SerieALL #6. To nie jest liga dla obrońców. We Włoszech trwa ofensywne Eldorado

SSC Napoli
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: SSC Napoli

Opinie o Serie A jako taktycznej lidze, w której liczy się przede wszystkim defensywa wygłaszać może tylko osoba, która wiedzę czerpie z gazet ukazujących się na przełomie XX i XXI wieku. We Włoszech nie tylko strzela się najwięcej goli w Europie, ale i przewaga w tej klasyfikacji nad resztą stawki rośnie. I to pomimo exodusu największych ofensywnych gwiazd.

Zapraszamy na nasz cykl w Goal.pl i na SerieA.pl. Po każdej kolejce włoskiej ligi podsumujemy dla Was wszystkie najważniejsze wydarzenia z minionego weekendu. Żadnych opisów meczów, bo one już były. Luźne uwagi i pomeczowe boki.

To, co się wyrabia w Serie A, jest żywcem wyjęte z najczarniejszego koszmaru Gianniego Brery, włoskiego dziennikarza i autora słynnego hasła: mecz idealny powinien zakończyć się wynikiem 0:0. Dzisiejsza liga włoska to uchodzący za specjalistę od tworzenia brzydkich widowisk Jose Mourinho prowadzący Romę, w której spotkaniach padało kolejno: cztery, cztery, trzy, pięć, jeden, pięć goli. To “La Gazzetta dello Sport” używająca sformułowań “mecz bez taktyki” oraz Juventus – pod niektórymi strzechami wciąż kojarzony z wynikiem 1:0, mimo że od 94 spotkań (licząc wszystkie rozgrywki) nie zanotował takiego wyniku.

Wszystko to wymyka się logice spod kontroli, bo przecież mówimy o rozgrywkach, które przeżyły prawdziwy exodus jeśli chodzi o stratę zawodników ofensywnych. W teorii sprzedanie m.in. Cristiano Ronaldo, Romelu Lukaku, Achrafa Hakimiego czy Papu Gomeza gdzieś poza granice Italii powinno wpłynąć na przykręcenie kurka z bramkami, a dzieje się coś zupełnie innego. W poprzednim sezonie liga włoska dostarczała średnio 3,06 gola na mecz i była pod tym względem najlepsza w pięciu czołowych ligach Europy. Jedynie Bundesliga potrafiła rzucić jej wyzwanie i przegrać minimalnie – 0,03 bramki na spotkanie. Dziś włoska średnia przebija szklane sufity (3,23 po sześciu kolejkach), podczas gdy niemiecka wciąż jest druga, ale spadła poniżej 3,00 (aktualnie 2,98). W zakończonej w poniedziałek kolejce szaleństwo rozkręciło się na dobre. W dziesięciu meczach padło 35 goli (3,5 na mecz) i to pomimo dwóch gier zakończonych skromnym 1:0. To wszystko w czasach, gdy kojarzącej się z ofensywnym potencjałem La Lidze strzela się 2,38 bramki na spotkanie, co w praktyce oznacza, że przeciętnie w każdym meczu hiszpańskiej ekstraklasy pada o jeden gol mniej niż na Półwyspie Apenińskim.

Przy tych wszystkich ofensywnych fajerwerkach zaskakiwać może zmiana frontu w Atalancie. W dwóch ostatnich sezonach żaden inny klub nie gwarantował tylu goli w meczu, co La Dea (w 2019/20 w 38 meczach klubu z Bergamo padło… 146 bramek, czyli blisko cztery na spotkanie), podczas gdy obecnie w tej klasyfikacji drużyna Gasperiniego jest 19. i pod względem atrakcyjności wyprzedza jedynie Sassuolo. To efekt szukania większej równowagi między atakiem, a obroną, o czym Gasp mówił już rok temu, a teraz wprowadził w życie. Na przeciwległym froncie znalazł się Inter, natomiast najbardziej wyważony zespół ma Napoli, które strzela dużo i prawie w ogóle nie traci. O źródłach ostatnich sukcesów Luciano Spallettiego pisze “LGdS”.

“Sześć zwycięstw w sześciu meczach. Napoli jest na szczycie tabeli i patrzy na wszystkich z góry. Dzięki Victorowi Osimhenowi po raz kolejny Azzuri okazali się nie do zatrzymania, ale nie zapominajmy, że oni od trzech meczów nie stracili gola. Nie ma przypadku, że David Ospina przeciwko Cagliari nawet nie musiał brudzić rękawiczek. Kalidou Koulibaly wreszcie przypomniał sobie o momentach chwały z przeszłości, a objawieniem jest Amir Rrachmani. Odkąd Spalletti postawił na obrońcę z Kosowa, Napoli nie straciło już gola. Rrachmani zastąpił Manolasa, który w wielu sytuacjach wydawał się niepewny, a przez jego indywidualny błąd kilka tygodni temu Juventus objął prowadzenie. Do tego trener Napoli dołożył Franka Anguissę w środku pola, który perfekcyjnie pokrywa tę strefę boiska, przez którą do tej pory rywale Napoli przedzierali się bez większego trudu. Kameruńczyk gwarantuje siłę i jakość, a do tego tworzy przestrzeń dla Koulibaly’ego, który częściej może przedzierać się do przodu”.

Ekipa Spallettiego wygląda świeżo i w przeciwieństwie do największych rywali, europejskie puchary może traktować nieco ulgowo. Wiele wskazuje na to, że znane powiedzenie o tym, co Napoli zrobi z kuponem u bukmachera może w tym roku stać się nieaktualne.

Cały tekst na SerieA.pl

Komentarze