Mirko pracuje w agencji handlowej. Kończy ostatnią służbową rozmowę tego dnia, zamyka laptopa. Trzeba iść na trening, jutro przecież mecz. To samo robią jego koledzy z firmy, z tą różnicą, że oni po godzinach piłkę będą kopać na szkolnym boisku, a on zaraz wsiądzie w samolot i raz zagra na Wembley, innym razem na naszym Narodowym. Nicola, chłopak, który niedawno zaszokował Polskę, nie musi pracować, bo gra nie byle gdzie – w Serie C. A gdyby chciał, mógłby uprawiać jogging w koszulce Jessego Lingarda lub Jana Vertonghena, które dostał od nich samych.
- Przed najbliższym spotkaniem reprezentacji Polski, serwis Goal.pl porozmawiał z dwoma kadrowiczami San Marino, którzy opowiedzieli o życiu piłkarza w tym kraju
- Nicola Nanni, czyli strzelec gola z wrześniowego spotkania, nie kryje, że była to jedna z najpiękniejszych chwil w jego karierze
- Mecz Polski z San Marino już w sobotę o godz. 20:45
Świetne miejsce do życia
San Marino to trzecie najmniejsze państwo w Europie. Gdyby wszystkich obywateli posadzić w sobotę na trybunach w Warszawie, wciąż w sprzedaży byłoby ponad 20 tys. biletów. Życie jest dość przyjemne, bo kraj ma najniższy współczynnik bezrobocia na kontynencie, nikt tam nie słyszał o długu publicznym, a budżet rok po roku notuje nadwyżki i to pomimo faktu, że podatki są niższe niż w otaczających je z każdej strony Włoszech. Nawet w sporcie coś ostatnio drgnęło, bo pięcioosobowa reprezentacja wywalczyła na niedawnych igrzyskach w Tokio trzy medale. Choć to wciąż za mało, by piłkarze stali się faworytem w jakimkolwiek starciu.
– Ale to daje nam nadzieję, że sport w San Marino wykonał krok do przodu i wiarę, że wkrótce będzie dotyczyć to też innych dyscyplin. Miałem wielką satysfakcję śledząc igrzyska – mówi nam Mirko Palazzi, który w kadrze piłkarskiej zagrał kilkadziesiąt spotkań. – Czujemy dumę po Tokio. Ich występ nadał naszemu krajowi prestiżu – dodaje Nicola Nanni.
To Nanni jest tym zawodnikiem, który we wrześniu przejął piłkę po niecelnym podaniu Kamila Piątkowskiego, by po chwili Łukasz Skorupski mógł tylko patrzeć, jak ta wpada do jego siatki.
Piłkarz z laptopem
Mirko Palazzi to jeden z najbardziej doświadczonych piłkarzy w kadrze San Marino. Jest też jedynym zawodnikiem w historii tego państewka, który strzelał bramki w obu odmianach piłki międzynarodowej – klubowej i reprezentacyjnej. Jeszcze kilkanaście lat temu wcale nie było jasne, że będzie mógł grać dla San Marino, bo bardzo restrykcyjna polityka paszportowa republiki sprawiła, że przez niespełnienie kryterium rezydencji w enklawie – jako syn Sanmarinki i Włocha mieszkał w Italii – na jakiś czas stracił obywatelstwo. Ale wszystko wróciło do normy, choć włoskich korzeni się nie wyprze. Kibicuje Milanowi, a spytany o Krzysztofa Piątka mówił, że „bardzo mu się podobał”. Z Polaków z Serie A na pierwszym miejscu stawia jednak Piotra Zielińskiego.
Kiedy Mirko mówi, że koszulkę San Marino zakładał 60 razy, czuć dumę. Choć piłka to wciąż dla niego przede wszystkim hobby.
– Nie utrzymuję się z niej. Na życie zarabiam pracując w agencji handlowej. Mam podzielony dzień – rano telefon i laptop, popołudniu trening. Smart working, czyli elastyczne godziny pracy, pozwalają mi zawsze być dostępnym dla reprezentacji, ale niektórzy nie mają tyle szczęścia. Pracodawcy nie zawsze zgadzają się na kilka dni wolnego dla naszych piłkarzy, więc zdarzają się przypadki, że nie gramy w najsilniejszym składzie. Jesteśmy półzawodowcami świadomymi swojego miejsca w szeregu – opowiada.
Wyjechać jak najszybciej
Historia Nicoli Nanniego jest nieco inna. Jest zawodowcem grającym w trzecioligowym Lucchese, do wypożyczyło go występujące w Serie B Crotone. Jako nastolatek w barwach tej drużyny rozegrał pełne 90 minut przeciwko Sampdorii. Uchodzi za jeden z największych talentów miejscowego calcio. Mimo zaledwie 21 lat na karku, wystąpił już 22 razy w seniorskiej reprezentacji. Nie ma żadnej pracy poza piłką, bo nie potrzebuje.
– Jestem bardzo wdzięczny swojemu agentowi, który objął mnie opieką od najmłodszych lat, co poskutkowało moim transferem do Włoch. Tutaj gra jest zupełnie inna niż w San Marino. Myślę, że dla każdego chłopaka z mojego kraju, który myśli o karierze piłkarskiej, najważniejszym celem powinien być wyjazd w jak najmłodszym wieku. Inaczej nie pogodzi się piłki z pracą, zwłaszcza, że pracodawcy różnie do tego podchodzą, a mecze często zdarzają się w środku tygodnia.
Najczęściej przegrane.
Nanni: – Pewne porażki są trudne do strawienia, ale za każdym razem, gdy wychodzimy na boisko, podstawowy cel jest jeden: zrobić to z podniesioną głową i dać z siebie wszystko.
Trzy grosze dorzuca Palazzi: – Przegrane nie sprawiają, że mam ochotę wszystko rzucić w cholerę. Jestem bardzo przywiązany do reprezentacji i postawiłem sobie za cel wygranie przynajmniej jednego meczu. To się wciąż nie zdarzyło, więc może to ta rzecz, przez którą wciąż nie zrezygnowałem? (śmiech).
Chwile nie do opisania
Kiedy tuż po przerwie piłka wpadła do polskiej bramki, Nicola Nanni wyglądał na zszokowanego. Jasne było, że sanmarińskie social media za chwilę zwariują, a gol będzie historyczny – jak każdy, którego zdobyła jego drużyna. I którą zdobędzie. Czas na moment się zatrzymał, choć paradoksalnie koledzy z gratulacjami biegli sprintem.
Nanni: – Powtórkę tego gola widziałem wiele razy. Jestem niesamowicie przywiązany do tej chwili, zwłaszcza, że to moja pierwsza bramka w reprezentacji. Bardzo wiele dla mnie znaczy. Codziennie pracuję, by być jeszcze lepszym piłkarzem. Takie chwile są więc nie do opisania. Tak naprawdę trudno mi uwierzyć, że to naprawdę się zdarzyło. Jesteśmy świadomi, jak mocne drużyny z nami grają, często – jak Polska – regularnie kwalifikujące się do wielkich turniejów, więc za każdym razem pokonanie ich bramkarza jest naszym marzeniem.
Palazzi: – W moim przypadku to nawet już drugi raz, gdy Polacy z nami tracą bramkę. Doskonale pamiętam trafienie w 2013 roku, gdy Alessandro Della Valle pięknie uderzył głową, a Boruc nie miał szans. Oby tylko zdarzało się to częściej…
Nanni: – Ale to nie jest tak, że jak San Marino strzeli gola, to robimy z tej okazji imprezę. Satysfakcja jest, wspomnienia również, ale na tym się kończy.
Palazzi: – Nie ma też żartów z rywali czy ich kibiców. Szacunek przede wszystkim. Patrzymy na bramki wyłącznie z naszej perspektywy. Traktujemy je jako sygnał, że warto wychodzić na boisko, by wreszcie kiedyś wygrać ten pierwszy mecz.
Albo by spotkać się ze swoim idolem. Gra w piłkę niesamowicie skraca dystans. Palazzi tuż przed Euro, gdy San Marino grało towarzysko z Włochami, uciął sobie sympatyczną pogawędkę z Giorgio Chiellinim. Nanni porozmawiał z Romelu Lukaku, który jest dla niego wzorem napastnika. Koszulki? Oczywiście. Mirko ma swój mały rytuał i prosi o wymianę zawodnika, za którego odpowiada w czasie gry. W ten sposób zebrał trofea m.in. od Kyle’a Walkera, Thomasa Meuniera czy Andrija Jarmołenki. Nanniemu osobiście wręczyli Lingard i Vertonghen.
Prosty plan
Jaki plan macie plan na sobotni mecz? – pytam.
Mirko Palazzi: – Wejść na boisko, dać z siebie wszystko i powstrzymać polskich napastników.
A co uważacie o reprezentacji Polski?
Palazzi: – Macie bardzo dobrą drużynę. Mam wiele szacunku do Paulo Sousy. Podoba mi się jego pomysł na piłkę nożną i uważam, że jest odpowiednią osobą, aby przenieść reprezentację Polski na wyższy poziom. Materiał jest konkretny – wielu z waszych piłkarzy gra w najlepszych klubach w Europie. Lewandowskiego oczywiście uważam go za jednego z najsilniejszych napastników na świecie.
Nanni: – Zrobił na mnie ogromne wrażenie, gdy graliśmy w San Marino. Nie chodzi tylko o jego umiejętności, ale wpływ, jaki ma na pozostałych polskich piłkarzy. Niesamowity jest sposób, w jaki nakręca waszą reprezentację.
Jaki jest stosunek mieszkańców San Marino do reprezentacji narodowej? Czujecie ich wsparcie, czy są obojętni na wasze występy?
Nanni: – Jest wsparcie. A my jesteśmy bardzo dumni, że możemy ich reprezentować na boisku. Marzę, by kiedyś przełożyło się to na lepsze wyniki, co na pewno by sprawiło, że na trybunach zasiądzie więcej kibiców.
Palazzi: – To byłoby cudowne, choć już teraz na naszych meczach pojawiają się zorganizowane grupy. Ale gdyby tak kiedyś stadion się wypełnił…
A w drugą stronę? Spotykacie się z kpinami?
Palazzi: – Prawdziwą porażką byłoby poddanie się bez wyjścia na boisko. Nie ma powodu, by ktoś z nas kpił, skoro staramy się walczyć z własnymi ograniczeniami.
***
Po rozmowie Mirko podsyła mi grafikę z serwisu „365 Scores”, na której widnieje w „Drużynie tygodnia Ligi Narodów”. Są m.in. Mertens, Lukaku, Werner, N’Golo Kante, Sommer, Dumfries, Acerbi i on. Nawet jeśli niewiele to oznacza, wtedy najmocniej czuje, że to wszystko ma sens. Choć tak naprawdę nigdy nie przestało mieć. Przecież robi to, o czym my kiedyś marzyliśmy.
Komentarze