Po ponad dwóch miesiącach i siedmiu meczach, Legia Warszawa w końcu wygrała. Zwycięstwo z Jagiellonią Białystok było jednak tym z gatunku “szczęśliwych”.
Legia zdecydowanie przeważała
Pogrążona w kryzysie Legia od pierwszego gwizdka narzuciła swój styl gry. Jagiellonia niewiele mogła zdziałać w pierwszej połowie, o czym najlepiej świadczy statystyka posiadania piłki (35%). Mimo oddania aż ośmiu strzałów na bramkę rywala, gospodarze długo jednak nie potrafili udokumentować swojej przewagi.
Dopiero w doliczonym czasie pierwszej połowy Legia dopięła swego. Po dośrodkowaniu Filipa Mladenovicia, piłkę w polu karnym przedłużył Mahir Emreli, a z bliska Xaviera Dziekońskiego pokonał Matthias Johansson. Chwilę zajęło, zanim arbiter sprawdził na VAR czy Emreli nie był na spalonym, ale gol ostatecznie został uznany.
Odważniejsza Jagiellonia
Pierwszy celny strzał Jaga oddała dopiero w 57. minucie. W polu karnym, mimo asysty trzech obrońców, Michał Żyro zdołał podać do Tarasa Romanczuka. Ten uderzył zza szesnastki, ale dobrze ustawiony był Artur Boruc. W 67. minucie z kolei bramkarza Legii starał się zaskoczyć Fedor Cernych, ale były golkiper reprezentacji Polski także był czujny. W 70. minucie Israel Puerto znalazł w końcu sposób na Boruca. Hiszpan w momencie dośrodkowania Przemysława Mystkowskiego z rzutu wolnego, był jednak na spalonym.
W 89. minucie po rzucie rożnym, znów głową uderzał Puerto. Piłka jednak minimalnie minęła bramkę Legii. W samej końcówce o mały włos, Kacper Skibicki nie trafił do własnej bramki. Jego zbyt mocne podanie głową, wybronił jednak Boruc.
Komentarze