kraju zawiesił tamtejszą federację piłkarską (ZIFA). Oficjalnym powodami takiego ruchu była rzekoma niekompetencja działaczy ZIFA oraz brak właściwej reakcji związku na przypadki molestowania kobiet, które są sędziami piłkarskimi. FIFA, która bardzo nie lubi ingerencji politycznych w działalność federacji piłkarskich, dała władzom Zimbabawe czas do 3 stycznia na wycofanie się z decyzji. W innym przypadku The Warriors mieli zostać wyrzuceni z turnieju. Rząd jednak nie uległ presji i zasadzie w momencie publikacji tego tekstu wciąż ważą się losy udziału drużyny w PNA. Gdyby doszło do dyskwalifikacji, ich miejsce może zająć Zambia, którą Zimbabwe wyprzedziło w kwalifikacjach.
Czytaj także: Katastrofa samolotu z zambijskimi piłkarzami.
Grunt to stabilizacja
Wśród największych faworytów PNA wymienia się Algierię (obrońcy tytułu sprzed dwóch lat) oraz Senegal.
Za Lisami Pustyni przemawia kilka aspektów. Zacznijmy od wyników. Nie przegrali od listopada 2018 roku, zdobyli mistrzostwo Afryki, pewnie awansowali na Puchar Narodów Afryki, przeszli do następnej rundy eliminacji do Mistrzostw Świata 2022 i wreszcie wygrali Puchar Państw Arabskich. Algierska piłka reprezentacyjna przeżywa zatem naprawdę dobry okres.
Dobre wyniki sprzyjają stabilności. Udało się zachować trzon drużyny, która 2 lata temu sięgnęła po kontynentalne mistrzostwo. Liderem cały czas jest Riyad Mahrez, któremu nadal dzielnie wtórują Ismael Bennacer, Ramy Bensebaini, Aissa Mandi, Rais M’Bolhi, Bahgdad Bounedjah czy Yacine Brahimi. Nawet stanowisko selekcjonera wciąż piastuje ta sama osoba, czyli Djamel Belmadi.
Do silnych stron Algierczyków należy zaliczyć także… brak zawirowań i większych problemów organizacyjnych. Co prawda, im także nie udało się uniknąć zarażeń COVID-19, ale szczęście w nieszczęściu, że przypadków zachorowań było tylko 3 i nie dotyczyły one liderów. Poza tym nie udało się rozegrać meczu towarzyskiego z Gambią (powodem były przypadki koronawirusa w gambijskiej ekipie). Nie są to jednak zdarzenia, które rozbiłyby Algierczyków.
W Senegalu także panuje stabilizacja. Od 2015 roku selekcjonerski fotel zajmuje Aliou Cisse, który nie może narzekać na brak klasowych zawodników. Nazwiska Sadio Mane, Edouarda Mendy’ego czy Kalidou Koulibaly’ego mówią same za siebie. W dobry nastrój mogą wprawiać go także wyniki – w 2021 roku jego drużyna przegrała tylko 1 spotkanie i to niezbyt ważne, bo w Pucharze COSAFA. W cuglach natomiast wygrała swoją grupę eliminacyjną do Mistrzostw Świata.
Niestety, COVID-19 poważnie zakłócił przygotowania Lwów Terangi do turnieju. Drużyna musiała przełożyć swój przylot do Kamerunu, bo aż u 3 zawodników i 6 członków sztabu szkoleniowego wykryto koronawirusa. Z tego samego powodu nie udało się rozegrać dwóch planowanych sparingów z Rwandą.
Faworyci z drugiego rzędu
Mówiąc o faworytach, należy również wspomnieć o gospodarzach turnieju, Kameruńczykach. Nieposkromione Lwy nie mają aż tak mocnej kadry jak za czasów Samuela Eto’o (obecnie jest prezesem FECAFOOT, czyli kameruńskiej federacji piłkarskiej), ale klasowych graczy im nie brakuje. Mowa szczególnie o bramkarzu Andre Onanie, pomocniku Andre-Franku Zambo Anguissie czy napastnikach Karlu Toko-Ekambim oraz Eriku-Maximie Choupo-Motingu. Jeśli nie dojdzie do konfliktu w kadrze – co niestety zdarzało się nie raz w tej reprezentacji – Kamerun, niesiony dopingiem fanów, może spokojnie dojść do strefy medalowej, a nawet wygrać Puchar Narodów Afryki.
Mimo sporych zawirowań szans nie można odbierać Nigerii. Tuż przed turniejem federacja zwolniła selekcjonera Gernota Rohra, a zastąpiła go Augustine Eguavoenem. Potem z kadry z powodu COVID-19 wypadł znakomity napastnik Victor Osimhen. W dodatku Watford nie puścił na turniej Emmanuela Dennisa, a saudyjski Al-Shabab – Odiona Ighalo. Są za to Kelechi Iheanacho, Samu Chukwueze czy Taiwo Awonyi, którzy niewątpliwie także gole strzelać potrafią.
Nie należy lekceważyć Egipcjan. Nazwiska w kadrze Faraonów, poza jednym, nie powalają. Jednak fakt, że większość z nich gra w niezłej rodzimej lidze, może być atutem. Poza tym to drużyna turniejowa, która nie raz udowadniała, że bez wielkich gwiazd jest w stanie zdobyć mistrzostwo kontynentu. No i oczywiście mają wielkiego Mohameda Salaha.
Aż trudno uwierzyć, że Marokańczycy prawie 46 lat czekają na triumf w Pucharze Narodów Afryki. Czy tym razem uda się powtórzyć osiągnięcie z 1976 roku? Niewykluczone. Lwy Atlasu dysponują wyrównanym składem. Gwiazdą jest prawy obrońca PSG Achraf Hakimi, który znakomicie czuje się w akcjach ofensywnych. Z drugiej strony obrony zobaczymy prawdopodobnie Adama Masinę z Watfordu. Inną ważna postać bloku defensywnego to Romain Saiss z Wolverhampton. Za strzelanie bramek powinien odpowiadać Youssef El-Nesyri, który jednak ostatnio borykał się z kontuzjami. Może zatem w zdobywaniu goli wyręczą go Ayoub El Kaabi, ostatnio przeżywający niezły czas w tureckim Hatayasporze, lub Ryan Mmaee, autor czterech trafień w dwóch ostatnich meczach Maroka w eliminacjach do MŚ.
Oni także mogą namieszać
Wybrzeże Kości Słoniowej to wielka niewiadoma. Słonie odpadły z walki o bilety do Kataru, ale mimo fiaska w kwalifikacjach stanowisko selekcjonera zachował Patrick Beaumelle. Niestety, także przygotowania do PNA nie przebiegły tak, jak sobie by życzył trener. W ostatnim dniu 2021 roku z kadry wypadł mu golkiper Sylvain Gbohouo, którego zawieszono za stosowanie niedozwolonych substancji. Powodem do optymizmu jest natomiast przyjazd największych gwiazd: Sebastiana Hallera, Wilfrieda Zahy, Francka Kessie, Serge’a Auriera czy Erica Bailly’ego. Jeśli Beumelle’owi uda się z nich stworzyć zespół, to WKS może wygrać z każdym w Afryce.
Może nieco na wyrost w trzecim rzędzie faworytów wymieniamy Ghanę. Czarne Gwiazdy to w tej chwili drużyna na dorobku. Wciąż mają starą gwardię w postaci Mubaraka Wakaso, braci Ayew czy Jonathana Mensaha, ale powoli w ich buty powinni zająć 19-letni Kamaldeen Sulemana i 21-letni Mohamed Kudus. Szkoda, że w Kamerunie zabraknie utalentowanego Felixa Afeny-Gyana, który wolał zostać w Europie i trenować z Romą.
Komentarze